Rozdział 4
Pod rozdziałem ważna informacja
Lucy POV:
- Lucy? Wszystko w porządku?-Poczułam na sobie czyjś dotyk, jednakże dopiero po chwili zorientowałam się, że osoba, która mną potrząsa to Matthew.
- Tak, nic mi nie jest. Kto to był?-Spojrzałam w te ciepłe brązowe tęczówki i od razu zrobiło mi się milej. Wyglądały zupełnie inaczej niż tego tajemniczego chłopaka, tamte przypominały mi otchłań, taką która wysysa ludziom dusze.
- Yyy...to Ethan. Mój kuzyn.
Zamurowało mnie. Oni są ze sobą spokrewnieni? Nigdy w życiu bym tak nie pomyślała, w ogóle nie są do siebie podobni z wyglądu. O charakterze nie będę wspominać.
- Twój kuzyn? Nie jest zbyt...sympatyczny.
- On jest dość oschły w stosunku do nowo poznanych osób, ale kiedy bliżej się go pozna jest, no,da się go znieść.
Prychnęłam.
- Wybacz, ale nie mogę wyobrazić sobie, że on jest zdolny do bycia dla kogoś miłym. Nawet jeśli rozmawiałam z nim raz,przez jakieś trzy minuty.
- Cóż, może rzeczywiście trochę przesadził, ale...- Nie dane mu było dokończyć tego zdania, gdyż nagle obok nas pojawiła się rozwścieczona Lili, jak na złość zauważyłam, że ręce chłopaka zjechały z moich ramion na talię, co wyglądało dosyć dwuznacznie.
- Wiedziałam, że chcesz mi odbić faceta! Ty ździro! A ty-tym razem zwróciła się w kierunku Matthewa, który już dawno zabrał swoje dłonie i teraz próbuje dotknąć nimi Lili, ale z marnym skutkiem-jak mogłeś mi to zrobić, mówiłeś, że nie chcesz żadnej innej oprócz mnie! Z nami koniec!
Odwróciła się na pięcie, po czym poszła sobie, zostawiając nas w totalnym osłupieniu.
- Pójdę za nią, muszę jej to wytłumaczyć. Zawsze była o mnie zazdrosna, ale nie sądziłem,że aż tak.-Brunet ruszył za swoją dziewczyną, tym samym zostawiając mnie samą na korytarzu. Dobrze, że lekcje zaczynają się dopiero za dwadzieścia pięć minut i nikogo jeszcze nie ma, bo inaczej byłabym numerem jeden tutejszych plotek. Ugh...gdybym nie pokłóciła się z tatą, nie wyszłabym tak wcześnie z domu i żadne z tych wydarzeń bym mnie nie spotkało. Świetnie. Po prostu świetnie.
....................
Lekcje minęły mi bardzo szybko. Wolałam nie rozmawiać na razie z Matthew. Nie wiem czy pogodził się z Lili, a ja i tak już dość namieszałam w ich związku. Kiedy wracałam do domu, zaczęłam zastanawiać się co powiedzieć tacie. Nie chcę się z nim kłócić. Rano za bardzo mnie poniosło.
Po raz kolejny idąc przez ten las czułam się nieswojo. Dotarłam do domu, zdziwiłam się, kiedy zobaczyłam otwarte drzwi. Tata nigdy nie zapominał o zamknięciu ich, zwłaszcza po tym, kiedy podczas naszej nieuwagi znaleźliśmy w salonie przestraszoną sarnę. Nigdy nie zapomnę zdziwionej miny taty, kiedy podczas naszej przeprowadzki tutaj, wyszedł na chwilę na dwór, a kiedy wrócił do salonu, zauważył zwierzę, które konsumowało nasz dywan. Zaśmiałam się na to wspomnienie, jednak szybko wróciłam myślami do obecnej sytuacji.
Weszłam do środka i pierwsze co rzuciło mi się w oczy, to zdemolowany przedpokój, nie zabałaganiony, a zdemolowany. Wszędzie walały się strzępki, niegdyś, pięknych dębowych mebli. Tapeta na ścianie, w kolorze chłodnej zieleni, została prawie całkowicie zdarta. Oprócz niej znajdowały się ciemne szramy,przypominające wgniecenia, lub rysy.
