ROZDZIAŁ 45 [Dylan ]
Mój plan wszedł w życie, dzięki Liamowi. Ogólnie chodziło, o to że jego ojciec miał zaplanowane pokoje dwuosobowe i kto z kim śpi w danym pokoju.
Podejrzewałem, że Dunbar miał być z Thomasem, dlatego poprosiłem go, o to żeby poprosił ojca o zamiankę. Miałem nadzieję, że Scorbus jeszcze wierzy, że naprawdę kocham jego syna.
Czekałem z wytchnieniem do momentu, aż weszliśmy do recepcji hotelu magicznego o nazwie „Amortencja”. Boże, jak to wszystko przypominało mi o Thomasie. Kto wpadł na tą nazwę? Nie mogli nazwać budynku na cześć eliksiru szczęścia?
Scorbus prosił byśmy poczekali na kanapach, a on przyniesie zaraz nam klucze. Oczywiście ja zdążyłem ukradkiem napisać do Liama wiadomość z zapytaniem, czy plan się udał. Chłopak wiedział, że to do niego napisałem, więc od razu spojrzał w telefon.
Po chwili przyszła krótka odpowiedź.
Zaraz zobaczymy, czy się udało.
Przez cały ten czas, gdy dyrektor zaczął czytać listę podziałów na pokoje, miałem ogromnego nerwa. Ale kiedy zostało czterech chłopaków do rozdzielenia, w tym mnie, to dopiero wtedy poczułem jak mocno wali mi serce. Zaraz miało się okazać, czy będę mieć pokój z Thomasem, którego tak bardzo chciałem odzyskać.
– A więc Liam i Brett to będzie pokój 37 oraz Dylan i Thomas to pokój 38.
Blondyn o pięknie miodowych oczach, mocno się zdziwił. Widocznie wiedział, że coś musiało być nie tak. Może widział wcześniej listę podziału?
– Co? – Spojrzał na ojca z niedowierzaniem. – Przecież miałem być z Liamem.
– Ale Liam mnie poprosił, o to by mógł być z Brettem – odparł mężczyzna, zakładając rękę na rękę.
Liam chyba nie spodziewał się takiej sytuacji, bo gdy tylko Talbot na niego spojrzał, miał buraka na twarzy i otwartą buzię.
– Musisz być tak bezpośredni? – spytał speszony Dunbar, a potem wysłał przepraszające spojrzenie chłopakowi, który ciągle się do niego uśmiechał.
– Chcę waszego szczęścia dzieci – oznajmił z uśmiechem. – Dobra, chodźcie. Porozdaje wam klucze – dodał, po czym każdy z pary dostał klucz.
Chciałem zaczepić Thomasa i pogadać z nim chwilę, ale ten tylko wziął klucze i wraz z walizką udał się w stronę windy.
Wyglądał na obrażonego, bo całą drogę w windzie nic nie powiedział. Dopiero kiedy staliśmy w pokoju, otworzył usta.
– To był twój plan? – zapytał stanowczo, podchodząc do mnie. – To dlatego gadałeś z Liamem? Jego też wciągnąłeś w tą akcje? Dlaczego po prostu nie możesz odpuścić?
– Bo ja Cię kocham, Thomas – rzuciłem pewnie, ale jego oczy się zaszkliły. – Wiem, że zjebałem, ale daj mi jeszcze jedną szansę.
– Czy ty nie rozumiesz, że na siłę do Ciebie nie wrócę? – krzyknął głośno. – Gdybym teraz właśnie tego chciał, to już dawno by tak było.
Nagle zaświtała mi pewna myśl. Zła myśl, ale taka, która towarzyszła mi już od pewnego czasu.
– Masz kogoś? – spytałem, na co Thomas tylko pokręcił głowa z niedowierzaniem.
– Co? – wydukał z siebie, więc powtórzyłem jeszcze raz. – To raczej Cię nie powinno obchodzić, póki co.
– Czyli to dlatego przestałeś mnie kochać.. – powiedziałem smutno, czując jak zbiera mi się na płacz.
Teraz już rozumiałem dlaczego był taki chłodny, przez ostatni czas. Znalazł sobie kogoś innego. Kogoś, kto go nie zrani tak jak ja. Skrzywdziłem go i przestał mnie kochać.
– Dylan, ja… – zaczął, ale mu przerwałem. Miał prawo sobie kogoś znaleźć. Zresztą ja nie powinienem był tak na niego naciskać.
