Rozdział 15

       

Cały dzień chodziła mi po głowie sprawa brata. Teraz nie mogę zasnąć bo martwię się, czy jest bezpieczny. A skąd pewność, że nikt teraz właśnie po cichu go nie zabija? Przecież ja nie słyszę co się dzieje w jego pokoju. Doceniałam to od przyjazdu Amber, ale teraz...

Podniosłam się z łóżka i ruszyłam na dół do kuchni. Gdzieś, gdzie mogłam napić się ciepłej herbatki. Nie zapalałam światła. Oczy przyzwyczaiły się do ciemności i mogę przysiąc, że widzę więcej niż przeciętny człowiek w mojej sytuacji. Mimo to wpadłam na mojego pluszowego miśka i gitare... misiek posłużył mi dziś za zabawkę w lisiej formie... gitare przewaliłam przy okazji co nie zmienia faktu, że ona wręcz błagała o to bym wróciła do grania po długiej nie obecności.

Tęskniłam za tym. Sama nie wiem kiedy tak bardzo odtrąciłam moją muzyczną pasje od życia. Zalałam herbatę obiecując sobie w duchu, że musze przestać to zaniedbywać.

Gorący kubek wzięłam ze sobą do salonu i ostrożnie odłożyłam na stoliku siadając przy nim na fotelu. Zarzuciłam nogi na ramę i westchnęłam przyglądając się mojemu tatuażowi na prawej kostce. Ciągnął się teraz do połowy łydki. Ciemne wijące się gałęzie miały rosnąć wraz z moją umiejętnością przemian. Tylko co jeszcze mogłam udoskonalić jak nie odkrycie własnej formy? Czemu tatuaż nie jest kompletny?

- Melody?

Podniosłam wzrok na szczupłą dziewczynę przez chwile starając się zrozumieć kto stoi przede mną. Ściągnęłam nogi i usiadłam po turecku zakrywając tatuaż poduszką.

Po ciemku to po ciemku. Jak już się zorientowałam minęło kilkanaście sekund. A i tak bardzo pomogła mi umiejetność słuchu i węchu.

- CO ty tu robisz o tak późnej porze?

Amber. Jej postura była inna. Jakby bardziej zmęczona, ociężała mimo lekkiej sylwetki. Ruszyła w moją strone siadając cicho na kanapie obok. Nie zauwazylam na początku ale gdy podchodziła mogłam wyraźnie zobaczyc jak błądzi wzrokiem dookoła, mogę się założyć ze pytała sama siebie co tutaj robi.

- Cześć Amber. Nie mogłam spać.

Dziewczyna pokiwała lekko głową wzdychając, jakby dobrze znała ten problem. Jej oczy błyszczały delikatnie mimo ciemnego pomieszczenia. Cera teraz już nie pokryta tapetą była lekko ciemniejsza. A może to wina światła... którego nie ma. Ale rysy twarzy i szeroko otwarte oczy w połączeniu z naturalnie drobnymi ustami wyglądały...

- Wybacz, że ci to powiem. Ale bez makijażu wyglądasz przepięknie.

Zamurowało ją, wątpiła w moje słowa, w końcu z jej perspektywy nic nie widzę. Uśmiechnęłam się więc i czując jak dociera do mnie zapach jej zmęczenia i stresu podałam jej kubek ciepłej ale nie gorącej już herbaty, którą zrobiłam dla siebie.

- Dziękuję.

Wzięła ode mnie naczynie i cicho upiła odrobine po czym oparła się o oparcie kanapy i westchnęła. Z Jeremim ciężko się rozmawiało. Może z Amber będzie łatwiej...?

- Wszystko gra?

Nie mogłam uwierzyć, że to od niej wyszło to pytanie.

- A obchodzi cie to?

Dziewczyna nagle jakby wróciła do normalniejszego wyrazu twarzy i wzruszyła ramionami. Tak teraz to jest Amber.

- Mnie nie. Ale Jeremi coś ostatnio gada...

Posmutniałam. Wie kobieta jak zagadać. No nic, wykorzystajmy to.

- Właśnie widzisz u mnie jest na odwrót. To ja martwię się o Jeremiego. Mówił ci może czego tak bardzo się obawia?

I czar prysł. Szybko odstawiła mój, swój kubek z do połowy wypitym napojem i wstając ruszyła do wyjścia.

