Rozdział 8

Lucy POV:

Drewniane drzwi otworzyły się z hukiem, zaraz po tym jak do niech podeszłyśmy. Kim weszła pewnym krokiem, natomiast ja szłam schowana za nią. Sala wyglądała jak wielka biblioteka, mnóstwo książek, które aż prosiły, aby je przeczytać. Gdyby nie obecna sytuacja, usiadłabym w jednym z tych wielkich foteli i została tu do końca życia. Poczułam szarpnięcie za nadgarstek i uświadomiłam sobie, że stałam w jednym miejscu. Wszędzie stały wielkie regały pełne najróżniejszych powieści. Zdawało mi się, że to pomieszczenie nie ma końca. Po pięciu minutach dotarłyśmy na środek sali. W centrum stał mały stoliczek, a na nim lśniąca niebieska kula. Kiedy podeszłyśmy bliżej,zobaczyłam też inne kolory, ten dziwny obiekt wygląda naprawdę przepięknie.

- To magiczny artefakt. Każdy z kolorów oznacza inny żywioł. Czerwony wiąże się z ogniem,zielony z ziemią,niebieski to woda,a fioletowy jest związany z powietrzem. Jest jeszcze piąty żywioł, najrzadszy, myślano nawet, że zniknął, kiedy zamordowano pewną rodzinę królewską. Ten żywioł to, natura. Jest wyjątkowy, gdyż łączy w sobie cząstkę każdego z powyżej wymienionych elementów, plus sam w sobie ma wyjątkowe zdolności. Jeśli dotkniesz tej kuli, a ona zaświeci którymś z kolorów, to znaczy, że należysz do nas, strażników.- Zafascynowały mnie słowa dziewczyny. Wpatrywałam się oczarowana w ten dziwny przedmiot. Wyciągnęłam rękę i kiedy już miałam dotknąć i sprawdzić, czy rzeczywiście należę do tego świata, poczułam jak przez moją rękę przechodzi ciepły prąd.- No...ale to może później. Na razie musisz z kimś porozmawiać, ta kula, służy nam również za telefon.- Spojrzałam na nią zdziwiona.- No co.- Wzruszyła ramionami.- Tu nie ma zasięgu. 

Dziewczyna wymruczała po cichu jakieś słowa. Wszystkie kolory zniknęły, zastąpiła je na chwilę szara mgła, a później zobaczyłam dwie twarze, kobiety i mężczyzny. Oboje byli po trzydziestce, mieli jasne włosy i karnacje, jedyne co ich różniło to oczy. Błękitne u kobiety i zielone u mężczyzny. 

- Kim.- Uśmiechnięta blondynka spojrzała najpierw na moją towarzyszkę,a potem na mnie. - Ooo, czyżbyś znalazła nową strażniczkę? Ach, gdzie moje maniery? Jestem Bella, a to mój mąż Conrad.- Wskazała na swojego towarzysza. 

- Umm...miło mi was poznać. - Nie wiem czemu, ale nagle się zawstydziłam. 

- Witaj kochanie, nie stresuj się tak.- Odwróciła wzrok.- Kim, powiedz mi, czy dotykała już kuli?

- Nie, chciałam, żeby najpierw z wami porozmawiała i przy was jej dotknęła. Do tego jeszcze Aros złożył nam niezapowiedzianą wizytę i...

- Aros?!- Krzyknęli oboje.- Musisz ją ukryć, on nie pojawił się tam przez przypadek. Postaramy się wrócić jak najszybciej. Musicie sobie poradzić z nim sami.- Powiedział mężczyzna.

- Dobrze, wezmę ją do zachodniego skrzydła. 

Postacie zniknęły, a kula znów nabrała różnych barw. 

- Musimy iść.

- Dobrze. - Odwróciłam się w stronę wyjścia. Naprawdę chciałam posłuchać się Kim, ale pokusa była taka silna. Bez zastanowienia wyciągnęłam dłoń i dotknęłam cienkiego kryształu. Na początku nic się nie stało, dopóki nie poczułam ciepła rozprzestrzeniającego się po mojej dłoni. W kuli ujrzałam złoty błysk, który wystrzelił nagle, oślepiając mnie i zalewając wszystko żółtym światłem. 

Heja:) Od dzisiaj będę wstawiać dwa, max trzy rozdziały w tygodniu. Na pewno będą się pojawiać w poniedziałki i prawdopodobnie w soboty:)

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top