22. Przynęta

Pov. Veronica

Po moich rewelacjach Charles obudził wszystkich i zwołał zebranie przy stole narad. Daniel i Axel byli tak wściekli, że albo chcieli się zawrócić z powrotem do łóżka albo rozszarpać Charlesa na strzępy. Ares jednak ich powstrzymał i dał obu w tył głowy. 

Nie było go wcale tak łatwo przekonać co do mojej racji. A raczej podejrzeń. Jego mina, gdy oznajmiłam, że mamy w szeregach kreta mówiła: „Co ty do mnie, kurwa, mówisz, wariatko” . Niestety musiałam opowiedzieć mu o zeszłorocznych zdarzeniach. O tym, jak wynajął za pieniądze biednego chłopaka, by wkupił się w łaski mojej siostry. O tym, jak zwabił mojego ojca do swojej nory w lesie i o mało nie pozabijał. O tym, jak mówił swoją gadkę na temat przeszłości, o jego matce i ojcu sadyście, których nie znał. O tym, jak uciekł i nikt go nie widział przez rok. I o tym, jak miał na naszym punkcie chorą obsesję. Uważał nas za łatwy cel do pokonania rodziny Russo.

Dopiero wtedy jego mina zmieniła się, na bardziej myśląca, niż krytyczną. Nadal pewnie uważał mnie za wariatkę, która postradała wszystkie zmysły, ale rozważał taką opcję. Uzasadniłam także mój punkt widzenia co do porywanych dziewczyn.

Otóż, dziewczyny wyglądały podobnie do nas. Ja i moja siostra mamy ciemne włosy o różnej długości, jesteśmy raczej niskie gdzieś około metra sześćdziesiąt, a nasze oczy są jasne. Alexander wygląda podobnie ( w końcu to nasz brat z jednego jajnika ) tylko, że on jest wysoki i masywny. Sebastian nie zdołał by porwać takiego chłopaka. Co innego krępą, niską i bezbronną dziewczynę.

- To się nawet jakoś klei. Na swój pokręcony sposób. - skomentował po godzinie mojej paplaniny, gdy próbowałam ze wszystkich sił udowodnić, że to może być on.

I uwierzył mi. Charles jako pierwszy mi uwierzył. Dla niego miało to sens, tak samo jak dla mnie. Może Mery w swoim osądzie nie miała odkrytych wszystkich puzzli, tak jak my.

I dlatego znaleźliśmy się tu, gdzie Charlie tłumaczył chłopakom moją teorię. Pominą szczegóły dotyczące mojej rodziny i imienia tego kogoś, udając, że nic nie wie na ten temat. O dziwo, inni także mi uwierzyli.

Musiałam być ostrożna, któryś z nich mógł być tym kretem. Pewnie dlatego Charlie zachował szczegóły dla nas, jeśli któryś chlapnie coś na ten temat, będziemy o tym wiedzieć, bo nie podawaliśmy prawie żadnych szczegółów. I to mnie cieszy, bo to znaczy, że nie jest do końca takim bezmózgiem.

- Czyli co dalej? - pyta Daniel przeciągając samogłoski.

- Wyślę te informacje do bazy danych, może coś znajdą. Jak nie to będą pierwsze informacje w jego kartotece. Oczywiście, będzie o wiele trudniej go znaleźć, ale to zawsze coś. - wzrusza ramionami i opiera się o blat.

- Może ten cały porywacz chce zwrócić naszą uwagę na niego? - rzuca spokojnie Jim.

- Może coś w tym być. - popiera go Eric. - Bo jeśli dziewczyny są podobne do Very i jej siostry, może to o nie chodzi. - kiwa głową w moją stronę, a wzrok wszystkich spoczywa na mnie.

- Widzę, że lubisz psychopatów. Podniecają cię? - komentuje złośliwe Ares i uśmiecha się cynicznie. Tym razem to on dostaje w tył głowy od Axela.

- Ja nie mogę rzucić się na Charlesa za wczesną pobudkę o pierwszej nad ranem, ty nie możesz obrażać Very. - burczy pod nosem i krzyżuje ręce na piersi.

To było nawet urocze. I zrobiło mi się miło. Ale muszę się skupić. Co dalej?

- Możemy zobaczyć czy ma jakiś system porwań. Jeśli jest z tych psychopatycznych porywaczy, którzy lubią działać chronologiczne na ich pokręcony sposób. - mówię. Tylko to przychodzi mi do głowy.

Ta sprawa jest naprawdę trudna. Sądzę, że znowu zaszył się w jakimś lesie i tylko czeka na odpowiednią okazję by się ujawnić. A zależy nam na tym, by to się stało. Tylko jedyne co nam nie sprzyja to czas.

