Rozdział 35
Julia
Chrzciny Isabelli były kolejną huczną imprezą i prawdziwym wydarzeniem w naszym środowisku. A kobiety mafii uwielbiały przyjęcia. Więc większość z nich zamiast ubrać się stosownie do okazji przyszła w skąpo odziana, lub zbyt wyzywająco ubrana. Co nie uszło uwadze mojej teściowej, która zagadywała babcię Barbarę i nie omieszkała obgadać co po niektórych koleżanek i ich córek. Starałam się pełnić rolę dobrej gospodyni, zadbałam o wszystko i o to by móc zamienić słowo z każdym z gości. Aktualnie Bella była w objęciach mojego brata, który robił do niej głupie miny na co mała śmiała się, jej śmiech był rozbrajający. Mały Stefano poruszał się niczym tornado na swoich małych nóżkach. A mama ledwo co za nim nadążała. Oboje przemknęli obok mnie, tak szybko, że nawet nie zdążyłam nic powiedzieć. Gwar rozmów zagłuszał moje myśli, dlatego udałam się na chwilę do ogrodu. I kto by pomyślał, że wszyscy troje znajdziemy szczęście w tak zawiłym i pogmatwanym świecie zasad i tradycji? Bo ja w życiu, pamiętam jak tu przybyliśmy, to prawda byłam pod wrażeniem tego obszernego domu, bogactwa i majestatyczności, ale szybko odkrywałam też wady. Szkoła do której uczęszczała też nie była idealna, choć za taką uchodziła. Tak jak życie tu na pierwszy rzut okaz wszystko wskazywało na to, że w tej aurze bogactwa wszyscy są szczęśliwi, tym czasem to były pozory. Pozory ponad wszystko musiały być podtrzymywane.
Miałam być prekursorką zmian w tym społeczeństwie, ubolewałam nad tym, że jednak nie udało mi się tego osiągnąć, bo sama skończyłam jak wszystkie kobiety mafii. Jako kura domowa i matka, a tak bardzo starałam się od tego uciec. Część mnie była tym faktem zdruzgotana, bo tak bardzo starałam się wszystkim udowodnić, że jestem stworzona do wielkich rzeczy, a niestety nie byłam. Musiałam przełknąć tą gorzką gulę goryczy.
- Nie za zimno, na takie spacery? - Obrzuciłam się do tyłu, w drzwiach stał Leonardo. Co prawda był dopiero początek kwietnia, tydzień temu stopniał śnieg.
-Zapomniałeś, że przez większość życia żyłam na Alasce, zimno nie jest mi straszne - Rzuciłam niedbale.
-Twoja matka zawsze mówi to samo - Zaśmiałam się, tam dopiero były mrozy. Pogoda w Nowym Yorku bywała kapryśna prawda, ale daleko było jej do tej panującej w Valdez.
-Myślisz o pracy? - Spojrzała na niego dziwnie zaskoczona tym pytaniem, jak mało kto potrafił trafić w sedno.
-Tak - Przyznałam - Nie udało mi się spełnić swojego planu - Wytłumaczyłam.
-Mówisz tak, jakbyś się już poddała, a poddałaś się? - Wbił mnie tym pytaniem w ziemię.
-Nie wiem - Odrzekłam przygnębiona.
-Chciałbym żebyś wróciła, ale do zarządu hotelu
-Słucham? Nie odbębniłam jeszcze wszystkich szczebli...
-To nie ważne, wiesz już wystarczająco dużo, a twoja lista. Cóż otworzyła mi oczy, co prawda mam ludzi od dbania o te sprawy jednak ty rzuciłaś na to nowe światło.
-Sama nie wiem - Zamyśliłam się.
-Myślę, że doskonale wiesz o co mi chodzi. Jeżeli będziesz chciała brać czynny udział w życiu hotelu to nie mam nic przeciwko.
-Chcę - Zapewniłam poruszona.
-Giorgio nie ma nic przeciwko - Zapewnił mnie
-Wiem, ale nie minęło jeszcze sześć miesięcy od urodzenia Belli. Nie wiem czy potrafiłabym zostawiać ją samą na tak długo...- I teraz dotarł do mnie sens słów babci. To dziecko stało się iskrą w moim życiu, stało się ważniejsze ponad wszystko.
-Nie musisz wracać na pełny etat - Leonardo obrócił się do tyłu, bo obok jego nogi pojawił się Stefano, który tarmosił go za nogawkę spodni.
-Ta-Ta - Wołał radosny. Mama stanęła obok swojego męża.
-Mam dość - Wyjęczała zmęczona - Kiedy jego baterie przestaną działać!
Giorgio ułożył Isabelle w wózku, mała właśnie zasnęła. Ten dzień był pełen wrażeń i ja nie pragnęłam niczego bardziej niż snu.
-Może wspólny prysznic? - Zaproponował mąż, spojrzałam na niego zmęczona.
-Jestem wykończona - Wyjęczałam.
-Julio nie pamiętasz już jak mnie zamęczałaś, jesteś mi coś winna
-A ty będziesz mi to wypominać do końca życia?
-Zdecydowanie - Wyszczerzył się w szerokim uśmiechu.
-Jesteś nie możliwy
-Ty też moja droga, ty też - Wstałam i podążyłam za nim do łazienki. Rozebrał mnie, muskając wszystkie intymne miejsca. A ja choć nie chciałam rozluźniałam się coraz bardziej. Był taki czuły, a jednak zdecydowany w swoich ruchach, kiedy weszliśmy do kabiny obmył mnie całą centymetr po centymetrze. Było to niebywale podniecające i rozluźniające. Zajęczałam kiedy przejechał gąbką i to tą szorstką stroną po mojej kobiecości.
-Cii, bo obudzisz mała - Szepnął mi na ucho, które potem przygryzł.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top