Rozdział 26


Giorgio


Wróciłem do domu późno, nie miałam ochoty na konfrontacje z Julią. Cały czas albo się mijamy, albo kłócimy, albo pieprzymy. O normalnej randce czy wspólnie spędzonym czasie mogę pomarzyć. Wchodzę do sypialni, zaskoczony widokiem żony siedzącej na łóżku przystaję. Julia siedzi po turecku i gładzi swój brzuch, podnosi na mnie zlęknione, załzawione oczy.

-Wszystko w porządku? – Rzucam, nie ruszając się z miejsca. Ten widok wywołuje ucisk w mej piersi, dlaczego sam nie wiem.

-Jestem w ciąży –Oświadcza smutno. Wpatruję się w nią zaszokowany. Ona w ciąży!? Chyba się przesłyszałem.

-Przecież brałaś tabletki- Dukam wytrącony z równowagi.

-Ginekolog powiedział, że czasem się tak dzieje – Teraz mija mi pierwszy szok. Podchodzę do niej, klękam na kolana i przyciągam ją do siebie, a ona mi na to, aż nadto pozwala. Nie szarpie się i nie rzuca kąśliwych uwag. Z jej postawy mogę wywnioskować, że jest załamana. Odrywam twarz od jej brzucha i biorę ją w swoje ramiona. Podnoszę ją w górę i zaczynam całować po twarzy, ona piszczy zdziwiona.

-Boże będę nosił cię na rękach! – Krzyczę uradowany.

-Giorgio przestań – Rzuca zawstydzona, a to coś nowego. Nie wypuszczając jej z ramion opadamy razem na łóżko.

-Nie płacz już wszystko jakoś się ułoży- Pocieszam ją.

-A obiecasz mi, że będę mogła wrócić do pracy po porodzie? – Zapytała z nadzieją w głosie. Skrzywiłem się, ona w kółko o tej pracy! Jednak zdawałem sobie sprawę jaka to ważna sprawa dla niej.

-Zgadzam się , ale z kilkoma warunkami – Ożywiona podniosła się do pozycji siedzącej. Spojrzała na mnie z taką nadzieją w oczach. Psia mać! 

-Musi minąć, co najmniej pół roku od porodu - Mówię stanowczo.

-Ok.

-Nie będziesz pracować w pełnym wymiarze max 4 godzin dziennie.

-Ok.

-Weekendy zostajesz w domu.

-Nie

-Co?

-Nie mogę się na to zgodzić, jeśli będzie się odbywać jakieś wydarzenie będę musiała być obecna, żeby móc je nadzorować- Wytłumaczyła.

-No dobra - Zgodziłem się.

-Który to tydzień? – Zapytałem, żona spojrzała na swój płaski jak dotąd brzuch.

-To drugi miesiąc- Powiedziała. Zamrugałem oczami zaskoczony, drugi miesiąc!? Czyli udało mi się ją zapłodnić w naszą noc poślubną!?

-Kiedy poznanym jego płeć?

-Nie wiem myślę, że dopiero między czwartym a piątym miesiącem. Pewnie chcesz syna?

-Nie, jeżeli będzie córka to także będę ją kochał - Zapewniłem szczerze.

-Ale dziewczynki nie są tak cenione jak chłopcy prawda? - Zapytała smutna.

-Prawda, ale ty jesteś młoda możemy mieć jeszcze gromadkę dzieci.

-Giorgio! Jeszcze nawet nie urodziłam tego, a ty już wybiegasz w przyszłość

-No co?

-Zamierzam pracować, dopóki nie będzie widoczny brzuch - Oświadczyła.

-Nie ma takiej mowy - Sprzeciwiłem się.

-No weź zanudzę się tutaj sama - Wyjęczała.

-To będę wracał wcześniej.

-Daj spokój i co będziemy robić?

-To wszystko co robią normalne małżeństwa, spędzać czas ze sobą. Myślisz, że nie dostrzegam tego jak odgradzasz się ode mnie murem! Dosyć tego, zbyt wiele czasu ci na to pozwoliłem. Jesteś moją żoną, i chcę żebyś się tak zachowywała.

-To znaczy jak? - Zapytała przekornie, odchylając się do tyłu.-Jeśli liczysz na ciepłe obiadki z mojej strony to zapomnij!

