ROZDZIAŁ 39 [Thomas.]


Jak się okazało, przede mną stało kuzynostwo Dylana, którzy patrzyli na mnie z czymś w rodzaju zawodu, ale szczerze? Miałem to gdzieś. Jak wszystko dookoła. Po prostu chciałem, żeby zło w moim życiu się skończyło. Zupełnie jak ten psychiczny ból.
- Masz zamiar tak się poddać, choć to nasza matka Cię wrobiła? - zapytał mnie Darren, który stanął przede mną, w czarnej bluzie z róża na środku.Swoją drogą wyglądała ona genialnie. - Stary, czy ty nie rozumiesz, że stracisz miłość życia przez nią?

- Już i tak za późno... - odparłem obojętnie, bawiąc się lodowatym śniegiem. - Kazał mi się przecież wynosić.

- Jak Dylan o Tobie opowiadał, to wydawałeś się bardziej zdeterminowany, by o niego walczyć - stwierdziła jego siostra, zakładając rękę na rękę. Nie mieli pojęcia, że walczyłem o niego. Nie wiedzieli też, jak bardzo mnie to bolało, gdy Dylan mi nie uwierzył. Szczególnie, że jeszcze chwilę wcześniej mówił mi, że mnie kocha. A kiedy się kogoś kocha, to powinno się mieć do tej osoby zaufanie. On najwidoczniej nie miał.

- Co wy tu robicie? - spytałem z niedowierzaniem. W końcu kuzynostwo Dylana, a tym samym dzieci tej psychopatki, przyszli do mnie. W dodatku zachęcali mnie do walki o bruneta. To wszystko mi się kompletnie nie kleiło. - Nie powinniście przypadkiem wierzyć swojej matce, a nie szukać mnie po całym Los Angelos?

Lilia usiadła tuż obok mnie. Nie obchodziło ją, że akurat usiadła na śniegu. Po prostu chwyciła moją dłoń i się uśmiechnęła.

- My Ci wierzymy... - odparła niepewnie, po czym przeniosła wzrok na brata.

- To prawda - potwierdził Darren.

- Dlaczego to robicie? - pociągnąłem temat, bo nie mogłem zrozumieć, dlaczego oni mi wierzyli. - Skoro nawet Dylan mi nie wierzył, a wy tym bardziej nie powinniście.

Dziewczyna westchnęła, zanim postanowiła odpowiedzieć. Zauważyłem też, że zaczęła się trząść, ale było to bardziej spowodowane emocjami niż zimnem. Przynajmniej tak mi się wydawało.

- Bo prawda jest taka, że szłam do łazienki, gdy usłyszałam jak matka Cię popycha - zaczęła powoli, a z każdym kolejnym słowem zaciskała nasze dłonie jeszcze mocniej. - Nie zauważyła mnie, bo była skupiona na Tobie. Z początku myślałam, że to przypadek, ale gdy tylko usłyszałam dalszą rozmowę, zrozumiałam, że to nie był przypadek.

- Słyszałaś, co mi zrobiła, a mimo to nie zareagowałaś? - Spojrzałem na nią z żalem. Przecież mogła mi pomóc. Może wtedy wciąż byłbym z Dylanem? Może teraz trzymałbym go za rękę, gdyby Lila się wtrąciła do rozmowy i obroniła mnie przed swoją matka.

- Przepraszam! - krzyknęła bezsilnie, a w jej głosie słychać było smutek. Wyglądała na mocno przytłoczoną całą sytuacją. - Nie wiedziałam co robić, więc pobiegłam do Darrena.

- Zanim jednak zdążyła mnie obudzić, to Dylan kazał Ci się już wynosić - dodał jej brat, a potem poklepał ją pokrzepiająco po ramieniu. - Ale uwierz próbowała z całych sił przekonać Dylana, że popełnia błąd.

- Czemu mu nie powiedziałaś, tego co widziałaś?

Z jej oczu spłynęła łza.

- Lila nie musisz mu tego mówić - powiedział spokojnie jej brat, tuląc ją do siebie.

Ja wtedy zacząłem się zastanawiać, co dziewczyna chciała mi przekazać. Cokolwiek to jest, to może dlatego wygląda na taką przerażoną?

- Ale nie chcę, żeby myślał, że postępowałam egoistycznie czy coś... - odparła, a potem puściła moją dłoń i przeniosła ją na brzuch. Od razu się domyśliłem, co chciała mi powiedzieć. Miała maleństwo w drodze. - Jestem w ciąży, Thomas. Bałam się, że Dylan mógłby mi nie uwierzyć i zacząłby na mnie krzyczeć, a matka wyrzuciłaby mnie z domu.

- Dylan Cię uwielbia, więc napewno by Ci uwierzył - stwierdziłem, na co Darren pokęcił tylko głową.

