Rozdział 5

THOMAS POV

Ostatnio moje sny znacznie się pogorszyły. O tym nie wspomniałem nikomu. Śmiły mi się moje obawy, ale takie, które na moich oczach się spełniały. W dodatku wszystkie emocje były takie prawdziwe i realne, że nawet czułem jak boli mnie serce. Jednym z takich snów był sen, w którym widziałem jak Dylan mnie zostawia, a nic bardziej nie boli jak jego ostatnie słowa. JESTEŚ BEZNADZIEJNY, THOMAS! Właśnie te słowa słyszałem ciągle w śnie, a czasem nawet za dnia, gdy odzywał się ten dziwny głos.

Tym razem sen bolał tak bardzo, że musiałem krzyknąć przez sen i zbudzić Dylana, bo patrzył na mnie zmartwiony. Był taki kochany. Przyglądał się mi bardzo dokładnie, a potem starł łzę, której nawet nie czułem. Raczej skupiłem swój wzrok na nim, by mieć pewność, że ten sen był tylko koszmarem, a nie jawą.

– Wszystko w porządku, misiu? – spytał brunet, chwytając moją dłoń.

– Tak to tylko koszmar – odpowiedziałem zdawkowo i położyłem się ponownie koło niego.

– Ostatnio często się tak budzisz – stwierdził Dylan. – Jest coś, co cię gryzie?

Nie wiedziałem,  czy powinienem być szczery, czy raczej zachować to dla siebie. Mimo wszystko wiedziałem, że Dylan będzie ciągnął temat. Wiedziałem, że nie odpuści. Zawsze wiedział, gdy coś u mnie nie grało. Miał jakieś przeczucie albo potrafił czytać mi w oczach. Postanowiłem się mu  przyznać.

– Śniło mi się, że ktoś mi ciebie odebrał – powiedziałem, czując jak kula, którą nosiłem w sercu, zniknęła. – A ja nie mógłbym na to patrzeć. Nie chciałbym, by ktokolwiek mi Ciebie zabrał, rozumiesz? Nie miałbym, po co żyć… Bez ciebie nic by nie miało sensu…

Moje oczy wtedy zalały się łzami. Najgorsze było to, że wiedziałem, że ten lęk będzie towarzyszył mi do końca życia. Wiedziałem, że mogę ufać Dylanowi, ale po tym jak kiedyś ludzie mnie opuszczali, to nie byłem pewien, czy ktoś nie zrobi mi tego ponownie. 

– Skarbie, nikt tego nie zrobi – odpowiedział z wielkim przekonaniem. Ja jednak nie potrafiłem jemu uwierzyć.  – Zawsze będę z Tobą – dodał, ściskając mnie za dłoń.

Starałem się uśmiechnąć na tyle, by Dylan pomyślał, że to prawdziwie.
Nikt nie do końca nie uwierzyłby mi, gdybym powiedział, że mam bardzo złe przeczucie.  Że w końcu zostanę sam. Sam jak palec. Kiedyś to uczucie nie przerażało mnie, aż tak bardzo jak teraz. Kiedyś czułem, że i tak nie mam nic do stracenia. A teraz? Teraz mam Dylana.

Sam nie byłem pewien, dlaczego tak w krotki czasie, aż tak bardzo się zmieniłem. Do niedawna nie musiałem się tego bać, że Dylan mnie zostawi. Potrafiłem uwierzyć w to, jak bardzo mnie kocha, ale dziś? Dziś czułem się inaczej. Jakby jakaś energia zła mnie dopadała. I to, ż widzę, że ten chłopak coraz częściej klei się do mojego Dylana.

Ta akcja z koszulką ostatnio była pierwszą, ale potem dowiedziałem się, że ten typ zapisał się na treningi i jak się okazało trafił do drużyny z Dylanem. Nieraz wychodził z O’ Brienem na piwo i widać było, że jest szansa, że rozkocha w sobie mojego chłopaka. Oczywiście nie mogłem na to pozwolić, dlatego wraz z Teo ustaliśmy plan.

– Masz rację – odparłem, a potem go pocałowałem. – Za bardzo mnie kochasz, żebyś mnie zostawił.

– Świat, by mi się zawalił, gdybym miał to zrobić – odpowiedział, szczerząc ząbki, które miał idealnie białe. Jak płatek śniegu.

– Mój, by przestał istnieć wtedy.

