ROZDZIAŁ 38 [THOMAS]
DEDYKACJA DLA WSZYSTKICH CZEKAJĄCYCH, BO DZIĘKI WAM CHCĘ MI SIĘ PISAĆ.
Myślałam, że go nie napisze, bo jestem we Wrocławiu, ale udało się. Nie wiem, czy tęgo tez nie zjebałam, ale niech będzie.
Starałem się myśleć trzeźwo, dlatego pierwsze co, to postanowiłem iść do Dylana i jeszcze raz z nim pogadać. Musiałem mu wszystko wyjaśnić. Musiał mi uwierzyć. Oczywiście wcześniej szybko zmyłem krew z dłoni i wyrzuciłem gdzieś nóż, który przez cały czas trzymałem.
Jednak w momencie, gdy zbierałem się, by wejść na schody, to zauważyłem Dylana. Był wściekły. W dłoniach trzymał rączkę od walizki. Mojej walizki. Zniósł ją, a potem wystawił mi ją przed siebie.
– Wynoś się! – syknął oschle, a potem spojrzał na mnie z tak ogromną nienawiścią, że myślałem, że mi serce pęknie. – Nie masz prawa tu już być! Zawsze wiedziałem, że jesteś arogancki, ale nigdy nie spodziewałem się, że będziesz w stanie zrobić coś takiego?!
– Porozmawiajmy – zaproponowałem, ale on nawet nie chciał słyszeć o tym.
– Chcesz pogadać o tym, że prawie zabiłeś mi ciotkę? – spytał sarkastycznie, a potem dłonią wskazał drzwi. – Wyjdź zanim Ci przywalę! – zagroził, zaciskając dłonie, a potem podszedł krok bliżej.
– Przypomnę Ci, że to ona zrzuciła mnie ze schodów... – Chciałem powiedzieć coś jeszcze, ale wtedy poczułem tą samą siłę, co wcześniej. Zamknąłem oczy, zagryzając mocno wargę. Próbowałem walczyć, ale nie dałem rady. Rzuciłem się na niego, przez co Dylan wylądował na podłodze, a ja na nim. – Dylan, proszę posłuchaj mnie! – krzyczałem, czując jaka całe moje ciało rozrywa się na kawałki. Ciało chciało go zabić, a psychika walczyć. Miałem w sobie ogromną złość, ale wiedziałem, że to nie moje myśli. Myślałem, że to dragi Dereka powalają na kolana, ale ta jej trucizna je pobiła. – Twoja matka coś mi dosypała! Nie wiem, co to do cholery, ale chcę Cię zabić, a jednocześnie tego nie chcę. To samo miałem z nią. Musisz mi uwierzyć.
Podniosłem dłonie i choć nie chciałem, to położyłem je na szyi bruneta. Chłopak zaczął się szarpać. Bardzo chciałem, żeby mnie pokonał, ale czułem się tak silny jak nigdy. W końcu udało mu się mnie zrzucić. Szarpał się ze mną do momentu, aż w końcu nie usiadł na moim brzuchu i nie spojrzał mi w oczy. W nich zaś dostrzegłem czystą nienawiść, mimo, że godziny wcześniej byłem jego oczkiem w głowie.
– Nie wiem, co Ci Derek dał, ale to już przegięcie – stwierdził brunet. – Nie wiedziałem, że zadaje się, aż z takim ćpunem.
Ałć. Jego słowa mnie zabolały, ale mimo to wciąż próbowałem to ignorować.
– Twoja ciotka mi coś dosypała. – Głowa bolała mnie dużo bardziej niż wcześniej. – Jeśli mnie kochasz, to mi zaufaj – dodałem, na brunet tylko parsknął.
– Szantaż emocjonalny to bardzo w Twoim stylu – rzucił zdenerwowany brunet. Oczy zaszły mi łzami. – Tym razem też się będziesz próbował się zabić?
Poczułem wtedy ogromna złość i rzuciłem go na bok. Uderzył o ścianę, przez co jęknął, ale miałem to gdzieś. Posunął się za daleko tym tekstem, a ja nie miałem zamiaru tracić godności. Nawet jeśli nie wyobrażałem sobie życia bez niego.
