Magiczna wyprawa

 

Na niebie, w Królestwie Oberona, rankiem, jak zwykle, pojawiła się podwójna tęcza, a krople rosy na liściach i płatkach kwiatów zabłysły niczym brylanty.
Śpiewające syreny i trytony w blasku księżyca, zamilkły, a do swoch stajni przybiegły z nocnych wypadów, rozbrykane jednorożce.
Ich dźwięczny tupot obudził kwietne wróżki, śpiące smacznie w kielichach kolorowych kwiatów.
Z płatków, po kolei, zaczęły wyłaniać się zaspane istotki, przemywać twarzyczki w porannej rosie, czesać włosy, oraz porządkować ubrania składajace się z listków i płatków.
Na jednej z łodyżek, róży, siedziały razem cztery siostry - Monia, Beatka, Olotka i Sylwinka, które zajadały na śniadanie wspólnie orzeszka, popijając go miodnym nektarem.
Najmłodsza, Sylwinka, była mocno zdenerwowana, bowiem dzisiejszego dnia po raz pierwszy miała przekroczyć portal i przejść do krainy Ludzi, o których tylko słyszała w opowieściach.
Jej starsze siostry przeszły już kiedyś na tamtą stronę, a nawet miały bliższe kontakty z Ludźmi, o których niewiele jej opowiadały, ale między sobą dosyć często jak widziała, wymieniały się wspomnieniami- wybuchając przy tym perlistym chichotem.
Sylwinka bardzo im zazdrościła tego sekretu, ale miała nadzieję, że niebawem pozna jak się sprawy mają po Tamtej Stronie.
Nareszcie, Beatka, najstarsza z sióstr, powstała, poprawiła klasyczną, wróżkową blond fryzurę, strzepnęła na próbę swoimi czterema turkusowo perłowymi skrzydełkami i wskazując cel różdżką, poleciała do góry.
Za nią, w równym szyku, leciały siostry. Monia na swych rdzawo brązowych skrzydełkach, w zielonej sukience z listków, Olotka, której skrzydełka przypominały płatki pąsowych róż, oraz Sylwinka, cała jasna i błękitna. Cztery wróżki dotarły do skraju lasu, gdzie w ziemi tkwił zwykły, szary kamień. Beatka posypała go magicznym pyłem, wypowiedziała zaklęcie, wszystkie wyciągnęły swoje różdżki, dotknęły kamienia i wtedy kamień stał się niczym przezroczysty wir, który przerzucił je z Królestwa Oberona do Krainy Ludzi.

Siostry zostały wrzucone z rozmachem w jakiś krzak, pełen szorstkich liści, rosnący w lesie, w którym jednak nie wyczuwało się magii, a nawet jeśli, to bardzo słabo.
- Co teraz robimy- spytała Olotka poprawiając długie jasne włosy, teraz nieco potargane.Wetknęła w nie na powrót kwiaty rumianku.
-Ojej...co to?- Sylwinka podniosła do góry ubrudzone dłonie.
- To brud. Kurz. Tu wszystkie krzaki, liście, owoce są brudne- powiedziała Monia.
- Niestey, nie mają tu swoich wróżek, kochana- powiedziała Beatka.
Zresztą, mniejsza o niewygody....polećmy w górę, rozejrzyjmy się po okolicy, może wypatrzymy coś interesującego...
Trzy siostry zachichotały do siebie znacząco, a czwarta stłumiła zazdrość, bo była przecież Różaną Wróżką, istotą miłą, łagodną o czułym serduszku, a nie zadziorną wróżką bojową, służącą w Gwardii Królewskiej. Miała nadzieję, że i ona niebawem, pozna to, co poznały jej siostry...

- Mówiłem, że coś jej nierówno pracuje...ale sądziłem, że dojedziemy do jakiegoś warsztatu...
Dean Winchester przeglądał silnik Impali, schylony nad maską.
W Dziecińce coś zaczęło " stukać" dlatego zjechali z drogi, zatrzymując się na postój, tuż przy lesie .
Sam wyciągnął zieloną lodówkę z napojami, podał bratu jedną puszkę Coli, drugą wziął sobie.
Zdjęli flanelowe koszule, bo dzień wiosenny, majowy był naprawdę ciepły.
Lekki wiatr poruszał liśćmi krzaków, przerwa w jeździe autem była nieoczekiwana, ale przyjemna.

