8#Ostateczna bitwa

Przez parę dni nic się nie działo.  Wszyscy, w pełnym stresie, starali się ,za wszelkimi sposobami, zapomnieć o tym. Nikomu jednak, tak dobrze, to nie wychodziło.

Co chwile łapali się na szukaniu Megan,  Amber lub samym myśleniu. Więc poczuli nie wielką ulgę,  gdy zobaczyli Amber stojącą w jej pizzerii.

Na początku jej nie poznali.  Teraz mulatka się zmieniła.  Miała ten sam styl,  ale ręce i szyję zdobiły jej tatuaże.  Dodatkowo kolczyk w nosie
i brwi, nie ułatwiał sytuacji. 

Była sama.

-Amber! - Krzyknęła w jej stronę zrozpaczona Lily z zamiarem przytulenia.

Ta jednak odrzuciła jej przytulas.

-Hej.  Siora. - Odpowiedziała.

Wtedy wstała,  wzięła pizzę i już miała iść,  gdy ją zatrzymałem.

-Amber.  Wypuściłaś ją,  prawda?  Czemu? - Zapytałem się.

Uśmiechnęła się.

-A jak myślisz?!  Cały czas mnie oszukiwaliście! Jak mogliście ją uwięzić? Odbiło wam,  prawda?  Zachciało wam się władzy. 
To teraz pożałujecie! - Wybuchła.

W jej oczach widać było czyste szaleństwo.  Ta wrogość,  wściekłość i rządza zemsty
aż promieniała w oczach.

Zaatakowała mnie. Udało mi się obronić ogniową tarczą,  która po jednym uderzeniu się rozpadła. Używała mocy niszczenia.  Jeśli nas dotknie to zginiemy.

-Amber!  Nie chcę z tobą walczyć!

-Serio?  A ja chcę. - Mówiąc to wykonała kolejny cios.

Zrobiłem unik.

Walka trwałaby dłużej gdyby nie to,  że nagle zniechęcona mulatka przestała.

-Jasne... - Odparła.

Wychodząc zauważyłem słuchawkę w uchu i mały mikrofonik przy koszulce.

Odetchnąłem. Rozejrzałem się. Lily płakała,  a reszta była wystraszona i ździwiona.

-I co teraz? - Spytała płacząca błękitnooka.

                      ~~~
- Lily poszła szukać siostry. - Wyjaśnił Jack.  - Wiecie o tym.

Jasnowłosa wyszła rzekomo do sklepu,  ale wszyscy wiedzieli, 
że to nie prawda. Teraz korzystając z nieobecności dziewczyny, chcieli stwierdzić
co zrobią.

- Co teraz zrobimy? - Spytała Jasmine.

- A co możemy?  Tylko czekać! - odpowiedział jej Jack. - Po co nam to naradzanie?

-Może nie zaczniemy pierwsi,  ale możemy dobrze to zaplanować.  Jakieś pomysły? - Zapytałem.

- A co możemy?  Będziemy się obraniać. - Powiedziała Susan.

- Ale jak?  Amber ma moc niszczenia.  Zniszczy nas jednym dotykiem.  Jakie mamy szansę,  że nikogo nie dotknie? - Zapytał retorycznie Jack.

- Wszystkich nas - małe.  Ale jednego z nas już tak.  Musimy chronić Lily.  Ona ma moc przeciwną do Amber,  więc nas wyleczy. - Odparła Susan.

- Musimy ją jakoś przekonać.  Ale jest strasznie uparta.  Może jej siostra wmówi jej do rozsądku? - zauważył Jack.

-Może... - odparłem.

                        ~~~
Po paru godzinach nie wymyśliliśmy niczego więcej.  Zrezygnowani poszliśmy spać.

Obudziłem się  chyba pierwszy raz na łóżku! Cud!  Wstałem.  Spałem w ciuchach.  No trudno.  Wszyscy już wstali.  Ostatnie dni wszystkim dali w kość,  ale na szczęście udawało nam się zasnąć.

No oprócz Lily. 

Bidulka miała oczy czerwone od łez i worki pod oczami.

- Wszystko dobrze? - Zapytałem.

-Tak...

-Na pewno?  Krzyknęłaś w nocy. Koszmar? - Zapytała zmartwiona Jasmine.

-Tak...- Odparła.

-Znowu? - skomentowała Jazz.

-Niestety.

- To przez siostrę,  prawda? - Zapytała Suzie.

- Tak... - Westchnęła.

Olśniło mnie. A więc Amber
i Megan spodziewali się naszych planów i celowo nie dają Lily pospać.

A ta bez snu,  będzie miała za mało siły. Już jest zmęczona.

Chyba Jasmine,  Susan i Jack też to zrozumieli. Po chwili każdy w zmartwiony minie patrzył na zmianę na każdą z osób. 
Jest słabo.

-Lily?  A tak z ciekawości.  Miałabyś siłę użyć magii przy nie wyspaniu? - Zapytała Susan.

- Nie wiem.  Prawdopodobnie dałabym radę raz kogoś wyleczyć,  ale bym po tym zasnęła. A co? - zapytała

-Nic nic.

No pięknie.  Już po zawodach. 

Jak na zamówienie,  ku naszym pechu, usłyszeliśmy krzyk ludzi na dworze.  Wyszliśmy z domu.  Panował tam chaos.  Rośliny doszczętnie zniszczone dotykiem zniszczenia, domy w sumie też.
W oddali ujrzeliśmy Megan w czarnym kombinezonie. Wyglądała jak jakaś agentka. Za nią Amber. Wygląd się nie zmienił.

