Fourteenth Cleaning : Początek obozu
Rozpakowanie się we wspólnym pokoju, który dostaliśmy było łatwe oraz szybkie. Co prawda ja nie dałem rady, ponieważ nadal odczuwałem skutki podróży lecz moi wspaniali koledzy z drużyny mi w tym pomogli (chociaż, czy położenie mojej torby z rzeczami w kompletnie randomowym miejscu liczy się jako pomoc?) Dzięki temu mogłem niezauważalnie przypatrywać się Kageyamie i cieszyć się naszym obozem.
Kiedy moja sytuacja chorobowa uległa zmianie, nie miałem już najmniejszego problemu z poruszaniem się ze zdwojoną energią. Denerwowałem tym Kageyamę, jak i Tsukishimę, który od naszego ostatniego spotkania nie zmienił do mnie swojego nastawienia. W końcu po kilkunastu minutach byliśmy w stanie spotkać się na boisku z drużyną Nekomy. Fukurodani jeszcze dojeżdżało, prawdopodobnie mieli problemy. Nie miało to znaczenia, dzięki temu jako pierwsi mogliśmy stanąć na boisku! Mogłem zagrać! To jedna z rzeczy, które mnie dzisiaj spotkały (pierwszą jest oczywiście podróż obok Kageyamy).
– Hinata, na pewno dasz radę grać? Rano wymiotowałeś – zagadał do mnie kapitan, dając mi z małym zawahaniem koszulkę z numerem 5, którą miałem na sobie mieć podczas gry. Na razie będziemy ćwiczyć podawania, a dopiero potem rozegrać krótki meczyk.
– Oczywiście, kapitanie! Jestem zdrów, jak ryba!
– Skoro tak mówisz...
– Ja tam wierzę w naszego Shouyou, Daichi! – do naszej rozmowy dołączył się Noya-san, obejmując mnie ramieniem wokół szyi. – Jeśli mówi, że jest zdrowy, to jest! Swoją drogą, czy ryby chorują?
– Naprawdę nie wiem, Nishinoya-san.
Jakąś chwilę na zmianę odbijaliśmy z każdym po kilka piłek, a następnie robiliśmy wślizgi. Kilka razy obtarłem sobie skórę przy łokciach, jednak widząc rozgrzewkę przeciwnej drużyny i ich największego zawodnika, z którego praktycznie leciało jak z kranu, uznałem, że u nas nie jest tak źle. Naprawdę, aż słyszałem jęki jego cierpienia.
Po nadejściu tego wspaniałego czasu, którym jest trzydziestominutowa gra, moje podekscytowanie wzrosło. Od rozpoczęcia gwizdka i minięciu przynajmniej jedenastu minut przebiłem z Kageyamą piłkę trzy razy. Inni również starali się jak mogli zdobywać dla nas punkty, ale i tak wyszło na to, że przegraliśmy różnicą dwóch punktów. Przyjęliśmy z honorem porażkę, dając sobie jako karę wbieganie po górce, która była niedaleko sali gimnastycznej. W między czasie przyjechało Fukurodani, a ja byłem zdziwiony ich kapitanem. Wydawał się... taki fajny!
– Hej, hej, Kageyama – zawołałem go po cichu do siebie, będąc w trakcie dużego zbiorowiska na sali. Trenerzy z trzech drużyn coś ogłaszali, a ja miałem zamiar wykorzystać ta okazję oraz nieuwagę do naszej dwójki, by zapytać czarnowłosego o tą samą rzecz, co ostatnio.
– Co znowu?
– Bo wiesz, ja słyszałem, że woda morska dobrze robi na skórę.
– Nie.
Rozgrywający odszedł ode mnie, nie interesując się tym, że było mi smutno po tym, jak nie dał mi dokończyć. Miałem mu wymieniać dalej powody, dlaczego powinien ze mną pojechać, ale skoro nie chciał o tym słuchać, spróbuję później! Nie ma opcji, że mu to podaruję!
