School enemy || Min Yoongi
Meri wzięła głęboki oddech, zaciskając palce na pasku plecaka. Korytarz był zatłoczony jak zawsze tuż przed dzwonkiem, a hałas rozmów i śmiechów odbijał się echem od ścian. Przeszła obok grupki dziewczyn, które stały przy swoich szafkach, wymieniając się kosmetykami, i skierowała się do swojej szafki, modląc się w duchu, by dziś udało jej się przejść niezauważoną.
Ale los oczywiście miał dla niej inne plany.
— No proszę, oto nasza szkolna myszka — rozległ się znajomy, zbyt beztroski głos.
Meri zamarła na ułamek sekundy, ale nie odwróciła się. Nie musiała. Doskonale wiedziała, kto stoi za nią z tym swoim aroganckim uśmiechem i nonszalanckim spojrzeniem. Min Yoongi. Kapitan drużyny koszykówki, szkolny postrach i jednocześnie ktoś, kto od dłuższego czasu postanowił uprzykrzać jej życie.
Nie odpowiedziała, tylko zaczęła otwierać szafkę, starając się wyglądać na kompletnie niewzruszoną.
— Co, dzisiaj bez "Daj mi spokój, Yoongi"? — zapytał chłopak, opierając się o sąsiednią szafkę i nachylając się lekko w jej stronę. — To już nie jest zabawne, wiesz?
— Może gdybyś się znudził, moje życie stałoby się łatwiejsze — odparła cicho, w końcu spoglądając na niego.
Jego ciemne oczy błyszczały rozbawieniem, ale był w nich też jakiś cień, którego Meri nie potrafiła rozszyfrować.
— Ale wtedy byłoby nudno, myszko.
Zacisnęła zęby, tłumiąc frustrację. To było wieczne błędne koło — on ją drażnił, ona próbowała to ignorować, a potem i tak znajdowała się w centrum jego uwagi. Czasem myślała, że robi to tylko po to, by zobaczyć, jak długo wytrzyma, zanim pęknie.
Tyle że tym razem nie było żadnych złośliwych żartów, żadnych wywróconych na ziemię książek, żadnego szturchania czy fałszywego współczucia. Yoongi po prostu stał, przyglądając jej się w sposób, który sprawiał, że serce biło jej odrobinę za szybko.
To było dziwne.
— Dobra, nie mam dzisiaj czasu na twoje gierki — mruknęła, zatrzaskując szafkę i ruszając przed siebie.
I wtedy usłyszała coś, co kompletnie wytrąciło ją z równowagi.
— Masz dzisiaj próbę chóru, prawda?
Zatrzymała się w pół kroku i spojrzała na niego podejrzliwie.
— Skąd...?
Yoongi wzruszył ramionami, jakby to było najoczywistsze pytanie na świecie.
— Po prostu wiem.
Meri zmarszczyła brwi. Jeszcze dzień temu był jej największym utrapieniem. A teraz...?
Nie wiedziała, co kombinuje, ale jedno było pewne.
To jeszcze nie koniec.
***
Meri weszła do sali muzycznej, czując, jak napięcie w jej ramionach powoli się rozluźnia. To było jedno z niewielu miejsc w szkole, gdzie mogła odetchnąć i skupić się na czymś innym niż egzaminy, obowiązki czy... Min Yoongi.
— Dzisiaj ćwiczymy solówki — oznajmiła nauczycielka, poprawiając okulary na nosie. — Każdy zaśpiewa fragment swojej partii, a potem przejdziemy do harmonii.
Meri przytaknęła, choć nie była pewna, czy to dobry dzień na występy. Jej myśli wciąż krążyły wokół Yoongiego i jego dziwnego zachowania. Jakim cudem wiedział o próbie chóru? Nigdy się tym nie interesował. Właściwie... nigdy nie interesowało go nic poza koszykówką i dokuczaniem jej.
Westchnęła i usiadła na swoim miejscu, czekając na swoją kolej. Kiedy przyszła jej pora, wzięła głęboki oddech i zaczęła śpiewać.
Jej głos uniósł się w powietrzu – czysty, delikatny, ale jednocześnie pełen emocji. Śpiew zawsze był jej ucieczką. Kiedy zamykała oczy, świat na chwilę przestawał istnieć.
Ale tym razem... coś było inaczej.
Z tyłu sali, tuż przy uchylonych drzwiach, stała znajoma sylwetka. Yoongi.
Meri omal nie zgubiła melodii, ale szybko się opanowała, kończąc swój fragment. Kiedy odłożyła nuty i spojrzała ponownie w stronę drzwi, chłopaka już tam nie było.
Czyżby miała przewidzenia?
— Świetnie, Meri. Masz bardzo dobrą kontrolę nad głosem — pochwaliła nauczycielka, a ona uśmiechnęła się lekko, choć w środku buzowało w niej milion pytań.
Dlaczego Yoongi stał tam, jakby... jakby jej słuchał?
I dlaczego to sprawiło, że jej serce zaczęło bić szybciej?
