Rozdział 1
Lucy POV:
Otworzyłam drewnianą szkatułkę, po czym wyjęłam z niej złoty łańcuszek z dwoma listkami. Jest dla mnie najważniejszą i zarazem najcenniejszą rzeczą, która pozostała mi po mamie. Kiedy zapięłam go na mojej szyi, uśmiechnęłam się do swojego odbicia. Zawsze tak robiłam,kiedy przypominałam sobie chwile kiedy miałam jeszcze pełną rodzinę. Obróciłam się wokół własnej osi. Przejrzałam się dokładnie i stwierdziłam,że jestem gotowa.Biała bluzka,idealnie wyprasowana,zapięta na ostatni guzik.Czarna spódniczka, sięgająca do kolan i tego samego koloru balerinki. Wzięłam jeszcze moją czarną torebkę i wyszłam z pokoju zamykając drzwi,najciszej jak się da. Skręciłam w lewo i idąc,dosłownie na palcach doszłam do schodów,z których powoli,tak aby żaden nie wydał nawet najcichszego, niepożądanego dźwięku.Dotarłam do kuchni,ostatnia prosta i jestem na zewnątrz.Chwyciłam klamkę i kiedy brakowało mi dosłownie jednego kroku, aby wyjść,usłyszałam tak dobrze znany,aczkolwiek w tym momencie niezbyt zadowolony głos mojego ojca:
- Mogę wiedzieć dokąd się wybierasz?
- Ja,idę do szkoły. Dzisiaj jest rozpoczęcie roku i...
- Doskonale wiem jaki jest dzisiaj dzień. Pamiętam też, że miałem cię odwieźć na rozpoczęcie.
- Tato, jestem już dużą dziewczynką, mam siedemnaście lat. Dam radę dojść do szkoły.
Spojrzałam błagalnym wzrokiem w stronę, jak dotąd nieugiętego mężczyzny. Ten wzrok zawsze działa, kiedy chce postawić na swoim. Niestety, tym razem nie pomógł.
- Wiem, że jesteś już prawie dorosła, ale dla mnie wciąż jesteś małą dziewczynką, którą muszę się opiekować.-Podszedł do mnie i uśmiechnął się lekko.-Zrozum,że jesteś moją córką i zawsze będę się o ciebie troszczył, zwłaszcza, że od śmierci mamy mam tylko ciebie.-Pocałował mnie w czoło, po czym przytulił, tym samym wygrywając tą słowną potyczką. Westchnęłam cicho oddając uścisk, po czym mruknęłam.-Czekam w aucie.
15 minut później
Szkoła, miejsce znienawidzone przez większość ludzi zamieszkujących tą planetę. Dla mnie jednak jest to wielka szansa, którą zamierzam wykorzystać. Ostatni raz miałam możliwość w niej być siedem lat temu,kiedy chodziłam do czwartej klasy podstawówki. Po śmierci mamy tata tak bardzo przejął się tym, że może stracić również mnie, że wypisał mnie z tej placówki i zaczął uczyć mnie w domu. Teraz zbuntowałam się i powiedziałam, że jeśli nie zapisze mnie do jakiekolwiek szkoły, wyprowadzę się z domu. Wiem, że był to cios poniżej pasa, ale musiałam to zrobić dla swojego dobra. W końcu chyba każdy chce mieć jakichś znajomych, a kiedy siedzi się ciągle w domu, nie jest to możliwe. Nie przewidziałam jedynie tego, że tata również wyciągnie swojego asa i powiedział, że jeśli chcę uczęszczać do szkoły to musimy wyprowadzić się ze stolicy do tej...zapadłej dziury, której nazwy nawet nie znam.
Moje rozmyślania przerwał mój bolący tyłek, który nagle zderzył się z twardą posadzką.
- Jak chodzisz idiotko?-Piskliwy głos przywołał mnie na ziemię.Spojrzałam w górę, gdzie zobaczyłam blondynkę z zielonymi oczami i biustem tak naszpikowanym botoksem, że aż mi się niedobrze zrobiło.
- Lili! To moja wina, więc nie krzycz na bogu ducha winną dziewczynę!-Jej partner, przystojny brunet o brązowych oczach, spojrzał na mnie z przepraszającym uśmiechem, po czym podał mi rękę, tym samym pomagając wstać.
- Nie, to ja przepraszam, zamyśliłam się i na was wpadłam. Jestem Lucy, a ty?-Spytałam z przyjaznym uśmiechem.
- On jest kimś kto w ogóle nie powinien cię interesować. Zejdź nam z drogi.-Blondynka ominęła mnie, ciągnąc za sobą tego biednego chłopaka. Ponownie się do mnie uśmiechnął, tak jakby chciał usprawiedliwić zachowanie swojej, prawdopodobnie, dziewczyny.
Wzruszyłam ramionami, udając się na salę gimnastyczną na przemowę dyrektora. Po długim rozpoczęciu dotarłam do mojej klasy, gdzie wychowawczyni miała mnie przedstawić jako nową uczennicę. Uśmiech zszedł mi z twarzy, kiedy w ostatniej ławce ujrzałam rozzłoszczoną Lili i rozpromienionego bruneta.
Rozdział trochę nudny, ale jakiś wstęp muszę zrobić:/ W następnych rozdziałach akcja się rozkręci:) Kolejny wstawię w środę,lub czwartek.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top