Rozdział czternasty - w końcu do czegoś dochodzimy!


Rzesza biegł na oślep po chodniku. Łzy zalewały mu oczy, ale go to nie obchodziło. Ważniejsze był ten głupi pocałunek. Idiota nawet nie wie co narobił! To koniec!

Upadł na płytki i oddychał ciężko. Nic nie mógł już zrobić. Pozamiatane! Powinien był bardziej uważać! No i za późno.

- Głupek! – syknął do siebie. – Ale ze mnie głupek! Zapomniałem się i muszę ponieść tego konsekwencje! – Najdalej jak dziś rano usłyszał te słowa od syrena. Jakie mu się teraz wydawały odległe...

Odetchnął głęboko parę razy. No nic. Może nic się nie stanie?

Próbował sam siebie przekonać, że nie czuje się inaczej, choć wiedział, że to nieprawda i sam siebie oszukuje.

...

- O nie! Muszę za nim biec! – krzyknął ZSRR. – Nie zna przecież tej okolicy! Co będzie jak wpadnie w jakąś dziurę, albo się zgubi? O nie! Zrobi sobie coś poważniejszego i to z mojej winy! – złapał się za głowę. – Nigdy sobie tego nie wybaczę, jeśli tak się stanie.

- Spokojnie proszę pana! – jęknął Niemcy, próbując uspokoić mężczyznę. – Nic mojemu ojcu nie będzie, potrafi o siebie zadbać.

Syren zaczął piszczeć i jeszcze bardziej rozgrzał atmosferę. Teraz to już wszyscy wrzeszczeli.

- SPOKÓJ! – wrzasnął ZSRR. No i nastała cisza.

- Rzesza pałęta się niewiadomo gdzie – może się zgubić, albo coś złego mu się przytrafić, a my krzyczymy niczym przekupki na targu. To nie jest normalne i na pewno nie pomoże Niemcowi. Musimy się uspokoić! – Syren, przestań piszczeć!- zwrócił się do magicznego stworzenia, które przytaknęło. – Niemcy, zastanów się gdzie z największym prawdopodobieństwem pobiegł twój ojciec, Rosja ty przypomnisz sobie, co tam może być, bo jesteś najbardziej oblatany z nas wszystkich , a ja spróbuję jakoś uspokoić Rzeszę jak go znajdziemy! Na pewno jest przerażony, więc jego chęć ucieczki pcha go do szukania kryjówek i chowania się przed ludźmi.

- Eeee....ty mówisz o człowieku, czy o magicznym stworzeniu? – wtrącił Rosja. – Bo to co powiedziałeś zabrzmiało dziwnie. Jakbyś wypuścił coś podobnego do naszego syrena. – skrzyżował ręce na piersiach.

ZSRR zaczerwienił się. – O-oczywiście, że mówię o człowieku! Rzesza nie jest magicznym stworzeniem, ma bransoletkę! I to czerwoną, jak my! – mimowolnie się uśmiechnął.

- Dobra, nie chichraj się tak, musimy go znaleźć! – uciął Rosja z lekkim niesmakiem. Dlaczego jego ojciec lubi akurat człowieka, który chce mu ukraść syrena? Czemu mu tak zależy na tej przyjaźni? On nie chce żeby mu wzięli jego magiczne stworzenie! Sam je upolował!

- Dobra, to każdy wie co robi? – spytał się poważnie ZSRR.

- Tak jest!

- Więc ruszajmy!





Kolejny rozdział! Dzisiaj szaleję!

~MadokaAi

8.12.19

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top