Rozdział 6
Giorgio
Na pięknej twarzy dziewczyny malował się szoki i niedowierzanie, po minucie pozbierała się w sobie. Wykrzywiła twarz w grymasie niezadowolenia. Momentalnie przybrała obroną pozę, poderwała się zdenerwowana do pozycji siedzącej.
-Nie możesz! – Rzuciła zła.
-A właśnie, że mogę – Odpowiadam podnosząc się do jej poziomu.
-Nie, moja odpowiedź brzmi nie! – Mówiła wyraźnie spanikowana.
-Dlaczego? –Zapytałem oniemiały, myślałem, że chociaż mnie lubi.
-Bo nie, mój plan tego nie uwzględnia. Ciebie nie uwzględnia!
-Twój plan? - Zaczynam się śmiać, wiedziałem, że jest ambitna i uparta owszem, i zdawałam sobie sprawę z jej planów. Rozumiałem to nawet bardziej niż większość mężczyzn z naszego środowiska, ale nie wiedziałam, że aż tak dążyła do celu. Przyznam zaimponowała mi kolejny raz. Wpatrywałem się w nią z zafascynowaniem, jej usta, które teraz stale poruszały się tworząc nowe nieprzyjemne słowa, przyciągały mnie, a powinny odpychać. To było dziwne, ale w tej chwili pragnąłem jedynie wpić się w te soczyste usta i zawłaszczyć je całkowicie dla siebie.
-Giorgio, co ty w ogóle tutaj robisz!? Nie powinno Cię tu być! – Obrusza się na moją obecność w jej pokoju.
-Wyjdź – Nakazuję, ale ja nie ruszam się z miejsca.
-Może opowiesz mi, co nie, co o tym swoim planie? – Zachęcam, palcami muskając je gołą skórę na ramieniu. Spina się pod wpływem mojego dotyku, nie chętnie cofam dłoń.
-Jesteś ode mnie sporo starszy.
-To normalne w naszych kręgach- Odpowiadam pewnie.
- Widzę jak na mnie patrzysz- Dodaję prowokująco.
-I, co z tego mogę patrzyć tak na każdego! - Odparowuje.
-Nie patrzysz w ten sposób na każdego – I ona dobrze o tym wiedziała, tylko nie wiem czemu teraz wypierała się tego.
-Giorgio – Spojrzała na mnie znacząco, ale ja bardziej skupiłem się na brzmieniu mojego imienia w jej ustach, aż penis drgnął mi w spodniach. Powiedziała to tak zmysłowo. Stop! Boże zachowuje się jak napalony nastolatek, a już od dawna nim nie jestem.
-Przestań patrzeć na mnie jak wilka na swoją zwierzynę. Etap strachu przed wilkami mam już dawno za sobą. Nie wyjdę za ciebie, czy ci się to podoba czy nie! – Wysyczała. Była tak porażająco piękna. Długie blond włosy okalały je twarz. Duże brązowe oczy, były zawsze oceniające i czujne ich głębia przyciągała mnie niczym magnez no i te usta, które pragnąłem zawłaszczyć dla siebie. Była taka młoda i niewinna. Inteligencja z piękną twarz nigdy nie chodziły ze sobą w parze. Albo miało się jedno, albo drugie. A ona posiadała obie te cechy, które czynił ją niebywale atrakcyjną. Ale przeszkodą mógł okazać się jej temperament, gdyby nie fakt, że jej matka była amerykanką wziąłbym ją za pełnokrwistą włoszkę. Uśmiechnąłem się przebiegle, jeśli czegoś bardzo pragnę dążę do celu po trupach. Od momentu straty Diany obiecałem sobie nigdy więcej odpuszczać i właśnie, dlatego nie dam jej odejść bez walki.
- Zresztą po ostatnim naszym spotkaniu, zachowałeś się jak totalny dupek! –Ukuło mnie jej stwierdzenie, ale cóż po części miała racje, byłem nim i nadal nim jestem, bo chcę ją dla siebie, a powinienem odpuścić. Dosyć tego całego gadania, więc zamykam jej usta w pocałunku. Jednak Julia nie zamierza mnie tam wpuścić. Co za najeżona kotka. Odpycha mnie, a potem jej dłoń spotyka się z moim policzkiem, dźwięk uderzenia brzęczy mi w uszach. Jestem bardziej podniecony niż zaskoczony jej porywczością. Jak poparzona ucieka z łóżka.
-Wynoś się z mojego pokoju! - Warczy wściekle, targając swoje włosy.
-Spokojnie – Cedzę podnosząc dłonie w geście podania. Dotykam swojego policzka, kurczę zabolało.
-Och wy faceci mafii myślicie, że wszystko wam się należy, co? Że możesz żądać mnie jak jakiejś rzeczy!? To nie jest pierdolone średniowiecze!
-Uspokój się, przecież przyszedłem powiedzieć ci pierwszej- Tłumaczę nieco podirytowany już jej zachowaniem.
-I co myślisz, że to wystarczy!?
-Masz racje powinienem wpierw pójść do Leonarda wtedy miała byś gówno do gadania!
-Ah czyli okazałeś mi wielkoduszność, o Boże, ja to mam szczęście – Powiedziała to śmiejąc się teatralnie. Nie tego już było za wiele w trzech krokach znalazłem się przy niej. Została zapędzona pod ścianę a moje dłonie skutecznie blokowały jej ucieczkę. Staliśmy naprzeciwko siebie patrząc sobie w oczy.
-Będziesz moja – Wycedziłem wściekły. A w jej oczach mignął strach. Wyszedłem z pokoju. Może bronić się, wrzeszczeć i uciekać, klamka już zapadła.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top