Reszta popołudnia minęła szybko i nim się obejrzałem nastał wieczór. Nie taki zwykły wieczór, a taki, gdzie mamy grilla. Ślinka leciała mi już od usłyszenia, że on będzie, śpiewaliśmy nawet o tym piosenkę! Mięsko jest dobre, a sprowadzają je Mięśni Bogowie! Gdybym był w stanie, rozpowiedziałbym o ich religii całej Japonii, jak nie światu! Niestety, byli także inni Bogowie, których czciłem. Taki Kageyama na przykład.
Z zachwytem zakładałem sobie na papierowy talerzyk mięso, nie licząc się z tym, że stojący obok Kageyama widział moje łakomstwo. Nie obchodziło mnie, że mógł pomyśleć jaka ze mnie świnka, skoro tyle jem, mięso było jedną z najlepszych potraw i nikt nie mógł temu zaprzeczyć. Gdy odwróciłem się, by pokazać mu jak dużo sobie nałożyłem, rozgrywający stał przy grillu, mając na patyku jakieś paróweczki. Uznałem, że dobrym żartem będzie, gdy zjem mu je, ale potem tego pożałowałem, ponieważ mocno mi się oberwało. W zamian oddałem mu połowę mojej zdobyczy (zostałem do tego zmuszony). Ze smutkiem ruszyłem w stronę Kenmy, który akurat nie grał na swojej konsoli. Chyba jej nie miał, jak na ten moment.
– Kenma, prawda, że ten obóz jest fajny? – zapytałem radośnie, siadając obok puddinga na schodkach do sali gimnastycznej. Niedaleko nas stał Kuroo-san z Bokuto-san, kapitanem Fukurodani. Chyba założyli się kto z nich wsadzi do ust najwięcej kawałków mięsa.
– Tak, jest całkiem miło.
– Tak, tak. A grill? Smakuje?
– Zjadłem mało i pod przymusem, ale raczej jest okej. Chciałbyś coś przegadać, skoro tu jesteś?
Spojrzałem lekko zdezorientowany na starszego, zastanawiając się, czy jemu nie powinienem powiedzieć wszystkiego od samego początku. Jak na razie tylko Tsukishima o mnie wie. Blondyn na tą wiadomość nie zareagował w niemiły sposób, więc czemu Kenma miałby nie zrobić tego samego? Musi być tolerancyjny, chociaż jeśli dowie się o stroju pokojówki... Cholera, wystarczy przyznać się, że jestem gejem, to jest mniej zawstydzające.
– Kenma, bo ja... – zacząłem nieśmiało, dłubiąc pałeczkami w ostatnim kawałku mięsa, który mi został. Wcześniej Kageyama dotknął go swoimi pałeczkami, którymi jadł, więc jeśli zjem ten kawałek, będzie to równe z tym, jakbyśmy się całowali. Myślę o dziwnych rzeczach, przed wyznaniem przyjacielowi swoich preferencji.
– Możesz śmiało mówić.
– Ja... zakochałem się...
– Tak? I jak się z tym czujesz?
– Dość... dobrze? Tak, raczej dobrze – odzyskałem motywację do dalszej rozmowy zaledwie tymi kilkoma słowami. Kenma jest jednak lepszy, niż sądziłem. – Ale wiesz... czasami bywa tak, że nie mamy wpływu na to, w kim się zakochujemy.
– Co mam przez to rozumieć?
– Bo widzisz... Ja lubię kogoś z tu obecnych...
– Menadżerkę któregoś klubu?
– Nie, nie, nie! To... chłopak – odwróciłem na ostatnie słowo głowę, rumieniąc się niemiłosiernie. Nie domyśli się kto to, jeśli mu nie powiem, racja?
– Czy to ja?
– W żadnym razie! Znaczy... Bez obrazy, Kenma, tyś przystojniak, ale moje serce skradł ktoś inny.
– Dobrze. Płeć nie ma znaczenia w takich rzeczach. Jeśli ta osoba cię skrzywdzi, będę cię wspierał.
