Rozdział 3
Julia
Przed hotelem w samochodzie czeka na mnie Giorgio. Wsiadam do środka, Giorgio wita mnie z tajemniczym uśmiechem.
-Gotowa? - Pyta.
-Jeśli nie będzie ci przeszkadzać, że śmierdzi ode mnie frytkami - Rzucam. Całe szczęście, że pomyślałam wcześniej i zabrałam ze sobą szpilki, oraz garsonkę na przebranie.
-Wcale - Odpowiada, po czym włącza się do ruchu. Opuszczam osłonkę na słońce, w której jest schowane lusterko, poprawiam włosy. Przejeżdżam usta matową bladoróżową szminką. Nie umyka mi jak Giorgio stara się na to nie patrzeć, ale coś mu nie wychodzi.
-Jak tam minął pierwszy dzień w pracy? - Pyta zerkając na mnie.
-Intensywny, pracowity - Rozsiadam się wygodnie w siedzeniu i zapinam pasy.
-A wrażenia?
-Już znalazłam pewne mankamenty, które będę chciała zmienić.
-Co to takiego? - Unosi jedną brew.
-A nic maleńkie szczegóły - Kłamię, chcę to zachować dla siebie. Na razie nie jestem pewna jego intencji. Zainteresowanie jego moją osobą wydaje mi się nieco dziwne. I mam nieodparte uczucie, że mój ojczym kazał mu spędzać ze mną czas.
-Zmęczona? Głodna? - Dopytuje.
-Nie i nie. Nakarmili mnie bardzo dobrze - By podkreślić swoje słowa klepię się w swój nieco odstający pełny brzuch. Zerka na moją dłoń, potem spojrzeniem wraca przed siebie. Resztę drogi mija nam w ciszy. Nie jest ona dla mnie krępująca w ogóle, po pełnym wrażeń dniu, stukotów garów i gwaru rozmów w kuchni, ta cisza jest dla mnie zbawienna. Parkujemy zaraz na przeciwko budynku muzeum. Giorgio otwiera dla mnie drzwi, zachowuje się jak prawdziwy dżentelmen. Pomaga wysiąść z samochodu. Dobrze, że wzięłam te rzeczy na przebranie. Bo raczej głupio wypadłabym na tle jego eleganckiego garnituru.
-Gotowa? - Pyta nonszalancko. Boże, czy ze mną jest coś nie tak, ale jego ton wprawia mnie w zakłopotanie, być może jestem już zmęczona, że nie odróżniam zwykłego miłego zachowania od flirtu?
-Tak - Giorgio wyciąga dłoń, mrugam oszołomiona, i ujmuję go pod ramie kierujemy się razem do budynku. Kiedy wchodzimy do wielkiego gmachu Metropolitan Museum of Art nie mogę przestać zachwycać się jego okazałym gmachem. Jestem dosłownie urzeczona. Okręcam się dookoła chłonąc dzieła sztuki, chciałabym je wszystkie zapamiętać, ale to niemożliwe, jest ich tyle. Chyba nie starczy nam czasu na zobaczenie wszystkiego. Po kilku chwilach dociera do mnie, że jesteśmy tu sami. Zero turystów, czy innych zwiedzających.
-A gdzie wszyscy się podziali? - Pytam. Na co on uśmiecha się przebiegle.
-Muzeum jest tylko do naszej dyspozycji - Odpowiada zadowolony, nie wiem jak tego dokonał, ale to coś sprawia, że chce skakać z radości, może jestem małostkowa, ale co mi tam.
-Boże to jak zwiedzanie Disneylandu tylko dla dorosłych - Oświadczam poruszona, ale nie możemy zwiedzać całą noc jutro muszę być w pracy na ósmą, szkoda.
-Obiecaj mi, że jeszcze tu przyjdziemy - Mówię do niego jednocześnie przyglądając się pewnemu obrazowi.
-Obiecuję - Odpowiada rozbawiony moim zachowaniem. Pewnie zachowuje się jak jakaś wariatka, ale mam to gdzieś. Liczy się teraz i ta chwila reszta może...
- Choć ze mną chcę ci pokazać jeden ze słynniejszych obrazów tutaj - Bierze mnie pod ramie i prowadzi korytarzem na lewo. Idziemy długo, a ja chłonę mijane dzieła sztuki w locie. Znajdują się tu nie tylko obrazy, ale i rzeźby, egipskie sarkofagi czy średniowieczne zbroje. Zatrzymujemy się przed obrazem.