- Po tym jak pokłócił się z rodzicami, to nasza matka stała się dla niego nieskazitelna... - zaczął chłopak. Wyjął z kieszeni papierosa i go odpalił. - Chcesz? - spytał mnie, więc niepewnie wyciągnąłem jednego z paczki „Marlboro". Podziękowałem mu, a potem włożyłem do ust. Darren mi go odpalił. - Idealizował ją i był najlepszy przez co stał się jej faworytem.

- Rozumiem... - przytaknąłem. W końcu wiem jak to jest, dostać się do drugiej rodziny i być ciagle tym najlepszym dla nich. Po tym jak matka mnie oddała, to ciągle starałem się zapracować na słowa „Jestem Duumny" i gdyby ktoś mi powiedział coś złego na temat ojca Liama, to pewnie też bym nie uwierzył. - Czy słyszeliście, że ona jest...

- Wilkołakiem? - dokończyła jego siostra. - Tak. Szczerze już dawno się domyślaliśmy.

Zanim zdążyłem zapytać, Darren wtrącił się jako pierwszy.

- Bywały dziwne sytuacje z nią w roli głównej, ale my tu nie o tym... - Pokazał na czarne auto, zaparkowane obok. Było dość nowoczesne, ale ładne. - Jedziemy Cię odwieść, żeby mieć pewność, że nic głupiego nie zrobisz. - Jego wzrok poleciał na moją rękę, a potem gestem pogonił nas do auta.

Chwilę później siedzieliśmy w aucie. Lila oczywiście była z tyłu, a Darren kierował. Ja zaś oparłem głowę o szybę i patrzyłem jak mijamy różne budynki pokryte śniegiem. Miasto, w jakim brunet żył, było naprawdę piękne. Szkoda, że nasza relacja już nie była taka piękna.

By nie myśleć o złych wspomnieniach, starałem się przywołać jakieś dobre. I wtedy mi się przypomniało wyznanie Lili. Nie będę ukrywać, że nie ciekawił mnie ten temat, więc postanowiłem pociągnąć go dalej.

- Zapomniałem Ci pogratulować stanu błogosławionego- odparłem, obracając się do dziewczyny. - Cieszysz się? - dopytałem, wysyłając jej szeroki uśmiech.

- Spoczko. - Wzruszyła ramionami. - Tak naprawdę niedawno się dowiedziałam, ale naprawdę się cieszę. W dodatku mój chłopak jest ogromnym wsparciem.

- No to najważniejsze... - stwierdziłem, włączając ogrzewanie w aucie. Było tu w cholerę zimno, a ja nie znosiłem tego uczucia, jak przechodziły mnie ciarki po ciele. - A macie jakiś plan jak odzyskać Dylana? - Uniosłem brwi ku górze, czekając w niecierpliwości na ich odpowiedzi.

- O to się nie martw! - Chłopak zaśmiał się, klepiąc mnie po udzie. - To nie ty będziesz musiał go odzyskać, ale on Ciebie. - Popatrzył na mnie przez chwilę, wysyłając mi cwaniacki uśmiech. Ciekawe, co on kombinował?

Darren zaczął zwalniać na światłach, a gdy miał zielone, dodał ostro gazu. Mimo to podobało mi się jak jeździł. Resztę podróży przegadaliśmy na różne tematy. Od gry w szachy po imię dla dziecka.

Gdy się z nimi żegnałem, to wspomniałem, że musimy się kiedyś spotkać na piwo. Oni odpowiedzieli zaś, że „chętnie". Potem tylko patrzyłem jak odjeżdżali.

Kiedy stanąłem przed drzwiami, wziąłem ogromny wdech. Nacisnąłem na dzwonek i czekałem, aż ktoś mi otworzy. Po chwili w progu zjawił się Liam, który gdy tylko mnie zobaczył, mocno się do mnie przytulił, a potem zaczął mnie szturchać.

- Wiesz jak się o Ciebie martwiłem, debilu?! - krzyczał tak głośno, że pewnie obudził cały dom. Miałem rację, bo sekundę później w progu stanął mój przyszywany ojciec.

-Thomas? - spytał niepewnie dyrektor, a potem również do mnie podszedł i mocno mnie przytulił. - Co się stało, że już jesteś?

-Chyba mi nie wyszło z Dylanem - oznajmiłem smutno, a widząc lekkie mroczki, kucnąłem sobie. Wolałem mieć pewność, że jak zasłabnę to z małej odległości. - I nie wziąłem leków.

-Liam idź po leki! - krzyknął ojciec do blondyna. Mój braciszek tylko kiwnął i pobiegł do środka. Chwilę później wrócił z lekami i wodą, która mi podał.

-Dzięki - odparłem, a potem wziąłem tabletkę, popijając ją napojem.

Siedziałem tam jeszcze moment, żeby poczuć się lepiej, a potem postanowiłem wejść do środka. Jakże wielkie było moje zdziwienie, gdy w środku zastałem nie tylko żonę pana Dyrektora, ale i osobę która bardzo dobrze znałem. Mimo, że nie chciałem.

Jej spojrzenie również padło na mnie.

====

Prawie śpię, więc sorry za błędy.
UWAGA = Zostało około dziesięciu rozdziałów do końca.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top