Poczułam ukłucie strachu, zwłaszcza, że nie widziałam nic co znajdowało się w dalszej części domu. Wszystkie żarówki były roztrzaskane. Nawet ramki z naszymi wspólnymi zdjęciami, zniknęły, a to co kiedyś się w nich znajdowało, zostało podarte na strzępy.
Zmusiłam się do kolejnych kroków w głąb domu. Wyjęłam telefon z kieszeni i włączyłam latarkę. Snop światła rozświetlił pomieszczenie, tym samym pokazując kolejne zniszczenia, które wcześniej tonęły w mroku.
Nagle ogarnęła mnie panika, co jeśli ten ktoś, lub coś nadal tu jest? Wsłuchałam się dokładnie, nasłuchując jakiś dźwięków, które zdradziłyby obecność kogoś innego oprócz mnie. Nic...tylko głucha cisza, która sama w sobie,zaczęła przytłaczać mnie jeszcze bardziej, niż widok, który miałam przed sobą. Wzięłam głęboki wdech i pewniejszym krokiem ruszyłam na przód. Nie mogę dać się ponieść emocjom, kiedy nie mam pojęcia gdzie jest mój tata i co się z nim stało. Skręciłam w prawo i ruszyłam do jedynych drzwi, które znajdowały się na końcu korytarza.
Gabinet ojca, tak samo jak inne pomieszczenia,był całkowicie zniszczony. Na początku myślałam, że nic oprócz śmieci tutaj nie znajdę. Myliłam się. Zza szczątek biurka wystawało coś podłużnego. Skierowałam w tamta stronę latarkę, po czym zasłoniłam usta, aby nie krzyknąć.
Zwłoki...rozszarpane, zniekształcone, tak, że ledwo go poznałam. Zabito go, odebrano ostatnią bliską mi osobę. W dodatku w tak okrutny sposób. Upadłam na kolana, nie kontrolowałam już swoich odruchów. Zapłakałam głośno, zaczęłam bić w pięściami w podłogę, nie bacząc na to, że po paru takich ruchach są już całe we krwi.
- Znajdę cię!-Nie panowałam nad tym. Z całych sił zaczęłam krzyczeć.-Znajdę cię! Zabiję tak samo, jak ty mojego ojca!- Podniosłam się z obolałych kolan, w które wbiły się kawałki szkła. Nie martwiłam się tym, ostatni raz spojrzałam w stronę zmasakrowanego ciała mojego taty, po czym ruszyłam do wyjścia.
Odetchnęłam świeżym powietrzem. Z mojego zachrypniętego gardła ostatni raz, wymsknęło się-Znajdę cię.-Wtedy cały las przeszył ogłuszający ryk. Moja intuicja podpowiadała mi tylko jedno słowo "UCIEKAJ" .
....................
Biegłam na oślep starając się ominąć wszystkie przeszkody, na które natrafiały moje stopy, mimo to potknęłam się kilka razy. Dobiegłam do małej polanki, zatrzymałam się, aby nabrać tchu. Znowu to samo uczucie, rozejrzałam się, jednakże tym razem zobaczyłam coś czego nie spodziewałam się ujrzeć nawet w najstraszniejszych koszmarach. Cienie...cienie wyglądający jak ludzie z długimi nożami szły w moją stronę z szyderczymi uśmiechami. Otoczyły mnie, tak, że nie miałam dokąd uciec. To koniec-pomyślałam-zginę z rąk jakiś potworów w ciemnym lesie, gdzie prawdopodobnie nikt mnie nie znajdzie, a moje szczątki zjedzą dzikie zwierzęta.
Nagle przede mną pojawił się snop światła, który uformował się w kształt drzwi. Obejrzałam się i ze zdziwieniem stwierdziłam, że te istoty boją się podejść do tego...czegoś. Wzięłam głęboki oddech, po czym przeszłam przez ten dziwny portal. Spodziewałam się wszystkiego, naprawdę wszystkiego, na przykład tego, że wyląduję na Marsie. Nie spodziewałam się jednak, że wpadnę na czyjąś klatkę piersiową. Mało tego, gołą, bardzo dobrze wyrzeźbioną klatkę piersiową...Ethana?
Hejka wszystkim:) Mam nadzieję, że rozdział się podobał, zostawcie gwizdkę i jakiś komentarz, to bardzo motywuje do pisania.
Dobra teraz to ważne ogłoszenie: Od jutra zaczynam nową prace także nie wiem kiedy wstawię nowy rozdział. Postaram się to zrobić do piątku:)
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top