-Nie o to mi chodziło. A mianowicie chodziło mi o czas z tobą. Chcę obejrzeć z tobą jakiś film, pójść do restauracji, na spacer - Wytłumaczyłem.

-Uh....- Zaniemówiła, zaciskając usta w wąską linię.

-No właśnie – Przyciągnąłem ją do siebie, tak że wylądowała na mnie okrakiem. Przejechałem palcem po jej cipce. Uniosłem sugestywnie brew

-I chcę robić to, ale na moich zasadach – Włożyłem jej dłoń do spodni, odchyliłem palcem majki i wsadziłem palec do jej szparki. Spięła się, ale gdy zacząłem zataczać kółeczka ona zaczęła napierać na mój palec.

-Ciągle chce mi się seksu – Wymruczała wijąc się nade mną.

-Mów mi tak jeszcze – Wypowiedziałem z nieukrywaną satysfakcją.

-Nie wiem co ta ciąża robi ze mnę, ale tak jest...

-Już ja na pewno coś na to poradzę – Podniosłem się na łokciach ściągnąłem koszulkę żonie. A potem rozebrałem ją do naga, szybko uporałem się ze swoimi ciuchami. Julia wiła się pode mną wydając dźwięki podniecenia, jej jędrne i wcale nie takie małe piersi ocierały się o moją klatkę piersiową. Była uosobieniem seksu. Musiałem się sporo napracować, aby dać jej tyle rozkosz ile pragnęła. Była dla mnie tak cholernie piękna i seksowna, że na sam widok jej nagiego ciała już dochodziłem.

Następnego dnia pojechaliśmy do Leonarda obwieścić nowinę.

Tak jak podejrzewałem Sandra wiedziała przede mną, byłem zły i zazdrosny, że Julia powiedziała jej jako pierwszej, a nie podzieliła się z tym od razu ze mną. Lecz teraz mam plan jak obalić mury, którymi okryła się przede mną. Myślałem, że zostanę już sam na zawszę i teraz kiedy mam przy sobie kobietę którą szczerze pokochałem nie mogę pozwolić aby oddaliła się jeszcze bardziej. Jest tak diabelnie upartym stworzeniem, czasem mam ochotę przełożyć ją przez kolano i wymierzyć soczystego klapsa. Leonardo wita się ze mną zbyt wylewnie, więc on też już wiem. 

-No stary moje gratulacje – Woła, następnie częstuje mnie drinkiem. Biorę szklankę do ręki i od razu wypijam połowę zawartości. Obserwuję moje żonę jak zostaje wyściska przez Barbarę swoją babkę.

-Nie sądziłam, że dożyje moich prawnucząt – Mówi, ocierając łzy z policzków.

-No mój drogi pokonałeś jej upór – Kobieta kieruje do mnie te słowa, ja tylko wzruszam ramionami.

-To wina tabletek antykoncepcyjnych – Tłumaczy Julia -Nie zadziałały jak powinny- Dodaje.

-No to miałeś fuksa – śmieje się Barbara, ja tylko ukrywam uśmiech za szklanką.

-Więc mamy, co opijać – Leonardo sugestywnie porusza brwiami. Rozmawiamy jakiś czas, zatrzymuje się jak wryty, kiedy Sandra podaje Juli jej młodszego brata. Oczy mi błyszczą na ten widok, wędruję wyobraźnią jak Julia trzyma tak nasze dziecko. Nie mógłbym być szczęśliwcy. Żona nieśmiało uśmiecha się do niemowlęcia, szepta coś do niego. Do rzeczywistości sprowadza mnie przyjaciel. Klepie mnie po ramieniu.

-Ona sama tego jeszcze nie wie, ale myślę, że będzie wspaniałą matką – Odwracam się do niego i proszę by mi dolał.

-A co z jej pracą? - Pytam.

-Nic, wróci kiedy będzie chciała, ale już do zarządu.

-Ona o tym wie?

-Jeszcze z nią nie rozmawiałem, ale to rozsądna decyzja. Wystarczająco już się wciągnęła w ten świat. Ludzie byli nią zachwyceni. Była sumienna, pracowita.

-Jaki będzie ich szok, kiedy odkryją kim naprawdę jest – Stwierdzam.

-Będzie i to nie mały - Potwierdza Leonardo.

