Rozdział 21


Julia


Nadeszła niedziela pierwszy wolny dzień od niemal dwóch tygodni. Giorgio zaprosił na obiad swoich rodziców, nie byłam z tego powodu zachwycona, bo czułam się przemęczona i pragnęłam odpocząć po tygodniu pełnym pracy. No i moja teściowa nie należała też do najprzyjemniejszych osób. Widziałam ją zaledwie dwa razy i o dwa za dużo. Za to mój teść był spokojnym i dystyngowanym człowiekiem, swym obyciem rekompensował braki u swojej żony.

Stałam w salonie odstrzelona w ładną niebieską sukienkę, buty na obcasie powodował tylko ból nóg. Zerkałam na swój srebrny zegarek na prawej dłoni czekając na ich przyjazd. Giorgio stanął za mną, nachylił się do mojej szyi i zaczął składać na niej delikatne pocałunki.

-Mogłeś darować sobie ten obiad - Wymruczałam odchylając szyję by stała się dla niego bardziej dostępna.

-Jesteśmy dwa tygodnie po ślubie, to normalne, że rodzice chcą sprawdzić co u nas - Wymruczał.

-Boże twoja matka jest taka protekcjonalna, jak ty z nią wytrzymałeś tyle lat?

-Jakoś dałem radę i ty też musisz być dla niej miła, nawet jeśli ona nie będzie dla ciebie - Po wpływem jego słów wyprostowałam się i obróciłam do niego twarzą. Zdenerwował mnie tym stwierdzeniem.

-Jestem panią tego domu? - Zapytałam poważnie.

-Jesteś- Przytaknął mąż.

-A więc jeśli, ona obrazi mnie jakimś stwierdzeniem to jako pani tego domu będę miała prawo wyrzucić ją za drzwi, za okazany brak szacunku? - Zapytałam dosadnie. Giorgio odsunął się ode mnie, widać było, że także i on był zdenerwowany.

-Tak? Czy nie? Powiedz?- Domagałam się odpowiedzi.

-Tak - Przyznał niechętnie.

-Więc porozmawiaj z nią o tym, bo ja nie zamierzam tolerować barku szacunku wobec mojej osoby! - Dźgnęłam go paznokciem w pierś.

-Kobieto! - Zajęczał sfrustrowany. Podeszłam do niego, przyciągnęłam go za poły marynarki bliżej siebie. Chciałam go pocałować, ale w tym samym momencie Vivien obwieściła przybycie naszych gości, spojrzałam w oczy męża, który z rozczarowaniem malującym się na twarzy, złapał mnie za rękę i złączył nasze dłonie.

Och Serafina była damą w każdym calu tego nie można było jej odmówić, jej ubiór był nienaganny. Bladoróżowa sukienka koktajlowa leżała na niej niczym druga skóra. Czarne dziesięciocentymetrowe szpilki przyprawiały mnie o jeszcze większy ból stóp. Na ramionach miała zarzucone bolerko do kompletu. Czarne włosy poprzeplatane były z siwymi pasemkami i przyznam wyglądało to bardzo ładnie. Bladą twarz zdobiła tona pudru, a zapach jej ciężkich kwiatowych perfum przyprawiał o nudności. Na szyi błyszczał diamentowy naszyjnik. Ale kiedy otworzyła usta, jej aura damy traciła nagle cały blask. Była opryskliwa i niegrzeczna, doprawdy nie wiem jak jej mąż wytrzymał z nią tyle lat. Zasiadaliśmy wszyscy czworo  do stołu, Gosposia dwoiła się i troiła by niczego nam nie zabrakło, a teściowa i tak musiała skomentować to jak wolno poruszała się kobieta. Było mi żal Vivien, moja irytacja zachowaniem teściowej podskoczyła o kolejny poziom.

-Ten sos smakuje jakoś tak dziwnie, nie uważasz? - Zauważyła. Kiedy gosposia dolewała nam wina.

-Smakuje bardzo dobrze - Powiedziałam - Vivien gotuje genialnie - Dodałam, na co policzki gosposi zaróżowiły się. Nie rozumiałam jej zachowania, jakby Serafina za wszelką cenę chciała uprzykrzyć życie Vivien, a przecież pracowała u niej jako opiekunka Giorgia wiele lat temu. Więc wychodziłam z założenia, że znają się już na tyle, że żyły ze sobą w dobrych stosunkach. Jak widać myliłam się.

-A właśnie jak idzie wam płodzenie dzieci? - Zapytała nagle teściowa. Otarłam serwetką usta. Już miałam jej powiedzieć, że to nie jej interes, kiedy mąż nakrył moją dłoń swoją i ścisnął. Posłał mi stanowcze spojrzenie, jakby to miało mnie powstrzymać przed czymkolwiek.

-Julia chce najpierw zrobić karierę w pracy, potem przyjdzie czas na powiększanie rodziny - Wyjaśnił.

-Też coś, kariera, a po co ci to? Masz wszystko: pieniądze, ładny dom dobrego męża - Westchnęła ostentacyjnie.

-Tak mam- Odezwałam się - Ale jestem ambitna chcę osiągnąć w życiu coś więcej niż dzieci - Nagle teściowa oburzyła się, chyba za bardzo wzięła do siebie moje słowa i potraktowała jako przytyk. Przymknęłam powieki by spróbować się uspokoić, ta kobieta działa na mnie niczym płachta na byka.

