Rozdział 25
Julia
W sobotę dział księgowości nie pracował, więc byłam zmuszona zostać w domu. Wzięłam poranny prysznic, umalowałam się, ubrałam się w czarne zwiewne spodnie i białą bluzkę z krótkim rękawem z napisem „Ostatni czysty T-shirt". Zeszłam na dół, a gosposia czekała na mnie ze śniadaniem.
-Dobry – Powiedziałam jej na powitanie i zasiadłam do stołu, obok talerza leżały już dzisiejsze gazety. Miałam w zwyczaju przeglądanie ich podczas śniadania. Chciałam wiedzieć, co się dzieje w kraju i na świeci, to była moja namiastka wolności. Zabrałam się za śniadanie, a w między czasie przerzucałam kolejne strony. Nie zauważyłam jak mój mąż wszedł do jadalni. Dopiero, kiedy krzesło szurnęło po podsłodzę podniosłam wzrok. Giorgio wyglądał bardzo dobrze, jakby wcale nie balował zeszłej nocy . Uniosłam brew, ale nie odezwałam się do niego. On zresztą też nic nie powiedział. Jedliśmy w ciszy. Dopiero, kiedy Vivien dolewając nam obojgu kawy spojrzała na mojego męża z troską. Coś mnie tchnęło, zrobiło mi się dziwne przykro. Czy byłam aż taka zła? Od momentu zamieszkania w tym domu nie mogłam się dogadać z tą kobietą, a o zwolnieniu jej mogłam pomarzyć. Giorgio stanowczo utwierdził mnie w fakcie, iż ona zostaje. Byłam zmuszona to przecierpieć, ich relacje przypomniałby bardziej te łączące matkę z synem, zresztą nic dziwnego skoro kobieta była kiedyś jego nianią. W końcu i tak moja ciekawość, zwyciężyła, chciałam dowiedzieć się jak potoczyła się dalej impreza, o ile coś pamięta.
-Więc...– Zaczęłam, a on uniósł swój wzrok ku mnie.
-Jak po imprezie?- Zapytałam.
-Dobrze - Odparł, biorąc łyka kawy z filiżanki.
-O której się skończyła?
-Koło północy.
-To gdzie byłeś całą noc?
-Obchodzi cię to? – Wyburczał, nagle zdenerwowany.
-Tak, obchodzi - Zapewniłam.
-Spałem w twoim dawnym pokoju- Och, ciekawe.
-Nieźle wczoraj zabalowałeś, nawet na naszym weselu nie widziałam cię tak swawolnego – Rzuciłam z lekką drwiną.
-Czasem człowiekowi potrzebna jest mała odskocznia – Pewnie miał na myśli odskocznia ode mnie.
-Pomogło?
-Zdecydowanie
-Cieszę się, a dlaczego mi nie powiedziałeś nic o wprowadzeniu? O tym jak to będzie to wyglądać?
-Bo nie pytałaś - Rzucił.
-To musiałam o to pytać!? Jesteś moim mężem mogłeś mnie uprzedzić jak to będzie wyglądać – Nie skomentował tego, tylko uśmiechnął się drwiąco.
- Mężem? To dlaczego w twoich ustach brzmi to jak sarkazm - Rzucił.
-Daj spokój, ty dalej to samo przecież rozmawiamy! Dlaczego to ja zawsze muszę być tą złą i ponosić winę za wszystko!? Sam też nie jesteś święty! Mogłeś mnie pocałować w policzek na dzień dobry, zapytać się, jak spałam? Cokolwiek – Podniosłam się z miejsca – Ty też jesteś temu winny, te małżeństwo – Moją triadę przerywa pojawienie się Vivien. Ona to robi specjalnie, kiedy oboje kłócimy się podczas posiłków, ta zjawia się jak gdyby nigdy nic i zaczyna zbierać talerze. Jakby przybiegała mu na ratunek. Spojrzałam na Giorgia wkurzona, ale on jak zwykle nie zareagował. Nagle zakręciło mi się w głowie, pochyliłam się nad stołem, mocniej łapiąc się jego blatu. Coś było ze mną nie tak, nigdy nie miewałam zawrotów głowy. Giorgio dostrzegł to i już otwierał usta, ale zebrałam się w sobie szybko i wyszłam z jadalni pierwsza.
**************
Wizyta u ginekologa była ostatecznością, ale za swoje dolegliwości winiłam tabletki antykoncepcyjne. Może powinnam je zmienić, w końcu brałam je już jakiś czas, może przestały działać, czy coś?
-Ja tylko po tabletki – Wydukałam wchodząc do gabinetu lekarza. Usiadłam na krześle przed jego biurkiem. Lekarz spojrzał na mnie z nad okularów uważnie.
-A, kiedy ostatnio się pani badała? – Zapytał.
-Rok może półtorej, ale wszystko tam na dole ok. – Odpowiedziałam. Doktor Johson spojrzał na mnie oceniająco.
-Wyszła pani za mąż prawda? Więc mały przegląd byłby raczej wskazany - Stwierdził.
-Panie doktorze..-Jęknęłam sfrustrowana. Uważałam, że badanie kontrolne wcale nie było potrzebne.
-Pani Julio, jak już pani raczyła mnie odwiedzić to zrobimy tą wizytę jak należy – Puścił do mnie oko i wskazał mi kotarę, za którą miałam się rozebrać.
-W porządku. – Nie chętnie przyznałam, że wygrał.
Położyłam się na kozetce szeroko rozstawiając nogi. Opisałam mu swoje dolegliwości, on uważnie mnie słuchał, zajął miejsce na małym krzesełku obrotowym i włożył mi do środka usg. Jeździł nim dłuższą chwilę
-Hm.. – Dukał sam do siebie -Myślę, że to nie wina tabletek. Te pani dolegliwości to przez ciążę
-Co proszę? – Wykrzyczałam zaskoczona.
