Twenty-seventh Cleaning : Poznałem mamę swojego chłopaka

Za niecałe kilka dni zaczynał się kolejny semestr szkolny. Kageyama napisał do mnie, że chciałby się ze mną spotkać (nie wspomniał nic o randce, więc dopowiedziałem sobie o niej w głowie) u niego na obiedzie. Cieszyłem się z tego jak małe dziecko. Nie widziałem czarnowłosego od zakończenia naszej wycieczki i zaczynałem powoli za nim tęsknić. Mieliśmy spotkać się wcześniej, ale ja oraz on mieliśmy inne plany, które były związane z naszymi rodzinami. Ja niemal cały czas musiałem zajmować się młodszą siostrą, a nie mogłem przecież wyjść z nią na miasto, ponieważ mogła się zgubić (nawet jeśli jest duża). Kageyama za to miał bojowe zadania od rana do wieczora. To mama kazała mu posprzątać pewien nieużywany pokój, to pomóc jej w sadzeniu nowych roślin do ogrodu... Wszechświat naprawdę nie chciał dopuścić do naszego spotkania.

Obaj ustaliliśmy idealną dla nas datę i w ten dzień miałem stawić się w jego domu. Może brzmiało to jak rozkaz, ale nie przeszkadzało mi to. Będąc z rozgrywającym (ponownie) pod tym samym dachem czułem narastające w moim ciele podekscytowanie. Miała to być nasza druga randka, tym razem przeprowadzona w jego domu. Spodziewałem się, co po niej może nastąpić, więc miałem w głowie to, czy Kageyama miał jeszcze rzeczy z poprzedniego razu. Tym razem nie brałem ze sobą stroju. Fakt, że mu się podobał nie znaczy, że cały czas muszę go nosić. Uwiodę go swoją oryginalnością!

Do domu czarnowłosego dotarłem rowerem, tak jak poprzednio. Zostawiłem go w bezpiecznym miejscu przed wejściowymi drzwiami na ganku (bo to chyba był ganek) i radosnym krokiem ruszyłem pod samiuśkie wejście. Zadzwoniłem dzwonkiem, oczekując Kageyamy, ale zamiast niego drzwi otworzyła mi (dość podobna do niego) kobieta.

- Dzień dobry. Jesteś Hinata, prawda? - zapytała mnie, uśmiechając się miło. Wpuściła mnie, mając chyba nadzieję na moją odpowiedź. Skinąłem jej kilka razy głową, myśląc nad odpowiedzią, która nie zdemaskuje mojego zdenerwowania.

- Tak! Miło mi panią poznać!

- Mnie również jest miło. Tobio gra w ogrodzie, chodźmy do niego.

Po zdjęciu butów ruszyłem za (prawdopodobnie) mamą Kageyamy. Zaprowadziła mnie do salonu, przed którym były oszklone drzwi tarasowe. Za nimi zobaczyłem odbijającego piłkę rozgrywającego. Był bardzo skupiony na wykonywanej czynności, nawet nie zauważył kiedy pojawiliśmy się kilka metrów od niego. Zrobił to dopiero po chrząknięciu kobiety. Uśmiechnąłem się w jego stronę, a piłka odbiła się na jego głowie, lecąc w moją stronę. Złapałem ją bez żadnych problemów.

- Twój kolega przyszedł. Nie mówiłeś, że ma takie ładne włosy.

- Mogłaś mnie zawołać, mamo. Nie musiałaś mu otwierać drzwi.

- To żaden problem. Wracam do robienia obiadu, zawołam was, gdy będzie gotowy - mama Kageyamy pożegnała się ze mną wzrokiem i po zniknięciu ja swój zwróciłem na chłopaka stojącego bez butów na trawie. Odłożyłem przyniesioną ze sobą torbę na belki tarasowe i zdejmując skarpetki do niego podszedłem. Na początku naszła mnie myśl, by go pocałować, ale wtedy przypomniałem sobie, że jego rodzicielka może nas zobaczyć. Zrezygnowałem z tego.

- Nie wspominałeś nic o obecności swojej mamy.

- Zaprosiłem cię na obiad, myślałeś, że sam będę go robił? Nie umiem gotować.

- Okej, rozumiem. Myślałem tylko, że zostaniemy sami...

- Po posiłku mama wyjdzie. Do wieczora nikogo nie będzie - zarumieniłem się delikatnie na słowa wyższego. Ten po chwili nakazał mi pójść za sobą, w miejsce gdzie zaczynał się płot oddzielający ich teren od terenu sąsiadów.

Będąc przy kwiatkach zostałem przytulony, co mnie zdziwiło oraz przeraziło (upuściłem przy okazji trzymaną piłkę). Fakt, że mama Tobio może nas zobaczyć nie dawała mi spokoju, ale skoro czarnowłosy to zrobił, musiało to oznaczać, że kobieta nas nie widzi. Oddałem jego uścisk, chcąc poczuć jego usta na swoich. Pary zazwyczaj witają się pocałunkami, czy nam nie wolno teraz tego zrobić? 

