ROZDZIAŁ 24 [DYLAN]
Kiedy wszedłem do sali, ciało Thomasa było przypięte do kroplówki. Wyglądał naprawdę słabo. Mogłem wtedy za nim pobiec. Miałbym pewność, że przez to bardziej by mnie nienawidził, ale za to był bezpieczny. Zamiast tego pozwoliłem, by ten drań rzucił na niego zły czar. Poza tym Thomas musiał zesłabnąć, a nie wiadomo, co do końca było tego przyczyną. Boże. Byłem kompletnym idiotą. Mogłem z nim szczerze pogadać o swoich uczuciach zaraz po pocałunku, ale nie, bo lepiej było go odtrącić. Lepiej było udawać, że to nigdy się nie wydarzyło. To przeze mnie ucierpiał i może ucierpieć kolejny raz.
Theo był moim bratem, o którym nikomu nigdy nie mówiłem. Nie to, że się go wstydziłem, bo tak nie było. Chodził po prostu do innej szkoły i mieszkał z rodziną, gdy ja mieszkałem u cioci. Dlaczego tak? Bo Theo zawsze chciał władzy i chyba nie było rzeczy, która mogła go zmienić. Zawsze musiał osiągać swoje cele, po trupach do cele, no nie? Zupełnie jak rodzice. Pokłóciliśmy się, gdy miałem dwanaście lat. Matka chciała bym przeszedł na złą stronę mocy, bo przecież lepiej żyć w ciemności i mieć satysfakcję z zabijania ludzi. Theo był starszy ode mnie, dlatego wiedziałem, że weźmie stronę rodziców. Być może gdybym mu wytłumaczył, że to co robi jest złe, to wciąż byłby dobrym człowiekiem, a raczej wilkołakiem.
No i wracając do jeszcze jednej kwestii, to Theo miał racje. Nie powiedziałem Thomasowi o tym, że wiem kto zabił tamtego człowieka, bo być może i jego bym wtedy naraził na niebezpieczeństwo. W końcu nie mam pojęcia dla kogo tak naprawdę pracują moi rodzice. Wiem tylko, że nie jestem wilkołakiem jak mój brat.
Koło łóżka siedział przyszywany brat Sangstera. Liam odwrócił się i spojrzał w moim kierunku. W jego oczach dostrzegłem smutek i zawód, dlatego podszedłem bliżej ze spuszczonym wzrokiem.
— To wszystko przeze mnie! — wyznałem z wyrzutem sumienia, gdy byłem tuż obok niego.
— Niby dlaczego, Dylan? — odparł spokojnie blondyn, łapiąc leżącego za dłoń. — Zresztą jego stan się lekko pogorszył, a skoro był naćpany, to już w ogóle. Co mu w ogóle strzeliło do głowy, żeby wziąć? Przecież miał egzaminy.
— Czyli nic Ci nie powiedział — Bardziej stwierdziłem niż zapytałem. Chłopak spojrzał na mnie z niezrozumieniem, więc postanowiłem mu powiedzieć. Chuj, że pewnie też mnie znienawidzi, ale może właśnie na to zasługuję? — Tamtego dnia po tym meczu, pobiegł najebany do lasu. Pobiegłem za nim. Widziałem jak wpada do wody, więc również tam wskoczyłem. Zacząłem go ratować. I myślałem, że się nie ocknie, ale.... — przerwałem, czując ogromną kule w gardle. To wspomnienie bolało dużo bardziej od jakiegokolwiek uderzenia podczas treningów. Czułem dziwny uścisk w sercu, a z moich oczu spłynęły łzy. Wtedy myślałem, że go stracę już na zawsze. I to było jedno z najgorszych odczuć w moim życiu. — Ocknął się, a potem...
— Potem co? - Dunbar uniósł pytajaco brwi ku górze. Bałem się tego, co o mnie pomyśli. Bałem się, że zaraz stracę kolejną mi zaufaną osobę, ale wiedziałem, że i tak kiedyś by się dowiedział.
