Rozdział 22


Giorgio


Siedzę w salonie w domu Leonarda, bębnie palcem o szklankę z whisky, lód stuka o szkło brzęcząc przy tym nieprzyjemnie. Wciąż powątpiewam w to czy robię dobrze zwracając się o poradę do przyjaciela. I oto proszę nie sądziłem, że będę prosić go o poradę małżeńską. Przecież on jest teraz moim teściem! Ale nie mam wyjścia.

-No wyrzuć to z siebie – Rzuca Leo, który rozsiadł się w fotelu na przeciwko mnie z tą swoją wszechwiedzącą minom. 

-Chyba się przeliczyłem - Rzucam poirytowany.

-Z czym? Z małżeństwem czy z samą Julią?- Pyta ukrywając uśmiech za szklanką, biorąc mały łyk swojego drinka. Cały on taki arogancki skurwysyn.

-I jedno i drugie – Potwierdzam. Ta kobieta jest tak irytująca, chyba jestem już na to za stary. Otworzyłem się przed nią, osłoniłem, obnażyłem swoje największe demony, opowiedziałem jej o Dianie. Kurwa! Wstępując w nowy związek chciałem być z nią szczery, być tylko oddany jej. Niestety ona jest tylko oddana swojej pracy i swoim aspiracjom. Nie tak to miało wyglądać, nie tak. Myślałem, że dam radę na nią wpłynąć, zmienić ją. Chyba się przeliczyłem, i świadomość tego dobija mnie każdego pieprzonego dnia! Obracam głowę w bok i przyglądam się ramką ze zdjęciami stojącymi na kominku. Zauważam nowe zdjęcie, na które czuję ból w piersi. Na zdjęciu widnieje Sandra z okazałym ciążowym brzuchem. Ten widok wprawia mnie w nostalgiczny nastrój. 

-Daje ci w kość?- Pyta przyjaciel, a ja wracam do niego wzrokiem.

-Bardzo – Ten uśmiecha się szeroko, nabijając się z mojego nieszczęścia.

-Oj bracie, Sandra to była ciężka sprawa, ale jej córka wydaje się być sto razy gorsza.

-Jest – Zapewniam.

-Musisz do niej dotrzeć - Rzuca.

-Próbowałem, ale ona traktuje mnie tylko jak maszynkę do seksu, rozładowuję tylko jej napięciem, a każda próba kontaktu z nią kończy się fiaskiem. Zupełnie nie obchodzi jej fakt, że mój zegar biologiczny tyka niemiłosiernie. Chce być jeszcze sprawnym ojcem a nie zdziadziałym prykiem - Wypijam zawartość szklanki, potem nalewam sobie kolejnego.

-Cóż, takie jest ryzyko biorąc sobie tak młodą żonę. Giorgio, ona jest niezwykłą kobietą pamiętaj o tym.

-Wiem – Mówię, próbując powstrzymać smutek.

-Zastrzeliła trzech ludzi, żeby ratować rodzinę. Pewnie ma większe jaja niż nie jeden z nas.

-Ma, zapewniam cię -Odpowiadam, tylko nie wiem czy jestem z niej bardziej dumny czy zawiedziony. 

-Musisz dać jej czas - Tłumaczy przyjaciel.

-Tylko, że ja go kurwa nie mam!- Rzucam poirytowany.

-Jesteś nieuleczalnie chory – Pyta. Patrzę na niego oniemiały, szybko zbieram się w sobie, poprawiam na fotelu.

-Nie - Rzucam.

-To co za problem.

-Już ci mówiłem - Warczę zdenerwowany.

-Masz dopiero czterdzieści pięć lat, ja jestem od ciebie starszy o trzy i jestem Capo. A mam dziecko w drodze. Wcale nie czuję się na swój wiek, ty z pewnością też nie. Wyglądasz jak młody Bóg. 

-Wygląd to nie wszystko - Upominam go.

-Chcesz znać moje zdanie czy nie? Nie po to tu dzisiaj przyszedłeś? - Pyta urażony.

- Tak – Rzucam niechętnie.

-Daj jej czas rok może dłużej. Ja postaram się przyśpieszyć jej awans w hotelu, może to spowoduje, że odpuści.

-Zrobiłbyś to stary? – Pytam z nadzieją w głosie.

-Jesteś moim przyjacielem, pewnie, że tak. Zresztą ona już zna ten hotel od podszewki. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top