ROZDIAŁ 37 [Thomas.]
Gdy kilka sekund później się ocknąłem, to byłem oparty o ścianę.
– Jesteś chora, wiesz? – rzuciłem w kierunku ciotki O'Briena, która wcześniej zrzuciła mnie ze schodów, a teraz dokładnie mnie obserwowała.
W końcu do mnie podeszła, śmiejąc się jak z jakiegoś horroru, a ja wciąż nie wiedziałem, o co jej chodzi. W dodatku głowa mnie rozbolała tak, że aż robiło mi się niedobrze. Zabiję ją, jeśli przez nią mam jakiś krwotok wewnętrzny. Szczególnie, że nie brałem ostatnio leków.
– Ale przynajmniej mój plan działa – odparła, kucając tuż obok mnie. – Zaraz pomożesz mi w przedstawieniu. Mam nadzieję, że trucizna, którą Ci podałam, już działa. Wiesz, co jest najlepsze w niej? Że wykonujesz, to co ci przekaże zaklęciem.
– Nie prościej mnie od razu zabić? – spytałem sarkastycznie. – Już i tak pewnie przez Ciebie dostałem krwotoku i umrę. Możesz przecież być na tyle łaskawa, żeby, kurwa, rzucić zaklęcie i się mnie pozbyć.
– Oj Thomas, ty nic nie rozumiesz... – zaczęła, a później wyjęła scyzoryk, którym się chwilę bawiła. Zaniepokoiło mnie to, ale starałem się nie pokazywać mojego strachu. – Ja nie chcę Cię zabić, tylko chcę, żebyś cierpiał. Zupełnie tak jak ja cierpiałam, gdy prawie mi zabiłeś siostrzeńca. Poza tym nie mogę Ci pozwolić, żebyś z nim być, bo wszystko zepsujesz.
– O czym ty mówisz?
Jej oczy zaświeciły się na niebiesko. Wtedy zdałem sobie sprawę, ze ona jest wilkołakiem, a co za tym idzie? Wcale nie nienawidzi swojej dalszej rodziny. Ona tylko grała taką niewinną. Pewnie miała z nimi układ, żeby mieć Dylana na oku. Odbębniła jakiś teatrzyk, że nie chcę znać jej rodziny, bo zabijają ludzi, gdy sama była jednym z nich. A Dylan jej uwierzył. Sprytnie.
– Nigdy nie przestałaś mieć z nimi kontaktu, prawda? – zagadnąłem, na co kobieta cicho zaklaskała.
– Przecież rodzina nie powinna się rozdzielać, Tommy...
Miałem ochotę zwymiotować, gdy wymówiła moje zdrobnienie. Nie miała do niego prawa. Nikt, poza Dylanem nie miał.
Nagle usłyszałem kroki. Od razu je rozpoznałem, bo były na tyle ciężkie, że to musiał być mój ukochany. Kobieta wtedy jeszcze bardziej się uśmiechnęła i w mgnieniu oka przecięła swoją rękę. Chciałem krzyknąć, ale wtedy ona wypowiedziała jakieś zaklęcie, przez które wszystko zaczęło mi się rozmazywać, w dodatku słyszałem jakieś głosy i szumy. Gdy tylko zobaczyłem cieknącą krew, poczułem odruch zwierzęcy. Nie chciałem tego, ale się na nią rzuciłem. Ta siła sprawiała, że chciałem zadać jej ból. Wyrwałem jej nożyk i zacząłem ją ranić.
Walczyłem z całych sił, by pokonać jej dziwne zaklęcie. Czułem jak całe ciało kazało mi ją zabić, ale moja psychika nie. Starałem sobie przypominać, że mam dobre serce i nie chcę nikogo skrzywdzić. I chyba udało mi się przez chwilę kontrolować te siłę. Wciąż słyszałem głosy, ale nie poddawałem się. Pomimo tego, co mi zrobiła, nie zadałem ostatecznego ciosu. Zamiast tego, to sobie zadałem ból. To swoją dłoń przeciąłem.