— Pocałowaliśmy się — wyznałem zgodnie z prawdą, spuszczając nerwowo wzrok. Nie chciałem widzieć jego reakcji na moje, małe wyznanie.
Jednak jego odpowiedź kompletnie mnie zaskoczyła.
— Przeczuwałem, że kiedyś do tego dojdzie. — Jego słowa sprawiły, że musiałem na niego spojrzeć. Nie był zły, a raczej radosny, choć z lekkim żalem. — Ale pewnie popełniłeś błąd, ignorując go, bo w końcu nie rozstałeś się z Kayą? - dopytał, więc przytaknąłem. Był naprawdę mądry, więc rozumiałem dlaczego Thomas tak bardzo go lubił.
— Spostrzegawczy jesteś, zupełnie jak ojciec — zaśmiałem się, by potem z powagą dodać: — Nie mam pojęcia, co czuję. Nigdy nie byłem w takiej sytuacji. Zawsze kręciły mnie laski i byłem pewien, że jestem hetero, ale gdy zacząłem więcej czasu spędzać z nim, to nawet Kaya przestała się, aż tak liczyć.
- Podobał Ci się pocałunek z nim? - pyta, zupełnie ignorując moje wcześniejsze podsumowanie.
— Przecież nie jestem gejem! — zaprzeczyłem już któryś raz. Nie chciałem wiedzieć, że może być inaczej. Tak wiele to by wtedy skomplikowało. Być może czułem coś do Thomasa, ale chyba sam próbowałem się przekonać, że tak nie jest.
— To, dlaczego go pocałowałeś? — Liam zwrócił się do mnie, patrząc na mnie niebieskimi tęczówkami. Jego stanowczy wzrok jak i ton skłoniły mnie przemyśleń. Właśnie, dlaczego to zrobiłem? - Z drugiej strony to zabawne, bo Thomasowi też musiałem to uświadamiać. — dodaje po chwili namysłu z ogromnym uśmiechem. Myśl, że Sangster coś do mnie czuł, sprawiała, że moje serduszko mocniej zabiło.
— To było dziwne — wyznałem, przypominając sobie tamten okropny wieczór. To jak jego klatka piersiowa prawie w ogóle się nie unosiła, a tętno coraz to bardziej zwalniało. Patrzyłem na niego, czując jakbym coś powoli tracił. Pamiętam też, że to uczucie mnie zabijało. Nie mogłem na to pozwolić. Nie powinien umierać z własnej głupoty, a tym bardziej z mojej winy. — Poczułem, że odzyskałem coś, co mogłem stracić już na zawsze. A to było chujowe uczucie. - podkreślam na sam koniec mojego monologu.
— Kochasz go? — Jego pytanie wprawiło mnie w chwilowe wyłączenie. Sam po tym zdarzeniu wielokrotnie nad tym myślałem. Czy mógłbym czuć coś do tego chłopaka i prawie zawsze odpowiedź przychodziła od razu. Nie mogłem, bo byłem z dziewczyną, z moją przyjaciółką, która przeprosiła za całą sytuację, którą wyrządził Will. Oczywiście z nim nie rozmawiałem od meczu. Nie po tym jak zachował się jak kompletny idiota w stosunku do Thomasa i nawet nie raczył go przeprosić. Jednak, gdy zastanawiałem się, czy gdybym z nikim był nie był, to czy powiedziałbym mu o moich uczuciach? Wtedy odpowiedź była jasna. Szczególnie, że czułem się przy nim naprawdę dobrze. Nie musiałem nikogo udawać, bo i tak był przy mnie. Szkoda, że to spieprzyłem.
