Rozdział 24
Julia
Kilka dni później
Dział księgowości wydaje się być najnudniejszy działem, w jakim przyszło mi pracować. Choć nie ma tu za wiele pracy, jednak tęsknie za dniami spędzonymi na zmywaku i jako pokojówka. Tam ludzie wydawali się inni bardziej przystępni i rozmowni. Tutaj jest wprost przeciwnie. Siedzę przy biurku wprowadzam tylko liczby do arkusza kalkulacyjnego i tyle. Jak ja mam tu wytrzymać cały miesiąc!? Boże dopomóż. Co ciekawe kobiety tutaj pracujące wcale nie wydają się nieszczęśliwe. Mają czas na pogawędki i na obijanie się. Nie podoba mi się to, ale siedzę cicho, bo jestem tylko asystentką księgowej i nie ma za wiele do powiedzenia. W sumie to nie powinnam się odzywać. Z nudów wyciągam swój telefon. Mam nieodebraną wiadomość od swojego męża.
Myślę o tobie, chcę posmakować twojej cipki. Dziś wieczorem :))
Przewracam oczami na ten tekst, mimo to odpisuję:
Zapewniam cię, że z miłą chęcią usiądę na twoją twarz, abyś mógł to zrobić ;p
W zamian dostaję rozmarzona buzię emotikonka. Uśmiecham się szeroko. Seks z Giorgio zasmakował mi na dobre. Nie potrafiłam przeżyć dnia bez tego. Uzależniłam się od jego ciała pode mną, albo na mnie. Kochałam to jak mnie dotykał, nie wróć nie kochałam tylko uwielbiałam a to dwie różne rzeczy. Wzbraniałam się przed uczuciami. Tak było mi lepiej. Jego wywodu o dzieciach irytował mnie do tego stopnia, że przestałam z nim rozmawiać, o czymkolwiek poza seksem. W tym temacie rozumieliśmy się idealnie. Szkoda, że on nie podzielał mojego zdanie, życie było by wtedy o wiele bardziej znośne.
*************
Szykowałam się w sypialni na przyjęcie urodzinowe Aidena. Kończył szesnaście lat, co było wielkim wydarzeniem w tym świeci, bo mógł zostać oficjalnie wcielony w szeregi mafii. Pamiętam jak moja mama próbowała wybić mu ten pomysł z głowy, niestety bezskutecznie. Była tak tym załamana, że popadała w depresje. Teraz z perspektywy lat dostrzegam, jak cholernie musiało jej być trudno pogodzić się z jej z jego wyborem. Biedna chciała dla niego jak najlepiej, chciała czegoś więcej niż oferowała mafia. To zrozumiałe, bo wychowaliśmy się, jako wolni ludzie. On miał wybór, ja też go miałam. Dlatego poszłam na studia i do pracy. Ale on wolał być zabójcą. Nie rozumiałam jego wyboru długo, ale zrozumiałam go wtedy, kiedy sama musiałam użyć broni, Tylko, ż nie miałam wyjścia. Wracam wspomnieniami do tamtych wydarzeń. Jak sparaliżowana stałam nad ciałem Felippe nie wiedząc, co zrobić .Tak mocno wina osiadła w moim sercu, że nie mogę tego czasem znieść. Straciłam tamtego dnia dwie osoby, zdecydowanie o dwie za dużo. Ale jak w każdej wojnie ponosimy straty, tak w tej nie obyło się bez nich.
-Gotowa? – Z zamyślenia wyrywa mnie mąż, który wychodzi z garderoby zapinając mankiety koszuli. Spogląda na mnie uważnie, ale ja szybko obracam się plecami do niego. Chcąc ukryć swoją minę.
-Tak tylko czy mógłbyś mi zapiąć sukienkę? – Rzucam, on podchodzi do mnie i robi to bez mrugnięcia okiem.
-Pięknie wyglądasz – Mówi, sunąc dłonią od łopatek do mojego tyłka. A mnie przechodzi dreszcz podniecenia. Obracam się do niego i zarzucam dłonie na jego ramiona.
-Pan też niczego sobie – Mówię zadowolona.
-Zdenerwowana? – Dopytuje.
-A, czym? Mój brat już dawno temu ubzdurał sobie te rzecz – Sunę dłońmi po jego okazałam torsie. Dotykam wybrzuszenie jego spodni. Patrzę mu w oczy z pożądaniem. Zbliżam twarz z zamiarem pocałowania go, ale on odsuwa się ode mnie. Zmuszam się przełknąć gulę rozczarowania.