- Jest już trzecia. Lepiej idź spać bo nie zdążysz do szkoły. I nie mieszaj się w sprawy dorosłych.

Może głos był pewny siebie. Może gdzieś tam wiedziałam, że mówi serio. Ale nos mówił mi jasno co czuje. Czuje się winna. Czyżby miała coś wspólnego ze śmiercią wilkołaka?

+++

Nad ranem nie zadzwonił mi budzik. Rodzice wychodzili do pracy na piątą, więc nie było też komu mnie obudzić. Jeremi oczywiście na to nie wpadł. Amanda z reszta też. Skończyło się na tym, że zaspałam. Cholernie zaspałam. Ale to nie przyprawiło mnie o wyrzuty sumienia.

Najnormalniej w świecie zrobiłam sobie śniadanie i poszłam przed telewizor.

- Siostra nie powinnaś być w szkole przypadkiem?

Dokończyłam przeżuwać chleb z szynką i majonezem po czym wzruszyłam ramionami.

- Powinnam. Jakieś trzy godziny temu. Ale zaspałam i robię sobie wagary.

Amanda stanęła w drzwiach przyglądając mi się w zaciekawieniu tym stałym wzrokiem owiniętym tuszem i kredką do oczu co zawsze. A może ta nocna, krótka wymiana zdań była tylko snem?

- Aż prosisz się by zadzwonić do rodziców.

Uśmiechnęłam się lekko w stronę telewizora gdzie jakaś miła pani właśnie opowiadała o wydarzeniach sportowych.

- Wybacz braciszku. Ale wczoraj dostałam ważną lekcje. Widzisz nie powinnam mieszać się w sprawy dorosłych. Więc po co iść do szkoły? Zostanę w domu jak prawdziwe dziecko pod czyjąś opieką i nigdy nie dorosnę. Bo po co?

Oczywiście wcale tak nie myślałam. Ale chciałam dopiec dziewczynie stojącej tuz za plecami mojego braciszka. Zrozumiała. Posłała mordercze spojrzenie i zniknęła w kuchni.

- Co ty wygadujesz?

Odetchnęłam.

- Nic Jeremi. Nie zadzwonił mi budzik, a nie ma sensu wlec się tam na dwie lekcje. Więc zostaje w domu.

- I tak mi się to nie podoba.

Utkwił swoje spojrzenie w mojej kanapce i chyba zgłodniał bo oczy mu się zaświeciły. Machnęłam nią teatralnie i z uśmiechem ugryzłam kolejny kęs.

- Boisz się, że odwiedzą cię koledzy z wczoraj?

W powietrzu uniósł się zapach strachu. Cholera, polubiłam ten zapach. Jeremi zacisnął pięści by po chwili je rozluźnić i potrzeć delikatnie dwoma palcami czoło.

- A wiec o to ci chodzi...

Uśmiechnęłam się tryumfalnie. Właśnie tak. O to mi chodzi.

Czekałam. Czekałam aż Jeremi coś powie, zamiast tego zniknął w kuchni jak jego dziewczyna i zabrał ze sobą zapachy, które tak dużo mi mówiły.

Wróciłam więc do oglądania telewizji. Czas zacząć czekanie na wilkołaki.

+++

Czekanie czekaniem, ale skończyły mi się programy w telewizji, na których mogło by być coś ciekawego. Nie bardzo obchodziły mnie sporty, albo programy w stylu Talk show. Siedziałam i czekałam mając nadzieje, że mój braciszek, lub chociaż jego dziewczyna odezwą się do mnie bo teraz siedzą na kanapie i leniwie śledzą moje przeskakiwanie kanałów.

- Wybierz coś w końcu.

- Nie ma nic ciekawego.

- To nie znaczy, że masz latać w te i z powrotem. Mijasz ten program już setny raz Madi.

Wzruszyłam ramionami.

-Jak jesteś taki mądry to idź za mnie do szkoły. Może w końcu dostane jakąś czwórkę.

Amanda wybuchła śmiechem a mój braciszek naskoczył na mnie zabierając mi pilot i wyłączając dekoder.

- Ocho, to żeś wymyślił... teraz nikt nic nie obejrzy panie mądry. Po namyśle, może lepiej nie idz do tej szkoły.

Pokręcił zrezygnowany głową w momencie kiedy usłyszałam telefon. Podniosłam go szybko na wysokość oczu i nacisnęłam zieloną słuchawkę.

- Halo?

