12. W DZIWNYM MIEŚCIE
Nadszedł kolejny dzień.
-Hej Marinette - przywitał się tata.
- Aa! Tak! Jest 8:00, muszę już iść do szkoły! - odparłam przerażona.
- Nie! Przecież szkoła jest zamknięta na tydzień z powodu remontu. Więc... jedziemy do rodzinnego miasta twojego wujka.
- Aaa... a jak się nazywa?
-To miasteczko Wadloww. (Czytaj: Łodloł).
-Acha... ale kiedy tam jedziemy?
-Dziś!
-Ooo... to.... super....
- Nie martw się, jedzie z nami pan Agreste, bo ma tam jakąś sprawę do załatwienia.
- A jedzie Adrien?
-Jego syn? Tak.
-Jej! Tak... to ja pójdę się spakować! - uśmiechnęłam się - tak!!! Adrien!
-Super, może tam będzie ktoś komu trzeba pomóc- powiedziała Tikki.
- O nie! A Czarny Kot! Jeżeli coś się stanie w Paryżu, będzie musiał sam sobie poradzić! A tam... sama sobie nie dam rady!!!
-Spokojnie! Na pewno sobie poradzicie. Obydwoje.
- Ok...
Spakowaliśmy się z tatą i za jakieś 3 godziny spotkaliśmy się z Agrestami.
- Dzień dobry - przywitaliśmy się.
Zjedliśmy coś w KFC i pojechaliśmy ich limuzyną.
Minęły 4 godziny , gdy wyjechaliśmy w jakiś las.
- To dziwne- powiedział mój tata- ostatnio to był piękny lasek, a teraz wygląda jak... nawiedzony....
- Niech pan bzdur nie plecie- sprzeciwił się pan Agreste - ale wygląda niepokojąco...
Jechaliśmy godzinę i wjechaliśmy do miasteczka.
- Wygląda dziwnie- powiedział Gabriel - bardzo ponuro... zawsze takie było? Pytam ,bo to moja pierwsza wizyta.
- Nie. Zawsze było pogodne i... wesołe- odparł tata- coś musiało się stać.
Dojechaliśmy do domu wujka i weszliśmy tam.
- Witajcie- przywitał nas z niepokojem- szybko! Na ulicy jest niebezpiecznie. Wstawcie samochód do garażu.
Po zrobieniu tych czynności usiedliśmy przy stole.
- Co tu się stało? !- spytali tatusiowie.
-Ja... jak i inni mieszkańcy sądzimy że jest nawiedzone przez ...duchy!!!
-Co?!?!?!??!?!?!
-Duchy!
-Co?!
-Nawiedzone przez potwory!!!!!!!!!
-O nie!
-Ale.... Jeśli was to pocieszy przyjechaliście w czasie festynu ale teraz chodźmy spać.
Podzas imprezy nic nam nie grozi. Na szczęście mamy tajną wybawicielkę.
- Biedronke?- spytałam zdziwiona.
- Nie! Ona i Czarny Kot są w Paryżu. My mamy tajną osobę. Nawet nie wiemy, jak się nazywa.
- Acha....
Poszliśmy do łóżek.
Nasi ojcowie byli razem w pokoju ,a ja byłam z Adrienem.
Położyłam się na łóżku i odwróciłam się szepcząc:
-Tikki, jak myślisz, co to za bohaterka?
- No... może to być... jest wiele opcji...
- Ale...
- Idź spać. Jutro pogadamy. Dobranoc.
-Dobranoc.
Jeżeli ten rozdział nie jest dla was interesujący, następny na co najmniej 50% będzie lepszy.
Gwiazdkójcie i komentujcie.
To do nexta!
( rozdział ma 388 słów. ).
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top