***
Następnego dnia Meri miała nadzieję, że to, co się wydarzyło na próbie chóru, było tylko dziwnym przypadkiem. Może naprawdę jej się przewidziało? Może Yoongi wcale jej nie słuchał, tylko przypadkiem przechodził obok? Tak sobie wmawiała.
Ale kiedy weszła do szkoły, wiedziała, że coś jest nie tak.
Czuła to w powietrzu – ten rodzaj napięcia, kiedy wszyscy uczniowie wiedzą, że zaraz wydarzy się coś interesującego. Głosy były bardziej ożywione niż zwykle, śmiechy głośniejsze. Niektórzy uczniowie patrzyli na nią z czymś, co wyglądało jak oczekiwanie.
To nie wróżyło niczego dobrego. Z bijącym sercem przeszła korytarzem w stronę swojej szafki, ale zanim zdążyła do niej dojść, coś zwróciło jej uwagę.
A właściwie ktoś.
Min Yoongi stał na środku korytarza, nonszalancko opierając się o ścianę. W dłoni trzymał telefon, a na twarzy miał swój zwyczajny, bezczelny uśmieszek.
— Hej, myszko — zawołał, wystarczająco głośno, by wszyscy usłyszeli.
Meri zamarła. Czuła, jak wszystkie spojrzenia skierowały się na nią.
— Może podzielisz się z nami swoim talentem? — dodał, unosząc brew i podając jej telefon.
Na ekranie widniało nagranie. Jej nagranie. Nagranie z wczorajszej próby chóru.
Serce podeszło jej do gardła.
— Skąd...? — zaczęła, ale nie musiała kończyć. Oczywiście, że to było nagrane wczoraj. Oczywiście, że Yoongi stał tam specjalnie.
— Nie musisz dziękować, myszko. Pomyślałem, że skoro masz taki piękny głos, wszyscy powinni go usłyszeć — powiedział z udawaną niewinnością, a potem... włączył nagranie na głośniku.
Pierwsze nuty jej śpiewu rozległy się w korytarzu. Najpierw zapadła cisza. A potem śmiechy.
— Co to za opera? — zaśmiał się ktoś z tłumu.
— Może chce zostać gwiazdą? — rzuciła jakaś dziewczyna z wyraźnym sarkazmem.
— A może to jej sposób na zwrócenie na siebie uwagi Yoongiego?
Meri poczuła, jak krew odpływa jej z twarzy. Czuła się jak sparaliżowana.
— Wyłącz to — powiedziała cicho, ale Yoongi tylko patrzył na nią z tym swoim kpiącym uśmieszkiem.
— Dlaczego? To całkiem ładne — powiedział z udawanym zachwytem, ale w jego oczach było coś... innego.
Meri poczuła, jak do oczu napływają jej łzy, ale nie mogła pozwolić im spaść. Nie tutaj. Nie przy nim. Zacisnęła zęby, wyrwała mu telefon z ręki i zatrzasnęła jego ekran.
— Nienawidzę cię — wysyczała, patrząc mu prosto w oczy, a potem obróciła się na pięcie i ruszyła przed siebie, ignorując śmiechy, szepty i spojrzenia.
Nie widziała, jak Yoongi patrzył za nią. Nie widziała, jak uśmiech zniknął z jego twarzy.
Meri wpadła do łazienki, zamykając za sobą drzwi i opierając się plecami o zimne kafelki. Przez kilka sekund po prostu tam stała, próbując uspokoić oddech i powstrzymać łzy cisnące się do oczu.
Nie. Nie pozwoli sobie na to. Nie da mu tej satysfakcji.
Przecież to było do przewidzenia, prawda? Min Yoongi był okrutny. Robił wszystko, żeby ją upokorzyć. A ona? Naiwnie pomyślała, że może... może coś się zmieniło.
Głęboki oddech. Jeszcze jeden.
Podchodzi do lustra i patrzy na swoje odbicie. Jej oczy są lekko zaczerwienione, ale poza tym wygląda normalnie. Nie złamana. Nie słaba.
I właśnie to zamierza pokazać.
Wyprostowała się, poprawiła włosy, a potem wyszła z łazienki tak, jakby nic się nie stało. Nie da im tej satysfakcji.
Przez resztę dnia ignorowała spojrzenia i szepty. Kiedy ktoś się śmiał, udawała, że nie słyszy. Kiedy dziewczyny z drużyny cheerleaderek rzuciły w jej stronę kilka złośliwych komentarzy, po prostu przeszła obok.
Nie da im tej satysfakcji. A zwłaszcza jemu.
Pod koniec dnia zebrała swoje rzeczy i skierowała się do wyjścia, ale wtedy na korytarzu zobaczyła jego.
Min Yoongi. Oparty o ścianę, z rękami w kieszeniach, patrzył na nią uważnie.
— Meri.
Nie zatrzymała się.
— Hej, myszko...
Zacisnęła zęby, ale nawet nie zwolniła kroku.
— Meri!
Tym razem jej drogę zagrodziła czyjaś ręka. Yoongi stanął tuż przed nią, a jego twarz wyglądała... inaczej.
Nie było tam już tego bezczelnego uśmiechu.