– Nie, masz racje… – odparłem, wzruszając ramionami. - Zasługujesz na szczęście, a ja widocznie nim nie byłem. Zaraz pogadam z Liamem i będziesz miał z nim pokój – dodałem i nie czekając na jego odpowiedź, wyszedłem z pomieszczenia.
Udałem się do Liama, ale słysząc dziwne śmiechy na korytarzu, stwierdziłem, że zapukam, nim tam wejdę. Drzwi otworzył Liam, który po wysłuchaniu mnie, powiedział, że najwyżej wróci do pokoju z Thomasem. Brett oczywiście miał mi to lekko za złe, ale dla otuchy powiedziałem, że i tak mnie często w pokoju nie będzie.
Miałem ogromną ochotę się napić, więc poszedłem do pobliskiego baru. Oczywiście poszedłem sam, bo byłem tak zły, że mógłbym wzrokiem zabijać. Najgorsze było jednak to, że byłem zły na siebie, bo straciłem właśnie miłość mojego życia. I dopiero przez ten miesiąc to zrozumiałem, a teraz było już za późno.
Usiadłem przy barze i od razu zamówiłem u kelnerki trzy drinki. Właściwie wszystkie wypiłem bardzo szybko, czego równie szybko żałowałem.
Zacząłem coraz gorzej łapać balans, a moja gadka była ciężka do zrozumienia.
Muzyka szła bardzo głośno, ale nie przeszkadzało mi to. Lubiłem ją. Tak samo jak lubiłem tańczyć. Ostatnio jak byłem w jakimś klubie, to wtedy co mnie Kaya pocałowała. Boże, ile się zmieniło od tamtego dnia. Wszystko, choć sam już nie wiedziałem czy na lepsze, czy gorsze.
Z racji, że był to homoseksualny klub, to wziąłem jakiegoś chłopaka za rękę i zacząłem z nim tańczyć. Jemu to też się podobało. Położył mi ręcę na biodrach, ale z każdą sekundą jego dłoń była niżej moich pośladków. W sumie było to fajne uczucie, ale gdy zobaczyłem, że koło mnie przechodzi znana mi para osób, od razu zrzuciłem jego dłonie i poszedłem w ich kierunku.
Wtedy rozpoznałem Thomasa w pięknej czerwonej koszulce, która uwypukla jego mięśnie oraz Jasona w koszulce koloru butelkowej zieleni. Nerwowo ruszyłem w tamtą stronę, cały czas ich obserwując. Przez chwilę tańczyli, a potem poszli na korytarz, postanowiłem ich podsłuchać. A właściwie śledzić.
Gdy zza ściany spojrzałem na parę, to ta tuliła się do siebie.
– A więc to on? – spytałem Thomasa, który jak poparzony odskoczył od Jasona.
– Dylan, co ty tu robisz? – powiedział przerażony Sangster.
– To raczej ja powinniem zapytać o to… – Język mi się plątał, ale jeszcze nie było tak źle.
– Powinieneś mu powiedzieć – szepnął do niego Jason, ale blondyn tylko kręcił głową.
– To nie jest dobry pomysł – odparł, zakładając rękę na rękę. – Zresztą jest nietrzeźwy.
– A w sumie to mnie obchodzi, co robicie. Pewnie i tak się ze sobą pieprzycie! -wydukałem z siebie, poczym stwierdziłem, że pójdę się jeszcze napić. Wolę nie pamiętać widoku ich razem.
Chwilę później byłem po kolejnych drinkach i ledwo trzymałem się na nogach, ale przynajmniej przez chwilę było fajnie. Miałem gdzieś z kim jest mój aniołek.
Nagle zdałem sobie sprawę, że muzyka przestała grać, więc popatrzyłem w stronę DJ. Jak się okazało na scenie zamiast niego, stał Thomas. Patrzył wprost na mnie i zaczął śpiewać. Zawsze wiedziałem, że miał idealny talent do tego.
– Chciałbym, żebyś zrozumiał mnie. Nie wszystko kręci się wokół Ciebie. Czasem czuję jak marnuje tlen, choć to ty jesteś moim życiem. Będąc ze sobą, nie ufamy sobie. Jak mogę mieć relacje z Tobą.
Wiem, że piosenka była piękna, ale nie doczekałem końca, bo położyłem głowę na blacie i zasnąłem.
