Rozdział 11

Lucy POV:

Moja głowa,ugh...czuję się,jakby przejechał po niej czołg. Zaczęłam przypominać sobie ostatnie wydarzenia. Kim! Muszę ją znaleźć i dowiedzieć się, czy wszytko z nią w porządku. Wstałam z łóżka i podeszłam w stronę drzwi. Później zastanowię się jak się tu znalazłam. Złapałam za klamkę z zamiarem otworzenia drzwi, ale ktoś zdążył mnie uprzedzić przy okazji uderzają mnie w moją i tak obolałą głowę. 

- Auć.-Syknęłam, odsuwając się od mojego gościa.

- Jesteś jeszcze większą niezdarą niż myślałem.

- Jeśli to jest twój rodzaj przeprosin, to musisz jeszcze trochę nad tym popracować.- Na jego twarzy zobaczyłam zdziwienie, a po chwili delikatny uśmiech. Wow czyli jednak potrafi się z czegoś cieszyć.- To...po co przyszedłeś?-Ta cisza zaczęła się już robić niezręczna. 

- Sprawdzić jak się czujesz. Nie wyglądałaś najlepiej jak cię znalazłem. 

- Oh. Martwiłeś się o mnie?- No, tego to już się w ogóle nie spodziewałam.

- Co? Nie, ja po prostu...nieważne. Boli cię coś?

- Głowa, ale nie martw się, przejdzie mi. Powiedz, co z Kim?

- Uklęknij.

- Co? 

- Po prostu to zrób. 

Z wahaniem, zrobiłam to co mi kazał. Zza jego pleców, wyszedł ogromny, czarny wilk. Jakim cudem ja go wcześniej nie zauważyłam? A no tak, byłam skupiona na jego właścicielu. Zwierzę podszyło do mnie. Przestraszyłam się i zaczęłam się cofać. 

- Nie bój się go, nie zrobi ci krzywdy.- Ethan, uklęknął za mną, kładąc jednocześnie ręce na moich ramionach. Wiem, że chciał mnie przetrzymać, ale moje ciało odebrało ten gest zupełnie inaczej, a kiedy poczułam jego ciepły oddech na szyi, całkowicie odpłynęłam.  

Zwierzę polizało mnie po czole, jednocześnie sprawiając, że ból zniknął. Nie zdziwiło mnie to, że on mnie uleczył, w tym świecie wszystko jest możliwe. Poklepałam go po łbie, jednocześnie dziękując za okazaną pomoc. Wilk położył się na plecach, domagając się dalszych pieszczot, zachichotałam, kiedy smyrając go po brzuchu zaczął mruczeć.

- Max! Jak ty się zachowujesz?! Jesteś wilkiem, a nie jakimś pieprzonym kundlem!

- Przestań!-Wstałam, aby zrównać się z nim wzrokiem.- Nie traktuj go tak! On też ma uczucia, jak każde inne stworzenie. 

- Ja ich nie mam, on też nie. 

- Nie prawda, ty też je masz, zbudowałeś wokół siebie mur i nie pozwalasz nikomu przez niego przejść.- Nie wiem co mną w tedy kierowało, ale przytuliłam go mocno. Chłopak, ku mojemu zaskoczeniu, odwzajemnił uścisk.

- Dziękuję.-Powiedziałam po chwili.

- Za co?

- Za to, że mnie wtedy uratowałeś. 

Tą cudowną chwilę przerwał dźwięk tłuczonego szkła. Odskoczyliśmy od siebie, szukając źródła hałasu. Okazało się, że to Max swoim wielkim ogonem stłukł jakiś wazon. Spojrzałam na Ethana, ale on unikał mojego wzroku. 

- Ja...muszę iść. Odpoczywaj.- Nie minęła chwila, a ponownie zostałam sama w pokoju. 

Komentujcie i gwiazdkujcie :*

Jak pewnie zważyliście, zmieniłam okładkę, którą wykonała CarolineWesley . Według mnie jest prześliczna. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top