— Możemy pogadać?
Zaśmiała się sucho.
— O czym? O tym, jak świetnie się bawiłeś, robiąc ze mnie pośmiewisko?
W jego oczach mignęło coś na kształt... wyrzutów sumienia?
— To nie tak.
— Nie interesuje mnie twoje "to nie tak" — przerwała mu stanowczo. — Po prostu trzymaj się ode mnie z daleka, Yoongi.
Obróciła się na pięcie i wyszła, zostawiając go samego na pustym korytarzu.
Nie da mu tej satysfakcji.
Yoongi stał na korytarzu, patrząc, jak Meri odchodzi bez choćby jednego zawahania. Czuł, jak coś dziwnego zaciska mu się w żołądku. To nie była złość. To nie było rozbawienie. To było coś, czego nie chciał nazwać.
Nie powinien przejmować się tym, że odcięła się od niego tak łatwo. Przecież tak miało być.
Więc dlaczego to go wkurzało?
Westchnął i przeczesał dłonią włosy.
— Co za dziewczyna...
Ale jeśli myślała, że to koniec, to bardzo się myliła.
***
Następne dni były prawdziwą wojną.
Yoongi wrócił do swoich starych nawyków, jakby nic się nie wydarzyło. Ale teraz w jego dręczeniu było coś bardziej zdeterminowanego. Chciał zobaczyć, jak długo Meri wytrzyma.
Zrzucał jej książki ze stołu, kiedy przechodził obok w stołówce.
"Ups, moje ręce są takie niezgrabne."
Przechodził koło niej na korytarzu i celowo trącał jej ramię, jakby nie widział, że tam jest.
"Przepraszam, myszko, nie zauważyłem cię."
Raz nawet podsunął jej krzesło, kiedy siadała w klasie, przez co omal nie wylądowała na podłodze.
Śmiechy wypełniły pomieszczenie, ale Meri nie dała mu tej satysfakcji. Wstała, poprawiła spódnicę i usiadła jak gdyby nigdy nic.
Nie powiedziała ani słowa.
A to wkurzało go jeszcze bardziej.
***
Pewnego dnia, kiedy lekcje się skończyły, Yoongi siedział na boisku koszykarskim, obracając piłkę na palcu. Jego kumple rozmawiali obok, ale on nie słuchał. Myślał o Meri.
Była uparta. Bardziej, niż myślał.
Zazwyczaj ludzie łamali się szybciej. Albo się wściekali, albo unikali go szerokim łukiem. A ona? Ona po prostu ignorowała go jak powietrze.
I to... sprawiało, że nie chciał przestać.
— Stary, słuchasz mnie w ogóle? — Hobi, jego najlepszy kumpel, szturchnął go łokciem.
Yoongi spojrzał na niego krzywo.
— Co?
— Mówię, że w piątek jest impreza u Taehyunga. Idziemy?
Impreza. To było to.
Uśmiechnął się leniwie.
— Oczywiście, że idziemy.
A jeśli Meri tam będzie... cóż, może w końcu uda mu się zobaczyć coś innego niż tę jej zimną maskę.
I nie miał zamiaru odpuścić.
***
Piątek nadszedł szybciej, niż Meri by sobie tego życzyła. Nie planowała iść na imprezę u Taehyunga, ale jej przyjaciółka, Soojin, miała inne zdanie na ten temat.
— Nie ma mowy, że pozwolę ci siedzieć w domu i myśleć o tym kretynie Yoongim — oznajmiła, grzebiąc w jej szafie. — Poza tym, zasługujesz na trochę zabawy!
Meri przewróciła oczami, ale nie miała już siły się sprzeczać. Może faktycznie trochę oderwania od rzeczywistości by jej nie zaszkodziło.
Gdy gotowe dotarły na miejsce, dom Taehyunga był pełen ludzi. Muzyka dudniła w głośnikach, światła były przygaszone, a zapach alkoholu i perfum mieszał się w powietrzu.
Meri trzymała w dłoni plastikowy kubek z colą, starając się nie zwracać na siebie uwagi. W końcu nie była dziewczyną od imprez – to nie było jej miejsce.
— Hej, Meri, prawda? — Niski, ale przyjazny głos wyrwał ją z zamyślenia.
Podniosła wzrok i zobaczyła wysokiego chłopaka z jasnobrązowymi włosami i szerokim uśmiechem. Kojarzyła go. Był w drużynie pływackiej.
— Tak — potwierdziła niepewnie.
— Jestem Joonho — przedstawił się, unosząc kubek w geście toastu. — Nie wiedziałem, że chodzisz na imprezy.
— Bo nie chodzę — przyznała, co sprawiło, że chłopak zaśmiał się lekko.
— No to mamy coś wspólnego. Mnie też tu wciągnęli siłą. — Spojrzał na nią uważnie. — Ale w sumie cieszę się, że przyszłaś.
Meri zamrugała, lekko zaskoczona jego słowami.
— Serio?
— Tak — przytaknął z uśmiechem. — Wiesz, myślałem, że jesteś taka... cicha i zamknięta w sobie, ale chyba po prostu nikt nie daje ci szansy.