Do uszu przycupniętych wśród liści wróżek, dotarł nieoczekiwany, głośny dźwięk. Ostrożnie wyjrzały i zobaczyły wielkie, czarne auto, a potem wysiadających z niego dwóch mężczyzn.
-Och, cooo to...?! - spytała wstrząśnięta Sylwinka, która po raz pierwszy w życiu, zobaczyła dorosłych mężczyzn oraz auto.
- Ludzie. Mężczyźni. A to ich pojazd. Tym jeżdzą po swoich drogach, nie latają, nie mają pegazów, latających dywanów, teleportacji, skrzydeł, tylko...to- pośpieszyła z wyjaśnieniami Olotka.
-Dziwne!- stwierdziła Sylwinka.
- Ale takie...oryginalne...jest w tym coś...niezwykłego- dodała rozmarzonym głosem Monia.
-Ciiichooo....- szepnęła Beatka, nadstawiając nerwowo swoje wróżkowe uszy i przyglądając się w skupieniu dwóm mężczyznom- W jednym z nich wyczuwam krew pierworodnego, więc jest dla mnie...To ten, który się nachylał nad pojazdem...
-O, to niesprawiedliwe!- zawołała Olotka- Mnie też się podoba, ma taki ładny profil...
- O, ja też go chcę!- zawołała Monia, która poczuła nieoczekiwaną zazdrość, choć nie powinna, z tego względu, że była Kwiatową Wróżką, a one są najmilszymi i najłagodniejszymi stworzeniami na świecie.
-Weź sobie tego drugiego- warknęła Olotka ( choć nie powinna), trącając Monię w jej rdzawe skrzydełka.
- Nie rozkazuj mi- zdenerwowała się Monia- wezmę co chcę!
- Ja go wezmę, bo jestem najstarsza i on jest najstarszy, według prawa należy się mnie...No nie wytrzymam, zawsze tak samo!
Beatka popatrzyła z rezygnacją na siostry, które zaczęły chlipać, zanosząc się łkaniem. Trudno jej było czasami zaprowadzić porządek.
- Och, Moniu, tak mi przykro, jestem taka niedobra...Weź go sobie jak chcesz i przepraszam, że trąciłam Cię w Twoje skrzydełka!- Olotka potarła piąstkami mokre oczy.
Obie siostry padły sobie w ramiona.
-Nic się nie stało, naprawdę, jeśli chcesz, to go bierz- serce Moni było pełne siostrzanej miłości.
- Nie wytrzymam, naprawdę...dzielicie się tym, co moje...- Beatka wyciągnęła różdżkę i spytała- Wyczują to w naszej Krainie, ale proponuję zaklęcie podwojenia...
- Och, tak, tak- Monia klasnęła w dłonie z aprobatą.
- Dla ciebie też?- spytała Sylwinki Olotka.
-Nieee...- ja sobie wezmę tego młodszego, już mu się przyjrzałam, ma orzechowe oczy i jest bardzo wysoki. Prawie jak górskie elfy.
-Za wysoki i nie lubię elfów- stwierdziła Beatka- biorę pierworodnego...oginał.
Wróżki sfrunęły z krzaka na ziemię, posypały się odpowiednim magicznym pyłem, wypowiedziały zaklęcie i w ciągu jednej chwili były wzrostu jak ludzkie kobiety.
- Zamaskujmy skrzydła!- zawołała Monia i następnie razem z siostrami podeszła do zaskoczonych mężczyzn.

