Rozdział 34


Julia


Pomagałam mamie i babce ustroić salę na chrzest córeczki. Nie wynajmowałam nikogo na te okoliczność, bo uznałam, że same też damy sobie z tym radę. Wiązałam właśnie różowe balony na wstążki i mocowałam je do stojaka w rogu sali. Babcia nakrywała stoły obrusami, a mama próbowała uwolnić swoją nogę z pod objęć Stefano. Ten mały nie dawał jej żyć i to dosłownie.

-Chyba nic wam dzisiaj nie pomogę - Zajęczała zrezygnowana. Do sali wszedł Aiden, podziwiając naszą pracę.

-Jak tu różowo...- Westchnął przeciągle - Mamo przyjechali twoi rodzice - Spojrzałam na nią zaskoczona. Na tak wielkie przyjęcia rodzice moje mamy nie byli zapraszani, przede wszystkim dlatego, że nie byli wtajemniczeni w nasz świat.

-Zaprosiłaś ich? - Zapytałam, na co ona nieznacznie kiwnęła głową.

-Powiedziałam im prawdę - Uniosłam wysoko brwi w zakłopotaniu. To było coś, tym bardziej, że przypuszczałam. iż nie mogli zareagować na taką wiadomość dobrze. Moi dziadkowie byli dobrymi i uczciwymi ludźmi, dziadek zawsze jeździł przepisowo, a babka ponad wszystko ceniła ład i porządek.

-Jak to przyjęli? - Zapytała poruszona babcia.

-Aiden czy mógłbyś zając się na jakiś czas bratem? - Zapytała mama, ten bez słowa  zdecydowanym ruchem odciągnął małego od jej nogi.

-Choć brachu pójdziemy pograć w piłkę - Stefano nie protestował, bo uwielbiał wszystko co miało kształt koła. Mama poprawiła spodnie, i spojrzała na nas przepraszająco.

-Wybaczcie, że nie powiedziałam wam wcześniej, ale wyleciało mi to z głowy przez te przygotowania. Utrzymywanie tego wszystkiego w tajemnicy przed moimi rodzicami stało się dla mnie uciążliwe. Męczyły mnie te wszystkie kłamstwa. Brzydziłam się nimi miałam ich w swoim życiu już serdecznie dość. Małżeństwo z twoim ojcem sprawiło, że już zaczęło mnie to wszystko brzydzić! Pragnęłam być z nimi szczera niezależnie od tego czy to oznaczało koniec między nami. - Do sali weszli właśnie moi dziadkowie. Babcia była w czarnych spodniach i zielnym płaszczu, ale z jej postawy mogłam wywnioskować, że coś się stało. Jej ramiona były jakby przygarbione, a ona sama wydawała się niezwykle smutna.

-Sandro ojciec ma ci coś do powiedzenia - Rzuciła zdenerwowana. Między tym dwojgiem było czuć pewne napięcie. Dzidek stał obok swej żony, ale to na zachowywała dystans. Zaniepokoiłam się ich zachowaniem. Barbara wyszła zostawiając nas samych.

-No dalej - Rzuciła babcia rozgniewanym głosem - Powiedz to! - Syknęła. Byłam zaskoczona jej zachowaniem, owszem bywała despotyczna ale nigdy aż tak. Dzidek podszedł do mamy.

-Wiedziałem o Anthonyn od samego początku - Powiedział-Wiedziałem kim był, skąd pochodził i czym się zajmował.

-A mimo to pozwoliłeś by poślub naszą córkę! - Skomentowała babcia z wyrzutem. 

-W przeszłości byłem jednym z ulicznych zbirów. Zanim poznałem twoją matkę źle mi się w życiu wiodło - Dziadek cały czas tarmosił w rękach swój kapelusz. Był bardzo zdenerwowany- Obracałem się w szemranym towarzystwie robiłem różne rzeczy, ale nigdy nie zabiłem człowieka, przysięgam! - Zakryłam usta dłonią, mama stała jak sparaliżowana. Nie raczyła spojrzeć nawet w stronę swojego ojca.

-Każdy ma przecież prawo popełniać błędy, byłem młody i głupi - Tłumaczył się.

-Córeczko proszę wybacz mi, wybacz mi, że ukrywałem przed tobą prawdę o twoim mężu.

-Jak on mnie? - Mama próbowała sklecić zdanie, ale wstrząśnięta nie potrafiła tego powiedzieć. Widziałam jak próbuję wszystko przyswoić, ale nie bardzo może sobie to poukładać w myślach.

-To ty wiedziałeś kim jest mój tata? Wiedziałeś, że twoja córka związała się z mafiosem i nic z tym nie zrobiłeś!? - Rzuciłam poruszona, spojrzał na mnie jakby dopiero teraz zauważył mą obecność.

-To wszystko jest bardzo skomplikowane, on..- Widziałam jak ciężko było mu o tym rozmawiać.