Czy on... właśnie ją komplementował?
Meri poczuła, jak jej policzki robią się cieplejsze. Dawno nikt nie rozmawiał z nią w ten sposób.
— Może masz rację — przyznała, upijając łyk coli.
Wszystko byłoby piękne, gdyby nie fakt, że całe to zajście było uważnie obserwowane przez pewną osobę.
Yoongi siedział na kanapie z butelką piwa w dłoni, ale jego uwaga była skupiona tylko na jednej rzeczy.
A raczej na jednej osobie.
Meri.
I tym kolesiu, który właśnie do niej zagadywał.
Joonho.
Yoongi znał go pobieżnie – typowy złoty chłopak, miły dla wszystkich, pewnie nigdy nikogo nie zranił.
I właśnie ten złoty chłopak uśmiechał się teraz do Meri w sposób, który doprowadzał Yoongiego do szału.
— Co jest, stary? — Hobi szturchnął go lekko.
— Nic — odburknął Yoongi, nie odrywając wzroku od sceny przed sobą.
— Ta, jasne — Hobi przewrócił oczami. — Jeżeli to "nic", to czemu wyglądasz, jakbyś zaraz miał komuś rozwalić twarz?
Yoongi zmrużył oczy.
— Bo może mam ochotę to zrobić.
Nie miał zamiaru siedzieć i patrzeć, jak jakiś przypadkowy typek próbuje podrywać Meri. Więc zrobił jedyną rzecz, która przyszła mu do głowy.
Meri właśnie miała odpowiedzieć na kolejny żart Joonho, kiedy nagle poczuła, jak ktoś kładzie rękę na jej talii i przyciąga ją bliżej.
— Meri, co ty tu robisz? — Usłyszała nad uchem znajomy, leniwy głos.
Jej ciało zesztywniało.
Oczy Joonho rozszerzyły się lekko.
— Yoongi?
— Yoongi. — Meri z trudem powstrzymała się przed przewróceniem oczami.
Chłopak uśmiechnął się w ten swój typowy, arogancki sposób.
— Nie wiedziałem, że lubisz takich grzecznych chłopców — rzucił, patrząc na nią z czymś, co wyglądało jak rozbawienie... i coś jeszcze.
Joonho spojrzał między nimi, najwyraźniej niepewny, co się dzieje.
— My rozmawialiśmy... — zaczął, ale Yoongi już na niego nie patrzył.
Zamiast tego nachylił się bliżej Meri, tak blisko, że czuła jego zapach – mieszankę jego perfum i czegoś lekko dymnego.
— Chcesz, żeby cię od niego uratować, myszko? — wyszeptał na tyle cicho, by tylko ona to usłyszała.
I wtedy coś w niej pękło.
Wyrwała się spod jego dotyku i spojrzała mu prosto w oczy.
— Nie potrzebuję, żebyś mnie ratował.
Yoongi uniósł brew.
— Nie?
— Nie. — Meri spojrzała na niego z lodowatym spokojem. — Ale może ty potrzebujesz, żeby ktoś ci w końcu powiedział, że nie jesteś centrum wszechświata.
Jego uśmiech zniknął.
— Więc jeśli pozwolisz... — odwróciła się do Joonho i uśmiechnęła się delikatnie. — Właśnie mieliśmy iść po coś do picia.
Joonho nie wyglądał, jakby miał coś przeciwko.
— Jasne — rzucił, posyłając Yoongiemu krótkie spojrzenie, po czym odszedł razem z Meri.
Yoongi stał tam jeszcze chwilę, czując coś, czego nie do końca potrafił nazwać.
Bo to, że Meri nie była już tą samą dziewczyną, którą tak łatwo było wyprowadzić z równowagi, było bardziej irytujące, niż powinno być.
I co gorsza...
Podobało mu się to.
***
W poniedziałek rano Meri wiedziała, że coś się zmieniło. Czuła to, jeszcze zanim przekroczyła próg szkoły. A potem, kiedy weszła na korytarz, zmiana stała się namacalna. Bo tym razem nie było żadnych szturchańców. Żadnych złośliwych komentarzy. Żadnych przewróconych książek.
Zamiast tego...
— Cześć, myszko.
Meri zamarła w pół kroku.
Yoongi. Opierał się o swoją szafkę, ręce w kieszeniach, a na twarzy miał coś, co wyglądało jak... rozbawienie.
Ale nie to jego zwykłe, szydercze rozbawienie. To było coś innego. Coś, co sprawiło, że poczuła dziwny ucisk w żołądku.
— Co chcesz, Yoongi? — spytała, przybierając najbardziej obojętny ton, na jaki było ją stać.
— Tylko przywitać się z moją ulubioną dziewczyną w szkole — odpowiedział bezczelnie, pochylając się lekko w jej stronę.
Kilka osób na korytarzu zwolniło kroku, słysząc jego słowa.
Meri uniosła brew.
— Przepraszam, twoją co?
Yoongi uśmiechnął się leniwie.
— Moją ulubioną.
