Rozdział 3
Lucy POV:
Nie, to już jest przesada. Kolejny kamień, z tym samym napisem leży na moim biurku. To zaczyna być przerażające. Doskonale pamiętam, że zamknęłam okno przed pójściem spać. Teraz też jest zamknięte. Ten ktoś musiał wejść przez drzwi i zostawić tu ten "prezent". Moją pierwszą myślą było, żeby od razu pójść do taty i powiedzieć o wszystkim. Po chwili, stwierdziłam, że jednak tego nie zrobię. Nie będę go martwić, tym bardziej, że to tylko głupi kawał, prawda? Po przeprowadzce z Waszyngtonu doBaker Lake, powinien odpocząć i przestać się tak ciągle o mnie martwić, a gdybym powiedziała mu o tym wszystkim, na pewno stał by się jeszcze bardziej nadopiekuńczy niż jest teraz.
Wzięłam szybki prysznic, moje długie, blond włosy spięłam w niechlujnego koczka. Teraz nie wyglądają przynajmniej jak siano. Delikatny makijaż składający się z podkładu, pudru, tuszu do rzęs i błyszczyka, nałożyłam w ciągu dziesięciu minut. Ubrałam w czarną bluzkę, czarno-białe getry we wzorki. Dodatkiem są moje ulubione zerówki. Na nogi czarne botki. Wzięłam jeszcze czarną torebkę do której spakowałam książki oraz wypracowanie nad którym męczyłam się dwie godziny. Dopełnieniem całego stroju jest czarna czapka, która trochę średnio pasuje do mojego bordowego płaszczyka. Cóż...wolę gorzej wyglądać niż marznąć. W tej części Kandy, pogoda jest naprawdę okropna jeśli chodzi o niskie temperatury.
Zeszłam na dół, aby zjeść coś przed pójściem do szkoły. W kuchni zastałam mojego tatę, który pił kawę i ewidentnie był na coś wkurzony. Zgaduję, że to ja jestem powodem jego złego humoru.
- Cześć tato.- Udawałam, że nie widzę jego nastroju. Sięgnęłam po jabłko. Im szybciej wyjdę tym lepiej. Poza tym zjeść mogę po drodze.
- Dlaczego nic mi nie powiedziałaś?!
Oho, mam przechlapane.
- O czym?- Udawanie niewiniątka chyba nie wychodzi mi najlepiej.
- Nie wiesz? To wytłumacz mi co to robiło w naszym koszu na śmieci.- Wyciągnął zza pleców kamień z tym dziwnym napisem. Tylko, że o nie wyglądał tak jak wczoraj, teraz był czarny, jakby z marmuru, w dodatku napis był złoty, nie dało się go nie zauważyć.
- Ja znalazłam go wczoraj i...pomyślałam, że ktoś robi sobie głupi żart, więc stwierdziłam, że nie będę cię martwić. W dodatku to tylko kamień! Co złego może mi zrobić? Nie widzisz, że zaczynasz przesadzać z tą swoją troską o mnie?! Z resztą nie mam czasu gadać z tobą o tym, idę do szkoły, sama, bez ciebie. Nie jestem już małą dziewczynką żebyś musiał mnie podwozić wszędzie gdzie muszę pójść.- Skierowałam się w stronę drzwi, założyłam kurtkę i wyszłam z domu nawet się nie żegnając.
- Lucy! Wracaj natychmiast! Nie pójdziesz teraz sama do szkoły!- Słyszałam krzyki ojca. Przyspieszyłam kroku po czym zagłębiłam się w las. Tak samo jak wczoraj poczułam to dziwne uczucie, że ktoś mnie obserwuje, ale skutecznie je zignorowałam. Byłam zbyt wściekła na ojca, żeby myśleć o strachu, że znajduję się sama w ciemnym lesie.
.............
- Auć! Uważaj jak chodzisz!- Krzyknęłam w stronę chłopka, który popchnął mnie ramieniem tak mocno, że prawie upadłam.
- Co powiedziałaś?!- Odwrócił się w moją stronę po czym zmierzył mnie swoim przeszywającym spojrzeniem. Jego oczy były tak samo czarne jak włosy, co zaczęło mnie powoli przerażać. Podszedł do mnie po czym przycisnął do ściany.
- Słuchaj mnie uważnie,maleńka. Jesteś nowa, dlatego ci daruję, ale następnym razem źle się to dla ciebie skończy. Nie wchodź mi drogę, inaczej zobaczysz co to znaczy czuć strach, jasne?
Pokiwałam głową, po czym zatrzęsłam się kiedy poklepał mnie po policzku.
- Grzeczna dziewczynka.-Mruknął, a następnie jakby nigdy nic sobie poszedł.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top