Spojrzałem na podłogę i dostrzegłem nożyk, który wcześniej gdzieś wyrzuciłem. Wiedziałem, że nie powinienem, ale ta siła mówiła, żebym go podniósł i tym razem zaatakował bruneta. Nie zrobiłem tego, a zamiast znów zadałem sobie ból. To ze mnie ciekła krew, ale miałem to gdzieś. Mogłem umrzeć, ale chciałem zobaczyć, czy jemu wciąż na mnie zależy. I chyba zależało, bo patrzył na mnie z przerażeniem.
– Skoro mi nie wierzysz, to znaczy, że ta miłość była gówno warta... – odparłem, chowając nożyk do kieszeni. I tak go nie obchodziło, czy przeżyje następny dzień. – Tak jak moje życie!
Dlatego zanim zdążył się opamiętać po moim ataku, zabrałem walizkę i rzuciłem czar, który przeniósł mnie na jakąś uliczkę, tuż obok dworca. Zadzwoniłem wtedy po raz pierwszy do Liama, z którym chciałem porozmawiać dopiero jutro, ale sytuacja mnie zmusiła, by doszło do tego wcześniej.
Odebrał po sześciu sygnałach, a jego głos był naprawdę zachrypnięty. Pewnie spał. W końcu niedawno to on przeżył traumę, po tym jak rodzina Theo go porwała.
– Thomas? – spytał niepewnie, więc próbowałem wziąć się w garść i nie popłakać, ale to było ciężkie.
– Cześć Liam... – zacząłem, biorąc głęboki wdech. – Miałem zadzwonić jutro, ale stwierdziłem, że zrobię to dziś, by powiedzieć Ci wesołych świąt.
Usłyszałem wtedy jego westchnienie.
– Tommy, czy ty płaczesz? – zadał pytanie, a nie słysząc mojej odpowiedzi, dodał: – Co się stało, braciszku? – Jego troska dodała mi otuchy, ale jednocześnie sprawiła, że miałem ochotę popłakać się na środku drogi.
– To chyba nie będą zbyt udane święta... – odparłem, siadając na ławce. Spojrzałem na swoje blizny, z których ciekła wciąż krew. No tak przecież nie wziąłem leków, ale ta trucizna sprawiała, że w sumie nie dbałem o to, czy umrę na tej ławce, czy nie. – A co u Ciebie? – zapytałem z ciekawości, bo jeśli mam umrzeć, to wolę słyszeć dobre wieści.
– Ta śpiączka pozwoliła mi się totalnie zregenerować... i chyba umówiłem się na spędzanie sylwestra z Brettem... – stwierdził tak, jakby sam był zszokowany swoją decyzją. – Ale wracając do tematu, co to znaczy, że to nie będą zbyt udane święta?
– To słodko... – Uśmiechnąłem się pod nosem. – Chyba muszę kończyć... – dodałem, chcąc się rozłączyć, ale jego krzyk mi nie pozwolił.
– Thomas, pokłóciłeś sie z Dylanem? – dopytał, więc mu potwierdziłem łkaniem.
– O co poszło?
Na wspomnienia o Dylanie, znów poczułem ogromną siłę i wyciągnąłem nożyk. Wpatrywałem się w niego przez chwile, zanim ostatecznie odpowiedziałem.
– Mieliśmy swój pierwszy raz, a potem jego ciotka zrobiła ze mnie potwora... – Moja ręką zaczęła mocno szczypać, gdy nieświadomie przeciąłem się kolejny raz. Krew wylewała się z niej i spadała na idealnie biały śnieg, barwiąc go. – Muszę chyba kończyć, bo ręką mnie boli... – dodałem, wiedząc, że Liam zrozumie, co właśnie zrobiłem. Zawsze tak mówiłem, gdy się okaleczałem.
– Thomas, powiedz, że...
– Kocham Cię, bracie... – powiedziałem, a potem zakończyłem rozmowę.
Oparłem się o ławkę i miałem wszystko gdzieś. Przynajmniej umrę w ładny dzień. Tak myślałem, dopóki nie usłyszałem jakiegoś czaru, a potem nie spojrzałem na dłonie, które były całe zszyte.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top