2. ŚLUB I WESELE

Widok ogólny...

Minął tydzień.
Kościół zapełniony był gośćmi. 💒
Ksiądz skinął głową na znak, by weszła panna młoda.
Marinette w pięknej, białej sukni z długim, białym welonem szła z ojcem za rękę.
Doszli do ołtarza.
Ksiądz jeszcze coś powiedział i zwrócił się do panny młodej :
- Czy ty- Marinette Dupain- Cheng bierzesz za męża Adriena Agreste, na dobre i na złe, w zdowiu i w chorobie, na wieki wieków, Amen?
- Tak. Biorę - odparła.
- A czy ty Adrienie Agreste bierzesz za żonę Marinette Dupain - Chang, na dobre i na złe, w zdrowiu i w chorobie, na wieki wieków, Amen?
- Tak, biorę.
- Więc ogłaszam was mężem i żoną.
Wielkie brawa i piękny pocałunek w kościele. Cóż, co dalej? Naturalnie ślub i wesele! Jej!!!
Młoda para wsiada do auta i jadą.
Oczami Marinette...

Nagle ktoś do mnie zadzwonił.
- Tak? Halo? - spytałam odbierając.
- To ja skarbie- odparł tata- chciałem cię spytać na jakiej ulicy jest welele?
- W tym hotelu na ulicy... och! Adri? Pamiętasz na jakiej ulicy jest przyjęcie weselne?
- Y... niestety nie kochanie.
- Acha. Ok. Tato, nie pamiętam, ale  jedź za naszym autem, a dojedziesz.
- Acha. Ok. To do zobaczenia na miejscu.
- Tak. Pa. A! Tato?
- No?
- A czy jadą  z tobą Andy i Leo?
- Ych.... tak. Jadą. Czy to źle?
- Nie. Przeciwnie. To pa!
- Pa.
Rozłączyłam się.
- Wszysko oki?- spytał mnie mąż.
- Jak nigdy do tąd.
Pocałował mnie.
- Tak się cieszę, że jesteś moim mężem- powiedziałam.
- A ja jeszcze bardziej, że jesteś moją żoną- odparł.
Dojechaliśmy na miejsce.
Wysiadłam z auta ( naturalnie Adrien podał mi rękę ).
- Nasza panna młoda! - ucieszyła się jedna z moich ciotek- Marinette! Jak żeś urosła! Tak cię dawno nie widziałam, że... o matko! Ty już przecież wyszłaś za mąż, a tak niedawno byłaś jeszcze taka malutka!
- Tak ciociu... rosnę... i rosnę...- odparłam.
- A niedługo to jej dzieci będą rosły- wtrącił się tata.
- Tato! Ale ja i...
- Nie nie! Nie słyszę słowa sprzeciwu! Zamierzam zostać dziadkiem i już!
- No wiem, tak... tylko trochę jeszcze poczekaj...
- No naturalnie, ale nie za długo, bo nie jestem cierpliwym człowiekiem!
- Ok...- uśmiechnęłam się.
Bal się rozkręcił.
Byłam zadowolona.
Mój ślub z Adrienem... to spełnienie snów!
- A wiesz co?!- nagle krzyknęła Alja.
- Ty tutaj! Jej!- ucieszyłam się.
- Nino... się zaręczył!
- Z kim?
- Ych! Ze mną ślepoto!!! 😄😄😄
- Aa... wiedziałam... 💍💐
- Ta. Jasne.
- No... chodźmy!  Zabawny się!
........  .... ( tańce, tańce, bezsensowne rozmowy )  ..........   .........    .......

Wybiła północ.
- Pora na kwiaty!- krzyknęła Alja.
Wiedziałam o co chodzi.
Podeszłam do mikrofonu mówiąc :
- Proszę, aby wszyskie niezamężne panny tu podeszły. Będę rzucać moje kwiaty.
- Ja pierwsza, przesuń się!!!- już dziewczyny się pchały.
- Raz, dwa, trzy! Rzucam!
- Moje!!!- krzyknęła Alja- tak! Złapałam! Mari! Widziałaś?! 😄😄😄
- Tak. Gratulacje! 😊
- Jej! To dobry znak!
- Na pewno. Cieszę się, że ty je złapałaś.
- Czemu?
- Nie wiem. Po prostu. 😆
- Ok...😕  Jej! Juchułłł! Ja złapałam kwiaty! Adrien?! Nagrałeś to?! Musisz mi to przesłać!
- Ok...- mój małżonek zdziwił się.
Zabawa się kręciła i kręciła aż do trzeciej nad ranem.
- To pa. Do zobaczenia - żegnaliśmy się.
- Pa. Zadzwoń za parę dni.
- Adrien... to może ja pojadę dziś do siebie, a ty do siebie do domu, a jutro porozmawiamy o naszym nowym domu?
- Tak. To do jutra Słoneczko.
- Pa Adrieńku.

Przyjęcie nie do końca opisane, ale... ale... no. Cóż... da się wyobrazić, no nie? Mam nadzieję, że tak. W każdym razie... było 612 słów. Wybaczcie mi, że tak długo nie pisałam, ale szkoła, testy i sprawdziany, końcowe oceny...
W każdym razie do nexta.

Ps.
Wielkie, wielkie sory, że się chwalę, choć nie jestem chwalipiętą, ale...
ze sprawdzianu szóstoklasisty z matmy mam 95 % na 100 % !!!!! Jak dla mnie to super wynik!!!! Jeszcze raz soreczki za chwalenie się, ale... musiałam... 😄😄😄😄😄
( okrzyk radości ) mam 95%!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top