Uśmiechnąłem się na słowa Kenmy i oddałem mu ostatni kawałek mięsa, nawet jeśli zaliczył on pośredni pocałunek z Kageyamą. Nie przeszkadzało mi to, ja niedługo będę robił to z nim bezpośrednio i wtedy będę na maksa szczęśliwy, wiedząc że mam jedna osobę, która życzy mi jak najlepiej.
💮💮💮
Nocą doskonale widać gwiazdy. Gdy stoi się na środku pustej oraz ciemnej drogi, gwiazdy wydają się naprawdę piękne. Wiele razy doświadczyłem ich widoku i chciałbym, żeby Kageyama mógł je razem ze mną zobaczyć. Normalnie nie uda mi się go wyciągnąć (w dodatku bez zgody kogoś starszego), dlatego uknułem podstęp. Czarnowłosy zawsze piłuje swoje paznokcie, by były idealnej długości do grania. Zabranie mu pilnika w odpowiednim momencie nie będzie proste ani łatwe, chłopak zacznie mnie od razu gonić. Potrzebna jest cierpliwość.
– Kageyama – po odczekaniu do tego odpowiedniego momentu przybliżyłem się do niego, uważnie obserwując jego ruchy. Rozgrywający na mnie spojrzał, nie przestając bawić się tym swoim pilnikiem.
– Znów czegoś chcesz?
– Tak. Twojego pilnika.
Bez ostrzeżenia złapałem za metalowy przedmiot, zaczynając odbiegać od niego jak najdalej (byłem przy okazji na bosaka, tak jak Kageyama). Najpierw wybiegłem z naszego pokoju na korytarz, z korytarza na zewnątrz, a tam mając większe pole manewrowe wspiąłem się po górce, na którą dzisiaj wchodziliśmy. Kageyama ciągle za mną krzyczał, a ja śmiałem się do rozpuchu z jego niewiedzy, że to część mojego planu. Zatrzymałem się dopiero, gdy byliśmy wystarczająco daleko od kogokolwiek i mogliśmy porozmawiać. A może wyznam mu swoje uczucia teraz?
– Hinata, ty debilu! – krzyk Kageyamy sprawił, że się wzdrygnąłem i odwróciłem się do zdyszanego chłopaka. Nawet jeśli był spocony, ciągle wydawał się przystojny. – Czy ciebie już do reszty coś opętało?
– Nic mnie nie opętało! Zabrałem cię na mały spacer!
– Mogłeś mnie najpierw zapytać!
– I tak byś się nie zgodził! Poza tym to i tak nie ma znaczenia, już tu jesteśmy – pozwoliłem Kageyamie do siebie podejść i dopiero wtedy oddałem mu jego pilnik. Nasze oczy na ułamek sekundy na siebie spojrzały, a mój głos sam wyrywał się do powiedzenia mu czegokolwiek.
– Po co tu stoimy?
– Gwiazdy. Zazwyczaj takich się nie widuje. Spójrz w górę.
Jak na zawołanie obaj podnieśliśmy nasze głowy. Ja od razu zachwyciłem się widokiem nade mną, zapamiętując to wydarzenie jako bardzo miłe wspomnienie. Zerknąłem na Kageyamę i uśmiechnąłem się pod nosem.
– Ładnie, prawda?
– Tak... Może być.
– Kageyama... Bo ja... Chcę się ciebie o coś zapytać – powiedziałem, zwracając na siebie jego uwagę. Serce niebezpiecznie mi przyspieszyło, czując że jest to odpowiedni moment. Zanim jednak coś powiem, chcę uspokoić swoje uczucia. Bez opanowanka ich nie będę w stanie wysilić się na żadne słowo. A może nie powinienem ich hamować?
__________
Witam!
Wybaczcie za taki polsat, ale tak będzie lepiej, chciałam dodać nutkę dramatyzmu i niepewności dla Was.
Zbaczając z kursu, niektórzy z Was wiedzą, ale niedawno opublikowałam one-shota, a pamiętając niektórych z profilu, na pewno jeszcze nie czytali, także oto on:
Ja nadal się zastanawiam, czy okładka nie zostanie zlikwidowana z jakiegoś durnego powodu XD
Do zobaczenia~
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top