6
MARINETTE
- Może poczekaj z tym. Lot z Paryża do Miami nie trwa kilka minut. - powiedziała Emma.
- Fakt. - przyznałam. Miała rację. Było by dziwnie gdybym teraz zadzwoniła mówiąc, że jestem na miejscu. - No to pokaż mi mój pokój. Muszę rozpakować rzeczy.
- Jasne chodź. - gdy, to powiedziała wskazała ręką na schody i ruszyła w ich stronę. Wzięłam torbę i poszłam za nią.
Weszłam do pokoju i zaczęłam się rozglądać. Pokój był nieduży ale fajny. Ściany były fioletowe. Po lewej stronie od wejścia do pokoju były drzwi do szafy, a na nich było lustro. W prawym rogu na przeciwko drzwi stało łóżko, obok niego znajdowało się biurko, a troszkę dalej półka na książki. Na środku pokoju leżał okrągły dywan w kolorze różowym.
- Podoba się? - spytała Emma, która stała obok mnie.
- Bardzo. Jest cudowny. - powiedziałam szczerze.
- Poprosiłam tatę żebym mogła go dla ciebie wyremontować. Po 2 dniach marudzenia Andy zgodził się. - zaśmiała się.
- A nie mówiłaś mi, że Andy jest w jakiejś akademii w innym wymiarze? - spytałam.
- Tak ale raz na jakiś czas wpada odwiedzić nas. - wytłumaczyła uśmiechając się. - O przypomniałam sobie coś. Musisz dziś spotkać się z radą czarownic.
- Czemu dzisiaj? Wolę poznać okolicę.
- Pokaże ci lepiej szkołę, a przy okazji spotkamy się z radą czarownic. Tacie powiemy, że chcę pokazać ci okolice. - wyszłyśmy z pokoju i zeszłyśmy na dół. Przy stole siedział tata Emmy. - Ja i Mari idziemy się przejść. Oprowadzę ją.
- Dobrze, ale postarajcie się wrócić na kolację. - oznajmił pan Alonso.
- Ok spróbujemy się nie spóźnić. - powiedziała i złapała mnie za rękę po czym wyciągnęła mnie z domu. Dosłownie wyciągnęła.
Gdy, byłyśmy na miejscu Emma zaprowadziła mnie do gabinetu pielęgniarki. Była tam Lily, Desdemona i Agamemnon. Na szczęście zapamiętałam ich imiona.
- Dzień dobry. - przywitałam się.
- Witaj. - powiedział Agamemnon. Już chciał coś dodać, ale przeszkodził mu mój telefon.
- Szybko sprawdze co to i wrócimy do rozmowy. - co z tego, że nawet się nie zaczęła. Wzięłam do ręki sprzęt i spojrzałam na wyświetlacz. Była tam wiadomość od Adriena. On jeden wiedział, że wcale nie leciałam samolotem. Pytał, czy jest dobrze. Uśmiechnęła się i odpisałam mu. Schowałam telefon do mojej torebki, w której spała właśnie Tikki.
- Marinette. Jesteś tu by nauczyć się używać swojej mocy. Emma ci w tym pomoże. - powiedziała Dezdemona. Usłyszałam to co już wiedziałam. - To może potrwać trochę.
- Wiem. Jestem świadoma, że nie będzie łatwo. - uśmiechnęłam się. - Ale poradzę sobie.
Jeszcze chwilę rozmawialiśmy i wraz z Emmą wróciłyśmy do domu. Jak weszłyśmy to zauważyłam na stole jedzenie. Usiadłyśmy i zaczęłyśmy jeść.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top