Rozdział 4


Julia


Po trzech tygodniach spędzonych na zmywaku, jest mi na prawdę ciężko pożegnać się z tymi ludźmi. Byli wobec mnie mili i wyrozumiali. Często Mike dawał mi spróbować jego potraw i cholera jasne ten facet potrafił gotować jak mistrz. Po weekendzie, zostanę nową pokojówką. Mikowi powiedziałam, że planuje iść na studia hotelarskie i chciałabym nabyć wiedzę oraz trochę doświadczenia, dlatego chcę popracować w kilku działach, a przy okazji nazbierać pieniędzy na czesne. Był pod wrażeniem moich aspiracji i życzył mi powodzenia.  Prosił też żebym  wpadała do nich w odwiedziny, jeśli znajdę czas. Cóż nie miałam serca mu odmawiać. Czas pokaże czy będę mieć go na tyle.

Brzuch mamy z tygodnia na tydzień wydaje się większy, to nieprawdopodobne jak te małe coś, moja siostra, albo brat rośnie. Dziś mam jechać z nią na kolejną wizytę u ginekologa w klinice, w której Leonardo jest właścicielem. On sam ma urwanie głowy, bo doszło do jakiegoś zatargu z Irlandzkim chłoptasiem. Z tego, co mi wiadomo, między obiema mafiami panuje pokój, ale sytuacja jest poważna. Mama opowiada mi o niej w trakcie podróży do lekarza.

-Syn Capo irlandzkiej mafii zabił naszego żołnierza.

-Syn!? - Dukam zmartwiona.

-To może zaburzyć przymierze, Leonardo jest bardzo zmartwiony, bo z jednej strony to był jego człowiek i zasady wymagają tego, aby zadziałał skazując tego Irlandczyka na śmierć, ale pokój jest też ważny. Bo od ponad dziesięciu lat nie ma takiego rozlewu krwi.

-Wojna wisi w powietrzu - Mówię pod nosem. To było do przewidzenia, każda ze stron chciałby mieć miasto na własność. Tak już jest zaprogramowany ten świat, jeśli masz władzę i pieniądze to chcesz tego jeszcze więcej.

-Jeśli się nie dogadają i Irlandczycy nie wydadzą tego chłopaka rozpęta się wojna. Sama wiesz co się stanie? Nie będziesz mogła dalej pracować, bo to byłoby za duże ryzyko.

-Mamo, nawet tak nie mów to byłby dla mnie koniec świata. Leonardo jest mądrym Capo na pewno coś wykombinuje - Przekonuję ją. Nerwowo zerkam na mijane obrazy za szyby. Boję się, bo jeśli ziści się ten czarny scenariusz to nie wiem, co zrobię.


Ściskam dłoń mamy, kiedy pani doktor Fiorella Smith jeździ pilockim od usg po jej brzuchu.

-Rozmiar w normie, ułożenie też. Wszystko w jak najlepszym stanie. O! - Woła pani doktor. Obie z mamą spoglądamy na siebie z uniesionym brwiami zaalarmowane.

-To jest pani trzecia ciąża i czasem szybciej można dostrzec płeć dziecka, a nasz bobas idealnie się tu ułożył. Pani Lombardio widzi pani ten punkt!? – Ginekolożka pokazuje na monitor palcem. Mama podpiera się na łokciach unosi głowę do góry i mruż oczy.

-Chłopiec! - Krzyczy mama. Jest poruszona, a z jej oczu zaczynają płynąć łzy radości.

-Kochana jestem szczęśliwsza!- Mówi pociągając nosem.

Lekarka podaje mamie ręczniki papierowe, aby wytarła swój brzuch z pozostałości po żel do usg. Ściąga rękawiczki wyrzuca je do kosza i siada przy biurku. Zakłada na swój prosty nos okulary i zaczyna coś pisać na klawiaturze. Kiedy mama doprowadza się do porządku, siada na krześle naprzeciwko pani doktor. Fiorella drukuje recepty, zauważam, że jest tego sporo.

-Niestety słyszałam, co się dzieje w półświatku, dlatego wątpię, byśmy spotkały się za miesiąc –Spoglądamy na siebie z mamą porozumiewawczo. 

-Tu ma pani recepty na kilka leków między innymi tabletki uspokajające, które można zażywać w ciąży. Na osobnej karteczce zapisze pani dawkowanie. Jeżeli czułaby pani, że dzieje się coś złego z płodem, cokolwiek. Ból brzucha, krwawienie niezwłocznie musi pani udać się do najbliższego szpitala.