Dean był tak zajęty sprawdzaniem wnętrza Dziecinki, że zorientował się, że coś się dzieje po reakcji Sama, który zerwał się na równe nogi z lodówki, upuszczając puszkę z napojem.
Dean obrócił się, szybko sięgając po broń, ale znieruchomiał- choć nie odłożył broni- widząc na polance cztery wdzięczne, urodziwe dziewczyny, w kolorowych zwiewnych sukienkach wpatrzonych w niego i Sama wielkimi, niezwykłymi oczami.. Ich bujne włosy nie były w stanie ukryć, długich, spiczastych uszu- niewątpliwie nie ludzkich.
- Stójcie spokojnie- powiedzial Sam- on także miał broń w ręku.
Dziewczyny zachichotały srebrzystym, niesamowitym śmiechem.
- Jacy wojowniczy...powiedziała Monia beztrosko.
-Lepiej gadajcie, skąd się wzięłyście, czym jesteście...- Dean miał w ręku pistolet na zwykłe kule, srebrne i żelazne kule i noże zostały niestety w Impali.
Beatka wyciągnęła cienką, złotą szpilkę i podeszła do mężczyzn.
Doszła do wniosku, że nie mają dużo czasu, ostatnio Gwardia niechętnie patrzyła na samowolne wycieczki na Drugą Stronę.
Dlatego postanowiła nie zawracać sobie głowy drobnostkami takimi jak rozmowy i wyjaśnienia i zabawić się miło, tak by z siostrami wrócić przed zachodem słońca do domu.
- Odpręż się, przybywamy w pokoju. Wam też będzie przyjemnie, choć wszystko zapomnicie...- to mówiąc złotą szpilką ukłuła Deana, tak, że dwie krople jego krwi spłynęły na ziemię.
Wróżka wypowiedziała zaklęcie i z kropel krwi wyrosły dwie postacie, identyczne jak ukłuty przez Beatkę mężczyzna.
Zanim bracia zdążyli ochłonąć z szoku i strzelić choćby raz, wróżki wypowiedziały kolejne zaklęcie i bracia wypuścili broń z rąk, a na ich twarzach pojawił się wyraz spokoju.
Kopie Deana, nie do odróżnienia od orginału, stały obok siebie patrząc na wróżki z uśmiechem.
-No cóż kochane siostrzyczki...to my już chyba pójdziemy... Miłej swawoli życzę! -powiedziała wróżka Beatka biorąc Deana Winchestera za rękę i wiodąc go do lasu.
Wróżki Monia i Olotka to samo zrobiły ze swoimi pięknymi Deanami, a Sylwinka z Samem. Czuła lekką tremę, bowiem był to jej pierwszy człowiek, ale przypominał jej elfa, a Sylwince w głębi serca, zawsze podobały się górskie elfy, więc czuła także wielką zmysłową ciekawość.
Wkrótce las zapełnił się odgłosami cielesnej miłości, radosnego śmiechu wróżek, oraz okrzyków zachęty z ich strony, bowiem Kwiatowe Wróżki, czy to Różane, Hiacyntowe, czy Jaśminowe, lub jakiekolwiek inne, słyną z tego, że mają czułe, wrażliwe serduszka, opiekuńcze wobec wątłych roślinek, oraz nieposkromione apetyty na uroki męskie- czy to elfie czy ludzkie.

Sam i Dean ocknęli się w trawie, nieopodal Impali. Słońce już zachodziło, więc spali naprawdę długo.
Wróżki oczywiście, wyczyściły im pamięć, kazały się wykąpać w strumyku, ubrać, wrócić do auta i usnąć.
Co do kopii Deana, to po jakimś czasie po prostu się rozpadły, znikając tak, jak znikają kropelki krwi.
Dean wszedł do auta i zapuścił silnik- ten zaskoczył od razu.
-Ha, widzisz!- zawołał radośnie, - wsiadaj Sammy, pakuj lodówę, Dziecinka widocznie potrzebowała trochę odpoczynku.
- Mam jakieś takie....dziwne wrażenie- powiedział młodszy Winchester trąc czoło w zamyśleniu.
- Daj spokój Sammy, za długo chyba leżałeś na trawie- stwierdził Dean odjeżdzając z miejsca swojego najbardziej nieziemskiego, potrójnego, seksu, którego w dodatku nigdy sobie nie przypomni.

Cztery wróżki, dotarły do portalu, wymieniając między sobą pikantne uwagi, żarty i chichoty. Sylwinka była nie tylko zadowolona ze swojego człowieka, ale także z tego, że nareszcie między nią, siostrami nie ma żadnych tajemnic, a wspólny sekret okazał się po prostu odurzający.
Niestety, ledwo przeniosły się przez portal, w Królestwie Oberona czekał na nie oddział lokalnej Gwardii, który je zatrzymał i wsadził do aresztu za samowolne przejście, używanie na własną korzyść ludzi i zaklęć. W areszcie posiedziały na zimnych, kamiennych ławach przez trzy dni, nie dłużej, bowiem Kwiatowe Wróżki nie mogą długo przeżyć bez swoich kwiatów, nektarów, latania, rosy i świeżego powietrza.
Tym niemniej, krótki pobyt w areszcie uprzykrzono im, przysyłając do celi krasnoluda z wielką, zakurzoną księgą, który rozwlekłym głosem czytał potwornie nudne żywoty, najbardziej nudnych, świętoszkowatych elfów leśnych, dzięki czemu, siostry zamiast wspominać, gawędzić między sobą i chichotać, zasypiały znużone cnotliwymi opisami.
Leżąc na kamiennych ławach, a potem już wśród kwietnych płatków, wróżki śniły o swoich pięknych mężczyznach i cienistym lesie pełnym pocałunków, śmiechu i zaklęć.   

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top