ROZDZIAŁ 42 [Dylan/Darren]
Tego dnia czułem się niezwykle zmięty. Jedyne o czym myślałem, to żeby jak najszybciej pozbyć się z głowy Thomasa. Nie mogłem uwierzyć, jak mógł naskoczyć z nożem na moją ciotkę? Przecież ona nic mu nie zrobiła. Nawet mu zegarek kupiła, a on się jej odwdzięcza w taki sposób? Zawsze wiedziałem, że bywał złą osobą, ale teraz naprawdę tego doświadczyłem.
Najbardziej mnie jednak denerwuje, że parę godzin wcześniej, spędziliśmy razem piękny wieczór. I w gruncie tego wszystkiego, wciąż go kochałem.
– Stary, wstawaj! – Do mojego pokoju przyszedł Darren, który patrzył na mnie z wielką determinacją. – Musisz coś zobaczyć.
– Nie mam ochoty patrzeć na twoje spalone naleśniki – odrzuciłem, tuląc się do poduszki.
– Po pierwsze, one były czekoladowe albo dobrze wysmażone, a po drugie nie interesuje mnie Twoje zdanie – dodał, zabierając mi kołdrę, na co się zbulwersowałem. Mógł mi zabrać jedzenie, ale mojej kołdry w kaczuszki w mojej porze snu, nie mógł.
– Spierdalaj! – powiedziałem, ciągnąć w moją stronę kołdrę. – Idę spać dalej.
– Boże, bez tego Thomasa, zachowujesz się dosłownie jak burak – stwierdził Darren, a na jego twarzy również malowało się oburzenie. Nie daruję mu tego, że wspomniał imię tego kłamcy.
– Mówiłem Ci coś na ten temat! – wrzasnąłem, ostatecznie schodząc z łóżka. – Nie masz prawa wymawiać jego imienia w tym domu, ani przy mnie.
– Ważne, że przynajmniej wstałeś z łóżka, a teraz chodź do kuchni – powiedział, po czym klępnął mnie w ramię i wyszedł.
Mimowolnie ubrałem się w jakieś dresy i zszedłem na dół, gdzie w kuchni siedziała Lila.
– O wstałeś – skomentowała kolorowołosa, po czym podała mi worek ze śmieciami. – To prawie wyrzucisz śmieci.
– Obudziłeś mnie, po to żebym wyrzucił śmieci? – zapytałem z niedowierzaniem, bo ten dzień stawał się coraz gorszy.
– No dziś Twoja kolej, a poza tym później idziemy na spacer, więc no… – Darren wzruszył ramionami.
W złości wziąłem od nich worek na śmieci i postanowiłem go wynieść, żebym miał spokój. Wyszedłem przed dom, gdzie znajdował się wielki kontener, ale akurat w tym momencie worek się przerwał w pół.
– Kurwa! – wysyczałem. – No lepiej być nie mogło!
I właśnie wtedy między jakimś resztkami, a starymi gazetami, zauważyłem coś, co od razu przykuło moją uwagę. To było pudełko leków, ale nie byle jakich. To były leki Thomasa, ale przecież on sam by ich sobie nie wyrzucił? Co do diabła?
[DARREN]
Miałem nadzieję, że mój plan wyszedł. Przez ostatnie dwa dni przeszukiwałem pokój mojej matki, bo podejrzewałem, że to ona ukryła je Thomasowi. W końcu znalazłem je pod jej łóżkiem. Od razu powiedziałem o tym Lilianie, która wpadła na ten pomysł z koszem. Spodobał mi się, więc dziś rano przeniosłem tabletki i rzuciłem je do kosza.
– Myślisz, że się uda? – spytałem nerwowo siostry, która w tym momencie opierała się o stół.
– Nie wiem, zobaczymy – odrzuciła, a gdy usłyszeliśmy głośne wejście smoka, weszliśmy w nasze role. – Nie umiesz normalnie wchodzić do domu?
– Co to, kurwa, jest? – Brunet zapytał tak wkurzony, że myślałem, że weźmie patelnię i nią kogoś zajebie.
– No leki – odparłem jak gdyby nic.
– No ja wiem, że to są leki – Oburzył się, a jego twarz stanęła w płomieniach. Była dosłownie tak bardzo czerwona. – Ale to te, których Thomas szukał. Przyznawać się! Które z was, wyrzuciło je do śmieci?
– Ja je pierwszy raz widzę – wyszeptała Lili, która postanowiła zrobić sobie meliskę na uspokojenie. To był dobry ruch, szczególnie, że Dylan był mocny podenerwowany, a ona była w ciąży.
– A mi się wydaje, że mama sprzątała wasz pokój ostatnio, więc mogła je wyrzucić – powiedziałem spokojnie, patrząc wprost w jego ciemne tęczówki. – Więc zluzuj, bo to nie my.
– Gdyby je wyrzuciła, to by mi później powiedziała.
– Czyżby? – Zaśmiałem się pod nosem, bo to aktorstwo mnie bawiło. – Może Twoja ciotka nie jest takim aniołkiem jak myślisz.