W głowie pojawił się obraz tamtego pocałunku. To wspomnienie sprawiało, że potrafiłem się szczerze uśmiechnąć, ale zaraz potem zrobiło mi się jeszcze bardziej smutno. Traktowałem go jak gówno przez ten jeden dzień i to przeze mnie wziął, stracił szansę na udział w konkursie, a teraz z mojej winy będzie cierpieć, jeśli tylko zbuntuję się przeciwko Theo. Byłem w pułapce, w której on był zakładnikiem. To wszystko z mojej cholernej winy, wiem, ale jak do cholery to naprawić?
— To i tak nie ma znaczenia... — westchnąłem głęboko, ścierając pojedynczą łzę, gdy patrzyłem na blondyna, którego klatka unosiła się co chwilę do góry. - Jestem z Kayą.
Tym razem to Liam spuścił wzrok. Zamilkł. Chwycił ponownie dłoń swojego braciszka i zaczął ją gładzić. Patrzył na niego z troską, ale jednocześnie nad czymś głęboko dumał. Trochę wahał się, czy powinien się odezwać, aż w końcu postanowił przemówić.
— Wiem, że pewnie mi nie uwierzysz, ale Kaya nie będzie dla Ciebie dobra — Jego słowa kompletnie mnie zaskoczyły. Próbuję zrozumieć jego tok myślenia, ale wciąż nie potrafię domyślić się o co mu chodzi. I dlaczego tak twierdzi?
— Nie rozumiem — odpowiedziałem, więc blondyn wziął głęboki wdech.
— Ona Cię zdradza, Thomas.
— Co? — Gdy tylko usłyszałem jego oświadczenie, omal nie zadławiłam się śliną. Przecież to nie możliwe by to było prawda. Scodelario mnie kochała. Przynajmniej tak mówiła ostatniej nocy, gdy siedzieliśmy nad książkami. Przecież by mi tego nie zrobiła, prawda? — Niemożliwe! — Starał się nie złamać. Nie pozwolić sobie na więcej niż jedną łzę. Ciężko mi to idzie, ale mimo wszystko muszę poznać resztę jego historii. — Skąd takie podejrzenia? - Próbowałem udawać, że mnie to nie ruszyło, choć wiedziałem, że złamało mi serce.
— Kiedyś przechodziłem niedaleko pokoju Willa. Mieli uchylone drzwi i ich zobaczyłem — Był opanowany, a jego dłoń pokrzepiająco wylądowała na moim ramieniu. Jak tylko dowiedziałem się, że zdradza mnie z tą gnidą, to miałem ochotę go zabić, zakopać, a potem wskrzesić i torturować, aż do ponownej śmierci. — Przykro mi, stary! — dodał ze współczuciem, klepiac mnie po ramieniu. Cieszyłem się, że tu przy mnie był. Chociaż on jeden był ze mną naprawdę.
Między nami nastała cisza, którą przerwał głos leżącego Thomasa. Krzyknął przez sen, więc Liam ponownie pogłaskał go po dłoni, po czym Sangster uspokoił się.
— Mogę Cię o coś zapytać? — zapytałem z nutą niepewności, gdy przypomniała mi się groźba Theo. Nie miałem dużo czasu, żeby znaleźć to czego mój brat chcę. W dodatku bałem się, że zrobi Brodiemu coś, by mi pokazać, że nie kłamie. Liam kiwnął głową, więc kontynuowałem. — Wiesz może gdzie mogę znaleźć księgę wszystkich czarów?
— Mój ojciec ją ma ze względu na to, że są tam rzeczy powiązane z czarną magią — odparł, a potem uniósł jedną brew ku górze. — Po co ci to wiedzieć?
— Potrzebuję jej!
— Jeśli użyjesz tych czarów w konkursie, to będziesz zdyskwalifikowany, rozumiesz? — Dunbar ostrzegł mnie, więc kiwnąłem na zgodę. Jego wzrok mnie trochę przerażał, aż wręcz bym powiedział, że był nad wyraz podejrzliwy, ale na szczęście potem się uśmiechnął. — Ale niech Ci będzie. Przyniosę ją dla Ciebie jutro po zajęciach, bo dziś Brett mnie zaprosił na drugą randkę.