Odsunęliśmy się od siebie po dłuższej chwili. Ponownie pochwyciłem w swoje dłonie piłkę Kageyamy, proponując mu ćwiczenie odbiorów na mniejszą skalę (gdybyśmy robili to na przykład w parku byłoby lepiej, bo jest tam więcej miejsca). Zgodził się, wracając na swoje poprzednie miejsce i tam czekając na swoją piłkę, którą ja miałem odbić. 

💮💮💮

Po wielu minutach odbijania (i krzyczenia za zbyt mocne serwy) między sobą, zostaliśmy zawołani przez mamę Tobio na posiłek. Przypominając sobie, że istnieje coś takiego, jak jedzenie, mój brzuch zaczął burczeć, nie mogąc doczekać się tego, co dostanie. Wróciliśmy do domu w oka mgnieniu. Ja zaszedłem jeszcze do toalety, żeby umyć ręce (oraz nogi, ale to już inna historia) pod bieżącą wodą. Nie mogłem wyjść na brudasa przed rodzicem swojego chłopaka.

Po powrocie do mniejszej rodziny Kageyamów, powiedziano mi, że mogę usiąść. Miałem zamiar pomóc, ale widząc, że to syn pomaga matce rozczuliłem się i usiadłem grzecznie czekając na jedzenie. Podziwiałem jednocześnie chodzącego we wszystkie strony Tobio. Wyglądał zabawnie, nie wiedząc w jaki sposób ustawić wielką miskę z mięsem. Wtedy postanowiłem mu pomóc, przez co jego mina się zmieniła na taka, mówiącą, że mam tylko siedzieć i ładnie wyglądać. Po chwili nasza trójka już siedziała przy stole, życząc sobie smacznego. 

- Dziękuje, że zabrałeś moje dzieci ze sobą na wycieczkę. Tobio w wakacje wychodzi jedynie do ogrodu, więc byłam zaskoczona, kiedy zapytał, czy może pojechać z kolegą i siostrą do innego miasta - zaczęła czarnowłosa, patrząc raz na mnie, raz na swojego syna. Siedzieliśmy obok siebie, mając już napchane buzie (chyba wyglądaliśmy jak chomiki).

- To naprawdę żaden kłopot! Pojechaliśmy tam tylko dzięki Miwie!

- Rozumiem. Mimo to nadal dziekuję. Chodzicie z Tobio do tego samego klubu?

- Tak, ale gramy na innych pozycjach.

- Słyszałam o tym. Czasami mój syn mi o tobie opowiada, ekscytuje się przy tym, jakby udomowił jakieś zwierzę - pani Kageyama się zaśmiała, a ja spojrzałem kątem oka na jej syna. Nie odzywał się na to, co mówiła starsza, siedział w milczeniu, będąc zawstydzonym. Ta strona rozgrywającego była urocza. - Dogadujecie się całkiem dobrze, prawda?

- Nawet bardzo!

- Jaka ulga... Od śmierci dziadka, Tobio wydawał mi się taki ponury... Cieszę się, że znalazł przyjaciela, z którym potrafi się dogadać.

Na wieść o śmierci dziadka czarnowłosego zrobiło mi się smutno. Utkwiłem wzrok w misce z ryżem, na której położyłem kawałek mięsa. Po chwili zobaczyłem podawany kawałek brokuła pałeczkami od osoby obok. Ze zdziwieniem spojrzałem na Kageyamę. Jego oczy mówiły, żebym się tym nie przejmował i po prostu jadł. Spróbowałem się uśmiechnąć, ale chyba mi to nie wyszło. Musiałem wyglądać na przybitego, bo potem rozgrywający co jakiś czas dawał mi inne warzywa.

Do końca posiłku jeszcze kilka razy zamieniliśmy między sobą rozmowę, ale nie dotyczyła nieprzyjemnych tematów (czyli takich, dlaczego Tobio mnie dokarmia, skoro sam mogę to zrobić). Gdy pani Kageyama miała wychodzić, ja oraz jej syn odprowadziliśmy ją pod same drzwi. Nie denerwowałem się już jak wcześniej, moim zdaniem mama rozgrywającego była miła i miała niemal taki sam charakter jak Miwa. Chyba wyszło na dobre, że Tobio zachowuje się od nich inaczej.

– Więc... Mama cię nie zanudziła? – zapytał Kageyama, drapiąc się po karku. Zaczęliśmy wracać do salonu, bez konkretnego celu. Zostawiłem tam swoją torbę (przeniosłem ją z podwórka), więc musiałem zobaczyć, czy krasnoludki jej nie ukradły.

– Nie, to było miłe spotkanie. Czy... byłeś smutny po odejściu dziadka?

– Cóż... Tak, to on nauczył mnie grania w siatkówkę.

– Mogę się za niego pomodlić?

Kageyama spojrzał na mnie ze zdziwieniem, jakbym żartował. Po zobaczeniu, iż jestem całkowicie poważny zaczął prowadzić mnie na górę, najpewniej do pokoju, w którym spoczywa jego dziadek. Szedłem za nim w spokoju, zastanawiając się, co powiem zmarłemu członkowi rodziny Tobio.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top