-Jest pani w ciąży – Powtórzył. Nie! Nie możliwe!
-Ale cały czas biorę pigułki nigdy o żadnej nie zapomniałam przecież jest 99 procent...
-Widocznie jest pani tym 1 procentem.
-Nie, nie możliwe – Doktor popatrzył na mnie ze spokojem.
-Pani Julio, dziecko to cud powinna się pani cieszyć.
-Ale ja nie mogę, nie teraz – Byłam zdruzgotana, mój świat właśnie się zawalił. Moje plany zostały rozwalone.
-Zdaje się, że to 13 tydzień
-Że co proszę!? – Resztę wizyty pamiętam jak przez mgłę. Dziecko wszystko tylko komplikowało ja go nie chciałam, nie teraz. A najgorszy w tym wszystkim był fakt, że to dziecko...Z Giorgio jesteśmy małżeństwem dopiero od dwóch miesięcy! To dziecko Felippe!? Kurwa mać!? I co ja teraz zrobię!? Muszę pojechać do mamy, ona mi na pewno coś poradzi inaczej oszaleję. Poprosiłam ją o spotkanie sama na sam w jednej z kawiarni. Była zaskoczona, ale przybyła na czas.
-Kochanie, co się stało? – Dopytywała zmartwiona, a ja ryczałam jak dziecko. Dosłownie płakałam w jej ramionach.
-Jestem w ciąży – Szlochałam. Popatrzyła na mnie, uśmiechając się czule. Przytuliła mnie mocniej.
-Ja chciałam najpierw coś osiągnąć. Sam wiesz jak ważne dla mnie jest praca.
-Wiem skarbie wiem, ale wiesz, że dziecko to nie koniec świata.
-Mamo jestem zbyt młoda, nie wiem czy dam sobie radę, bo psychicznie nie czuję się gotowa na dziecko – Boże Giorgio oszaleje z radości. Głośno wzdycham, jestem załamana. Jak ja mu powiem, że to nie jego dziecko! Dlaczego mnie to spotyka? Czy jestem, aż taką złą osobą?
-Julia chyba nie mówisz mi wszystkiego? – Pyta podejrzliwie mama. I co ja mam zrobić?
-Mamo musisz mi obiecać, że to zostanie między nami.
-Wiesz, że możesz na mnie polegać, zawsze - Podkreśla z przejęciem.
-To nie jest dziecko Giorgio – Wypowiadam na jednym wdechu, a ręce drżą mi ze zdenerwowania.
-Co? – Piszczy mama, przyciągając uwagę wszystkich. Wytrzeszcza oczy zaskoczona.
-Ciszej! – Upominam ją.
-Przepraszam – Duka wciąż oszołomiona.
-Córciu, ale jak to? W takim razie czyje to dziecko?
-Feliii-ppe - Wyjąkałam zrezygnowana.
-o Boże- Zakrywa swoje usta dłonią-Czyli jednak moja intuicja mnie nie myliła, on patrzył na ciebie inaczej – Mówi zamyślona-Tylko wtedy byłam jednym kłębkiem nerwów. Myślałam, że przesadzam. Ale patrzył na ciebie z taką intensywnością. Teraz rozumiem dlaczego, bo mieliście romans! – Mama odchyla się na siedzeniu i patrzy na mnie oceniająco.-To zmienia stan rzeczy co zamierzasz zrobić?
-Nie wiem - Załkałam.
-Musisz mu powiedzieć
-Ale jak!?
-Jesteś dorosła, a przede wszystkim mądra.
-Mamo to jest coś co przerasta nawet mnie.
-Skarbie, który to miesiąc?
-Chyba trzeci...
-Ojej i nic po tobie nie widać!? - Zauważyła.
-To znaczy mam wahania nastrojów, czasem odczuwam mdłości i kilka razy kręciło mi się w głowie.
-I Giorgio nic nie zauważył? – Dopytuje.
-Będę szczera, nie rozmawiamy z sobą zbyt często.
-Dlaczego?
-Bo boję się, że coś do niego poczuję?
-Przecież on jest twoim mężem.
-Mamo, nawet nie wiesz ile razy żałuje, że zgodziłam się na to małżeństwo.
-Nie, nie możesz tak mówić. Nie zdajesz sobie sprawy jak Giorgio jest w tobie zakochany. Musisz dać mu szansę, nie możesz go stale odpychać.
-Irytuje mnie - Rzucam.
-Teraz wszystko będzie cię irytować.
-Nie zwalaj wszystkiego na ciążę- Oburzyłam się.
-Jesteś niemożliwa wiesz – Powiedziała nagle wkurzona mama.
-O co ci chodzi?
-Masz wszystko, a tobie wciąż coś nie pasuje
-Nieprawda- Zaprzeczyłam oburzona.
-Prawda, albo zastanowisz się nad sobą, albo powiem twojemu mężowi prawdę
-Co? Nie zrobisz tego przecież obiecałaś...
-Inaczej nie mogę postąpić, sama raczej do tego nie dojdziesz
-Do czego?
-Do tego, że masz cholerne szczęście, a jesteś tak zapatrzona w siebie, nie dostrzegasz tego co masz! – Po tych słowa wstała i wyszła z restauracji. Zostawiając mnie samą, taką rozbitą i skołowaną. Zabolały mnie jej słowa. Moja rodzona matka uważa mnie za próżną!?Jak mogła mi zagrozić wyjawieniem prawdy, chciałam jej wsparcia a nie kazań. Wkurzyła mnie, tak bardzo mnie wkurzyła. I co ja teraz miałam począć, no co!?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top