-On sobie ciebie upatrzył wcześniej. Wiedział, że kiedyś byłem w gangu, nie wiem skąd. Przyszedł do mnie na kilka tygodni przed tym jak oświadczyłaś, że spotykasz się z kimś. Powiedział mi o planach wobec ciebie. Byłem wstrząśnięty nie chciałem żeby miał z tobą cokolwiek wspólnego, nie chciałem by sprowadził cię na złą drogę. Byłaś naszym jedynym dzieckiem pokładaliśmy w tobie wszystkie nadziej, że osiągniesz w życiu coś znacznie lepszego niż my, dlatego kładliśmy tak mocny nacisk na twoją naukę. Ale zaszantażował mnie, że wyjawi wszystko o mojej przeszłości ludziom w pracy, a ja przecież byłem radnym i gdyby ktoś dowiedział się zostałbym zwolniony, a sama mama nie uzbierałby na twoje studia! . Na dodatek twoja mama niczego nie wiedziała - A więc dlatego właśnie była taka wkurzona, ją też okłamywał. Uważałam swojego dziadka za prawego i dobrego człowieka, a tym czasem on też miał swoje za uszami.

- A potem razem uciekliście na Alaskę. Powiedz mi czy gdybym powiedział ci wtedy żebyś nie spotykała się z nim. Czy byś mnie posłuchała?

-Oczywiście, że nie - Rzuciła mama.

-Jeśli nie będziesz chciała mnie znać, to uszanuję to....

-Dlaczego nie powiedziałeś nic po jego śmierci? Dlaczego mówisz to teraz? - Dopytywała poruszona. -Dlaczego?

-On jest chory - Wytłumaczyła babcia - I chociaż mnie samej trudno jest to wszystko ogarnąć....To nie zostało mu zbyt wiele czasu - Wyciągnęła chusteczkę z kieszeni i otarła łzy.

-Mam raka trzustki - Ta wiadomość sparaliżowała mnie i mamę. Jednak mama znalazła w sobie więcej siły niż byłam w stanie sądzić podeszła do swojego ojca i mocno go przytuliła. Powiedziała coś do niego, ale nie byłam wstanie usłyszeć. We troje wyszli z sali, a ja zostałam sama, nie chciałam im przeszkadzać mieli sobie sporo do wyjaśnienia. Ja usiadłam z wrażenia na krześle. Boże to było frapujące spotkanie.

Ten dzień był strasznie długi, z pomocą babci dokończyłam dekorowanie sali. Układałam Bellę do fotelika, mała miała już mocny chwyt jak złapała w swoje małe dłonie pukiel moich włosów to za nic nie chciała puścić. Dobrze, że Vivien była tu dziś ze mną, przybiegła mi z pomocą.

-O ty mała cholero puść mamusi włosy - Rzuciła poważnie.

-No już! - Gosposia połaskotała małą pod żebrami, dopiero wtedy rozluźniła uścisk. A ja mogłam odetchnąć, w ręce małej widniało kilkanaście moich włosów, rozmasowałam obolałe miejsce w tył głowy.

-Ona jest niemożliwa - Zaśmiałam się.


Zdziwiony Giorgi otworzył nam drzwi, obie weszłyśmy do domu.

-Gdzie byłyście tak długo!? Martwiłem się, nie odbierałaś telefonu - Powiedział z wyrzutem.

-Dekorowałam salę na jutrzejsze przyjęcie - Odpowiedziałam.

-Ale cały dzień!?

-Vivi zajmiesz się Isabellą? - Zignorowała męża i zapytałam gosposi, ona pokiwała ochoczo głową podniosła małą z fotelika i poszła z nią na górę.

-A może tak dzień dobry kochanie, jak ci minął dzień? - Skierowałam do męża, przyciągnęłam go za poły marynarki, przyznam uwielbiałam tak robić. Pocałowałam go, ale ona nadal wyglądał na obrażonego. Więc zjechałam dłonią do jego kroku i złapałam przez materiał spodni jego członka. Pocierałam delikatnie, tak dla zabawy. Zawsze to przynosiło zamierzony efekt, mąż rozchmurzał się i wymiękał to znaczy nie tam na dole tylko wymiękał w swojej niewzruszonej pozie.

-Tak o wiele lepiej - Wymruczał. Pocałowałam go jeszcze raz.

-Muszę iść do małej

-Nie musisz jest z nią Viven- Zaprotestował.

-Wiem, że troszkę wodzę cię na pokuszenie, ale dziś nie mam ochoty

-Kobieto, co ty ze mną robisz!?

-Przepraszam, to było tylko po to byś już się na mnie nie gniewał - Wytłumaczyłam skruszona.

-Tata mojej mamy ma raka i jest mi smutno.

-Przykro mi, może masz ochotę na lampkę wina? - Zaproponował, o tak tego było mi potrzeba bo tak długim i emocjonującym dniu. Ściągając z siebie płaszcz. Poszłam do salonu wzięłam od niego wino i wypiłam połowę  zawartości kieliszka. Opowiedziałam mu o dzisiejszym dniu i o tym co dziadek powiedział mojej mamie. Giorgio wydawał się być poruszony, czule głaskał mnie po plecach i przytulała. A mnie zebrało się na wspominki i płacz. Bo przecież mój dziadek był dobrym człowiekiem ok popełnił kilka błędów, ale miał jeszcze kawał życia przed sobą. Oboje z babcią byli nierozłączni odwiedzali nas dwa razy do roku na Alasce. Babcia zawsze namawiała mnie na odwiedziny u nich, ale tato nigdy nie chciał nas puścić. Teraz już oczywiście wiem dlaczego. Ale wtedy było to dla mnie nie do pojęcia, byłam młoda, uparta i chciałam zobaczyć świat. Ojciec sam zresztą wyjeżdżał, a nam nie pozwalał, uważałam go za hipokrytę. I w rzeczywistości nim był. Był również egoistą i kłamcą. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top