Rozdział 4
Udałem się tak naprawdę do biblioteki, bo wiedziałam że prędzej czy później, Dylan będzie mnie szukać. Pewnie się zastanawiał, dlaczego tak nagle zmieniłem zdanie. I właśnie tam postanowiłem przeczekać ten moment i w istocie pomyśleć na spokojnie.
Zamknąłem oczy i oparłem się o regał. Musiałem odetchnąć. Nie spodziewałem się, że ja, Thomas, kiedykolwiek będę zazdrosny, ale on jest dużo lepszy ode mnie. Dylan na pewno mógłby go chcieć. Szczególnie po ostatnich moich akcjach.
Z dala słyszałem znajomy mi chichot. Może to nie był Liam, ale na pewno był to głos Theo, który raz na jakiś czas tu wpadał. Mimo, że już dawno skończył szkołę. Szedł akurat z jednym kolegą, z którym o czymś gawędził.
Miałem nadzieję, że mnie nie zauważy, ale on jednak spojrzał w moją stronę.
— Cześć Thomas — powiedział grzecznie.
— Hejka — odparłem nieśmiało.
Chłopak szepnął coś do kolegi, a potem ten drugi oddalił się od nas.
— Wyglądasz jakbyś potrzebował rozmowy — stwierdził, klepiąc mnie po ramieniu.
— Wydaje ci się… — Wzruszyłem tylko ramionami, mając nadzieję, że Reaken sobie pójdzie. Jakoś nie miałem ochoty słuchać jego kazań.
— Próbujesz okłamać wilkołaka? — To ostatnie słowo dodaje dużo ciszej. – Wiesz, że słyszę twoje tętno, nie?
— Nie, ja tylko… — zacząłem, ale kompletnie nie umiałem ułożyć zdania. Wiedziałem, że kłamstwo w moim przypadku i tak wyjdzie na jaw.
Reaken przyglądał mi się przez chwilę w skupieniu, a potem otworzył usta.
— Chcesz iść dziś na lekcję? – zapytał radośnie, patrząc na mnie znacząco.
Chwilę się zastanawiałem, bo ostatnio miałem trochę więcej zaległości, ale stwierdziłem, że i tak nie będę mógł się skupić. Może rozmowa z Reakenem mi pomoże.
— A co proponujesz? — podpytałem, na co Theo delikatnie się uśmiechnął.
— Ostatnio twój brat mnie bardzo pilnuje. Kocham go, ale jego nadopiekuńczość potrafi irytować.
Pokręciłem głową. Typowy Liam.
— Chyba nie powinieneś mi tego mówić — zaśmiałem się.
— Wiem, że to wszystko, co sobie mówimy zostanie między nami — Nacisk na ostatnie słowo był niezwykle wielki. Wiedziałem, że próbuje mnie przekonać. — Chodźmy na miasto, do baru. Odwiedzę Lidię.
— Nie sądziłem, że ja znasz…
— Wiele rzeczy o mnie nie wiesz, Thomas, a teraz chodź… — stwierdził tajemniczo, chwytając mnie za rękę.
Paręnaście minut później, siedzieliśmy w barze. On z piwem procentowym, a ja z drinkiem wielosmakowym.
– A, więc co cię trapi? – zapytał, popijając piwo, które niedawno przyniosła Lidia.
– Kojarzysz tego nowego? – odpowiedziałem niespokojnie.
– Masz na myśli tego seksownego wilkołaka?
– Jest wilkołakiem ? – dopytałem, biorąc głęboki wdech. Już się zaczynało świetnie.
— Swój swojego wyczuje – odpowiedział, popijając wielki kufel. – Zresztą znam tego typa i nie bardzo za nim przepadam.
– Czekaj…. – przerwałem mu. – Co masz na myśli, mówiąc, że nie bardzo za nim przepadasz.
Chłopak zamilknął, a dopiero po dłuższej chwili się odezwał.
