ROZDZIAŁ 22 [DYLAN]
Siedzieliśmy w sali, oczekując rozpoczęcia naszego egzaminu teoretycznego. Ósma zbliżała się wielkimi krokami, a ja wciąż nie widziałem Thomasa. Trochę mnie to zmartwiło, bo chłopak raczej nie spóźniłby się na jedną z ważniejszych olimpiad życia. W końcu to była jego wielka szansa na dostanie wysokiego tytułu czarodziejskiego.
Zbliżała się 7.45, gdy do sali wszedł wyczekiwany przez każdego blondyn. Jednak nie wyglądał dobrze. Był blady, ale miał podejrzanie dziwny humor. Śmiał się jak debil sam do siebie. Zaczepiał każdego. Dosłownie każdego. Wyglądał naprawdę dziwnie. Zupełnie jak nie on. Z każdym jego krokiem mogłem dostrzec powiększone źrenicę. Nie spodobało mi się to. Do cholery, czy to możliwe, żeby on brał? Przecież jeśli to zobaczą, to go wyleją z tych egzaminów. Dlaczego on to wciągnął? A co jeśli on pamiętał wszystko z tamtej nocy i dlatego wziął? Może to wszystko było moją winą? Może to wszystko przeze mnie. Ale ja spanikowałem. Przecież nie byłem gejem, a go pocałowałem. Zresztą co miałem powiedzieć Kayi, która nocowała u mnie? Że chyba wolę facetów, bo przy Thomasie czuję się inaczej? Bo mocniej mi zabiło serce, gdy myślałem, że umrze? Co miałem jej powiedzieć? Że to ja go pocałowałem?
- Dzień dobry wszystkim! - mówił rozradowany jak nigdy, co już samo w sobie było podejrzane. - Uroczo pan wygląda w tym garniturku, aż bym...
Musiałem coś zrobić, bo inaczej wszyscy by się skapli, że coś z nim było nie tak. Niestety nim zdążyłem zareagować, zauważył to nauczyciel, który kazał mu wyjść. Powiedział, że w takim stanie nie ma szans na udział i odesłał go do dyrektora. Zrobiło mi się go cholernie żal. Stracił szansę i to ogromną na sławę i pieniądze. Szczególnie, że być może było to moją winą. Oczywiście nie byłem tego pewien, ale miałem swojego rodzaju przeczucie, które mi mówiło, że jego stan się pogarsza i to przeze mnie. Ciągnąłem go na dno. Przez ten głupi pocałunek.
Nim rozpoczęliśmy test, napisałem Liamowi o sytuacji z Thomasem, a potem wyłączyłem telefon. O równej ósmej nauczyciel rozdał arkusze. Znałem odpowiedzi na pytania, dlatego już po pół godzinie oddałem test i wyszedłem z sali.
Nie myślałem nawet, by dostać się pod gabinet dyrektorski, ale właśnie tam mnie nogi zaprowadziły. Drzwi do środka były uchylone, więc mogłem usłyszeć część ich rozmowy.
- Zawiodłeś mnie, Thomas! - powiedział dyrektor, dotykając dłonią bezsilnie czoła. - Rozumiałem zawsze twoje wyskoki, ale ostatnio twoje zachowanie jest zupełnie inne. Myślałem, że dzięki Dylanowi się zmieniasz. Chyba jednak się pomyliłem! - dodałem, a jego słowa nawet mnie mocno poruszyły. Jego może na chwilę obecną nie, ale wiedziałem, że wkrótce będzie to przeżywał. Znałem go na tyle. Wiedziałem, że w środku jest wrażliwym chłopcem i gdy narkotyki przestaną działać, to może się załamać. Ciekawe jak długo, to świństwo będzie go jeszcze trzymać?
- Jak widzę ostatnio chyba wszystkich zawodzę! - Thomas skomentował, a jego głos sprawił, że moje serce zabolało. Był jednocześnie smutny jak i pretensjonalny. Swoją pozą ujawniał foch na cały świat. Nie chciał z nikim rozmawiać. Udawał, że ma wyjebane na wszystko, ale to nie była prawda. - Wszyscy chcieliby, żeby było po ich myśli, ale nie... - przerwał na chwilę, by wziąć głęboki wdech. - Kończę z byciem dla każdego, słyszysz? Możesz mnie ukarać, mam to gdzieś!
- Thomas, co się z Tobą dzieje? - Jego przybrany ojciec podszedł bliżej niego, spoglądając na niego z troską. Chciał dobrze, ale chyba nie bardzo wiedział jak do niego dotrzeć.