---
Kiedy się obudziłem, to nie byłem w pokoju u Liama, tylko u Thomasa.
Spojrzałem przed siebie, gdzie stał chłopak z idealną blond czupryną i palił papierosa. Dopiero, kiedy próbowałem wstać, zauważył mnie.
– Zbieraj się, bo zaraz jedziecie na konkurs – odparł chłodno, gasząc peta. – A na Ciebie raczej komisja nie będzie czekać.
Na szczęście miałem dobrą głowę do picia, więc żadnych skutków chyba nie miałem. Jedyne, co to chciało mi się dalej spać i miałem kaca moralnego. Jak ja się tu do cholery dostałem? Przecież Thomas nie ciągnąłby mnie przez pół miasta to hotelu.
W każdym razie szybko skorzystałem z toalety, umyłem się i dopiero potem założyłem garnitur. Thomas przez cały czas nie zająknął się ani słowem. Nawet nie powiedział, gdzie spał Brett.
Thomas swoje zawody miał dopiero po południu, więc miał jeszcze czas, by się przygotować. Ja zaś powoli musiałem zebrać się do wyjścia. Denerwowała mnie ta cisza, którą chłopak mnie obdarowywał.
– Zrobiłem coś wczoraj, czy co? – zapytałem jak nawet nie życzył mi powodzenia, gdy wychodziłem.
– Prawie pobiłeś Jasona i siłą wrzuciłem Cię do taksówki, a potem zaprowadziłem tu– odparł, ale ja za cholerę nie pamiętałem tej części. – Ale to nie dlatego jestem wściekły.
– To może zacznijmy w końcu rozmawiać jak dorośli, co? – zaproponowałem, na co chłopak kiwnął głową.
– Porozmawiamy o tym jak wrócisz – powiedział pewnie, unosząc brew. – Chyba, że tak jak ja, zamierzasz zniszczyć swoje marzenia.
Spojrzałem na zegarek i rzeczywiście było już późno. Musiałem się już zbierać.
– No niech ci będzie, wrócimy do tej rozmowy później – oznajmiłem chłodno, a potem szybkim „cześć” pożegnałem się z nim.
Wsiadłem do busa i usiadłem tuż obok Jasona, który spojrzał na mnie zdziwiony. Rzeczywiście miał podbite oko. Wtedy zrobiło mi się cholernie głupio i zaczynałem rozumieć, jak bardzo toksyczny zacząłem się stawać.
– Sorki ziom za to wczoraj – powiedziałem i gestem pokazałem na limo pod okiem. – Nie myślałem trzeźwo i byłem zazdrosny o Ciebie.
– Domyśliłem się. – Zaśmiał się, a potem spojrzał na mnie znacząco. – Ale uwierz, że nie mam u niego szans.
– Niby dlaczego?
– Wydaje mi się, że on Ciebie wciąz kocha – powiedział na jednym wdechu, po czym mocno się uśmiechnął. – Chociaż się boi tego, bo już wiele razy ktoś z was cierpiał w tej relacji.
– Rozumiem i dzięki – odparłem.
Dwadzieścia minut później byliśmy pod ogromnym pałacem. Nasza dziesiątka plus dyrektor szła czerwonym dywanem, aż do momentu, gdy przed nami pojawiła się organizatorka, która pokazała nam wejście do szatni. Udaliśmy się tam i zostawiliśmy swoje rzeczy, a potem skierowaliśmy się na ogromny plac. Z sześciu szkół każda miała po kilkunastu kandydatów, więc była spora konkurenacja.
– Będzie dobrze – rzucił Will, gdy powoli układaliśmy się w rząd, choc bardziej to przypominało pół kole.
– Mam nadzieję, stary – odrzuciłem w napięciu, czekając na przemówienie Lady Magical, która była pierwszą finalistką tego konkursu.
W końcu pojawiła się na balkonie, w pięknej czerwonej sukni.
– Witajcie wszyscy na dziesiątej rocznicy konkursu na najlepszego, młodego czarodzieja… – zaczęła. Miała ładne rude włosy i urocze piegi. – Macie do pokonania trzy konkurencje. Pierwsza z nich to wyścig na miotłach, druga będzie polegać na wykazaniu się sprytem, a trzecia pokonania czarnoksiężnika.
– Oho, brzmi ciekawie – skomentowała Kaya.
– Nawet mi nie mów – odparłem, biorąc głęboki wdech. – To będzie trudniejsze niż myślałem.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top