Dylan zrobił krok bliżej mnie i zacisnął pięści. Oho, robi się groźnie, pomyślałem.
– Dlaczego mówisz tak o własnej matce?
– Chcesz się dowiedzieć? To chodź! – poleciłem mu, a potem udałem się do drzwi. Dylan wciąż wpatrywał się we mnie, jakby kompletnie nie rozumiał, co robię. – No idziesz czy będziesz podziwiał z dala moje piękno?
Teraz przyszedł drugi czas etapu. Na ten wpadła Lila, ale to ja go wypełniłem. Chodziło o to, że śledziłem ostatnio matkę. Koniec końców okazało się, że po pracy nie wraca od razu do domu, tylko idzie do miejsca, w którym morduje ludzi. Gdy powiedziałem o tym Lili, nie mogła uwierzyć i obiecaliśmy, że zaraz po pokazaniu prawdy Dylanowi, uciekniemy z tego domu.
Wiedzieliśmy, że matka była dziwna, ale ostatnie dni pokazały, że wcale jej nie znaliśmy. Dlatego też musieliśmy to pokazać naszemu kuzynowi i go oświecić.
– Gdzie ty mnie prowadzisz? – spytał chłodno, ale kazałem mu siedzieć cicho. Bez Thomasa to naprawdę był jakiś wiecznie sfrustrowany.
Szliśmy przez parę ulic w ciszy, dopóki nie dotarliśmy do bramy parku.
– Idziemy do opuszczonego parku? – dopytał, widząc zarośnięte mury i trawę. Historia z tym miejscem wiązała się taka, że tu grasował pedofil, który porywał dzieci. Właściciel chciał sprzedać to miejsce, ale nikt go nie chciał kupić, więc po prostu pozwolił mu zarosnąć. – Wiesz, że nie lubię takich miejsc.
– Teraz tym bardziej bądź cicho! – nakazałem mu, a potem pociągnąłem w krzaki. Przeszliśmy parę metrów, aż w końcu z dala mogliśmy zobaczyć scenę, która się rozgrywała niedaleko nas.
– To jest to, o co prosiłaś, Mi lady – powiedział jakiś młody chłopak.
Wyglądał na kompletnie zakochanego w dużo starszej od siebie kobiecie. Dylan z początku nie poznał owej postaci, ale gdy ta spojrzała w naszym kierunku, zrozumiał kim ona była. Wiedział, że to jego ciotka, którą tak bardzo szanował.
– Dziękuje, Tobiasz – wypowiedziała, biorąc od niego jakąś rzecz, ale była zapakowana, więc ciężko poznać, co to było. – Naprawdę bardzo dobra praca.
– To chłopak z mojej szkoły – oznajmił Dylan, a chwilę później głośno westchnął. – Z klasy mojego ziomka.
– Nie ma za co – powiedział loczkowany, rudowłosy chłopak. – Czy….
Nie zdążył skończyć zdania, bo moja matka z premedytacją, wbiła swoje kły w Tobiasza. Ofiara głośno krzyczała, ale wcale nie długo, bo chwilę później w jego sercu, wylądował nóż. Los chciał, że akurat popatrzył w naszą stronę i miałem wrażenie, że błagał nas o ratunek. Mimo to nie mówił nic, tylko płakał, a potem bezsilnie upadł na ziemię.
Spojrzałem na Dylana, który był w tak totalnym szoku, że zrobił się cały blady. Po jego bladej skórze również spłynęła łza. Rozumiałem to, bo za pierwszym razem było dokładnie to samo.
– Musimy stąd zwiać, Dylan – powiedziałem do niego. – Niedługo zjawi się tu policja…
– Traktowałem ją jak matkę, a ona wbiła mi nóż w plecy… – zaczął, ale jego głos się trząsł bardziej niż galareta. Zrobiło mi się go żal. Prawda była taka, że z naszej trójki, to on tak naprawdę się zżył z naszą matką najbardziej. Być może dlatego, ja już myślałem o niej jak o potworze. – Nie uwierzyłem Thomasowi, a on cały czas mówił prawdę. Muszę to odkręcić..
– Posłuchaj mnie – poprosiłem, a potem podałem mu dłoń. – Wyjdziemy z tego parku i obmyślimy plan, dobrze?
Brunet pokiwał głową. Podniósł się z ziemi, a potem ostrożnie podążał za mną. W końcu wyszliśmy stamtąd niezauważeni.
– Dobra, uciekliśmy im – stwierdziłem z lekkim uśmiechem.
– Muszę coś naprawić… – rzucił jakby wciąż w szoku, a potem wypowiedział czar i nagle zniknął.
– Nie mogłeś tak zrobić, jak byliśmy bliżej śmierci? – zapytałem niby jego, ale niby siebie, bo przecież nikogo już dookoła nie było.
Akurat w tym momencie zadzwoniła do mnie Lila. Oczywiście odebrałem.
– Nasz plan chyba zadziałał – oznajmiłem do słuchawki. – Teraz wszystko zależy od Thomasa.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top