– Chodził ze mną do szkoły – zaczął, przy okazji niespokojnie bawiąc się dłońmi. – Ale to był śliski typ…. - Wtedy spogląda na mnie z tak wielką powagą, jaką u Teo rzadko mogłem doświadczyć. – Bo spotykaliśmy się kiedyś. Nigdy nie mówiłem, jak poznałem tak naprawdę Twojego brata, prawda? – kiwnąłem mu głową. – Chodziłem wtedy z tym typem, ale w pewnym momencie coś mu odjebało bardziej niż mi. Zaczął się interesować czarną magią. Pewnego wieczoru wykorzystał ten czar na mnie. Chciał wiedzieć, jak bardzo boli taki czar. Nie chciałem tego robić, ale obiecał, że się potem mną zajmie, ale mnie zostawił. Zacząłem krwawić, choć wcale ran nie miałem. Dusiłem się, do momentu, aż nie znalazł mnie w lesie twój brat, który wtedy przyjechał na wymianę. Uważałem go za przemądrzałego, a on mnie za aroganckiego. W każdym razie pomógł mi i odczarował zaklęcie i zaprowadził mnie do skrzydła szpitalnego. Potem mieliśmy dziwną relację, bo głównie na siebie krzyczeliśmy, a potem w końcu go pocałowałem.
– Dlaczego go wtedy nie wyrzucili ze szkoły?
– Wyrzucili. Problem jest taki, że ma na sobie zaklęcie zmieniające swoją osobę. Zabrał tożsamość kogoś, kogo musiał zabić.
– Skąd wiesz, że to on? – zapytałem ciekawsko.
– Wyczułem jego zapach.
– W takim razie musimy znaleźć zaklęcie, które go odczaruje i wyślę do więzienia.
Wtedy usłyszałem jego głośne wzdychanie.
– Próbowałem, ale z tego co wiem, tego zaklęcia nie można odczarować.
– Dlaczego?
– Bo ma do czynienia z ofiarą.
Nagle zaczęły mi się trząść ręce, a oczy zaczęły mi migotać. Próbowałem się uspokoić, ale jakby zła energia zaczęła mnie łapać w swoje sidła. Wiedziałem, że jeśli zaraz stąd nie wyjdę to zrobię komuś krzywdę, dlatego bez słowa wyleciałem, słysząc za sobą ciągłe krzyki swojego kompana.
Kiedy znalazłem się na ścieżce, skręciłem w najbardziej pustą drogę, prowadzącą do jeziorka, w którym Dylan mnie uratował. Miałem nadzieję, że tam dojdę do siebie.
Nie rozumiałem, co się ze mną dzieje. W jednym momencie byłem sobą, a w drugiej kimś zupełnie innym. Kimś, kogo się teraz brzydziłem. Wiedziałem, że powinienem komuś o tym powiedzieć, ale wstydziłem się tego.
Usiadłem na kładce i modliłem się, by to zaraz przeszło. Niestety nie przechodziło, zamiast tego było jeszcze gorzej. Trudniej do opanowania.
W nerwach rzuciłem się na ziemię i zacząłem krzyczeć, bo ból, który zaczął rosnąć, sprawiał, że nie mogłem już go znosić. Zacisnąłem zęby i próbowałem go jakoś przeżyć. To bolało dokładnie tak, jak ten czar, o którym mówił Theo. Gdybym Teraz zaczął krwawić, to pewnie bym był martwy, bo problemy z krzepnięciem krwi, by mnie zabiły. Ale nie miałem żadnych ran.
W dodatku ten głos, który ciągle krzyczał.
„Ty należysz do mnie, Thomas”
– Lucjoto! – usłyszałem w pewnym momencie, a zaraz później przybiegł zmartwiony Theo.
– Nie możesz umierać przed naszym ślubem – rzuca z ogromną powagą, a później kuca koło mnie. – Od kiedy masz coś takiego? I dlaczego przez ostatnich parę dni zachowujesz się jak totalny gówniarz? W dodatku Dylan się o ciebie martwi i chyba też zasługuje na prawdę.
Czar, który Reaken rzucił zaczął powoli działać. Ciało przestało mnie boleć, a głos zniknął. Mogłem spokojnie się podnieść, nie czując ucisku w sercu.
– Co z tobą jest? – dopytał.
Spuściłem głowę. Komuś musiałem powiedzieć prawdę. Inaczej, to coś, by mnie zabiło.
