Rozdział 14

Lucy POV:

Odsunęłam od siebie Kim, łapiąc spazmatycznie powietrze. To co się przed chwilą stało w ogóle nie powinno mieć miejsca. Wstałam jak oparzona i nie patrząc więcej na dziewczynę, wybiegłam z pokoju. 

Kiedy upewniłam się, że drzwi od mojego  tymczasowego pokoju są zamknięte, rzuciłam się na łóżko i wyładowałam swoje emocje na poduszce. Przecież ja nawet nie jestem lesbijką, od zawsze myślałam, że lubię chłopców, więc co to przed chwilą miało znaczyć? Faktem jest to, że sam pocałunek podobał mi się, czułam motylki w brzuchu i w ogóle wszystko było takie inne. Nie mogę porównać tego do pocałunku z chłopakiem, bo z żadnym się nigdy nie całowałam, ale...chwila czy moje łóżko się rusza? 

Zeskoczyłam na podłogę, jednocześnie schylając się, aby zobaczyć co czai się pod moim posłaniem. Niezbyt zgrabnym ruchem wyłonił się z pod niego wilk Ethana. Skoro on tu jest, to czy jego właściciel również gdzieś się ukrywa? 

- Gdzie jest Ethan?-Spytałam, jednocześnie głaszcząc zwierzę za uchem. Nie spodziewałam się, że mi odpowie, ale, że chociaż trochę naprowadzi. Tak jak się spodziewałam wilczur złapał pyskiem za mój podkoszulek i pociągnął w swoją stronę. Ruszyłam za nim w stronę drzwi. Kiedy je otworzyłam, wilk pobiegł w lewą stronę. Musiałam się nieźle wysilić żeby go dogonić. Dotarliśmy do schodów, które prowadziły, jak mi się wydaje w stronę piwnicy. Ruszyłam w dół trzymając się poręczy. Na dole zastałam tylko jedne drewniane drzwi. Pchnęłam je, a to zobaczyłam zaskoczyło mnie kompletnie. Całe pomieszczenie spowijał ogień. Nie trawił on swoimi płomieniami niczego, po prostu był. W środku tego wszystkiego stał wkurzony Ethan. Mięśnie na jego plecach napięte były do granic możliwości, a on sam rzucał kulami ognia w co popadnie. Wilczur zaskomlał cicho kładąc głowę na łapach, najwidoczniej martwił się o swojego pana, ale bał się do niego podejść kiedy jest w takim stanie. Postanowiłam przejąć inicjatywę i dowiedzieć się co mu się stało.

- Ethan...- Zaczęłam podchodzić do niego, obrócił się nagle, szykując się do ataku, kiedy mnie zobaczył, opuścił ręce i pstryknął palcami. Ogień zniknął, pomieszczenie wyglądało normalnie.- Wszytko w porządku?-Stanęłam na przeciwko niego, miał zaciśnięte usta, a w jego oczach płonęły ogniki gniewu. 

- Co ty tu robisz?! Skąd wiedziałaś gdzie jestem?

Skinęłam głową w stronę leżącego zwierzęcia, kiedy zobaczył, że jego pan w małym stopniu się opanował, truchtem przemierzył dzielącą nas odległość i ułożył się koło jego nóg. 

- Ehh...musiałem się...wyładować.- Mruknął czarnowłosy.- Nic mi nie jest, możesz iść.- Odwrócił się, uważając rozmowę za zakończoną, ale nie ze mną te numery, ja się tak łatwo nie poddaje. 

- Co się stało? Ktoś cię zdenerwował? 

- Zobaczyłem coś co...wyprowadziło mnie z równowagi.- Mruknął. 

- Czyli?-Złapałam go za ramię i odwróciłam w swoją stronę. Przez chwilę panowała cisza w końcu przełamał się i powiedział.

- Ty i Kim...jesteście razem?- Zamurowało mnie, on nas widział? O nie, przecież całowałyśmy się tylko parę minut.

- Widziałeś nas.-Bardziej stwierdziłam niż zapytałam.- Ja nie wiem.

- Jak to nie wiesz?- Jego czarne oczy skanowały moją twarz,co sprawiło, że poczułam się zagubiona. 

- Normalnie, ja...to był mój pierwszy pocałunek, nigdy nie miałam chłopaka, nie wiem czy jestem lesbijką, nie mam porównania, to wszystko jest skomplikowane.- Czemu kiedy ja się jąkam i denerwuje, on jest oazą spokoju, kiedy przed chwilą rozwalał wszystko co wpadło mu na drogę?

- W takim razie, pomogę ci.

- Co?!

- Będziesz mogła porównać z kim ci jest lepiej.- Mówiąc to schylił się i ledwo wyczuwalnie musnął swoimi ustami moje. Przyciągnął mnie mocniej do siebie, tym samym pogłębiając pocałunek. Czułam się inaczej niż z Kim, to wszystko, to dla mnie za dużo. Wyrwałam się z uścisku chłopaka i zrobiłam to samo co ostatnio-uciekłam. 

Tak jak pisałam w ostatnim rozdziale, planuje zrobić maraton. Odbędzie się on w następny weekend od piątku do niedzieli. Będę dziennie dodawać po dwa, trzy rozdziały.  Miłego poniedziałku życzę:)

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top