-Nie mamy czasu, jesteśmy już spóźnieni – Rzuca stając w drzwiach. Nie wierze, że mi odmówił!? Zbieram się w sobie, zabieram torebkę z komody i wściekła wychodzę z sypialni. W samochodzie siedzimy od siebie oddaleni, nie odzywamy się do siebie ani słowem.
Nie wiem co się ze mną dzieje!? Cały czas chodzę napalona! I tak od dwóch tygodni. Muszę coś z tym zrobić, bo to zaczyna być męczące. Chyba nie tylko dla mnie, bo Giorgio ma już swój wiek i tak jestem pod wrażeniem, że za mną nadąża, nie jeden facet by już odpadł. Chyba będę musiała zmienić pigułki antykoncepcyjne, bo te biorę za długo. Może to coś da, bo jak nie to oszaleję.
W domu rodziców nie byłam od dłuższego czasu, jakoś nie potrafiłam tam przebywać. Odkąd Stefano zginął ten dom nie był już taki sam, ja nie byłam już taka jak wcześniej. Mama wita nas w drzwiach, mocno mnie przytula oraz mojego męża.
W Sali bankietowej zebranych było sporo osób. Większość obecnych tu mężczyzn było podekscytowanych, może kiedyś nie byłam bym wstanie zrozumieć tego rytuału, ale po wojnie wszystko nabrała dla mnie sensu. Aiden stał po środku sali z wysoko podniesioną głową. Był bez koszuli, jak na nastolatka jego muskulatura była imponująca. Na jego lewej piersi tuż nad sercem widniał tatuaż, oczy zabłyszczały mi z przerażenia i wzruszenia jednocześnie. Giorgio mocniej mnie objął. Zakryłam usta dłonią zszokowana. To był ten sam tekst, który miał wytatuowany mój mąż, oraz każdy z członków mafii.
Krew z krwi, życie za życie, lojalność silniejsza od zdrady
Szok wstrząsnął moim ciałem, przecież to nie był już mój mały braciszek, przede mną stał inny człowiek. Jego oczy była bardziej mroczniejsze i odległe. Szybko doprowadziłam się do porządku. Aiden zaczął recytować słowa przysięgi, na moich rękach pojawiła się gęsia skórka z wrażenia. Jeszcze nigdy nie byłam świadkiem takiego wydarzenia.
Swoje życie zwierzam mafii. Po to przyszedłem na świat.
Zostałem stworzony do wielki czynów.
Śmierci śmieje się prosto w twarz.
Gdyż jestem ponad nią.
Broń mą siostrą, nóż bratem.
Nigdy nie dam zawładnąć się winą.
Gdyż za nic mam strach.
Obiecuję być twardy, niezłomny, lojalny.
Brzydzę się zdradą, wszyscy zdrajcy mnie brzydzą.
Po recytacji tej przysięgi, wszyscy mężczyźni zebrani na wprowadzeniu klękają na jedno kolano, nawet wuj Vittorio, któremu pomaga Babcia. Patrzę zdezorientowana na Giorgio, ale matka bierze mnie pod łokieć i odciąga do tyłu, gdzie jest ustawiona reszta kobiet. Mężczyźni pochylają głowy w dół, a prawą dłoń dłoń przykładają do serca i wszyscy zaczynają powtarzać słowa.
Zrodzony z krwi wrogów. Stworzony dla tego świata.
Gdzie zemsta miewa smak zwycięstwa, a każda porażka czyni nas mocniejszymi.
Na równi honor, lojalność i rodzina.
Czuję się dziwnie słuchają ich słów, jakbym była oderwana od rzeczywistości. Ta tradycja jest tak fascynująca i przerażająca jednocześnie, ale mama sprowadza mnie na ziemię mocniej ściskając moją dłoń. Obracam się w jej stronę, a na jej twarzy widnieją łzy. Boże byłam tak pochłonięta sceną przede mną, że nie zauważyłam jej smutku. Ból malujący się w jej oczach jest prawdziwy. Myślałam, że już pogodziła się z wyborem Aidena, minęło przecież tyle lat. Przytulam ją mocno kołyszę w swoich ramionach.
-Muszę się uspokoić – Szepce mama. Szybko ociera łzy z twarzy i doprowadza się do porządku.