– Zaczęło się po wyjeździe Dylana… – zacząłem, a mój głos drżał bardziej niż galareta. – Na początku bolała mnie ręka, później całe ciało, zacząłem się trząść i słyszeć głos, który mi rozkazywał.
– Co ci kazał zrobić?
– Te wszystkie złe rzeczy… – odpowiedziałem, powstrzymując łzy.
Theo przez chwilę nie odzywał się ani słowem, by potem spojrzeć na mnie z jeszcze większą powagą i strachem.
– To zaklęcie wygląda jak zmutowane to, którym obdarzył mnie ten chuj.
– Czy myślimy o tym samym? - zapytałem go, na co chłopak kiwnął głową.
– Musimy pozbyć się stąd tego chłopaka. Mam złe przeczucia – odparł spokojnie, a później dodał. – Nawet mam pomysł jak.
– Mogę cię jeszcze o coś poprosić? – zapytałem, a gdy chłopak spokojnie czekał, aż dokończę, kontynuowałem. – Nie mów nic Dylanowi. Nie chcę by się martwił. Na razie.
– I tak się martwi – stwierdził brunet, ale ostatecznie przystaje na moją prośbę. – Ale jeśli chcesz poczekać, to okej. Nie powiem nic.
– Dziękuję – dodałem, a później zaproponowałem powrót do akademii.
Przy okazji opowiedział mi o czarze, który mogłem na siebie rzucać w razie sytuacji, gdyby problem wrócił. No i o planie w sprawie tego chłopaka.
Kiedy wróciłem do budynku, pożegnałem się z Theo, który udał się do Liama, a ja postanowiłem, że muszę zobaczyć się z Dylanem. Nawet, jeśli poczułem się zazdrosny rano, to tęskniłem za moim ukochanym.
Kiedy stanąłem przed jego drzwiami, nie weszłem od razu. Coś mi mówiło, żebym zapukał. Dlatego niepewnym ruchem uderzyłem trzy razy w drzwi, a chwilę później przede mną stanął Dylan, który wyglądał na zmartwionego i zdenerwowanego jednocześnie.
– Martwiłem się… – powiedział pretensjonalnie, opierając się o framugę drzwi.
– Wiem, przepraszam – odparłem z miną zbitego psa. – Musiałem coś przemyśleć.
I wtedy znienacka za Dylanem stoi ten chłopak, który rano tak ładnie się do niego uśmiechał. Od razu mam ochotę mu przywalić, ale przypominam sobie o planie, o którym mi mówił Theo. Nie chcę, by wszelkie podejrzenia poszły na mnie, więc muszę udawać, że go lubię. Mimo, że jestem zazdrosny, szczególnie że chłopak ma na wpół otwartą koszulę, to nie mogę być na niego zły.
Do Dylana chyba dociera, dlaczego patrzę na niego tak dziwnie.
– Fanki zabrały mu ubrania po wf więc mu pożyczyłem – odpowiedział tak, jakby nie był to najmniej możliwy scenariusz.
– Dokładnie – poparł chłopak, a potem podziękował i zostawił nas samych. Chociaż jego ostatnie spojrzenie było dość osobiste i wysłane w moją stroną.
Zanim Dylan zdążył cokolwiek powiedzieć, chwyciłem go za dłonie.
– Jestem zazdrosny – odparłem, a potem bez dalszego słowa, pocałowałem chłopaka.
– Wiedziałem – odparł, a potem z namiętnością wbił się w moje usta.
[Rozdział Thomas]
Parę miesięcy później
Nie czułem się już sobą.
Nie czułem, że muszę żyć…
Miałem wrażenie, że cząstka mnie umiera, a jedyną osobą, którą chciałabym zobaczyć przed śmiercią był Dylan.
Chciałem po raz ostatni powiedzieć mu kocham.
Gdybym tylko wiedział, to od razu bym mu powiedział.
––
PRZEPRASZAM, że dopiero teraz ale niestety średnio z czasem, szczególnie że piszę własną książkę i zaczęłam szkole policealną. Mam nadzieję, że rozdział wciąż się wam podoba i życzę miłego dnia.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top