ROZDZIAŁ 15 [Thomas]
Z niechęcią udałem się do naszego trenera, by go okłamać. Musiałem powiedzieć, że się źle czuję, bo inaczej Will nie dałby mi spokoju. Niepewnie usiadłem koło niego, gdy ten popijał kawę. Do końca przerwy zostały trzy minuty, więc musiałem zrobić to szybko, by rezerwa mogła za mnie wejść. Mężczyzna chudy o wysportowanej budowie i dziewczęcej urodzie, ostatecznie spojrzał na mnie ze zdziwieniem.
— Co się dzieje, Thomas? — zapytał zmartwiony, gdy widział, że trzymam się za brzuch.
— Nie wiem, trenerze, ale czuję się naprawdę słabo! — mówiłem, co jakiś czas udając, że naprawdę mnie boli. — Mógłby Brett za mnie zagrać? — Ten chłopak był naprawdę miły, ale nigdy tak naprawdę nie dostał szansy by spróbować, więc może dziś mogło by się coś zmienić.
— Thomas, jesteś kapitanem — mówił spokojnie mężczyzna, dokładnie obserwując każdy mój ruch. Przerażało mnie to trochę, bo wiedziałem, że nie jestem tak dobrym aktorem jak Dylan. Mimo wszystko, mężczyzna chyba mi wierzył, więc wewnętrznie odetchnąłem z ulgą. — Zresztą najlepszym atakujących z ich drużyny. — Miło mi się zrobiło na pochwałę od trenera. Naprawdę dawno nie słyszałem żadnych miłych słów od kogokolwiek. No poza Dylanem, Liamem i ojcem. — Na pewno nie dasz radę grać? — dopytał zmartwiony, więc kiwnąłem. Z dala spostrzegłem Willa, który przyglądał się mojej rozmowie z mężczyzną. Chytrze się uśmiechał. Co za cham z niego.
Wtedy udałem kolejny jęk, czy stękniecie z bólu.
— Chciałbym, ale to tak boli — skłamałem, ale no cóż, nie miałem wyboru. — Mogę iść do higienistki po leki?
— No dobrze, idź! — powiedział, dotykając pokrzepiająco mojego ramienia. — Brett Cię zastąpi!
Podziękowałem mu i odszedłem. Po drodze niestety musiałem wpaść na bruneta, który uśmiechał się przyjaźnie. Niestety ja zamiast wzajemności, wyminąłem go i pobiegłem do swojego pokoju. Rzuciłem się od razu na łóżko i zacząłem płakać. Miałem dość tego dnia. Chciało mi się cholernie krzyczeć, dlatego wziąłem poduszkę i zacząłem wyć. Łzy biegły jak szalone. Płacz tu nie pomagał. Wiedziałem, że do Liama nie pójdę, bo grał mecz, więc została mi tylko butelka wódki, którą trzymałem pod łóżkiem. Nalałem sobie do kubka z Kubusiem puchatkiem i dolałem coli. Wziąłem łyka, a potem kolejnego i kolejnego. Nawet pojawiła mi się myśl, żeby pogodzić się z Ki Hongiem, ale z nim to tylko po to, by się pieprzyć. Z drugiej strony wcale tego nie chciałem. Jedyne, czego pragnąłem to by brunet przyszedł tu i mnie przytulił, ale tak już nie mogło być.
W pewnym momencie zadzwonił telefon. Spojrzałem na ekran, gdzie widniał napis „KURWA" . Dlaczego tak? Bo miałem dość mojej matki. Była ulotna i nie raz nabrała mnie na te swoje gierki. W nerwach rzuciłem poduszką, a potem wyszedłem zapalić. Włożyłem papierosa do ust i rozpaliłem go. Oczywiście na terenie akademii zabronione było palenie oraz picie, ale szczerze? Miałem w to wyjebane. Po prostu chciałem się dobrze bawić. Wypalałem jeden za drugim, aż skończyła mi się paczka. Potem wróciłem do pokoju i miałem ochotę coś rozwalić.
Ostatecznie najebany położyłem się na łóżku. Długo jednak mój spokój nie potrwał, bo głośne pukanie przerywało mój odpoczynek. Starałem się udawać, że śpię, albo że mnie nie ma, ale gdy usłyszałem głos bruneta, to z automatu wstałem.
— Wiem, że tam jesteś Thomas... — słyszałem ciągle, więc ostatecznie otworzyłem mu drzwi.
Czułem się już wtedy lekko wstawiony, ale nie na tyle, żebym nie ogarniał sytuacji. Patrzył na mnie takim wzrokiem jakby chciał mnie zabić, a jednocześnie po prostu mnie zrozumieć. Nie patrzyłem na niego, bo nie potrafiłem.
— Możesz mi powiedzieć, czemu nie grałeś? — zapytał stanowczo, więc na szybko wymyśliłem jakieś kłamstwo. No przecież nie powiem mu prawdy. Z drugiej jednak strony byłem na niego wściekły, bo to była jego wina.
— Źle się czuję — odparłem, przy okazji masując się po brzuchu. No jakoś trzeba było udać, że to była prawda, nie? Chłopak nie dowierzał, ale też nic nie mówił.
— To wszystko, bo jeśli tak to możesz wyjść — dodałem chłodno, czując jak alkohol zaczyna ponownie działać. Chciałem zamknąć drzwi, ale nie wyszło, bo chłopak chwycił za nie i rozchylił.
— Nie wyjdę, dopóki mi nie powiesz, czemu nie grałeś — przerwał mi, wchodząc do środka pokoju. Wyglądał jak ojciec, który chciał pogadac z synem o jakiś wagarach, czy coś.
— Nie mam Ci nic do powiedzenia — powiedziałem szczerze, biorąc szklankę z wódką do buzi.
— Tommy, proszę.... — Słyszałem ból w jego głosie, ale jak do cholery mogłem mu wybaczyć, skoro złamał dla mnie tak ważną obietnice? Po prostu nie umiałem. Ale z drugiej strony, to jak widziałem jego smutek, sprawiało, że w cholerę bolało mnie serce. — Nie lubię, gdy taki jesteś. — stwierdził przygnębiony, bawiąc się palcami. — Widzę, że coś się dzieje, ale jednocześnie ty się zamykasz — dodał, kładąc swoje opuszki palców na moim podbródku. To było miłe, ale w momencie moje oczy się zaszkliły. Nie mogłem tak, więc zrzuciłem jego dłoń.
— Chcesz wiedzieć, czemu? To zapytaj swojego kolegę, któremu wygadałeś nasz sekret! — wykrzyczałem oschle, pokazując mu wyjście. — A na razie zejdź mi z oczu, O'Brien.
— Nikomu przecież nie mówiłem! — Bronił się, ale mu nie wierzyłem. Tylko on wiedział poza ojcem i Liamem, a jak wiadomo Poulter to był jego przyjaciel. Nie było innego wytłumaczenia tej sytuacji.
— Jakoś Ci nie wierzę! — wysyczałem — W końcu skąd, by Will wiedział, co?
— Nie powiedziałem mu nic! Zresztą poczekaj tu, okej? Ja to wyjaśnię! — zapewniał, a ja miałem mętlik w głowie. Nie zdążyłem jednak nic odpowiedzieć, bo brunet wyleciał z pokoju jak burza.
Ps.
Wiem że krótki, ale obiecuję, że w zamian szybko dostaniecie kolejny ❤️
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top