-Ale, mamy ciąża przebiega prawidłowo- Wtrącam zaniepokojona.

-Teraz tak, ale nigdy nic nie wiadomo. To, co nadciąga może odbić swe piętno na pani psychice – Ta baba tylko nie potrzebie straszy mamę. Kobieta widząc moją minę dodaje.

-To wszystko to środki zapobiegawcze, przed wszystkim ma pani unikać stresu, dużo wypoczywać rozumiemy się?

-Tak – Przytakuje mama.

-A ty masz pilnować mamy rozumiemy się – Skierowała do mnie.

-Rozumiem

Obie z mamą wychodzimy z gabinetu przygarbione i przygnębione. W drodze powrotnej do domu każda z nas jest pogrążona we własnych myślach. Naprawdę nie sądziłam, że sprawy są tak poważne. Już guzik z moją karierą hotelarską, to jakoś przeżyję, ale straty najbliższych już nie.

Mama czeka do późna, aby przekazać nowinę ojczymowi, jest już po północy, a jego nadal nie ma. Zaprowadzam ją do pokoju, jej zmartwienie udziela się także i mnie. Wygląda również na wściekłą, czasami nie umiem nadążyć za jej wahaniami nastrojów. Zostaję z nią chwilę, a kiedy zasypia wychodzę. Idę jeszcze do kuchni coś przegryźć. Iren dawno już śpi. Zaglądam do lodówki a w środku znajduję zakryte folią spożywczą kanapki, wyciągam talerz. Kładę go na blat wyspy, siadam na krześle barowym i zaczynam jeść. Kiedy kończę wkładam talerz do zmywarki. Najedzona mogę teraz iść spać. Wychodzę z kuchni, a z salonu dobiegają do moich uszu poniesione głosy, zaciekawiona idę sprawdzić. Leonardo chodzi po salonie ze szklanką w ręku i przystaje tylko po to by napić się przezroczystego płynu. Wątpię, aby to była woda. Obok kominka stoi Giorgio. Nie widziałam go od tamtego wieczoru w muzeum. Obaj panowie są w złych nastrojach, bo aurę podenerwowania czuć w powietrzu.

-Kurwa, musi być jakieś inne wyjście z tej sytuacji! - Cedzi rozzłoszczony ojczym. Widziałam go w takim stanie tylko raz. Było tak cztery lata temu, kiedy mama została zaatakowana przez fanatyka mafijengo Giovaniego Dicapiore. W moje głowie zapala się czerwona lampką, świadcząca o tym, że dzieje się naprawdę źle.

-Leo przykro mi, ale nie ma. Nie wydadzą tego skurwiela. Gdyby to był jakiś nieznaczący pachołek dawno były już martwy. Ale to jest syn Johna i on nie odda go bez walki, nawet, jeśli naruszył zasady pokoju.

-Co za jebani egoiści. Mam kurwa dziecko w drodze, to nie czas na wojnę!

-Nigdy nie ma odpowiedniego czasu na wojnę, ale uwierz mi, że to jest tylko początek, bo John w ubiegłym miesiącu przekazał władzę synowi. Jeśli zabił jednego z nas zrobi to ponownie. Muszą coś knuć za naszymi plecami już od jakiegoś czasu. Prosiłem Sisto by sprawdził wszystkich naszych kretów.

-Kurwa mać! Będziemy musieli ich zabić!- Leonardo opiera się o gzyms kominka. I nerwowo kręci głową. Włosy ma całe w nieładzie, pewnie od ciągłego przeczesywania, robi tak, gdy czymś mocno się przejmuje.

- To my musimy uderzyć, jako pierwsi żeby zyskać przewagę

-Dobra - Leonardo wyciąga komórkę z kieszeni spodni i wychodzi z salonu do jadalni.

Giorgio odwraca się w moją stronę. Jest zaskoczony moim widokiem, ale nie rusza się z miejsca. Za to jego oczy pochłaniają każdą część mojego ciała, jakby była jakimiś pieprzonym eksponatem w muzeum, nie podoba mi się to, jak na mnie patrzy. Jakby chciał, abym była jego. Lecz ja już postanowiłam, że nie wyjdę za mąż, ani teraz a ni przez najbliższe pięć lat. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top