- To Piter Bruegla "Żniwa" - Mówi stając obok mnie, wkłada ręce do kieszeni i czeka na moją reakcję. Obraz przedstawia chłopów w polu koszących zboże. Na pierwszym planie rośnie drzewo, a pod jego cieniem odpoczywali zmęczeni chłopi po ciężkiej pracy w polu. Były tam również ludzie spożywający posiłek. Obraz ukazywał również piękne pole złotej parzenicy. Typowy dzień pracy chłopów na roli w XIX wieku.
-Piękny, słyszałam o tym malarzu, malował głównie chłopów przy pracach codziennych.
-Wiesz, że do naszych czasów przetrwało tylko pięć jego obrazów - Tłumaczy ciszej. Spoglądam na niego zaciekawiona.
-Nie wiedziałam
-Moja przyjaciółka miała w swym domu replikę tego obrazu i uwielbiała go - Kiedy opowiada o tym w jego oczach widnieje smutek. Do jego spojrzenia wkrada się także żal. Ta przyjaciółka musiała być dla niego ważna, skoro wydaje się być przygnębiony wspomnieniami o niej. Może była kimś więcej? Niepewnie kładę dłoń na jego ramieniu, ale on zaraz cały się spina. Przeszywa mnie długim zbolałym spojrzeniem. Teraz już mam pewność, że został skrzywdzony. Wymija mnie kierując się w głąb pomieszczenia, zostawiając mnie samą kompletnie rozbitą jego zachowaniem. Dopada mnie teraz zmęczenie, zaczyna doskwierać mi ból łydek, obcasy po tak długim dniu były złym pomysłem. Biegnę w jego stronę, nim stracę go zupełnie z oczu. Nigdy tu nie byłam i nie chciałabym się zgubić. Kiedy moim oczom ukazuje się kasa już wiem, że to koniec zwiedzania na dzisiaj. Co go ugryzło? Po co w ogóle pokazywał mi ten obraz skoro przywołuje tylko przykre wspomnienia? Może chciał mi pokazać tą szczelnie skrywaną cześć swojej osoby? Dziwne to było wszystko. Kiedy wychodzę przed muzeum obok jego auta stoi zaparkowany mercedes klasy A mojego ochroniarza, który czeka na mnie opierając się o niego. Nie rozumiem, myślałam, że Giorgio odwiezie do domu. Zmieszana, chwytam go za łokieć. On nieruchomieje jakby porażony moim dotykiem. Puszczam go natychmiast.
-Giorgio co się dzieje, dlaczego wyszedłeś tak nagle? – Pytam, chyba należą mi się jakieś wyjaśnienia, no nie?
-Przepraszam, ale dostałem pilny telefon i muszę już jechać - Odpowiada stanowczo, w jego spojrzeniu nie ma już ani grama smutku. Jest za to idealna maska, którą zawsze przywdziewa. Tak jak wszyscy mężczyźni jego pokroju nigdy nie pokazują swojej prawdziwej twarzy.
-I tak po prostu mnie zostawiasz? - Pytam z wyrzutem.
-Rozkazy są ważniejsze niż wszystko inne – Odpowiada stanowczo. Ukrywam rozczarowanie spowodowane jego zachowaniem. Nie żegna się ze mną, tylko wsiada do samochodu i tak po prostu odjeżdża. A ja stoję i patrzę jak znika tuż za zakrętem. Głęboko wzdycham, to był długi dzień, a mój nastrój właśnie opadł do zera.
W domu jestem po dwudziestej, nie mam ochoty na rozmowę z kimkolwiek, dlatego prosto kieruję się do swego pokoju. Rzucam torbę na podłogę i idę wziąć prysznic. Wychodzę odziana w długą koszulę nocną z kremowej satyny. Mokre włosy opadają mi na piersi. Kompletnie nie tak wyobrażałam sobie koniec tego spotkania, choć Giorgio jest dla mnie zagadką i intryguje mnie na ten swój dziwaczny sposób. Postanawiam dać sobie z nim na razie spokój. Jest tylko rozproszeniem, a ja muszę być teraz skupiona na pracy. Chciałabym poznać go bliżej, ale na te chwilę nie jestem pewna czy dałabym radę temu, z czym ona sam się zmaga. Nie mogłabym być dla niego wsparciem, bo mam już wyznaczony cel, a on nie jest w nim uwzględniony niestety.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top