Rozdział 15
Lucy POV:
Jeszcze nie dawno moim największym problemem były kłótnie o nadopiekuńczość mojego ojca w stosunku do mnie, teraz wszystko się zmieniło. Trafiłam do jakiegoś dziwnego świata, ktoś chciał mnie zabić, pocałunek z Kim, potem z Ethanem. Przecież to jest bezsensu. Jak ja dałam się w to wpakować? W dodatku okazałam się beznadziejną córką, powinnam zająć się pomszczeniem ojca, a zamiast tego, robię to co robię. Westchnęłam opierając głowę o pobliskie drzewo. Aktualnie siedzę ukryta w lesie i zastanawiam się co dalej. Najłatwiej byłoby wrócić do domu. Jednakże nie wiadomo czy te potwory nadal tam się nie kręcą. Poza tym nie powinnam tak łatwo odpuszczać. Muszę wyjaśnić sobie wszystko zarówno z brunetką jak i z czarnowłosym. Nic do nich nie czuję, przynajmniej tak mi się zdaje. Nie powinnam ich zwodzić i dawać nadzieję. Zastanawiam się tylko kiedy oni zdążyli do mnie coś poczuć, jestem tu zaledwie trzy dni z czego jeden przespałam po ataku Valentina.
Słońce chyliło się ku zachodowi, trzeba wrócić i zmierzyć się z problemem. Wstałam i otrzepałam spodnie. Skierowałam się w stronę mojego tymczasowego domu, nie zauważyłam nawet kiedy zrobiło się ciemno, a ja...zgubiłam się. No świetnie, po prostu wspaniale. Ehh, znając moje szczęście pewnie zaraz zza krzaków wyskoczy jakiś stwór i pożre mnie żywcem. Jak na zawołanie usłyszałam dziwny stukot, dobiegający z zaledwie kilku metrów. Strach sparaliżował moje ciało, nie mogłam się ruszyć. Odwróciłam się powoli czekając na najgorsze. Odetchnęłam z ulgą widząc, że to nie żaden potwór, a jednorożec, którego spotkałam na polanie, zaraz po przybyciu do tej dziwnej krainy. Pogłaskałam jednoroga po łbie, na co ten parsknął zadowolony.
- Pomożesz mi się stąd wydostać?- Spytałam, licząc, że rozumie cokolwiek z moich słów. Po chwili zwierzę ruszyło na przód, a ja za nim. Jak się okazało, wyjście z lasu było tuż pod moim nosem. Uśmiechnęłam się widząc znajomy budynek. Nie zbyt podobała mi się wizja spędzenia nocy w ciemnym lesie.-Dziękuje.-Ponownie pogłaskałam zwierzę, jednak ten spłoszył się i uciekł w gęstwinę drzew. Dziwne. Odwróciłam się z zamiarem udania się do środka, kiedy drogę zagrodziła mi zakapturzona postać.
- Ty jesteś Lucy, prawda?
- Yyy, tak.
- Nareszcie, wszyscy cię szukają, chodź ze mną. - Dziewczyna zdjęła z głowy nakrycie ukazując tym samym swoje niebieskie włosy. Muszę przyznać, że wygląda w nich wyjątkowo ładnie. Nim zdążyłam jej odpowiedzieć złapała mnie za nadgarstek i pociągnęła za sobą.- Radni na ciebie czekają. Tak przy okazji, nazywam się Anastazja, trzecia z strażników, żywiołem nad którym panuje jest woda.
Maraton czas zacząć,dzisiaj wstawię jeszcze jeden rozdział. Jutro postaram się trzy, chociaż nie obiecuję, bo muszę być jutro w szkole. W mediach macie zdjęcie Anastazji.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top