ROZDZIAŁ 21 [THOMAS]
Nic mi nie wchodziło do głowy. Kompletnie nie mogłem się skupić. Coś co było dla mnie zawsze łatwizną, stało się naprawdę trudne. Ponadto nie mogłem panować nad myślami. Szczególnie związanymi z Dylanem. Miałem pogadać o tym z Liamem, ale że ma gościa, to nie bardzo wypadało. Swoją drogą wciąż nie miałem pojęcia, jak się poznali, ale wyglądali na takich, co mieli ze sobą bardzo skomplikowaną historię. Może to była ta miłość Liama, przez którą nie chciał się z nikim spotykać? Jeśli tak to muszę to wiedzieć, w końcu jest jak mój braciszek.
Zamknąłem oczy, próbując jakkolwiek się uspokoić, ale nic nie dawało efektu. Wiedziałem, że jedyną rzeczą, która mogłaby mi pomóc, to narkotyki. Nie chciałem jej jednak brać pod uwagę, bo przecież byłem chory i mogłoby mi to zaszkodzić. Mimo, że kiedyś je brałem i jakoś żyłem.
Na mój podręcznik spłynęła kropla krwi, więc przetarłem nos. Zdarzało się tak czasem, więc wziąłem lek i położyłem się na łóżku. Musiałem na chwilę odpocząć.
Coraz mniej godzin, a ja wciąż nic nie umiałem. Ciekawe jak O'Brienowi idzie? A może w ogóle nie idzie, bo pewnie pieprzy się z tą pożal się, Boże, laską, której nie mogę zdzierżyć. Byłem zły, że mnie pocałował, a teraz zachowywał się tak, jakby nigdy do tego nie doszło. Jakby to co ja czuję, nie miało znaczenia. No przecież mogłem się tego spodziewać. Nie tylko on tak zrobił. Kurwa. Pieprzony schemat, który powinienem już dawno zauważyć. Jak mogłem tak po prostu dać się omamić? Jak mogłem mu zaufać?
- Kurwa! - powiedziałem sam do siebie, wtulając się w poduszkę. Miałem nadzieję na sen, ale jedyne co dostawałem to koszmary senne. Śniło mi się, że uciekam gdzieś, choć sam nie miałem pojęcia gdzie, a potem słyszę jego kojący, lecz i przerażający głos. Wołał moje imię. Tommy! Tommy! Tommy! Gdy tylko skręciłem w jakaś alejkę, to on pojawiał się z nią. Stali przede mną i zaczynali się całować, a zaraz potem atakowali mnie i wyrwali serce.
I właśnie tak budziłem się przez następne parę godzin. W końcu jednak odpuściłem temat i poszedłem się kąpać. Miałem nadzieję, że zimny prysznic mi pomoże, ale chyba nie bardzo pomógł, bo nie dość, że byłem wciąż rozespany, to było mi w cholerę zimno. Wtedy też miałem ponowną wizję mojego, jak i jego pocałunku, a potem tej niby zakochanej dwójki. Ten drugi wywołał u mnie odruch wymiotny. Czułem się bezsilny. Znów uwierzyłem, że komuś na mnie zależy, ale niestety chyba się zawiodłem. Zresztą od tamtego pocałunku Dylan ze mną nie rozmawiał. To było dziwne, bo zawsze uczyliśmy się razem. Być może dlatego kompletnie nie mogłem się skupić, gdy miałem się uczyć? Może to jego mi brakowało? Dlaczego to ja zawsze muszę cierpieć? Dlaczego? Czym sobie na to zasłużyłem?
Byłem zły. Smutny. Wściekły. Zraniony. Zakochany. I tak dalej. Otwarłem się przed nim i skończyłem ze złamanym sercem. Właśnie dlatego nie chciałem nikogo do siebie dopuścić. Nie chciałem znów cierpieć, a jednak właśnie do tego doprowadziłem. Bo zaufałem tej osobie. Bo zaufałem, że naprawdę komuś może na mnie zależeć, ale się pomyliłem. I już więcej tego błędu nie popełnię.
Decyzję podjąłem zupełnie pod impulsem. Być może dlatego stałem pod drzwiami Dereka o szóstej rano, zastanawiając się, czy powinienem zapukać, czy raczej odwrócić się. Byłem jednak zdeterminowany by wygrać, a jednocześnie chciałem, by wrócił stary Sangster. Do tego potrzebowałem tylko jednego. Mianowicie...
- Długo masz zamiar stać pod moimi drzwiami? - W progu stanął nie kto inny jak postawny Derek Hale, który patrzył na mnie z triumfalnym uśmieszkiem. Już wiedział, po co tu przyszedłem. I doskonale wiedział, że będzie miał z tego korzyści.
- Jak mnie zaprosisz, to wejdę! - odparłem, więc brunet tylko cofnął się i gestem zaprosił mnie do środka. - Muszę znów być sukinsynem! - wyznałem, siadając na jego łóżku. Tak naprawdę nigdy nie byłem z nim szczery, aż tak bardzo jak wtedy. Brunet pokiwał głową i usiadł tuż obok mnie.
