4. Ten uczuć, gdy goście w dom o północy wchodzą

Obudziłam się około północy, gdy trzasnęły założone przez rodzinę alarmy antywłamaniowe. Słysząc początki awantury, ubrałam szybko jeden ze skórzanych płaszczy (wszystkie moje ubrania mają wszytą broń i wytrychy) i zbiegłam po schodach na parter. Zebrała się tam cała obecna populacja domu w liczbie siedmiu osób. Moja mama, czarownica drugiego wtajemniczenia, piorunowała wzrokiem gościa z dziwnym okiem i poharataną twarzą. Tata trzymał swój srebrny miecz na szyi wilkołaka, gotowy zamordować jeśli zacznie szaleć. Siostra ściskała w palcach stalowy pentagram na rzemyku, zaś jej symbol paktu na lewym ramieniu ostrzegawczo pulsował czerwonym światłem. Brat miał swój dwumetrowy kij, pokryty zdobieniami i runami, gotowy w razie "W" przyzwać do walki swojego duchowego partnera. Ciocia podtrzymywała barierę, gdyż pułapka zyskała przetarte miejsce dzięki czarnoskóremu mężczyźnie. Wujek, uzbrojony w złoty sierp oraz fiolki z miksturami stał z tyłu jako ostatnia linia obrony, jako, że specjalizował się wywarach oraz barierach.

Z tyłu grupy uwięzionej w zmodyfikowanej pułapce na czarownice stał kradziej.

Spiorunowałam go wzrokiem, trzymając w palcach cztery nożyki do rzucania z żelaza, jednocześnie warcząc w ostrzeżeniu. Nie odezwałam się, bo w takich sytuacjach mama przejmowała dowodzenie.

- Po co tu jesteście? Macie świadomość, że mogę was podać na policję za włamanie? Wytłumaczcie się!

Ubrana w pośpiesznie narzucony dres może i nie wyglądała imponująco, ale tytuł Czarownicy Drugiego Wtajemniczenia nie jest przyznawany za piękne oczy. Na odsłoniętej skórze rąk wiły się wytatuowane sigile i symbole.

Nastąpiła linia imion i nazwisk, wyrecytowana z prędkością karabinu maszynowego przez kradzieja. Dostał za to po uszach od gościa z dziwnym okiem, ale dowiedzieliśmy się, że zostałam oficjalnie uznana za ich rodzaj czarownicy, w dodatku w niebezpieczeństwie, na dodatek kradziej miał rozprawę sądową za to swoje opóźnione jeleniowe mojo przy Nazgulu, na którą to zostałam wezwana w charakterze świadka.

- Moja córka nigdzie się z wami nie wybiera. Nie podlegamy waszej jurysdykcji. Aż do wczoraj nie byliśmy świadomi waszego istnienia.

- A-ale jesteście czarodziejami! Jako magiczni użytkownicy automatycznie podlegacie Ministerstwu Magii! Jak możecie tego nie być świadomi?! - Dziwne-Oczko zaczął się bulwersować. Mama wręcz przeciwnie, zachowywała grobowy spokój.

Uwaga, analiza będzie.

Sądząc po myśli, że są jedynymi użytkownikami magii w tym świecie, czarodzieje są bardzo zamkniętą społecznością, zapewne ograniczoną do Europy Zachodniej oraz Ameryki. Pewnie to niektórzy potomkowie czarownic, którzy po Czasie Stosów w Europie i Ameryce odizolowali się od reszty świata. Ich ciuchy to wciąż szaty z czasów Merlina z naleciałościami stylu wiktoriańskiego. Zakładam, że społeczeństwo jest stare, rządzone patriarchalnie, wciąż obowiązuje wysublimowana polityka rodów i rodzin szlacheckich. Wilkołak ma gorszy stan ubrań oraz wizerunku -> traktują odmiennych jako gorszych, zapewne facet musi sam sobie radzić z wewnętrznym wilkiem, zapewne zamknięty w szczelnym pomieszczeniu. Czyli nikt go nie nauczył nad nim panować. Niekontrolowanego wilkołaka zatrudni mało ludzi, szczególnie czarodziejów. Czarnoskóry czarodziej to jakiś rodzaj policjanta, wydaje się lepiej wyszkolony w nietypowych sytuacjach. Nosi się jak bojowy mag we wczesnym stadium treningu. Dziwne-Oko jest z tego samego rodzaju co czarnoskóry, ale ma dużą przewagę doświadczeniową. Jego ruchy świadczą o paranoi. Niedopasowane oko prawdopodobnie ma dodatkowe właściwości, bo rusza się niezależnie od prawdziwego. Zmiennokształtna to też mag bojowy, ale jest najmłodsza z całej trójki. Nieco niezdarna, zapewne częste przesunięcia kształtu skutkują zmianą ośrodka ciężkości. Kradziej z kolei jest jeszcze dzieckiem, zapewne jeszcze się uczy w "Hogwarcie", ma piętnaście lat a szkoła jest siedmioletnia od jedenastu wzwyż. Tak właściwie, to nawet nie muszę go analizować. Wypaplał mi swoją historię życia wczoraj. ... Nuda.

Niezły ze mnie Sherlock Holmes~~ 

- Po pierwsze: Jestem jedyną czarownicą w tym domu. I zajmuję się raczej czarną magią - oho, nadchodzi słynna wyliczanka mamy. Chyba "przespałam" wykład - Mój mąż to wiedźmin, szwagier to druid, szwagierka wróżka. Najmłodszy syn podpisał kontrakt z istotą astralną, średnia córka pracuje na pół etatu w piekle w zamian za przysługi. Po drugie: najstarsza córka to informator, a nie czarownica. Na dodatek socjopata, chociaż ten termin zapewne niewiele wam mówi. I po trzecie: według waszych kryteriów, wszyscy jesteśmy czystokrwistymi mugolami

Na to oświadczenie czarodzieje cofnęli się w szoku. Siostra szczerzyła przydługie kły, które zyskała po podpisaniu umowy z Borutą. Kiedyś sama zastanawiałam się nad zawarciem paktu z diabłem, nawet przeglądałam oferty. Prawie skusiła mnie propozycja Diabła z Łańcuta, Stanisława Stadnickiego. Po śmierci oferował wysoką pozycję na dworze w trzecim kręgu Piekła, z umową o pracę na 666 lat. Trzeci krąg to bardzo zamożna okolica. Chciałam podpisać, ale wtedy zaczęły mnie zasypywać prośby o informacje, przez co zostałam oficjalnie informatorem.

- Mugole?! - czarodziejów odrzuciło, jakby zobaczyli rozkładające się zwłoki.

- Nawiasem mówiąc, to słowo brzmi jak obelga. Nie macie lepszego? - brat nie dostał w łepetynę za odezwanie się nieproszonemu, bo tym razem to jego duchowy partner przejął jego ciało, zaciekawiony. Na dodatek, jestem pewna, że wszyscy myślimy tak samo. Słowo "mugol" rzeczywiście obraźliwie brzmi.

Ciemnoskóry wymamrotał coś o złamaniu Międzynarodowego Statutu Tajemnicy.

Dziwne-Oko wycelował w mamę różdżkę.

- Obliviate!

#######################

Ludu Duloc, stuknęło mi 222 obserwujących!

Impreza!

Tańce!

*lata niekontrolowanie, rozsypując wszędzie szare konfetti*

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top