Rozdział czterdziesty - ryzykowne kroki
Było ciemno. Nastała noc.
Dla dwóch osób była ona wybawieniem. A nawet dla trzech. Ale cicho sza! Na razie wiemy o dwóch.
Z jednej strony Rzesza, trzymający w trzęsących się dłoniach klucz do otwarcia drzwi więzienia, ukradziony nieświadomemu strażnikowi, z drugiej strony szamanka pędząca niczym łania do zamku króla.
Nikt nie przeczuwał, że w środku nocy ktoś jeszcze nie śpi. I długo spać nie będzie.
Szamanka wspięła się na liściowe schody. Król może i był królem, lecz tak naprawdę to szamanka cieszyła się największymi przywilejami. Las nigdy jej nie zdradzi. Ani jej ani tych, których ona pobłogosławi. Cesarstwo został przez nią pobłogosławiony, gdy dała mu koronę na głowę. On nie pytał jak bardzo stara jest Węgry, a ona nie miała zamiaru mówić.
Taka symbioza im się najlepiej udawała. Niemiec dobrze wiedział, że błogosławieństwo można odebrać. Jeśli się odbierze...już nie można dać z powrotem. Także jedno ,,nie" przekreśli całą władzę króla. Jednakże... Las miał swoje sposoby, by nie pozwolić szamance być silniejszą od władcy. Wystarczy pamiętać - rośliny mogą być zarówno lekarstwem jak i trucizną.
Teraz przemykała bosymi nogami po korytarzach, nie wydając w ogóle dźwięku. Może i wyglądała jakby miała poważne, ciężkie, wojskowe buciory, jednak to była iluzja optyczna. Dlatego musiała uważać na dotyk. Wystarczył dotyk, by cała praca poszła na marne, a urok zniknął, ukazując szamankę. A ona nie miała ochoty na proces.
Władca mógł zabić każdego poddanego, nawet szamankę. Jednak nie wolno mu było do tego użyć żadnego metalu ani rzeczy nie występującej w Lesie. Najczęściej nie wiedziano jak, gdyż zwykle Królowie nie mieli aż takiej wiedzy w ziołach, by móc to zrobić.
A Las bywał kapryśny.
Śmignęła chyżo po jednym z korytarzy, ozdobionych motywami, a jakże! Roślinnymi. Tutaj pozwalano jedynie na nie. Wszystko co zrobili ludzie było skażone, zakazane.
Biblioteka była dość daleko.
Szamanka syknęła cicho. - że też ten stary głupiec nie zmienił jej lokalizacji...
W sumie... Pewnie właśnie DLATEGO. Żeby nie tak łatwo się było dostać do strzeżonej biblioteki.
Węgry już się nie kryła. Teraz szła całkowicie swobodnie. Bo co ma strażnik w zamku robić, jak nie pilnować, czy nikt obcy nie wejdzie? Nawet jeśli sam był tym obcym.
Kiwnęła głową mijanemu żołnierzowi, śmiejąc się w duchu. Nie pozdrawiałby jej tak, gdyby wiedział kim jest.
Ruszyła w stronę ukrytej biblioteki. Komnaty, korytarze, wszystko było zrobione z darów Lasu, także nie czuła się tu źle. Problemem były magiczne stworzenia.
Starała się nie patrzeć im w oczy. Od razu by ją poznali.
W końcu znalazła się w obszernym pomieszczeniu, pachnącym starymi książkami i pergaminami.
- Ah. - wciągnęła zatęchłe powietrze w płuca. - Nikt tu nie wietrzy? - zaczęła się rozglądać. Wszędzie księgi. Jednak nic, czego by ona sama nie wiedziała, a co było dostępną wiedzą. Musiała zagłębić się dalej.
Ostrożnie ruszyła. Gdzieś musiał być alarm. Nawet strażnicy królewscy nie mogli wchodzić w dział ksiąg zakazanych. Król tego mocno pilnował.
Teraz już nawet jej iluzja nie powstrzyma ataku.
Przedzierała się przez różne regały z książkami. Niby zostały skatalogizowane alfabetycznie, ale to był tylko myk.
Tak naprawdę zostały skatalogizowane stopniem utajnienia. Na samym końcu znajdowały się książki, których zabronione było czytać każdemu. Właśnie do nich chciała się dostać.
Wiedziała że ryzykuje swoją głowę, nawet jej status tu nic nie poradzi, jednak pchała ją czysta, niepohamowana, a przede wszystkim DZIKA ciekawość. Musiała wiedzieć.
Sięgnęła zatem ku swojej zgubie.
Rzesza biegł z kluczem. Czuł wyrzuty sumienia, wiele razy chciał wracać do swojego pokoju, tam gdzie powinien teraz smacznie chrapać, ale coś go ciągnęło do tego więźnia. Musiał się dowiedzieć czy on jest inny. A może tak naprawdę ludzie to wcale nie bezmyślna kupa największych szumowin jakie nosił świat?
Nie! Widział ich! Widział tą chęć ubezwłasnowolnienia magicznych stworzeń, jeśli tylko udałoby im się ktoreś złapać. Nie może zwątpić w to, co mu wpajano od małego! To już byłoby przewrócenie wartości rządzących ich światem.
Tylko ten jeden jest dobry. A jeśli jednak się mylił... To Jezioro dokona wyboru. Zostanie na zawsze magicznym stworzeniem, które tak bardzo chciał złapać. A trucizna będzie zjadać powoli jego ciało, tak że nie dożyje starości.
Niemiec znał całą legendę Lasu. Specjalnie nie powiedział wszystkiego. Nadal czuł się jednak zobowiązany do wierności swojemu gatunkowi.
Był już blisko.
Odetchnął głęboko.
Teraz się dowie, o co naprawdę chodziło temu człowiekowi.
Zaczął pokonywać schody.
Szamanka dokopała się w końcu do zakazanego działu.
Był on zamknięty, jednak wiedziała jak go otworzyć.
Wystarczy trochę magii. A miała przy sobie składniki. Wystarczyła jedna roślina, lecz bardzo rzadka. Miała jej tylko garść. Nie może się pomylić.
Rzesza był już przy celach.
Szukał gorączkowo tej, gdzie chował się obiekt jego zainteresowania.
Węgry szeptem wypowiedziała zaklęcie i rzuciła proszkiem z rośliny w drzwi. Gdyby ktoś nie wiedział że tu coś jest, pomyślałby że to po prostu dekoracja. Zamurowane wejście. Widzieli tylko zarys, że kiedyś tu coś było, lecz teraz nie pełni już swojej funkcji. Jednak ci co wiedzieli...oni musieli tylko zerwać ochronę i mogli wejść jak przez normalne drzwi.
Brama zaświeciła.
- Super! - ucieszyła się szamanka. Wszystko poszło gładko. Już zaraz dowie się więcej o sprawie Niemca i jego braciszka.
Rzesza znalazł celę. Sięgnął ręką i wsunął klucz do środka
.
Węgry sięgnęła w tej samej chwili po klamkę.
Gotowe! Chciałam by ten rozdział był bardziej ✨dramatyczny✨
Dajcie znać czy się udało.
~MadokaAi
18.02.2025
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top