Kobieta wtedy krzyczała. Nawet płakała. Oczywiście wtedy akurat wszedł brunet, który od razu zareagował. Był przerażony, ale mimo to rzucił się swojej ciotce na pomoc. Wystawił swoją różdżkę w moją stronę i wypowiedział zaklęcie, które mnie obezwaładniło. Chyba myślał, że to ja tutaj byłem zagrożeniem, ale nie miał pojęcia, jak bardzo jest w błędzie.
– Co się stało? – zapytał zaskoczony całą sytuacją Dylan. Podszedł do ciotki, a gdy tylko zobaczył krew na jej przedramieniu, to pobiegł po apteczkę. – Usłyszałem huk. Myślałem, że może Thomas coś zwalił jak szedł, ale potem usłyszałem krzyki.
Wtedy zaczęło mi się robić jeszcze bardziej słabo. Obraz mi się rozmazywał i wciąż słyszałem, że powinienem wbić jej ten nożyk w serce. Nie wiem, co ta wiedźma mi dała, ale to wszystko było nie do wytrzymania. Poza tym chciałem mu powiedzieć prawdę, ale jego zaklęcie, które na mnie użył, sprawiało, że nie mogłem się ruszyć.
– Chciałam napić się szklanki wody, więc poszłam do kuchni – zaczęła mu opowiadać. Dylan wyciągnął z apteczki bandaż i obwiązał jej rękę. – Thomas już tam siedział z butelką wina. Wypił ją całą. Pokłóciliśmy się o Ciebie. Powiedział mi, że próbuję zniszczyć wasz związek, ale on na to nie pozwoli. Chyba mnie nienawidzi.
Dylan w tym momencie spojrzał na mnie. Nie musiałem usłyszeć potwierdzenia, żeby wiedzieć, że już jej uwierzył.
– A co potem? Dlaczego masz zakrwawioną rękę? – ciągnął temat.
Helena oczywiście użyła jak największych zdolności aktorskich, więc zaczęła rozpaczać nad drobnym skaleczeniem i paroma siniakami, które zdążyłem przy okazji jeszcze zrobić.
– Szlam na górę, a on za mną po schodach. Pewnie za dużo wypił, bo zaczął mi grozić. Wtedy go popchnęłam. Przestraszyłam się, bo spadł i wyglądał na nieprzytomnego, ale to była zasadzka. Wyjął ten scyzoryk i zaczął mi go wbijać w ręcę.
Nagle poczułem, że paraliż wywołany zaklęciem Dylana przechodzi. Zacząłem ruszać palcami i stopami. Wiedziałem, że muszę się bronić. Nie mogłem dać jej satysfakcji, że już wygrała. Mimo wszystko miałem nadzieję, że Dylan da mi szansę się wytłumaczyć i uwierzy w moją wersję wydarzeń.
– To nieprawda, Dylan! – wykrzyczałem, powoli wstając z podłogi. Oczywiście wciąż miałem objawy po zażyciu najpewniej środków od tej wariatki, ale musiałem walczyć o swoje. Musiałem wyjawić mu też prawdę, że ona tak naprawdę chce nas skłócić, bo wie, że przy mnie Dylan nie da się zmanipulować. – Nie możesz jej uwierzyć! Gdy przyszedłem do kuchni, ona już tam była. Zaproponowała mi wino, ale coś do niego wrzuciła.
– To dlaczego to ty masz zakrwawione ręcę i nóż? – Jego pytanie mnie skołowało. Spojrzałem w na swoje dłonie. Rzeczywiście trzymałem wciąż nóż. – Thomas, dlaczego?
– Dylan musisz mi uwierzyć... – błagałem go. Chciałem podejść bliżej, ale wtedy on się cofnął. Bał się mnie? On się naprawdę mnie bał. – Ona chce się mnie pozbyć, bo wie, że wtedy będzie mogła Cię kontrolować dalej, rozumiesz? Wie, że jeśli będziesz pod jej nadzorem, to w końcu plan Reakenów się powiedzie.