Wtedy brunet mocno mnie do siebie przytulił, powtarzając, że to się nigdy nie stanie. No właśnie. Wypowiedział to słowo, pomimo, jak bardzo go nienawidziłem. Zawsze wydawało mi to wyrocznią do tego, że będzie odwrotnie, ale widząc jego przekonanie w to. Na chwilę mu uwierzyłem…

Ale to tylko na chwilę…

– Hej, siema… – rzucił Will, który bez pukania wszedł do pokoju. – O cholera, sorry – dodał, gdy zobaczył nas razem, leżących w łóżku. Od razu odwrócił wzrok i zakrył go dłonią.

Oczywiście oboje wybuchnęliśmy śmiechem, a potem wstaliśmy i ubraliśmy się w nasze ubrania.

– Mogę już patrzeć? – zapytał kąśliwie blondyn, a potem zdjął dłoń. – Mam mega nowiny. Słyszeliście, że niedługo będzie bal.

– Serio? – spytał brunet. – A to jakiś tematyczny? Mamy się przebrać na przykład za dinozaury? Albo jak z lat dziewięćdziesiątych?

– Podobno taki w maskach, czy coś…. – Poulter założył rękę na rękę, a potem spojrzał na nas znacząco. – Wiecie, co to znaczy? – Spojrzałem na niego podejrzliwie, bo nagle zrobił się dziwnie przerażony. – Będę musiał iść na zakupy z Kayą, a wy musicie iść ze mną, bo ja tam sam nie wytrzymam.

Widząc jego desperację, ponownie wybuchliśmy śmiechem, ale oczywiście zgodziliśmy się od razu.

– Dzięki – odparł z ogromną ulgą, teatralnie ścierając czoło. – Kocham ją, ale chodzić z nią po galeri to masakra.

Miałem coś odpowiedzieć, gdy dostałem wiadomość. Była od Teo.

Załatwiłem towar.  Jutro zaczniemy plan.

Szybko mu odpisałem, a potem wróciłem do rozmowy. Oczywiście Dylan zapytał, kto do mnie napisał, ale skłamałem mu, że to mama. Resztę dnia spędziłem na zajęciach z zaklęć i fantastycznych zwierząt, a później na zakupach, które wcale nie były takie złe. Nawet bym zaryzykował stwierdzeniem, że były bardzo udane.

Kaya wybrała piękną, niebieską sukienkę z tego samego koloru maską, a my po prostu kupiliśmy maski, bo garnitury mieliśmy w szafach.

Pod koniec dnia, gdy Will i Kaya poszli do akademiku, to Dylan zaproponował spacer. Poszliśmy się przejść nad wodę, gdzie zapytał mnie, czy pójdę z nim na ten bal. Byłem przeszczęśliwy. Przez chwilę przestałem się martwić i naprawdę poczułem się dla niego ważny. A później cudowna kolacja.

Ale jak to mówią szczęście jest bardzo ulotne…

DZIEŃ PÓŹNIEJ

Kolejny sen.
Kolejny koszmar.
Kolejny ból.
Łzy, które spłynęły po mojej twarzy.
I wróciły wszystkie moje największe lęki.

Dziś jednak nie obudziłem się koło Dylana, bo w swoim pokoju uczyłem się do późna. A raczej próbowałem, bo myślałem, czy aby na pewno chcę wyrzucić tego nowego ze szkoły. Przecież Dylan naprawdę mnie kochał i raczej nie planował mnie zostawić dla jakiegoś nowego typa. Tym bardziej, że tamten był wilkołakiem. On mi ufał i myślał, że się zmieniłem na lepsze. W dodatku zaprosił mnie na bal.

A ja już nie chciałem go zawodzić.

Odpisałem Teo, że jednak tego nie chcę, a potem zobaczyłem, że na moim telefonie jest krew. Dotknąłem nosa dłonią i się okazało, że dostałem krwotoku. Pewnie od tego, że moje ostatnie noce bardziej przypominają próby snów niż normalny sen. Musiałem być bardzo wykończony. Przynajmniej na tyle, że mój organizm nie mógł wytrzymać. Szybko wziąłem tabletkę na krzepnięcie krwi, a potem przyłożyłem chusteczkę i czekałem, aż krew przestanie cieknąć.

Potem spojrzałem na moją tapetę z Dylanem i uśmiechnęłam się pod nosem.

– To będzie dobry dzień – powiedziałem sam do siebie.

I zadowolony wyszedłem z pokoju. 
Byłem szczęśliwy do momentu, aż nie zobaczyłem jak ten typ udaje, że płaczę, przez co Dylan go do siebie przytula. Może mógłbym uwierzyć, że naprawdę coś się stało, ale wtedy ten chłopak zwycięsko się na mnie popatrzył.

I już wiedziałem, że jednak miałem rację…

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top