-Jak wyglądam? – Pyta zdenerwowana.
-Jakbyś straciła cześć siebie – Mówię, orientuję się, że moje słowa nie pomagają tylko jeszcze bardziej ją dobijają, Jezu, co za porąbana sytuacja.
-Dobrze, nic nie widać – Szybko prostuję.
-Teraz tam muszę iść do niego - Orientuję się, że mama cała drży. O Boże to musi być dla niej naprawdę ciężkie.
-Jak to? - Dopytuję poruszona - Ale po, co masz tam iść?
-Giorgio ci nic nie mówił? – Marszczę brwi zaskoczona. Kurwa! Specjalnie mi nic nie powiedział, a ja sama też nie zagłębiłam się w ten temat. Pierwszy raz w życiu żałuję, że nie jestem przygotowana!
-Czego?
-Muszę tam podejść i powiedzieć słowa....- Jąka mama.
-Mamo? – Przypatruję się z konsternacją jej zmartwionej twarzy, ale ona już patrzy przed siebie, kieruje wzrok w tę stronę i widzę ojczyma stojącego nieopodal nas z wyciągniętą ręką. Mama ściska mocno moją dłoń, po czym odchodzi. A ja zostaję taka rozbita i wkurzona. A co w tym wszystkim chodzi!? Do jasnej cholery!? Obserwuję jak mama prowadzona przez męża podchodzi do swojego syna. Serce pędzi mi w piersi jakby miało zaraz wyskoczyć, jestem tak samo zdenerwowana jak ona, o ile nie bardziej. Kładzie prawą dłoń na jego ramieniu, patrzy prosto w jego chłodne niebieskie oczy.
-Oddaję Cię synu...W ręce mafii – Wypowiedzenie tych słów ledwo przechodzi jej przez usta. Ten gest kosztował ją pewnie wiele, zbyt wiele. Boże, mogliby sobie to darować! Współczuję jej, biedna tak o niego walczyła. Serce mi się kraje pod wpływem tej chwili. To, co następuje potem jest jak jakiś pieprzona scena z koncertu rockowego. Mama oddala się, a wszyscy mężczyźni podchodzą do Aidena otaczając go ze wszystkich stron. Zaczynają mu gratulować przyjęcia oficjalnie w ich szeregi. Wiwatują, klaszczą, gwiżdżą, krzyczą. Zachowują się jak bydło puszczone na wolność z z obory, a pośród nich jest mój mąż i ojczym oraz wielu innych mężczyzn, których znam. Nigdy nie widziałam, żeby zachowywali się w ten sposób. Jestem wkurzona, bo nikt nie zdaje przejmować się bólem mojej matki, nawet jej własny mąż! Jeden z ludzi podnosi Aidena do góry i głośno krzyczy. Kątem oka zauważam mamę stojąca daleko w kącie Sali. Ci faceci to popieprzeni jaskiniowcy! Idę do niej, bez zbędnych słów wyciągam ją ze środka Sali. Nie pozwolę jej dłużej oglądać tej sceny. Aiden cieszy się, a jej właśnie po raz kolejny złamano serce.
Mama siedzi na łóżku nieobecnym wzrokiem wpatruje się w kołyskę, w której śpi maleńki Stefano. Dostał imię po swoim dziadku, to było bardzo wzruszający gest z ich strony. Właściwie to mama chciała dać mu tak na imię.
-Tak patrzę na niego i nie mogę znieść myśli, że kiedyś on także będzie jak oni – Mówi smutno.
-Chyba jestem na to wszystko za słaba – Wzdycha kryjąc swoją twarz w dłoniach.
-Myślałam, że pogodziłaś się z jego wyborem – Rzucam podchodząc do łóżeczka i spoglądam na maleńką postać. Stefano jest owinięty w niebieski kocyk. Słodko śpi, co jakiś czas ruszając malutkimi ustami. Wygląda niemal jak mój młodszy brat. To niezwykłe jak geny nas kształtują.
-Po części tak, po części nie. Teraz już i tak nie ma to znaczenia...
-Niestety – Do pokoju wpada Leonardo wygląda na mocno zaniepokojonego, Chyba na mnie pora, wychodząc obdarzam go wściekłym spojrzeniem.