Szmer rozmów rozszedł się po korytarzu. Wszyscy słyszeli.
Meri zacisnęła pięści.
— Jeśli myślisz, że teraz zmienię zdanie i zacznę z tobą rozmawiać, to się mylisz — syknęła.
— Kto mówił, że masz zmieniać zdanie? — Yoongi wzruszył ramionami. — Po prostu chcę, żebyś się przyzwyczaiła.
— Przyzwyczaiła do czego?
— Do mnie.
Meri otworzyła usta, ale zanim zdążyła odpowiedzieć, Yoongi wyciągnął rękę i odgarnął kosmyk jej włosów za ucho.
— Lepiej wyglądasz, kiedy nie chowasz się za włosami — rzucił, po czym odwrócił się i odszedł, zostawiając ją osłupiałą na środku korytarza.
I to był dopiero początek.
Na lekcji biologii, kiedy usiadła na swoim zwykłym miejscu, Yoongi bez słowa zajął krzesło obok.
— Co ty robisz? — syknęła, kiedy nauczyciel zaczął mówić.
— Siedzę.
— Masz swoje miejsce.
— Wolę to.
— Dlaczego?
— Bo chcę być bliżej ciebie.
Meri przewróciła oczami, ale nie mogła zignorować tego, że kilka dziewczyn z tyłu szeptało coś między sobą, ukradkiem na nią zerkając.
Świetnie.
Na stołówce było jeszcze gorzej.
— Hej, myszko. — Yoongi zajął miejsce naprzeciwko niej, kompletnie ignorując fakt, że zazwyczaj jadał ze swoją drużyną.
Soojin uniosła brew.
— Co tu robisz?
Yoongi uśmiechnął się nonszalancko.
— Spędzam czas z moją dziewczyną.
Meri zadławiła się własnym napojem.
— SŁUCHAM?!
Soojin wyglądała, jakby dosłownie odpłynęła z wrażenia.
— Nie bądź taka w szoku, myszko — powiedział Yoongi, opierając brodę na dłoni i patrząc na nią z wyraźnym rozbawieniem. — W końcu kiedyś musiało się to stać.
Meri zmrużyła oczy.
— Masz jakiś nowy, idiotyczny plan, prawda?
— Skądże — zaprzeczył natychmiast, ale uśmiech na jego twarzy mówił coś zupełnie innego.
— Przestań nazywać mnie swoją dziewczyną.
— Okej, myszko.
— I nie nazywaj mnie myszką!
— Jasne, kochanie.
Meri miała ochotę walnąć go tacką w twarz.
***
To trwało przez cały tydzień. Yoongi nie był już jej koszmarem. Był jej nowym, jeszcze większym problemem. I Meri nie miała pojęcia, jak go rozwiązać. Była pewna, że po kilku dniach Yoongi się znudzi i wróci do swojego normalnego życia. Ale on się nie nudził.
Codziennie znajdował sposób, żeby się do niej zbliżyć. Codziennie rzucał jej kolejne komentarze, które miały ją wyprowadzić z równowagi. Codziennie patrzył na nią tym swoim pewnym siebie spojrzeniem, jakby wiedział coś, czego ona nie wiedziała.
I to zaczynało działać.
Nie w ten sposób, w jaki powinno.
Bo zamiast czuć irytację...
Zaczynała czuć coś innego.
***
— Ej, Meri, zamyśliłaś się.
Dziewczyna mrugnęła i spojrzała na Soojin, która siedziała naprzeciwko niej w kawiarni niedaleko szkoły.
— Hm?
— Pytałam cię o ten nowy test z historii, ale wygląda na to, że jesteś gdzieś myślami.
Meri wzruszyła ramionami.
— Jestem po prostu zmęczona.
— Czyżby przez twojego nowego "chłopaka"? — zapytała z rozbawieniem Soojin.
Meri zrobiła minę, jakby właśnie dostała cios w żołądek.
— On NIE jest moim chłopakiem!
— Jasne, jasne. Tylko że od tygodnia Yoongi dosłownie się od ciebie nie odkleja — zauważyła Soojin, opierając brodę na dłoni. — I co dziwne... ty na to pozwalasz.
— Nie pozwalam! — zaprotestowała natychmiast Meri. — Po prostu... ignoruję go.
Soojin uniosła brew.
— No tak, na pewno "ignorowanie" oznacza rumienienie się za każdym razem, kiedy cię dotyka.
Meri prawie zakrztusiła się herbatą.
— Ja się nie rumienię!
— Oczywiście, że się rumienisz. I jeszcze zaczynasz się gubić w swoich własnych odpowiedziach, co jest do ciebie kompletnie niepodobne.
Meri otworzyła usta, żeby zaprzeczyć... ale nie miała jak. Bo Soojin miała rację. Coś było nie tak. Ze mną, pomyślała Meri.
Tego dnia, kiedy wróciła do szkoły, wciąż próbowała dojść do siebie. Może rzeczywiście zaczynała tracić kontrolę nad swoimi emocjami? Może Yoongi faktycznie miał na nią jakiś wpływ?
