3. Testy

Pov. Veronica

Tydzień minął jak z bicza strzelił i po tygodniu ciężkich treningów, dzień w dzień po kilka godzin z Roberto nastał dzień testów.

Właśnie jadę z Marco i ojcem na pole gdzie będą przeprowadzane testy. Pan Hudson pojechał po mojego przyjaciela. Tylko oni dokładnie wiedzą gdzie to jest, młodziaki akurat tego nie mogą wiedzieć.

- Jakie będą w ogóle konkurencję? - pytam nagle zaciekawiona, z tylniego siedzenia.

- Dziewięć etapów, no dobra może jedenaście. Napad z góry, Martwy człowiek, Łatwy cel, Bij lub uciekać, Tor śmierci, Łowca, Zimny drań, Kto pierwszy ten lepszy, Dobry Boss, Wisielec i One shot. - wymienia tatek.

- Trzy poziomy strzelania: Napad z góry, Martwy człowiek i łatwy cel.  W tym pierwszym chodzi o strzelenie z góry do trzech schowanych punktów, leżąc. Drugi musisz trafić w kilka wybranych miejsc, zadanie będzie na tyle utrudnione że inni będą rzucać w ciebie piłeczkami tenisowymi. A ostatnie jest chyba najłatwiejsze, masz przed sobą pięć stołów, postawionych w różnej odległości od ciebie a na nich rzeczy od największej do najmniejszej. - Tłumaczy pierwsze zadanie Marco.

- Drugi etap to bij lub uciekaj - zaczyna Tata. - walka wręcz przy użyciu tylko i wyłącznie swoich mięśni. Musisz pokonać tam trzy razy większego do siebie osiłka. Powalić przynajmniej raz, by nie podniósł się już z ziemi. - mówi zestresowany. Nie dziwię się mu, chociaż to tylko testy początkowe i będę pod nadzorem może stać mi się krzywda. Własnego dziecka też bym nie chciała wysłać na pewną śmierć.

- Trzecia tura, to Tor śmierci. Trzeba przejść dość długi tor przeszkód w jak najkrótszym czasie. Dla zachęty goni cię pies. - ciągnie dalej wujek. - Czwarta część testu, nosi nazwę łowcaMusisz wejść w las, znaleść trzy wstążki, zazwyczaj koloru białego i uciekać ile sił w nogach. Drugi uczestnik, tak zwany łowca musi cię złapać.

- Piąty element to zimny drań. Będziesz musiała przetrwać półgodziny bólu. Będą cię torturować, a ty nie możesz zrobić nic. - syczy przez zęby ojciec. - Szósty, jest podobny do czwartego. Tylko nie jesteś już odpowiedzialna tylko za siebie. Dzielą was na kilka drużyn, po pięć osób. Waszym zadaniem jest dostać się do strzeżonej metalowej puszce, lub jak oni to nazywają magazynu. Każdy z was na plecy bierze worek piachu, gdzieś ukrytego. Drużyna przeciwna ma to samo zadanie. Przeszkadzacie sobie nawzajem. Jest to Kto pierwszy ten lepszy

- Siódme zadanie jest czysto logiczne. Sprawdzą umiejętności waszego planowania. W odzielonych od siebie pokojach ułożysz plan, a na kartce obok przedstawią ci sytuację, oraz plan budynku. Dobry Boss. - kontynuuje Marco.

- Ósmy etap, Wisielec. - rzuca mój ojciec. Przestraszona spoglądam na niego. Jak do tej pory nazwy nie były aż tak straszne, to ta już tak. Kto je wymyślał? - Zadanie na czujność i refleks. Przed tobą będą zostaną powieszane metalowe rurki, które w różnej kolejności będą spadać, a ty musisz je złapać. Możesz puścić najwyżej dwie rurki.

- Dziewiąty, ostatni test. One shot.  I tu wcale nie chodzi o wypicie jak najwięcej alkoholu. Sprawdzą czy umiesz radzić sobie w kryzysowych sytuacjach, tak jakby to test na kreatywność. Za pomocą wszystkiego co masz w tej chwili pod ręką możesz atakować, a zaprogramowany robot będzie cię gonił. - kończy opowiadać Marco.

- Czyli ile to potrwa? - pytam lekko zestresowana.

- Trzy dni, może troche więcej. W tym czasie dostaniesz mały pokoik byś nie musiała dojeżdżać. - Informuje wujek, dojeżdżając na miejsce. Tak mi się zdaje.

- Testy będą twoi ochroniarze i inni. Zostali wytypowani, są nie wiele od ciebie starsi, więc jak się dostaniesz dalej to będą z tobą w grupie terenowej. - oznajmia tata, kładąc mi rękę na ramieniu. Uśmiecham się do niego pokrzepiające.

- Kocham cię, nic mi się nie stanie. - całuje mojego staruszka w policzek.

- Masz moje pełne wsparcie, wojowniczko. Też cie kocham - całuje mnie szybko w czoło, po czym żegnam się z nimi oboje i wkraczam na teren.