-- Madi? Jestes chora? Czemu nie ma cie w szkole?

- Nic mi nie jest Rick. Luzik, zrobiłam sobie wagary bo zaspałam.

Po drugiej stronie zapadła cisza, ale za moimi plecami usłyszałam kolejny śmiech Amber. Dziewczyna ma dziś dziwne poczucie humoru.

-- Ale pamiętasz, że wieczorem mieliśmy się spotkać?

Na chwile zamarłam kumulująć w głowie wydarzenia z wczoraj... Co działo się przed tym jak moje myśli zasłoniły sprawy brata...? No tak! Cholera umówiłam się z chłopakami na spotkanko. Racja...

- Pamiętam.

-- To super. Może skoczymy do mnie? Czad podjedzie po ciebie.

Uśmiechnęłam się lekko.

- Jasne. To do wieczora.

--Cześć Madi.

Rozłączyłam się podnosząc jednocześnie tyłek z kanapy i rzuszyłam do szafki po ciasteczka.

- Randka?

Przeszły mnie ciarki na samo słowo, ale opanowałam je szybko i pokręciłam głową.

- Znajomi chcą pogadać. Tyle.

Zaszeleściłam głośno otwierając ,,Pieguski". Najukochańsze ciastka we wszechświecie! Zerknęłam na towarzyszącą mi parę i wyciągnęłam w ich stronę pudełko.

- Chętni?

- Dobra siostra. W czym rzecz? Bo dłużej nie wytrzymam.

Znowu lekko się uśmiechnęłam.

- Pytam czy chcesz ciasteczko, ale jeśli nie to...

- JA chętnie.

Z mojego gardła wydobył się cichy warkot. Stopy mocniej przyparły do podłogi a wolna od ciastek ręka automatycznie zacisnęła się w pięść. Din.

Jeremi podskoczył podnosząc się szybko nawet nie rejestrując, że wywrócił krzesło. Amanda powstrzymała piśniecie, ale twardo patrzyłam na trójkę wilkołaków szczerzących się teraz do nas jak mysz do sera.

- Dwie dziewczyny? Oj Jeremi chyba czujesz się zbyt pewnie jeśli uważasz, że dwóch nie skrzywdzimy.

Adam i Stefan uśmiechnęli się szerzej. Zobaczyłam ich kły i ledwo powstrzymałam się od ukazania swoich. Dłużysz ale węższych. Lisy nie mają tak mocnych pazurów jak wilki za to mocną szczękę w przedniej części pyska. Wilkowi łatwo połamać żuchwę. I właśnie od niej zacznę jeśli się jeszcze raz spojrzy na mnie w tak obślizgły sposób.

- Dobrze wiesz czego chcemy. Czas minął.

Musiałam jak najszybciej skontaktować się z Tedem albo Frankiem. Nie wiem czy to mądre czy nie ale zdecydowałam się po prostu to zrobić. Wyciągnęłam telefon i odblokowałam ekran gdzie miałam już ustawione na wiadomościach z trenerem. Ze spokojem zaczęłam pisać esemesa.

- Madi co ty robisz do cholery?

Amanda pierwsza się wyłamała. A myślałam, że zrobią to Din i jego paczka. Wzruszyłam ramionami i kliknęłam wyślij by przedstawienie mogło się odbyć. Teraz tylko zatrzymać ich tu tak długo jak się da.

- Dobra. Skończyłam. Możecie wracać do tego momentu kiedy Din grozi Jeremiemu. Chyba, że chcecie od razu przejść do sceny z wyśmiewaniem się.

No i masz babo placek. Chciałaś przyciągnąć jego uwagę. To żeś przyciągnęła. Din zawarczał gardłowo a jego oczy pojaśniały. Zrobił dwa kroki w moją strone, ale nawet nie drgnęłam. Już nie raz Ted tak robił.

- Próbuj dalej.

Na moje wyzwanie dwa pozostałe wilkołaki dołączyły do „szefa". Jest jeszcze lepiej. Jeremi stanął między nami zasłaniając mnie sobą.

- Melody, nie odzywaj się już lepiej co?

- Ale wtedy nie ma zabawy...

=============================================================================
Nasza bohaterka chyba za bardzo wczuwa się w bycie liskiem hytruskiem.
Udało mi się w sobotę, przepraszam ze tak późno, cały dzień zawalony.
Także dzięki za wszystko i pozdrawiam. KasiaAS

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top