A potem przyszła pora na WF. Meri nigdy nie przepadała za lekcjami wychowania fizycznego, ale tego dnia było jeszcze gorzej. Yoongi, jako kapitan drużyny koszykówki, oczywiście musiał być w centrum uwagi.
I najwyraźniej jego nową misją życiową było robienie wszystkiego, żeby jej skupić na sobie wzrok. Najpierw, kiedy grał w kosza, zdjął bluzę, zostając w czarnym podkoszulku, który podkreślał każdy mięsień.
Meri nie patrzyła.
Nie.
Zupełnie.
Nie patrzyła.
— Meri, piłka! — zawołała jedna z dziewczyn, a ona poderwała głowę w samą porę, by dostać piłką prosto w ramię.
— O cholera, myszko, wszystko w porządku? — Yoongi znalazł się obok niej szybciej, niż zdążyła się pozbierać.
— Nie nazywaj mnie myszką — wymamrotała, rozcierając ramię.
— Może powinnaś usiąść? — zapytał, a jego dłoń delikatnie dotknęła jej pleców.
I wtedy to poczuła. To ciepło. To irracjonalne, idiotyczne uczucie, że jego dotyk wcale jej nie przeszkadzał. To coś, czego nie chciała czuć.
Nie.
To nie miało tak być.
— Sama sobie poradzę — powiedziała zbyt szybko i odsunęła się o krok.
Yoongi przyjrzał się jej uważnie, a potem...
Uśmiechnął się. Ten uśmiech. Nie drwiący, nie kpiący. To był uśmiech, który mówił "Wiem, że coś czujesz." A to było najgorsze. Bo miał rację. I Meri nie miała pojęcia, co z tym zrobić.
***
— Idziemy, koniec tematu. — Soojin wyrwała kolejną sukienkę z szafy Meri i rzuciła ją na łóżko z niezadowolonym westchnieniem. — Masz tu w ogóle coś, co nie wygląda jak na rozmowę kwalifikacyjną?
Meri, siedząca na brzegu łóżka, przygryzła wargę, obserwując, jak jej przyjaciółka bezlitośnie przekopuje się przez jej skromną garderobę.
— Nie wiem, czy to dobry pomysł... — zaczęła niepewnie, ale Soojin już machnęła ręką, nie dając jej dokończyć.
— Nie ma "nie wiem". Idziemy. Koniec dyskusji.
Wyjęła z szafy krótką, czarną sukienkę, po czym odwróciła się z triumfalnym uśmiechem.
— To jest to.
Meri uniosła brwi.
— To? Przecież nigdy jej nawet nie założyłam.
— No to najwyższa pora. — Soojin zmrużyła oczy. — A poza tym...
Meri skrzyżowała ręce na piersi.
— Poza tym co?
Soojin uśmiechnęła się przebiegle.
— Poza tym musisz pokazać Yoongiemu, że nie jest jedynym facetem na tej planecie.
Meri przewróciła oczami.
— Ja nie chcę mu niczego pokazywać.
— A ja nie chcę chodzić na matematykę, a jednak to robię. — Soojin wzruszyła ramionami. — Więc szykuj się, kochana.
Meri westchnęła ciężko, ale zanim zdążyła wymyślić kolejną wymówkę, Soojin już wpychała jej sukienkę do rąk i niemal wypychała ją w stronę łazienki.
— No już, już, przestań dramatyzować. Daj mi dziesięć minut i zobaczysz, jaką boginią jesteś.
Kiedy stanęła przed lustrem, patrząc na swoje odbicie, poczuła się... dziwnie. Sukienka idealnie przylegała do jej sylwetki, odsłaniając więcej, niż była przyzwyczajona, ale wcale nie czuła się naga. Wręcz przeciwnie – wyglądała inaczej. Doroślej. Pewniej. A co gorsza... czuła się dobrze.
Soojin stanęła za nią, uśmiechając się dumnie.
— Powiedziałam, że będzie super.
Meri nie mogła zaprzeczyć.
Ale to wcale nie oznaczało, że była gotowa na to, co miało się wydarzyć tej nocy.
***
Dom Taehyunga był już pełen ludzi, kiedy dotarły na miejsce. Muzyka pulsowała w głośnikach, światła migały, a w powietrzu unosiła się mieszanka alkoholu, perfum i tanich przekąsek. Meri ledwo weszła do środka, a już czuła na sobie spojrzenia. Kilka osób zerknęło na nią z zaskoczeniem. Jakby... nie poznawali jej. Jakby nigdy wcześniej jej nie zauważyli. Ale to nie były spojrzenia, które ją interesowały. Najważniejsza reakcja przyszła chwilę później.
Yoongi.
Siedział na kanapie w towarzystwie swoich kumpli, nonszalancko popijając piwo. Na pierwszy rzut oka wyglądał, jakby kompletnie nic go nie obchodziło. Jakby był w swoim własnym świecie, nie przejmując się tym, co działo się dookoła. Aż do momentu, kiedy jego spojrzenie padło na nią. Zamarł na ułamek sekundy.