-Ale.... – Rzucam.

-Ale uważam, że dobrze zrobiła wtapiając się w tło. To dało jej wgląd w życie hotelu. Wiesz jaką dostałem od niej listę rzeczy, które trzeba naprawić – Mówiąc to wytrzeszcza oczy dla podkreślenia wielkości przedsięwzięcia.

-Przypuszczam ona jest...- Wziąłem głęboki wdech.

-Skupiona na celu – Dokończył za mnie Leo.

-Właśnie....

-Jest prekursorką zmian w naszym społeczeństwie – W stu procentach wiedziałem, że ma rację. Chociaż wolałbym normalną żonę, to jednak musiałem przyznać, że imponowała mi swoją odwagą i determinacją. Nie chciała być tylko żoną, pragnęła osiągnąć w życiu znacznie więcej. Oświeciło mnie, tak bardzo starałem się ją od tej pracy odciągnąć i to właśnie spowodowało, że oddaliła się ode mnie. Nie wspierałem jej tak, jak powianiem, ale ze mnie palant! Odstawiłem szkło na barek i podszedłem do swojej żony. Stanąłem za nią i nachyliłem się by spojrzeć na malca.

-Cały tata – Powiedziałem.

-Aiden wyglądał tak samo w jego wieku – Odpowiedziała Julia – Ciekawe jakie będzie mieć oczy

-Czyli? – Zapytałem zbity z topu.

-Nie wiesz? – Zakpiła, cała ona.

-Dzieci do roku mają niebieskie oczy, a potem zmienia się im barwa.

-Chyba powinniśmy zajrzeć do księgarni - Proponuję.

-A wiesz, że to nie głupi pomysł- Odpowiedziała zdumiona.

-Kupimy poradniki i książki o ciąży, żebyś była przygotowana na wszystko moja droga. A ja wiem jak bardzo nie lubisz czegoś nie wiedzieć.

-Szkoda tylko, że nie da się tak ogarnąć życia jak pewnych spraw, wiesz byłoby o wiele łatwiej.

-Wiesz są poradniki jak żyć, co robić w życiu, ale to od nas samych zależy jak je przeżyjemy.

-Wiem – Powiedziała nagle smutno. Wyczułem tą subtelną zmianę w jej zachowaniu. Leo podszedł do nas wziął od niej swego synka i uśmiechną się do niego. Ten uśmiech był tylko zarezerwowany dla tego dzieciaka. Ścisnąłem ramię żony.

-Wszystko w porządku ?- Zapytałem, ona tylko uśmiechnęła się do mnie, uśmiech ten wyglądał na wymuszony. Widziałem, że coś jej ciąży na sercu. Nie byłem głupi umiałem czytać w ludziach, chociaż z nią czasem już sam nie wiedziałem co robić. Z jednej strony starałem się nie analizować jej pod tym kątem. Bo ona tego nie lubiła, ale teraz nie potrafiłem. Czułem tak cholerną troskę o nią i o nasze dziecko. Do salonu wszedł Aiden mimowolnie Julia spięła się na widok brat. Tych dwoje nie mogło się ze sobą dogadać od dłuższego czasu. Podszedł do mnie złożył mi gratulacje, ale siostrę totalnie zlał. Aż zaswędziała mnie ręka, ja rozumiem wszystko, ale taki brak szacunku wobec mojej żony nie będę tolerował, wkroczyła Sandra, zła na syna powiedziała,

–Co to za grubiańskie zachowanie?  A siostrze nie pogratulujesz? - Rzuciła poirytowana.

-Gratuluję ci – Powiedział tak mechanicznie. No kurwa! Ruszyłem do przodu wkurzony, ale Leo zaszedł mi drogę. Mimo to powiedziałem, co mi leżało na wątrobie.

-Julia jest moją żoną i masz jej okazywać należyty szacunek. Więc kurwa wróć się do niej i pogratuluj jej tak, jak być powinno! I masz ją przeprosić za swoje grubiańskie zachowanie! – Wysyczałem ze złowrogą nutą. Stał naprzeciwko mnie mierząc mnie gniewnym spojrzeniem.

-Już! – Nakazałem. Chłopak westchnął podszedł do siostry przytulił ją i powiedział kilka słów.

