Rozdział 17


Julia


Pożegnałam się z Abbi koleżanką z pracy i wyszłam z hotelu, praca pokojówki była na prawdę wykańczająca jak dla mnie. Nigdy nie pracowałam tyle fizycznie co teraz. Ale to dobrze, bo im bardziej wykończona fizycznie byłam, ty mniej miałam czasu na rozmyślanie i rozpamiętywanie ostatnich wydarzeń. Przeszłam jedną przecznicę. Nie chciałam, żeby ktoś z pracy widział jak wsiadam do samochodu Giorgio. Ludzie z hotelu znali go. A ja nie chciałam być z nim kojarzona. Stał nonszalancko oparty o swój samochód co chwile zerkał na okazały markowy zegarek. Przyglądałam mu się dłuższą chwilę za rogu. Traktowałam go przez cały czas jak wujka, a teraz co? Ma być moim mężem? Wzięłam głęboki wdech i podeszłam do niego. Uśmiechnął się na mój widok, pocałował w policzek na powitanie.

Z tym pierścionkiem to tak naprawdę było mi wszystko jedno, tak jak ze ślubem. Ekspedientka dwoiła się i troiła by nas zadowolić. Przyglądałam się wszystkim wyciągniętym przed nami pierścionkom i nie potrafiłam zdecydować.

-A ty co byś mi wybrał? - Zapytałam Giorgio. On od razu podszedł do jednego. Był to złoty pierścień z średniej wielkości diamentem. Ekstrawagancki, ale nie tak bardzo rzucający się w oczy. Jego szlif był w kształcie rombu, podeszłam przyjrzałam się uważniej. Musiałam mu to przyznać miał gust. Włożył mi go na serdeczny palec, poczułam się dziwnie przytłoczona tym gestem. Bo każda inna przyszła panna młoda byłby na moim miejscu podekscytowana i przeszczęśliwa? 

-Może być - Stwierdziłam. Ekspedientka zaklasnęła w dłonie z ekscytacji i ulgi jak podejrzewam.

-To będzie...- Zaczęła, ale ja podniosłam dłoń by ją uciszyć.

-Nie chcę znać ceny, tak będzie mi łatwiej - Dokończyłam ciszej. Giorgio pokiwał głową. Oddałam sprzedawczyni pierścionek, ta kiwnęła głową i zapakowała go do eleganckiego granatowego welurowego pudełeczka. Oddaliłam się od nich, by mogli w spokoju zrealizować transakcje. Podziwiałam z nudów inną biżuterię w dalszej części sklepu. Mój wzrok zatrzymał się na pięknych brązowych kolczykach. Były niemal takiego samego koloru co oczy Felippe. Jak zaczarowana sięgnęłam po nie za ladę. Miały kształt małych łezek, wykonane były z masy perłowej. Były piękne, za moje prawej strony wychylił się mój narzeczony.

-Znalazłaś jeszcze coś?

-Tak, chyba je kupię - Stwierdziłam. Ale on zawołał do ekspedientki.

- Bierzemy jeszcze te!

-Gorigi nie musisz, sama mogę sobie je kupić - Powiedziałam zdenerwowana.

-Żartujesz sobie, jesteś moją narzeczoną. Kupowanie biżuterii to moja działka

-Ale...

-Koniec tematu - Zabrał kolczyki z mojej dłoni i podał je ekspedientce. Gdyby tylko wiedział dlaczego chciałam je kupić, nie byłby taki chętny do płacenia za nie. Potem zwiózł nas do muzeum Nowojorskiego, czułam się dziwnie jakbym miała deja vu.

-Muzeum? - Wydukałam zbita z tropu.

-Skoro mamy wstąpić w związek małżeński uznałem, że musimy sobie wszystko wyjaśnić- Zmartwiona zmarszczyłam brwi, on naprawdę traktował to małżeństwo poważnie, a nawet bardzo.

-Nie, to nie ma znaczenia...- Chciałam mu wyperswadować ten pomysł z głowy, bo czułam się niekomfortowo z myślą, że on chce mi powiedzieć o wszystkim, za to ja nie byłam jeszcze gotowa, aby podzielić się z nim swoją historią, nawet nie wiedziałam czy kiedykolwiek zdobędę się na ten gest.

-Właśnie, że ma! - Oburzył się. I zanim się obejrzałam staliśmy oboje przed tym samym obrazem co ostatnio.