Tata już wcześniej mnie uprzedni że on tam być jej może. Nie powstrzyma się gdy coś mi się stanie podczas testu i nie może patrzeć na moje zmagania. W dodatku Marco znajdzie mu lepsze zajęcia, sam Marco musi też pozałatwiać swoje sprawy. Wiem jednak że mentalnie we mnie wierzą, chociaż tatek najchętniej wsadziłby mnie do piwnicy i nigdy nie wypuścił. Według niego wysłanie mnie tu, to pewna śmierć i nie chodziło tylko o dosłowne znaczenie. Dla niego śmierć to znalezienie przeze mnie chłopaka. Do dziś pamiętam kolacje z Nathaniel' em! O Chryste!

Przechodzę po terenie z wysoko uniesioną głową. Nie okaże słabości, nie ma takiej jebanej opcji! Jestem Russo, a Russo nie opuszcza głowy! Rozglądam się przy okazji po zalesionej posiadłości, widzę ten Tor śmierci, mate do pojedynku, jak i paru osiłków, którzy ćwiczą.

Wielki akademik, jeśli tak mogłabym to nazwać, jest w centrum tego wszystkiego. Na schodach czekają czterech mężczyzn, w jednym z nich rozpoznaje mojego włoskiego przyjaciela Roberto, a trzech pozostałych nie kojarzę zupełnie. Czyż dwóch z nich to moi ochroniarze?

- Ty jesteś Russo. - stwierdza najstarszy z panów.

- Wolę jak mówią mi Veronica, po nazwisku tak oficjalnie - przerwacam oczami. 

- Jestem Paul, jeden z twoich trenerów. Obserwowałem cię przez pół roku jak ćwiczyłaś z Roberto i jestem pod wrażeniem. - mówi szczerze z delikatnym uniesieniem kącików ust. - Cieszę się że mogę zobaczyć cię w akcji.

- Jakbym była na twoim miejscu też bym chciała zobaczyć siebie w akcji. - mój uśmiech się poszerza.

- Jaka skromna - prycha pod nosem jeden z chłopaków z tyłu.

- Zawsze. - uśmiecham się jeszcze beszczelniej.

- Ach, To są Charles  i Ares. Twoi ochroniarze, wyznaczonej przez twojego Ojca, Veronico. - Przedstawia nas, a ten bezczelny miał na imię właśnie Ares.

- Powiedz mi proszę, Ares.. - akcentuje wyraźnie jego dziwne imię. - ... Czemu rodzicie cię tak skrzywdzili? - pytam z udawanym współczuciem.

- Z tego co mi wiadomo Ares był bogiem wojny. - uśmiecha się również do mnie sztucznie. - Musi być adekwatnie.

- Faktycznie - kiwam głową z uznaniem. - Pragnę tylko wspomnieć że w przeciwieństwie do jego siostry, on był podłym kłamcą i kańciarzem. - oznajmiam. - Skoro jest to adekwatne, przypomnij mi dwa razy zanim ci zaufam. - na tym kończę naszą krótką wymianę zdań. Widzę że nie ma już argumentów, mało kto się ze mną kłóci.

- Kiedy będą pierwsze testy? - wyprzedza mnie z pytaniem Roberto.

- Jutro zaczniemy, dziś nabierzecie jeszcze sił i odpoczniecie. Zbiórka będzie koło dziewiątej. - informuje nas Paul. Miły typ, ale troche za stary jak dla mnie. Ciekawe co by powiedział wtedy, tatuś?

- Dobrze - odpowiadamy jednocześnie.

- Wasze pokoje to sto dwa i sto trzy. Specjalnie są obok siebie. - puszcza do nas oczko, po czym odchodzi w stronę wejścia. Wzruszam ramionami i razem z przyjacielem, oraz moim nowym ogonem kierujemy się na górę.

- Nie masz torby?

- Liczę że Marco albo tata, mi ją przywiozą. - oznajmiam. - Najwyżej pożyczę od ciebie.

- Ta, nie bądź taka hop siup do przodu bo cię sznurówki wyprzedzą - warczy w żarcie.

- Noszę buty na rzepy. - odgryzam się.

- Właśnie widzę. - charczy. Po ostatnim ostrym spojrzeniu jak to w zwyczaju mamy, rozchodzimy się do naszych pokoi naprzeciw siebie.

- Nie musicie za mną chyba chodzić krok w krok. - syczę na moich ochroniarzy.

- Tak się składa, księżniczko że mamy pokój obok ciebie. - mówi pierwszy razy Charles. Jest przystojny i to bardzo, w sumie tak jak Ares. Mają coś w sobie takiego mrau, że mogłabym być z nimi. Niestety to trochę za wcześnie bym mogła to określić.

- Widzimy się jutro - ignoruje jego wypowiedź i wchodzę do mojego ciasnego pokoiku.

Nie mogę się doczekać jutra!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top