Opieram się o ścianę, napięcie opada ze mnie małymi krokami. Nie mam siły wracać na przyjęcie, bo mam ochotę przywalić Aidenowi w twarz, za to jaką krzywdę wyrządził naszej matce. Tyle wycierpiała się przez naszego zmarłego ojca, jeszcze on też dołożył swoje. W tej chwili nienawidziłam go z całych sił. Udałam się, więc do swojej dawnej sypialni. Wszystko wyglądało tu tak jak zostawiłam. Na półkach wciąż stały moje dyplomy. A na regałach zalegały podręczniki. Tamtej dziewczyny już niema, zbyt wiele przeszłam i widziałam. Miałam też na rękach krew ludzi. Stałam się częścią tego świat i nie ma już odwrotu. Chociaż wcale nie chciałam, nikt z nas nie chciał. To los za nas wybrał. Nagle poczułam ogromny ścisk w żołądku, zemdliło mnie na wspomnienie tamtych dni. Chyba powinnam wrócić do swojego domu, bo tutaj tylko nawiedzały mnie demony nie tak dalekiej przeszłości, o której starałam się zapomnieć. Odnalazłam Giorgio tańczącego po środku parkietu z kilkoma facetami. Zdziwił mnie ten widok, ale musiałam z nim porozmawiać. Jego przydługawe włosy, które prosiły się o ścięcie, były mokre od potu, krawat zwisał luźno z jego, szyi, a górne dwa guzik koszuli miał rozpięte, przez co widziałam jego włosy na klacie. Podeszłam do niego zniesmaczona.
-Giorgio – krzyknęłam. Ten spojrzał na mnie nieprzytomnie. Był pijany!? Pewnie jak większość obecnych tu facetów.
-O moja piękna żona – Zabełkotał.
-Wracam do domu
-Ja-Jak to? To święto twojego brata.
-Źle się czuję – Tłumaczę – Albo idziesz ze mną, albo zostań tu...- Spoglądam na jego towarzyszy, którzy przyglądają mi się z nieskrywaną fascynacją. Ich wzrok ślizga się od moich piersi do tyłka, to było obleśne zachowanie... Nigdy nikt nie ośmielił się tak na mnie spojrzeć, bo byłam pasierbicą Capo, a teraz żoną jego konsjerża. Widać, co alkohol robił z Ludźmi, a z ich mózgów robił sieczkę. A ten palant Giorgio nawet nie zareagował na to! Obróciłam się na pięcie i poszłam do wyjścia wkurzona jeszcze bardziej niż wcześniej. W kącie pod schodami usłyszałam czyjeś jęki przystanęłam na chwilę, gdyż w górę wzięła ciekawość . Zajrzałam tam, jak się okazało to był mój brat , obściskiwał się z jaką panną!? Nie mogłam uwierzyć własnym oczom. On bawił się w najlepsze a ja musiałam, pocieszać naszą matkę! Drań jeden mój gniew podkręcił się jeszcze bardziej, podeszłam bliżej wcale nie zrażona sceną odbywającą się przede mną.
-Twojej matce nie spodoba się wieść, że się puszczasz! – Powiedziałam w stronę dziewczyny. Ta jak oparzona odskoczyła od mojego brata, poprawiła sukienkę i uciekła. Aiden wkurzony stał opierając się dwoma rękami o ścianę. Po czym uderzył w nią pięścią. Podszedł do mnie zdenerwowany. Był sporo ode mnie wyższy jego sylwetka górowała nade mną. Wwiercał we mnie te lodowate spojrzenie.
-To nie twoja sprawa, co robię i z kim! Rozumiesz – Warkną. Nie wytrzymałam i zdzieliłam go dłonią w twarz. Jego oczy rozszerzyły się ze zaskoczenia. A sam zakołysał się do tyłu siłą uderzenia. Miałam w dupie, że to jego święto!
-Ty bawisz się w najlepsze, jak gdyby nigdy nic! Interesuje cię, chociaż jak się miewa twoja matka!? Jak zwykle tylko ty jesteś najważniejszy! Jesteś taki sama jak nasz ojciec egoista jebany – Dźgam do paznokciem w pierś.
-Albo z nią porozmawiasz szczerze, albo zapomnę, że mam brata! – Po tych słowach wyszłam z rezydencji trzaskając drzwiami. Ale mnie nosiło, mogłabym jeszcze kogoś pobić, dobrze, że Giorgio tam został, bo on też mógłby oberwać!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top