-Twierdzisz, że ja i inne kobiety z naszej sfery nie jesteśmy ambitne!?- Kontynuowała swoją triadę.

-Tego nie powiedziałam- Stwierdzałam, miałam zamiar wytłumaczyć jej wszystko, jak dziecku. Prosto i powoli.

-Ależ tak, uważasz się za lepszą bo studiowałaś!? Otóż nie moja droga, wcale nie jesteś lepsza...

-Mamo proszę! - Rzucił ostrzegawczym tonem Giorgi.

-Dlaczego wziąłeś sobie za żonę taką dziewuchę? Jako pasierbica Capo powinnaś świecić przykładem, a tym czasem zachowujesz się jak rozwydrzona smarkula, której nikt nie nauczył zachowania czy posłuszeństwa! 

-Co proszę?! - Wydukałam wkurzona, Giorgio spojrzał na mnie prosząc spojrzeniem bym odpuściła, ale ja nie miałam takiego zamiaru.

-Jesteś u mnie w domu jako gość, wymagam abyś szanowała mnie jak i innych domowników! - Rzuciłam wkurwiona.

-Żeby kogoś szanować, wpierw trzeba sobie na ten szacunek zasłużyć młoda damo - Odrzekła z przekąsem. Rzuciłam serwetkę na swój talerz tracąc cały apetyt.

-Ja wychodzę, kiedy skończysz te szopkę z rodzicami przyjdź do mnie - Wstałam od stołu oburzona.

-Julio nie waż się tego robić- Zagroził Giorgio. Posłałam mu drwiący uśmiech.

-Bo co? Mam siedzieć grzecznie i dawać się obrażać twojej matce!

-Kochanie proszę - Obeszłam stół i pokazałam teściowej środkowy palec. Ależ się wściekła, już wstawała żeby do mnie dojść kiedy Giorgio stanął po między nami.

Cóż ten obiad mógł się zakończyć przyjemniej, gdym tylko grała swoją rolę dobrze ułożonej żonki. Ale nie ja! Nie jestem taka i nigdy nie będę. Dlatego obiad zakończył się prawie rękoczynami. Kiedy Serafina rzucała w moją stronę kąśliwymi uwagami, jej mąż siedział z przy stole cicho i z uśmiechem na ustach jadł dalej swój obiad. Widocznie był już przyzwyczajony do porywczego temperamentu swojej żony.


Minął kolejny tydzień, a my co? Dosłownie od obiadu z jego rodzicami kłóciliśmy się praktycznie codziennie. Nie mogłam przystać na taki stan rzeczy, jako młoda żonka miałam podporządkować się jego matce. Być bierna i zawsze zadowolona. No chyba jego nie doczekanie. Ale gdy kładliśmy się razem spać, zawsze dochodziło do zbliżenia po między nami.

-O Boże, tak, tak, - Wykrzykiwałam w niebogłosy było mi tak cholernie przyjemnie. Giorgi pochylił się nade mną musnął moje usta.

-Przestań- Wycedził przez zaciśnięte zęby. Momentalnie spięłam się, tym swoim gadaniem potrafił zepsuć całą chwilę.

-Dlaczego? - Zapytałam.

-Jak będziesz tak jęczeć, skończę jeszcze szybciej - Odpowiedział wkurzony.

-Och daj spokój. Nie możesz dać ponieść się chwili? Co z tego, że skończysz szybciej. Możemy to powtórzyć – I po moich słowach naprężył się a orgazm wstrząsnął jego ciałem. Opadł na mnie, po kilku chwilach kiedy oboje uspokoiliśmy oddechy, Giorgi podparł się na przedramionach.

-Przepraszam, zapomniałem założyć prezerwatywy - Z jego spojrzenia mogłam wywnioskować, że wcale nie było mu przykro.

- Wielkie mi halo, przecież biorę pigułki – Szok malował się w jego oczach. Zszedł ze mnie obracając się na plecy. Wstałam z łóżka zarzuciłam na siebie szlafrok.

-Nie chcę mieć jeszcze dzieci dobrze o tym wiesz – Rzuciłam.

-Tylko, zdajesz sobie sprawę, że ja nie będę młodszy muszę spłodzić potomka i to szybko – Prychnęłam, niedoczekanie jego.

-To trzeba było sobie wziąć mniej ambitną żonę – Rzucam kąśliwe, zawiązując szlafrok.

-Julio przestań -Zajęczał. Wizyta jego matki ewidentnie namieszała mu w głowie.

-Mówię prawdę, poinformowałam cię o moich planach, więc dobrze wiedziałeś, na co się piszesz – Po tych słowach znikam w łazience. Myślałam już, że ten temat mamy omówiony, dobrze wiedział, czego pragnęłam w życiu, a pragnęłam kariery, nie dzieci i nie bycia stłamszoną kurą domową. Więc, dlaczego cały czas suszył mi tym głowę? Mógł wybrać sobie inną żonę, ja miałabym wtedy spokój, ale nie, on zapragnął tylko mnie. Nie wiem czy był  aż taki głupi, czy to faktycznie była miłość z jego strony. Czemu tak uparcie wierzył, że zmienię się dla niego. Nie miałam najmniejszego zamiaru tego robić, ani teraz a ni nigdy.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top