Podeszliśmy do nich. One na nasz widok się uśmiechnęły.

- Megan!  Nie rozumiem.  Przecież ty chciałaś mieć dżunglę. Władając nią! A ty niszczysz! - Krzyknąłem.

- Czasy się zmieniły.  A ja chcę zemstę.  Po za tym, jak z wami wygram,  wezmę to, co należy do mnie i zrobię las,  a na razie...,  Gnijcie! - Mówiąc to zaśmiała się psychopatycznie.

Zaatakowała nas Amber. 

Zgodnie z planem chroniliśmy Lily i unikaliśmy mulatkę.  W pewnym momencie, kiedy chciała mnie dotknąć,  uniknąłem tego,  ale nie chcący ją zraniłem ogniem. Złapała się za obolałą rękę i syknęła z bólu. 

Zauważyłem,  że Lily trzyma
w tym samym miejscu. 
I zrozumiałem. 

-Jeśli Amber zginie,  to Lily razem z nią! - Krzyknąłem.

-Są połączone! - Dodała w tym samym czasie Susan.

-Jest źle. - Podsumowała Jasmine.

- I to bardzo. - Skomentował Jack.

Walczyliśmy dalej.  Jedyną bezpieczną osobą była Lily, 
bo Amber nie mogła ją zabić nie popełniając samobójstwa.  Więc unikała go jak niektórzy ognia.

My też nie chroniliśmy Lily,  bo nie było takiej potrzeby.

Walczyliśmy. W końcu zniecierpliwiona
i zdenerwowana Lily zakończyła walkę,  waląc się tak,  że straciła przytomność,  a Amber z nią. Uwięziliśmy z łatwością Megan
w drzewach,  a Amber i Lily znieśliśmy do domu.

-Co robimy? - Spytałem.

-Jak przekonamy Megan? - Dodał Jack.

-Nie wiem. Nie wierzę,  że to mówię,  ale zamknijmy Amber w magicznym lochu.- Odpowiedziała Jasmine.

Wykonaliśmy to zadanie i już po chwili Amber leżała w lochu.

Po godzinie,  dziewczynki zaczęły się budzić. Od razu Amber,  jak oszalała,  waliła w kraty. Lily domyśliła się,  gdzie jesteśmy
i do nas zeszła.

-Co teraz? - Zapytałem.

-Nie czuję się najlepiej... - Odpowiedziała Lily i zemdlała.

Faktycznie nie wyglądała za dobrze.  Była blada.  Sprawiała wrażenie otrutej,  co jest dziwne,  zważywszy  na to,  że nikt jej nie dotknął.  Wtedy zrozumiałem, 
że to Amber jest otruta.

Sprawdziliśmy to.  I faktycznie.  Megan by przekonać Amber, otruła ją. Kiedy już mieliśmy brać się za wyleczenie,  zobaczyłem,  jak Susan upada. W ostatniej chwili udało mi się ją złapać.

-Wszystko dobrze? - Zapytałem.

-Nic nie jest dobrze.  Dłużej nie wytrzymam.  Przepraszam. - Mówiąc to zaczęła płakać. - Kocham cię.

I zemdlała. Nie rozumiałem o co chodzi.  Po chwili jednak przypomniałem sobie walkę.  W pewnej chwili Amber podstępem prawie mnie dotyka,  ale Susan mnie obrania.  Widocznie wtedy ją dotknęła.

Chciało mi się płakać. Leżała cierpiąca i ledwożywa. Jej włosy były bledsze,  skóra w sumie też.

Bałem się.

  Nigdy tak bardzo się o nikogo nie bałem.  Nawet o Megan.  Zrozumiałem,  że Jasmine miała rację.  Bo ja kocham Susan.  Tylko czemu tak późno się skapnąłem?  Czemu pozwoliłem jej cierpieć?  Najpierw zadałem jej ból psychiczny,  a teraz fizyczny,  a pomimo tego wciąż mnie kocha.  Jest to nie zwykłe. Jestem idiotą.

-Susan! - Krzyknąłem załamany.

Zacząłem płakać. Przytuliłem jej ledwożywe ciało. Jak się jej coś stanie,  nigdy sobie tego nie daruje. To moja wina.

Po pół godzinach wszyscy milczeli.  Amber odczarowali,  jednak ona razem z siostrą była nie przytomna. Gdy się obudziły, Lily podeszła do mnie i mnie przytuliła. 

-Przepraszam,  że tak długo cierpiała. - Odparła,  po czym położyła swoją dłoń na jej klatkę piersiową,  a po chwili  odsunęła i rzekła. - Już.

Susan obudziła się.  Poczułem wielką ulgę.  Zanim zdążyła coś powiedzieć wtopiłem się w jej słodkie usta. Trwaliśmy dobrą chwilę w tym pocałunku
i powiedziałem bez jąkania się ani bez stresu:

-Kocham cię.

Ona się uśmiechnęła i znowu pocałowaliśmy się.  Chwilę by to po trwało gdyby nie fakt, 
że Amber nam przeszkodziła.

-Bardzo was przepraszam. - Oznajmiła. - Zaraz wracam.

Po 2 h wróciła.

-Stało się.- Powiedziała. - Zabiłam Megan.

Byliśmy w szoku,  ale nikomu nie było na sumieniu.  W końcu zasłużyła.  Potem urządziliśmy imprezę i usnęliśmy w łóżkach...

__________________________________

Ciąg dalszy nastąpi!

Słów: 1180

Next:jutro

Spodziewaliście się tego?

P. S.  Został nam tylko epilog i ciekawostki.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top