— Ten przystojniak? - dopytałem ciekawsko.
— Tak on! — Blondyn wesoło się uśmiechnął i potwierdził skinieniem głowy.
— To życzę udanej randki!
Resztę dnia spędziłem w szpitalu, spoglądając na Thomasa. Wciąż leżał jak niewinny aniołek, ciężko łapiąc oddech. Przy okazji myślałem o tym, co powiedział Liam o romasnsie Scodelario. Mówił napewno prawdę? Wiedziałem, że jeśli spytam się Kayi wprost, to mi nie odpowie i być może dlatego, tego samego wieczoru, wykradłem z szafki naszego profesora eliksir szczerości. Miałem nadzieję, że nawet tego nie zauważy. Zaprosiłem ją do siebie i podałem jej nalane już wino z serum.
— Jak ci minął dzień? — zapytałem spokojnie, zupełnie nie wspominając o Thomasie i całej tej sprawie. Musiałem zgrywać pozory, że w tym spotkaniu chodzi wyłącznie o polepszenie naszych relacji.
— Dobrze, byłam z Willem na spacerze. — Jej głos był całkowicie opanowany, do czasu, aż nie upiła pierwszego łyku, a potem następnego. Choć eliksir wpływał tylko na mowę, to miałem wrażenie, że brunetka staje się bardziej podenerwowana.
— Macie romans? — dopytałem tak chłodno jak zimny był lodowiec, biorąc łyk wina. W mojej lampce był tylko płyn. Taki miałem plan. Nie musiałem się obawiać, że to ja coś wygadam.
— Co? — zapytała, omal nie dławiąc się alkoholem. Z początku niedowierzała i jej oczy wydawały się oszołomione, ale po chwili spuściła wzrok. Lekarstwo zaczęło działać. Nie mogła mnie okłamać. Już nie.
— Tak czy nie? — Mój ton stał się dużo chłodniejszy. Owszem mogłem ją jeszcze chwilę zagadać i dopiero później to z niej wyciągnąć, ale nie miałem na to sił. Chciałem już się położyć spać i odpocząć. Byłem wykończony ostatnimi wydarzeniami, a myśl o zdradzie własnej dziewczyny z facetem, który zniszczył Thomasowi szansę na udział w międzynarodowym quditchu, sprawił, że nie miałem ochoty dłużej tego ciągnąć. A może nigdy jej nie kochałem?
Widziałem jak bardzo próbuję walczyć by skłamać albo choć trochę zataić prawdę, ale ostatecznie otworzyła usta. W jej oczach zobaczyłem odpowiedź i w tym momencie ją znienawidziłem. Miałem wrażenie, że już jej nie znam. Nie jak kiedyś.
— Tak — zaczęła, płacząc. — Przyszedł raz mnie pocieszyć i mnie pocałował. Potem widzieliśmy się coraz częściej, ale to wszystko twoja wina. Wiesz dlaczego? Bo wolałeś spędzać czas z typem, który do niedawna niszczył Ci życie niż z własnymi przyjaciółmi.
- Wyjdź! - kazałem, wolną ręką pokazując na wyjście. Kaya posmutniała prosząc o przebaczenie, ale zignorowałem to.
— To wszystko między nami skończone — odparłem na sam koniec, puszczając w nerwach kieliszek, który upadł na ziemię, łamiąc się na małe kawałeczki. Jak moje serce. Traciłem coraz więcej osób, którym naprawdę ufałem i czułem się przez to naprawdę beznadziejnie. Błękitnooka pokiwała głową i w płaczu opuściła mój pokój. Natomiast ja musiałem się przewietrzyć. Pomyśleć. Wyleczyć z tego wszystkiego i naprawić moje błędy, a było ich całkiem sporo.
***
Dla osóbki, której obiecałam raz!
Buziaki!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top