- Dlatego, że coś się między wami wydarzyło, a on udaję, że nie? - zapytał spokojnym tonem, a ja spojrzałem na niego z miną w stylu "skąd ty do cholery o tym, wiesz? " - Ostatnio byliście bardzo nierozłączni, a od przedwczoraj nie widziałem was razem. Po meczu bardzo się zmartwił o Ciebie i połączyłem jakoś fakty.
- Skąd niby to wiesz?
- Myślisz, że nigdy zakochany nie byłem? - odparł, spoglądając wprost w moje oczy. Wyglądał na szczerego. Czyżbym nie tylko ja się zmienił przez ostatni czas? Nie no, przecież to Derek Hale, on jest tylko hetero i się nie zmienia. - Wiem jak to boli, dlatego Ci to dam! - powiedział, wyciągając z kieszeni woreczek z białym proszkiem. Niepewnie go przyjąłem.
- W kim byłeś zakochany? - tym razem to ja podpytałem, na co chłopak pokręcił głową. Chyba nie chciał poruszać tego tematu. Może i lepiej.
- Ale dam Ci jedną radę... - zaczął powoli, biorąc głęboki wdech. - Wiem, że myślisz, że przyjaźniłem się z Tobą dla kasy i w ogóle, ale nie zawsze tak było. Nie wykorzystałem Cię nigdy tak jak Ki Hong. Chciałem przy Tobie być. To nie ja w tej relacji byłem zły. To ty nam nie ufałeś.
- Ciężko jest ufać komuś, kto dbał tylko o interesy i laski... - przyznałem smutno, spoglądając na moje buty. Swoją drogą ładny model miałem.
- Masz rację, bo gdyby nie interesy w porę bym ocalił kogoś, kogo kochałem... - wypowiedział i mógłbym przysiąść, że na jego twarzy zobaczyłem łzę. Chłopak szybko ją jednak starł, mając nadzieję, że jej nie zauważyłem. Czyżby Derek Hale naprawdę miał uczucia? - Dlatego powinieneś z nim pogadać. Narkotyki to nie wyjście! - dodał, pokazując palcem na woreczek, którym się bawiłem.
- On mnie ignoruje, ale to ja powinienem z pogadać?
- Wiem, że to głupio zabrzmi, ale tak. - Brunet potwierdził, a potem westchnął głęboko. - I nie bierz tego dziś! Nie przed tym ważnym testem, który tak bardzo chciałeś wygrać. Najlepiej w ogóle tego nie bierz! - dodał z troską, którą widziałem pierwszy raz u niego. Próbował mnie oszukać, czy naprawdę jego serce i wnętrze przeszło jakąś oczyszczającą apokalipsę?
- Dlaczego mi to mówisz? - podpytałem, skupiając się na jego oczach. Chciałem zobaczyć w nich jakieś emocję, ale jedyne, co wyczułem to ból. A nie sądziłem, że kiedykolwiek go zobaczę w oczach kogoś, kto podobno nie miał duszy i serca.
Chłopak wstał i nerwowo zaczął chodzić po pokoju. Chyba się zastanawiał nad odpowiedzą. W pewnym momencie stanął i spojrzał na mnie z błagalnym spojrzeniem
- Bo nie chcę byś stracił swoją szansę.. - Zagryzł wargę. - A mam przeczucie, że ostatnie morderstwo to nie koniec! - dodał poważniej, a ja jeszcze w drodze na jadalnie wciąż odtwarzałem jego ostrzegawczy głos. Wiedziałem, że muszę pogadać z Dylanem, dlatego momentalnie zmieniłem kierunek i udałem się w stronę jego pokoju.
Na korytarzu jednak coś we mnie pękło. Zobaczyłem brunetkę w szlafroku, która wychodziła z jego pokoju. Ciekawe co robiła u niego całą noc? Z automatu zrobiło mi się przykro i już miałem się odwrócić i iść na jadalnie, gdy dobiegł mnie jej wstrętny głos.
- Nie masz u niego szans! - rzuciła, przechodząc tuż obok mnie. - Mieliśmy wspaniałą noc, Thomas! - wyszeptała w moje ucho, co kompletnie mnie sparaliżowało. Moje serce zamarło, ciało nie mogło się ruszyć, a psychika ledwo to wytrzymywała. To był za duży stres dla mnie. Przegrałem. Nie miałem o co walczyć. - Życzę powodzenia na egzaminach! - dodała sukowato i zostawiła mnie, odchodząc w stronę swojego dormitorium.
Zjechałem po ścianie i zacząłem płakać. Na szczęście była godzina ranna, więc nikt tego nie widział. Boże dlaczego musiałem mieć tak dobre serce? Gdybym był kutasem, to bym miał na to wywalone. I właśnie wtedy znów spojrzałem na dłonie, w których trzymałem woreczek. I pomimo cennych rad mojego niegdyś kolegi, poszedłem do łazienki, zwinąłem pieniądz w rulon i wciągnąłem wszystko za jednym zamachem.
****
Chyba to zjebałam!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top