Meri mogła przysiąc, że jego dłoń ścisnęła butelkę mocniej. Jego ciemne oczy przesunęły się po niej powoli, od góry do dołu, jakby oceniał każdy szczegół. I nagle ten jego typowy, pewny siebie uśmieszek... zniknął. Zastąpiło go coś innego. Coś bardziej intensywnego. Coś, co sprawiło, że Meri poczuła, jak jej serce zaczyna bić szybciej.
Nie. Nie da się mu. Nie pozwoli, żeby Yoongi myślał, że cokolwiek się zmieniło.
Więc unikała go przez cały wieczór. Rozmawiała z innymi ludźmi, śmiała się, tańczyła... robiła wszystko, by nie myśleć o nim. Ale za każdym razem, gdy podnosiła wzrok, czuła to spojrzenie. On ją obserwował. Nie mówił nic. Nie podchodził. Ale patrzył. I to było jeszcze gorsze. Bo czuła, jak ten wzrok zaczyna działać na nią bardziej, niż powinna na to pozwolić.
***
— Chodź, zatańczymy! — Joonho pojawił się obok niej z szerokim uśmiechem.
Meri zawahała się tylko przez ułamek sekundy, a potem skinęła głową.
Był miły. Normalny. A co najważniejsze – nie był Yoongim. Więc pozwoliła mu objąć ją w talii i przyciągnąć bliżej. Pozwoliła sobie na chwilę beztroski. Ale kiedy uniosła wzrok i napotkała spojrzenie Yoongiego, zrozumiała, że właśnie popełniła błąd. Bo jego twarz nie była już spokojna. Nie była rozbawiona. Była wściekła.
A zanim zdążyła przetrawić, co to oznacza... Yoongi był już przy nich.
— Mogę? — zapytał lodowato, spoglądając na Joonho.
Jego głos był niski, spokojny... i cholernie groźny. W powietrzu zawisło napięcie, które sprawiło, że kilka osób znajdujących się w pobliżu instynktownie przestało rozmawiać, wyczuwając nadciągającą burzę.
Joonho zmarszczył brwi, wyraźnie zbity z tropu.
— Um...? — spojrzał na Meri, jakby oczekując wyjaśnień.
Ale nie zdążył ich dostać.
— To nie było pytanie.
Yoongi nawet nie czekał na odpowiedź. Po prostu zrobił krok bliżej i sięgnął po jej nadgarstek, jego palce zacisnęły się na jej skórze pewnie, ale nie boleśnie.
Meri poczuła ciepło jego dłoni. I to wystarczyło, żeby całe jej ciało zesztywniało.
— Yoongi!— zaczęła, ale on już ją prowadził.
Zdecydowanym ruchem, niemal bez wysiłku, przeciągnął ją przez tłum, który natychmiast się rozstąpił, nie chcąc stanąć im na drodze.
Ludzie patrzyli. Szeptali. Ale Yoongi się tym nie przejmował. Tak jakby jedyne, co miało dla niego znaczenie, to fakt, że Meri tańczyła z kimś innym.
Drzwi balkonu otworzyły się z cichym skrzypnięciem, a chwilę później zamknęły za nimi, tłumiąc dźwięki imprezy.
Zapanowała cisza. Zbyt wielka. Zbyt ciężka.
Meri, jeszcze lekko oszołomiona, wyrwała rękę z jego uścisku, robiąc krok do tyłu.
— Co, do diabła, z tobą?!
Yoongi milczał przez moment. Oddychał ciężko, jakby właśnie przebiegł maraton, choć przecież ledwie kilka sekund temu siedział spokojnie na kanapie.
Potarł dłonią kark, zaciskając palce, jakby próbował się uspokoić. A potem spojrzał na nią. Tym wzrokiem.
Meri poczuła ciarki przebiegające wzdłuż jej kręgosłupa, choć na zewnątrz zachowywała kamienną twarz.
— Nie rób tego więcej.
Jego głos był niski, niemal chropowaty.
Meri zmrużyła oczy.
— Czego?! Tańczenia? — prychnęła, krzyżując ramiona na piersi. — Dobrze się bawiłam, Yoongi, coś, czego ty chyba nie umiesz zaakceptować!
Jego szczęka napięła się, jakby miał na końcu języka coś, czego nie powinien powiedzieć.
A potem padło to jedno zdanie.
— Nie z nim.
Meri zaśmiała się, ale ten śmiech był pusty.
— Co to ma znaczyć?!
Yoongi nie odpowiedział od razu.
Zrobił krok bliżej. Za blisko.
Meri poczuła, jak plecami opiera się o zimną balustradę balkonu. Jego sylwetka górowała nad nią, ale nie był nachalny. Nie dotykał jej.
A mimo to... Miała wrażenie, jakby ją pochłaniał. Jakby cały świat skurczył się do tej jednej chwili.
— Po prostu... nie chcę tego widzieć.
Jego głos był niższy niż zwykle, chropowaty, jakby każde słowo wychodziło z niego z trudem.
— A może to nie twoja sprawa? — odparła cicho, choć nawet ona sama nie była pewna, czy mówi to z przekonaniem.
