4#Nowa strażniczka?

-Nie wierzę ci! To nie prawda! Megan nie jest zła!

Wtedy, gdy to powiedziałem, zdjęła płaszcz. Nie mogłem na to patrzeć. To była Megan! Była ubrana w krótki, obcisły kostium z liści, buty z zwierzęcej skóry,
a włosy upięte w piękny kok ozdobioną liśćmi i kwiatami.
Za nią stały drapieżniki.

-Doprawdy?! - przerwała moje zamyślenie.

Po policzku poleciała łza. Kochałem ją. Nie mogę jej stracić!

-Proszę, Megan! Ty nie jesteś taka!

-Skąd wiesz, jaka jestem?!

-Czy to wszystko... to wszystko... To... Było... Było... Kłamstwo? - wydusiłem pytanie., po czym dodałem- Co z przyjaźnią...?
Co z... miłością?

Ostatni wyraz wyszeptałem.

- Nigdy nie lubiłam Susan. Co do Jacka i ciebie, cóż... Może trochę was lubiłam, bo byliście głupi, ale zabawni. Ale ważniejsza jest władza. Co do naszej miłości... Nigdy jej nie było, nie ma i nie będzie.

Załamałem się. Ja ją naprawdę kochałem...

-Miłość boli, prawda? - uśmiechnęła się łobuzersko - Dlatego w moim życiu nie ma miejsca na miłość. Miłość cię ogranicza, więzi. A bez niej jestem wolna!

-Nie prawda! Miłość.... - Zacząłem, ale mi przerwała.

-Nie mam ochoty marnować czas na pogawędkę. Pora rządzić!

Zaczęła mnie atakować. Ja na to odpowiedziałem ogniem. Wciąż byłem załamany. Nie chciałem
z nią walczyć...

Wtedy zjawili się Susan i Jack.

-Sorki za spóźnienie. - Przeprosił kumpel i dokończył - Musieliśmy oswobodzić się z tych pnączy.

W trójkę udało się nam ją pokonać. Uwięziliśmy ją
w magicznym lochu, a naszyjnik zabraliśmy.

- Jak udało wam się pokonać tę pnącza? - zapytałem.

-To proste. Wiedziałam, że coś jest z nią nie tak. A ja się na tym znam. Nigdy jej nie lubiłam. - wyjaśniła Susan, po czym poszła do sedna. - Spodziewałam się tego, więc rośliny zamieniłam na sztuczne. Rano pobiegłam do Jacka i mu pomogłam.

-Aha. A ty Jack? Przykro ci, że Megan jest zła? - spytałem.

- Średnio. Dobrze, że to nie Susan, bo bym nie miał dziewczyny. -stwierdził.

-Ta... Mój... Kotku.... - odpowiedziała i dodała. - Przykro mi Kai, że straciłeś ukochaną.
Ale na pewno znajdziesz inną, która będzie cię szczerze kochać.

-Nie... Widoczne nie jest mi to pisane.

-Kai... - smutna Susan nie wiedziała co powiedzieć, więc położyła ręke na ramieniu
i dopiero wtedy dodała. - Nie poddawaj się. Jest wiele dziewczyn, które się w tobie bujają...

Nic nie odpowiedziałem. Może ma rację. Susan mi współczuje. To dobra przyjaciółka. Nie to co Megan. Choć będzie ciężko, to muszę zapomnieć.

-Dziękuję Susan. Jesteś najlepszą przyjaciółką. - odpowiedziałem.

- Nie ma za co. - Odrzekła smutno.

Pewnie wciąż jej mnie szkoda.