-Tak lepiej – Dalej patrzyłem na niego gniewnie. Nikt nie będzie tak traktował moje żony, a tym bardziej jej rodzony brat! Leo odszedł ode mnie, kiedy nieco opadły emocje. Julia wpatrywała się we mnie z szokiem w oczach. Ale nic nie powiedziała.

-Myślę, że będziemy się już zbierać, to był długi dzień i moja żona pewnie jest zmęczona – Powiedziałem do zebranych.

-Skarbie – Podałem jej dłoń, a ona posłusznie ją ujęła.

-Tak  masz rację, jestem zmęczona, dziękuję – Matka z babką pożegnały się z nią nie szczędząc czułości. W drodze do domu siedziała już obok mnie, a nie na drugim końcu kanapy. Po części dlatego też, że jej na to nie pozwoliłem. Trzymałem ją przy moim boku.

-Aiden jest niemożliwy – Bąknęła zła -Dziękuję, jak mało kto sprowadziłeś go dziś do pionu- Oczy jej zabłyszczały, kiedy o tym wspomniała.

-Nie ma, za co, już dawno powinien był to zrobić. Jesteś moją żoną, każdy mężczyzna powinien cię szanować, a w szczególności on.

-Ale wiesz musze ci się do czegoś przyznać – Uniosłem brew na to stwierdzenie.

-Podczas jego inicjacji mama była tak totalnie załamana, że wkurzona spoliczkowałam go – Przejechałem dłonią po twarzy. Cała ona taka nieprzewidywalna, dlaczego mnie to nie dziwi?

-Ale byłam na niego wściekła. Pocieszałam mamę, a on bawił się świetnie mało tego pod schodami nakryłam go jak obściskiwał się z jakąś panienką!

-Co? Która dziewczyna była aż taka głupia? –Zmarszczyłem brwi skonsternowany.

-No właśnie, przecież u was to nie do pomyślenia, kto wie, co oni mogli jeszcze robić!?

-Nawet tak nie mów – Oburzyłem się, boję się pomyśleć, do czego mogło jeszcze między nim dojść. Dziewczyna z dobrego domu idąc do ślubu nie będąc dziewicą ta hańba dla jej rodziny. W naszym środowisku tradycja czystości była wciąż mocno pielęgnowana. 

-Och daj spokój !- Zaśmiała się – Nie wiesz jakie mamy czas, ja sama też nie byłam święta – Wypomniała mi. Nie chciałem poruszać tego tematu, było on dla mnie zbyt drażliwy. Wychodząc za mnie za mąż nie była dziewicą, ubolewałem nad tym. Ale jak powiedziała straciła niewinność z kolega z liceum. Nie mogłem być o to na nią zły, ponieważ jeszcze wtedy mieszkała na Alasce i prowadziła normalne życie. Nie wiedziała, że jej ojciec należał do mafii. Nie mogła przypuszczać, iż sama do niej trafi.

-Wiesz kim była ta dziewczyna? - Zapytałem poruszony.

-Nie wiem, nawet jeśli nie powiedziałabym ci – Rzuciła – Biedna dziewczyna, pewnie Aiden ją omotał.

-Prędzej ona omotała jego. Nie możemy tego tak zostawić! Zasady nakazywały mi, abym podjął działanie.

-Słucham? Ty i faceci z waszych kręgów myślicie, że wszelkie zło wychodzi tylko od kobiet, a wy jesteście zawsze bez winy!? O co to, to nie mój drogi. Widziałeś mojego brata przecież on wygląda jak jakiś model, jeszcze ma oczy mojej matki to w ogóle tylko pogarsza sprawę. Laski lecą i będą na niego lecieć, a on to będzie wykorzystywał, jak już tego nie robi!?

-I tak muszę porozmawiać z Leonardem o nim. Uważam, że trzyma go stanowczo na za długiej smyczy - Stwierdziłem. 

-Aiden nie jest psem!

-Co proszę? – Zdziwiłem się.

-Nic, tylko stwierdzam fakt, że nie jest psem.

-Źle się wyraziłem powinien go bardziej trzymać w rydzach.

-Tak lepiej.

-Wkurza cię, widzę to ilekroć na niego patrzysz w oczach masz gniew. A i tak go bronisz

-Jest moją rodziną, mimo swojego chamskiego zachowania...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top