Yoongi przełknął ślinę.
— Może.
Ale nie odsunął się. Nie spuścił wzroku.
— Ale nie zmienia to faktu, że nie chcę.
Ich twarze były zbyt blisko. Za blisko.
Meri czuła zapach jego perfum, ciepło jego skóry, siłę tej dziwnej, magnetycznej energii, która zdawała się ich do siebie przyciągać.
Powinna go odepchnąć. Powinna coś powiedzieć. Powinna się odwrócić.
Ale nie zrobiła nic.
Bo nagle wszystko, co działo się między nimi przez ostatnie miesiące, wszystkie kłótnie, wszystkie zaczepki, wszystko, co próbowała sobie wmówić...
Przestało mieć znaczenie. Bo w tej chwili liczyło się tylko jedno. Yoongi. I to, co stanie się za sekundę.
Jego oczy były ciemne jak nocne niebo, intensywne i przeszywające, wciągały ją w wir emocji, których nie potrafiła zdefiniować. W powietrzu wciąż unosił się zapach jego perfum – korzenny, ciepły, otulający, mieszający się z lekką wonią chłodnego powietrza, które wpadało przez otwarte drzwi balkonu. Serce dudniło jej w piersi jak bębny zwiastujące burzę.
Nie zdążyła się cofnąć, nie zdążyła pomyśleć, nie zdążyła nawet wziąć porządnego oddechu, gdy nagle poczuła jego dłonie na swojej twarzy.
Były ciepłe, szorstkie, pewne siebie. Jego palce mocno, ale jednocześnie delikatnie objęły jej policzki, jakby bał się, że jeśli nie przytrzyma jej wystarczająco mocno, rozpadnie się na kawałki. A potem, zanim zdążyła cokolwiek powiedzieć, zanim jej mózg nadążył za tym, co się działo, Yoongi nachylił się i złączył ich usta w pocałunku.
To nie był ostrożny, niepewny dotyk. Był intensywny, pełen niewypowiedzianych słów, gniewu, frustracji i czegoś jeszcze – czegoś, czego Meri nie chciała nazwać.
Ciepło jego ust sprawiło, że jej ciało zesztywniało na ułamek sekundy, ale potem... potem wszystko w niej się rozluźniło.
Dłonie mimowolnie zacisnęły się na materiale jego koszuli, jakby była kotwicą, która nie pozwalała jej odpłynąć w kompletną otchłań własnych uczuć. Jego oddech był nieregularny, przyspieszony, tak samo jak jej, ich klatki piersiowe unosiły się w tym samym, chaotycznym rytmie.
Czuła na skórze każdy subtelny ruch jego dłoni, każdy oddech mieszający się z jej własnym, każdy delikatny nacisk jego ust.
Czuła się jak ktoś, kto przez całe życie tonął, a teraz w końcu złapał powietrze.
I to było przerażające.
Bo nie powinna czuć się w ten sposób.
Nie powinna czuć tego elektrycznego napięcia przechodzącego przez jej ciało, tego znajomego ciepła rozlewającego się po jej wnętrzu, tej nieznośnej tęsknoty, która pojawiła się w chwili, gdy jego wargi powoli zaczęły się od niej odsuwać.
Yoongi oderwał się od niej z oporem, jakby robił to wbrew sobie, jakby każda sekunda tego dystansu była dla niego torturą.
Jego czoło oparło się o jej, a ich oddechy wciąż były nierówne, ciężkie, mieszające się ze sobą w zimnym powietrzu nocy.
Nie otworzyła oczu. Nie mogła.
Jej ciało wciąż drżało, nie od zimna, ale od czegoś o wiele bardziej niebezpiecznego.
Yoongi przesunął kciukiem po jej policzku, jego dłoń nadal spoczywała na jej twarzy, jakby bał się ją puścić, jakby oboje wiedzieli, że jeśli to zrobi, ta chwila stanie się tylko ulotnym wspomnieniem, którego nie będą potrafili zdefiniować.
— Właśnie to miałem na myśli, kiedy mówiłem, że nie chcę tego widzieć.
Jego głos był cichy, niemal chropowaty, jakby sam nie mógł uwierzyć w to, co właśnie się stało.
Meri wstrzymała oddech.
Nie wiedziała, co powiedzieć.
Nie wiedziała, jak oddychać, jak się ruszyć, jak wrócić do świata, który istniał jeszcze chwilę temu, zanim wszystko się zmieniło.
Bo po tej nocy... nic już nie mogło być takie samo.
Od Autorki: Witajcie kochani. To kolejny One shot, który wykonałam na zamówienie. Meri mam nadzieję, że przygotowana przeze mnie historia ci się spodobała i sprostała wymaganiom, zwłaszcza, że w zawrotnym tempie to tworzyłam. Tak jak obiecałam pojawia się on dzisiaj. Wszystkiego najlepszego!
Czytelniku! Proszę, zostaw po sobie ślad- komentarz i/lub gwiazdkę. To dla mnie znak, że to, co tworzę, Ci się podoba. Do zobaczenia w kolejnym rozdziale.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top