- Nic! - Sangster wzruszył tylko ramionami. - Wszystko jest w porządku! - zapewniał sarkastycznie, ale wszyscy wiedzieliśmy, że było to jedno z jego kłamstw. - Mogę już iść? Bo nie bardzo chcę mi się słuchać kazania starucha.
Widziałem jak ciało dyrektora napina się. Słowa nastolatka poruszyły go. Chyba nie spodziewał się usłyszeć tak chłodnych słów z jego ust. Zrobiło mi się go żal. Nie zasługiwał na to, ale ja tak. To przeze mnie Thomas był taki wredny. To przeze mnie stracił szansę życia i to ja powinienem teraz cierpieć.
- Synu!
Thomas napięcie wstał. Nie widziałem jego wyrazy twarzy, ale najpewniej był wściekły.
- Nie jesteś moim ojcem!
- Dobrze. - Jego przybrany ojciec próbował zgrywać silnego, ale widziałem, że słowa Thomasa zadały mu ból. Szczególnie, że Sangster wydawał się kompletnie obojętny i niewzruszony całą sytuacją. - Idź, a karę jeszcze Ci wymyśle.. - dodał, pokazując mu na wyjście. Chłopak wstał z fotelu i ruszył w moją stronę.
Wiedziałem, że się nie skryję, bo był za blisko. Nie spodziewałem się jednak, że w ogóle się nie odezwie, a tylko spojrzy na mnie z nienawiścią. Wtedy już wiedziałem, że to przeze mnie to wziął. I wiedziałem, że ja muszę to naprawić. Szedł w stronę parku i chyba miał wywalone, że zaczęły się właśnie lekcje, dlatego też je olałem. W końcu musiałem naprawić błąd.
Szedłem za nim na tyle długo, aż w końcu zostaliśmy sami. Wtedy podgoniłem go i chwyciłem za rękę. Automatycznie spojrzał w moim kierunku, wysyłając mi nienawistne spojrzenie.
- Thomas posłuchaj! - poprosiłem, spoglądając na niego przepraszająco. On jednak wzrokiem, kazał mi przejść do sedna.
- Czego chcesz, co?
- Pogadać... - Nie miałem pojęcia, jak powinienem rozegrać tą rozmowę. Nawet nie miałem pojęcia, co właściwie chce powiedzieć. Napewno chciałem go przeprosić, ale co poza tym, gdy był naćpany? Musiałem wyjaśnić sytuację z tamtego dnia, ale jak? - Chce wiedzieć dlaczego taki jesteś? - dodałem pewniej, bo musiałem usłyszeć odpowiedzieć. Chciałem wierzyć, że to nie moja wina, ale serce mi podpowiadało, że to ja go tak skrzywdziłem.
- Jesteś głupi, czy tylko z siebie takiego robisz? - zapytał mnie, a jego ton był tak zimny jak śnieg. Czemu, aż tak mnie to bolało? Czemu czułem jakby coś rozrywało mnie na kawałki, gdy widziałem spowite w ciemność jego oczy?
- Nie może być jak dawniej? - podpytałem spokojnie, na co usłyszałem jego prychnięcie.
- To znaczy jak? - Spojrzał na mnie, unosząc brew ku górze. - Bo z chęcią obił bym Ci tą buźkę! Niby taka dobra i taka niewinna, a taka fałszywa! - dodał wrednie, a mi się od razu zrobiło przykro. Z drugiej strony wiedziałem, że na ta zasługuję.
- Nie, Tommy! - odparłem, kręcąc głową.
- Nie mów tak do mnie już! - Thomas wykrzyczał. Posmutniałem jeszcze bardziej. - Zresztą nie chcę, żebyś cokolwiek do mnie mówił, wiesz? Jeśli myślisz, że jesteś Bogiem i możesz żyć sobie na dwa fronty, to już twoja sprawa. Tylko, jeśli wiesz, że nic do mnie nie czujesz, to mnie nie całuj! Bo zrobiłeś mi tym pranie mózgu, szczególnie, że potem dowiedziałem się, że Kaya u Ciebie nocowała! - Byłem w szoku, że wiedział o tym, że dziewczyna spędziła u mnie noc. Nie wiedział tylko, że ta noc nie wyglądała tak jak myślał. Scodelario pomagała mi się uczyć, a potem pogadaliśmy i zasnęliśmy w swoich ramionach. - I jeszcze jedno. Nienawidzę Cię!
Po tych słowach wiedziałem, że nie mam szans walki. Poddałem się. Zbyt mocno go zraniłem i ten ból widziałem właśnie teraz w jego oczach. Być może dlatego pozwoliłem mu odejść. Nie zatrzymałem go, a zamiast tego patrzyłem jak odchodzi. Gdybym jednak wiedział jak to się skończy, to nie pozwoliłbym mu odejść.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top