– Dylan, nie słuchaj go! – wtrąciła się mi w zdanie. Wstała i podeszła do bruneta. – Miałam Ci nie mówić, ale znalazłam jeszcze ten woreczek. – Wyjęłą z kieszeni narkotyk, a ja wtedy przeklnąłem się w duchu, że nigdy nie pozbyłem się ostatniej części od Dereka. – Pewnie dosypał sobie do alkoholu. – Kobieta podała mu ten woreczek, co ewidentnie przeraziło mojego chłopaka.
– O czym ty mówisz, Thomas? Jaki plan Reakenów? – Ciemnooki popatrzył na mnie, a potem na siostrę swojej matki. – Moja ciotka nie zadaje się z nimi. Przecież widziałeś, że specjalnie zmieniła nazwisko, żeby ludzie ich nie łączyli. Zresztą twoje tęczówki wszystko mówią. Myślałem, że po tym jak straciłeś szansę w konkursie, to przestałeś ćpać.
– No bo przestałem! – podniosłem ton, czując jak moje oczy zaczynają się szklić.
– Czyżby? – Jego głos stał się taki chłodny. A przecież jeszcze chwilę wcześniej mieliśmy swój pierwszy raz, gdzie ciągle powtarzał, że mnie kocha. – To po chuj Ci to było?
– Zapomniałem wyrzucić, to pewnie został w plecaku, a Twoja ciotka mnie nienawidzi i pewnie przeszukiwała moje rzeczy. Moje tabletki pewnie też ukradła.
– Nawet nie wiedziałam, że bierzesz tabletki. – Helena była tak fałszywie dobra w tym kłamstwie, że coraz bardziej bałem się przegranej. Nie mogłem stracić Dylana. Nie, kiedy było już tak dobrze między nami. Mogłem tu nie przyjeżdżać, to może wszystko potoczyłoby się inaczej. – Masz szczęście, że jesteś ważny dla mojego syna, bo wtedy doniosłabym na Ciebie do straży magicznej.
I wtedy usłyszałem coś, co złamało mi serce na milion kawałków.
– Po tym co Ci zrobił, już nie jest dla mnie ważny.
Podbiegłem do niego i próbowałem go zatrzymać, ale mnie odepchnął.
– Dylan, ja Cię kocham – mówiłem. Na niego te słowa przestały jednak działać. Patrzył na mnie lodowatym wzrokiem, jakbym był dla niego zupełnie obcym człowiekiem. To wszystko wydawało się cholernym koszmarem. Może ja wciąż jeszczę śpię? Ale dlaczego się nie budzę? – Nie możesz tego zakończyć tak! Musisz mi uwierzyć!
– Jutro rano ma Cię tu nie być! – syknął w moją stronę, a ja wtedy zdałem sobie sprawę, że go straciłem.
– A co z nami? – zapytałem skruszony, patrząc w jego tęczówki.
– To był błąd – odparł, łamiąc mi ponownie serce.
Dopiero, gdy Dylan się odwrócił, to zauważyłem stojących kuzynów, którzy patrzyli na te scenę, jakby sami nie dowierzali, w to co widzieli. Stwierdziłem, że i tak mi nie uwierzą, więc nawet nie próbowałem się już bronić. Patrzyłem tylko jak Dylan ich wymija, a Ci znikają za nim.
Wtedy po moich policzkach momentalnie zleciały łzy.
– Mówiłam, że Ci nie uwierzy – powiedziała dumnie. – Ale powiem Ci, że wbrew pozorom bardzo mi pomogłeś – dodała, a potem chwyciła mnie za nadgarstek. – Masz tu nie wracać, jasne? On już i tak wybrał swoją stronę.
– Myślisz, że tak łatwo zasiejesz w nim mrok? – spytałem, wyrywając się z jej dłoni.
– Ja nie, bo ty już to zrobiłeś... – odrzuciła z satysfakcją. Wyminęła mnie i poszła w kierunku Dylana, a ja opadłem z sił i zacząłem płakać.
[Ogólnie to myślę, że zjebałam, ale chuj macie haha]
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top