-Wiesz dlaczego ci go wtedy pokazałem? - Powiedział poważny.

-Bo cenisz tego malarza? - Wydukałam jakby od niechcenia.

-Też - Zamknął na chwile swoje oczy, a ja wróciłam pamięcią do wieczoru, kiedy przywiózł mnie tutaj pierwszy raz. 

-Bo wiążą się z nim jakieś wspomnienia - Wydukałam w końcu, kiedyś byłam ciekawa jego historii, ale teraz? Teraz już nie tak bardzo, ponieważ jego gest pokazywał mi to jak bardzo mu na mnie zależy, a mi nie zależało wcale. I to zmieniało postać rzeczy, bo wiedziałam, że to co chce mi powiedzieć spowoduje tylko u mnie lawinę w postaci wyrzutów sumienia. 

-Replikę tego obrazu miała u siebie w domu moja dawna narzeczona Diana. Była przepiękną kobietą o delikatnej duszy. Wrażliwa, zaangażowana w liczne akcje charytatywne. Kochałem ją, lecz została przeznaczona innemu. To było dziwne bo od dawna zapewniałem jej ojca, że to ja będę jej mężem-Westchnął przeciągle. Cały czas stałam i patrzyłam na niego uważnie.

-Tym wybranieckim był Giovanni - Westchnął zdenerwowany.

-Ten sam Giovanni, który zgotował moje mamie piekło? Przez którego prawie zginęła!? - Zapytałam z niedowierzaniem-Nie wiedziałam - Wydukałam oszołomiona.

-On był bardzo bogaty, jego ojciec był jednym z tych, którzy przybyli tu wraz z Vittorio z Włoch. Niby za lepszym życiem. Wiadomo jak to się potoczyło...- Vitorio Callvarii był Dzidkiem Leonardo. To on stworzył te organizację. 

-Więc ojciec Giovanniego był wysoko postawionym członkiem mafii

-Tak, dlatego jego wpływy był większe niż moje, nawet jeśli mój ojciec był konsjerżem capo. Chełpił się tym, że jest rodowitym, pierwotnym następcą mafii. Był trochę pokręcony gadał od rzeczy, dlatego w naszym świecie nikt nie brał go na poważnie. Nawet sam jego ojciec twierdził, że jest obłąkany.

-Czyli był chory na umyśle?

-W każdym razie nie był normalny, nie na tyle by dopuścili go do władzy.

-Więc funkcjonował tak od dłuższego czasu - Stwierdziłam, skoro wiedzieli, że jest niezrównoważony dlaczego nikt nie zrobił z nim porządku, może dałoby się uniknąć tego wszystkiego co przeżyła i wycierpiała moja matka!

-Tak niestety, ale nie mogłem nic zrobić, zabicie swojego było karane śmiercią.

-Rozumiem - Chociaż do końca jednak nie, ale odpuściłam ten temat nic mi to nie da.

-Więc robił co chciał, brał to co chciał. Dostrzegł, że zależy mi na Dianie i chcą zrobić mi na złość wziął ją jak jakąś pieprzoną rzecz! Diana nie chciała za niego wychodzić, chodziłem do jej ojca prosiłem, błagałem żeby nie skazywał swojej córki na życie u boku tego szaleńca. Był tak bardzo niewzruszony w swojej decyzji. Błagałem ojca, błagałem nawet kurwa Stefano, który był wtedy Capo! Ale nikt nie mógł mi pomóc takie było prawo, takie były czasy.

-Przykro mi - Mówię, bo ta historia naprawdę jest przykra.

-Zmienił jej życie w piekło, Bóg jedne wie raczyć, co za okropne rzecz jej robił, w każdym razie już nie była tą samą kobietą. Kiedy widywałem ich na jakiś wydarzeniach towarzyskich ona była smutna i zrezygnowana. Była pokonana. Pół roku po ślubie popełniła samobójstwo - Wycedził zły. Minęło tyle lat, a on dalej nosił w sobie gniew. Teraz widzę ile kosztowało go powiedzenie tego mnie, wyrzucenie tego z siebie. Nie wiedziałam co powiedzieć, bo ja także nosiłam w sobie tragiczną historię miłosną tylko, że on nie zrozumiałby tego. Nikt by tego nie zrozumiał, ja sama zrozumiałam to dopiero po śmieci Felippe.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top