Z reguły, gdy grupą nie idzie z zadaniem, zostają wycofani, a inna grupa przejmuje ich misję. Mogą się podzielić tropami, domysłami i podać jakiś plan, ale to nadal za mało. Nie możemy czekać, aż z łaski swojej Sebastian Accardo wyłoni się ze swojej nory i pomacha nam dłonią na do widzenia. Bo zgaduje, że tak by się stało.

Nie podoba mi się, że to właśnie nasz wróg trzyma wszystkie karty i zapewne ma jeszcze nie jednego asa w rękawie.

A gdyby tak...

- Mogę posłużyć za przynętę. - rzucam.

- Co? - pytają chórem wszystkie męskie głosy. Jak jeden mąż odwracają głowy w moją stronę, wpatrując się we mnie z niedowierzaniem.

- Mogę posłużyć za przynętę. - mówię głośniej, wolniej i wyraźniej. Najwidoczniej potrzebują pomocy w zrozumieniu prostego i czytelnego przekazu.

- Żartujesz? - huczy groźnie Charles. Nazwanie go w tym momencie Charlie, byłoby nie oddaniem jego męskiej strony i tego głosu.

Boże, czy on nie mógł w ten sposób rozmawiać ze mną od samego początku? Od razu ciepło spływa do mojego podbrzusza, a nerwy wyostrzają się, jak za dotknięciem magicznej różdżki.

- Jestem całkowicie poważna, Charles. - pomimo tego, że moje hormony w tym momencie dają się we znaki, utrzymuje poważny wyraz twarzy i stanowczy ton. Tak jak powinna to robić każda kobieta w starciu z zbyt pewnym siebie i z wybujałym ego facetem. - Bo skoro porywane dziewczyny są podobne do trojaczków, jak byk pokazuje, że chodzi mu o któraś z nas. - wzruszam ramionami, jakby to było nic. Bo na pewno jest to coś. - Posłużę się sobą jako przynęta. - tym razem to nie Est rzucone pytanie czy tylko nieśmiała myśl, to już mocne stwierdzenie.

I Charlie doskonale o tym wie. Patrzy mi stanowczo w oczy. Próbuje zmienić moje zdanie poprzez telepatię czy groźny wzrok? Hm, w takim razie jest śmieszny. Jestem córką Vincenta Russo, mafioza, który rządzi tą pieprzoną mafią. Nie zmieni mojego zdania.

- I co by było gdyby cię znalazł, co? - pyta ostro.

- Miałabym radar albo czip. Cokolwiek, dzięki czemu moglibyście mnie namierzyć. Znaleźlibyśmy by te dziewczyny, nie ważne czy żywe czy martwe i zapobieglibyśmy kolejnym porwaniom na naszych terenach. - oznajmiam surowo, wymyślony na poczekaniu plan. Ja nigdy nie czekam, ja działam.

- Ach, tak? - prycha mój ochroniarz. - A gdyby na miejscu by cię zastrzelił? Bo gdyby to nie chodziło o ciebie i po prostu poslabylby cię od razu w piach? Albo gdyby wyczuł, że to podstęp? - wymienia szorstko. - Bo kto normalny oddałby się w jego ręce?

- Ja, ale cóż... Widocznie nie jestem normalna. - uśmiecham się słodko. - To co, mamy  plan. Zaczynamy od jutra? W sumie to od dzisiaj. - zwracam się do reszty, grupy, która nagle umilkła jak makiem zasiał.

Eric drapie się po głowie, Axel rozgląda się po pomieszczeniu byleby na mnie nie patrzeć, a Daniel buja się na piętach z rękoma w kieszeniach dresów. Żaden nie odpowiada.

- Veronica, to podszywa się pod szaleństwo. - przekonuje mnie dalej.

- I co? Zrobię wszystko by nikt inny znowu przez to nie przechodził. I jeśli one żyją, może być ich nawet kilka, ale wyjdą stamtąd, nawet jeśli miałabym oddać życie. Bo jestem kobietą, może jeszcze młodą i niedoświadczoną, ale nie życzę najgorszej suce czy dziwce przez to przechodzić. Bo to musi być samo piekło, Charles. - odpowiadam zimnym, wypranym z jakichkolwiek emocji głosem. Oczy przysłania mi mgła.

Widzę, jak kłóci się sam ze sobą. W głębi siebie wie, że to nie jest jedyny sposób, ale najszybszy i najpewniejszy. Jednocześnie dał słowo mojemu ojcu, że będzie mnie bronił i chronił przed takim ryzykiem, odsuwał ode mnie głupie pomysły.

Musi wybrać pomiędzy tymi dwoma. Pomiędzy byciem szefem tutaj, a byciem zwykłym człowiekiem na co dzień. On ma władzę, może mnie powstrzymać. Ale w tym samym czasie kolejne dziewczyny z naszej ziemi, z naszej mafii, z naszego świata zniknął i nie wiadomo co się z nimi stanie.

Chyba to popycha go do ostatecznej decyzji.

- Zgoda! Ale na moich pieprzonych warunkach!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top