Wstałem z zimnego, brudnego chodnika i się otrzepałem.
Stwierdziłem, żeby wszyscy poszli do mnie, bo nie powinienem być dziś sam.

~~~

Obudziłem się z bolącą głową. Nie pamiętałem co się wydarzyło, ale pewnie mieliśmy imprezkę i nie spaliśmy do rana. Rozejrzałem się. Susan sprzątała, a Jack'a nie było. Wstałem. Kumpela od razu mnie zobaczyła.

-O hej... - Przywitała się.

-Cześć. - Odpowiedziałem.

Popatrzyłem na brązowowłosą. Pomimo worków pod oczami (po nieprzespanej prawie całej nocy) wyglądała nieźle. Dopiero teraz zauważyłem jej piękną niebieską sukienkę z ozdobnymi kryształkami wyglądającymi jak niebieskie diamenty. Pasowała idealnie do jej błękitnych oczu. Włosy upięła w zwyczajny kok. Obróciłem się. Za drzwiami stał Jack wpatrując się w sufit. Po nim natomiast widać było nocną balangę. Miał rozczochrane włosy i zmęczone oczy, przy dużą szarą, spoconą bluzkę.
(albo zalaną?)

-Nieźle wam wczoraj odbiło. - Przerwała moje rozmyślania.

Milczałem. Ona podeszła do mnie i pokazała naszyjnik.

-Trzeba znaleźć kogoś, kto będzie na to zasługiwał. - Dodała.

Po po sprzątaniu, zjedzeniu
i ubraniu, poszliśmy na dwór. Uznaliśmy, że najlepszym wyborem na odpoczynek będzie park. Udaliśmy się tam.

Miejce było wspaniałe. Wokół były drzewa, a wszędzie była trawa. Z daleka było słychać cichy strumyczek spływający po wodospadzie. Ptaszki radośnie ćwierkały, przypominając, że nadeszła słoneczna i piękna wiosna. W oddali była dziewczyna. Tylko tam widać było mnóstwo ciekawych zwierząt.

Gdy tak rozkoszowałem się pięknem przyrody, z zamyślenia wyrwała mnie Pani Zosia.

- Witam,  moje skarby. - przywitała się.

  Pani Zosia była radosną,  na moje oko,  trzydziestolatką o nie przeciętnej urodzie. Miała długie czarne włosy i błękitne oczy.  Była niewiele wyższa od nas. Od kąd byliśmy mali,  zawsze traktowaliśmy ją jak drugą matkę.  Dlatego od razu, jak poznaliśmy Susan,  zapoznaliśmy ją z nią.

-Dzień dobry,  Zosiu.

  Odpowiedzieliśmy chórem po imieniu,  gdyż do dziś pamiętam,  jak powiedziała,  by nie mówić do niej pani,  bo wtedy czuje się stara.

-Jak miło,  że niektórzy tak dbają o przyrodę.  Niestety dzisiaj jest mało osób w tym,  jakże cudownym,  parku. A no właśnie.  Zapewne nie poznaliście mojej córki. - Mówiąc to poprowadziła do,  wcześniej wspomnianej,  dziewczyny.

-Kai, Susan i Jack - to jest Jasmine.

-Hejka. - Powiedziała z wielką nieśmiałością.

- Hej!  Ile masz lat? - zapytała prosto z mostu Susan. 

Zachowanie jej było inne. 
Czyżby udawała przed nami kogoś innego? A może po tym jak Megan została pokonana,  zmieniła się tak jak ja?

- Osiemnaście. - odparła zmieszana.

-Co?  Ale Zosia jest młoda! - Wtrącił się (chamsko)  Jack.

Zosia się zarumieniła.

-Jack!  Kobiet się o to nie pyta! - oburzyła się Susan.

-Nic nie szkodzi. - Stwierdziła Zosia. - Nie jestem aż taka młoda.  Mam trzydzieści cztery lata.

-To znaczy,  że pani urodziła
w wieku szesnastu lat? - przerwał jej Jack.

-Jack!

- W młodości popełniłam wiele błędów,  ale tego akurat nie żałuję. - Mówiąc to, przytuliła swoją córkę.

  Po chwili okazało się,  że musi gdzieś iść. Zostaliśmy sami
z Jasmine,  ale wcale nie było tak źle.  Okazało się,  że ulubione kwiaty nowo poznanej to Jaśminy, ale kocha wszystkie zwierzęta i rośliny. W przyszłości chce zostać weterynarzem, 
a  w wolnym czasie ratować rośliny i zwierzęta.  Od zawsze lubiła przyrodę,  ale jak była mała chciała zostać modelką. 
W sumie,  moim zdaniem,  pasowałaby do tego zawodu,  gdyż (muszę przyznać),  jest piękna. Ma śnieżnobiałą cerę,  którą podkreślają piękne zielone oczy,  w kolorze trawy i czarne jak węgiel włosy,  zapewne po mamie. Jest trochę niższa od Susan. Moją uwagę przykuła jej sylwetka. Była chuda. Na moje oko miała niedowagę.

Susan też to zauważyła,  bo wtedy zapytała - Masz niedowagę?

Jednocześnie wtrącił się też Jack
- Jesteś anorektyczką?

-Mam niedowagę, ale nie jestem anorektyczką. - odpowiedziała,  po czym dodała - Dużo osób tak myśli. I od razu dodam,  że nie jestem biedna.  Po prostu mam szybką przemianę materii,  a na dodatek mało jem,  gdyż nie mam czasu. Chcę jak najwięcej pomagać. Po za tym do najedzenia mi dużo nie trzeba.

  Po za tym dowiedziałem się też więcej o pozostałych.  Na przykład nigdy nie wiedziałem,  że Jack chcę być pilotem,  a Susan ratownikiem,  nurkiem
i nauczycielem pływania. 

Zaskoczyło ich też to,  że ja chciałem zostać piromanem, 
a teraz chcę być strażakiem.

Przegadaliśmy razem parę miesięcy.  Jasmine była wspaniała! Była delikatna,  mądra i piękna. Pomimo swojej nieśmiałości,  przy nas gadała jakby jej wcale nie miała.

Ta dziewczyna jest niesamowita.

W końcu ja,  Jack i Susan postanowiłyśmy,  że to ona będzie strażniczka czwartego żywiołu.

-Jasmine. - zaczęła Susan
z udawaną powagą.
Jednak Jasmine nie widziała tego.
  Czy na początku też udawała powagę?

- Słuchaj uważnie. To co widzisz,  to naszyjnik Wiśni. - Mówiąc to otworzyła rękę na którym  widniał naszyjnik - Użytkownik,  który go posiada, ma władzę nad Ziemią.  Jeśli się zgodzisz na byciu jedną ze strażniczka,  musisz wiedzieć,  że ciąży na ciebie wielka odpowiedzialność.  Nie może wpaść w nie powołane ręce. Rozumiesz?

-Tak. -Odparła zmieszana.

-Czy chcesz zostać jedną ze strażniczek? - zapytałem pełny nadzieji.

  Bardzo chcę,  by dołączyła.

__________________________________

Ciąg dalszy nastąpi!

Next:jutro

Słów:1184

No to do wkrótce.

Byo!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top