Rozdział 20
Julia
Przez pierwszych kilka dni przyzwyczajałam się do nowej sytuacji. Giorgio dał mi czas oraz przestrzeń. Był cierpliwy, za co byłam mu wdzięczna. Wróciłam do pracy, byłam z tego powodu przeszczęśliwa. No bo ile można siedzieć w domu leżeć i pachnieć? Tydzień był wystarczającą przerwą. Pełniłam teraz rolę pokojówki. Musiałam zrywać się z łóżka wcześniej niż mój mąż, kiedy on smacznie pochrapywał, ja już byłam dawno na nogach.
Z Abbi pracowałam już przeszło trzy tygodnie i czułam się w jej towarzystwie bardzo swobodnie. Była ona wesołą dziewczyną, zabawną i rozgadaną. Zmiany z nią sprawiały, że czas leciał mi szybciej. Jej ciemna skóra kontrastowała z naszymi bordowymi uniformami. Włosy miała zaplecione w warkoczyki, przeważnie nosiła je rozpuszczone, ale kiedy brałyśmy się do pracy związywała je. Jednak czasem miałam wrażenie, że te duże brązowe oczy skrywały za sobą wiele smutku. Może tymi żartami i śmiechem chciała zamaskować swój ból?
Dziś zostało nam przydzielone prawe skrzydło siódmego piętra. Hotel liczył około stu pokoi poza apartamentami, które zajmowały trzy ostatnie piętra budynku. Na jednym piętrze było dziesięć pokoi, po pięć w każdym skrzydle. Abbi zaparkowała wózek z artykułami sprzątającymi przed pierwszymi drzwiami. Zabrała potrzebne jej rzeczy i weszła do pokoju. Ja musiałam jeszcze znaleźć moją szmatkę, którą fajnie się czyściło różne powierzchnie. Kucnęłam przy wózku i szukałam. Niestety nie znalazłam swojej szmatki, czym byłam naprawdę zasmucona. Kiedy wstałam i wyprostowałam się, do moich uszu dobiegł dźwięk męskich głosów. Obróciłam się do tyłu, zobaczyłam uchylone drzwi na końcu korytarza. Z wnętrza pokoju wyłoniło się czterech mężczyzn. Wśród nich dostrzegłam mojego ojczyma. WTF!? Kompletnie zaskoczona nie wiedziałam gdzie podziać oczy, bo wszyscy zmierzali w moją stronę. Leonardowi towarzyszył Sisto i dwoje innych żołnierzy, których znałam ale nie pamiętałam ich imion. Trzej panowie kiwnęli mi głowami na dzień dobry, a wuj obrzucił mnie czujnym spojrzeniem. Z wrażenia upuściłam płyn, ale szybko go podniosłam.
-Dołączę do was na dole – Powiedział, a pozostali wsiedli do windy.
-Do twarzy ci w tym uniformie – Rzekł z lekkim uśmiechem – Jak praca? – Zapytał, lecz ja nic nie odpowiedziałam, bo za drzwiami naprzeciwko nas znajdowała się koleżanka i nie chciałam żeby coś usłyszała. Przez niego mógł posypać się mój plan pracownika incognito.
-Przepraszam, ale wolałabym, aby nikt nie widział jak z tobą rozmawiam – Powiedziałam, sugestywnie pokazując brwiami, że ktoś jest w pokoju. Leo zrozumiał mój przekaz, w tym momencie z pokoju wyszła Abbi.
-Co tak długo ci zajmuje? – Rzuciła, ale stanęła jak zamurowana na widok Leonarda. Momentalnie pobladła, ale szybko pozbierała się w sobie.
-Dzień dobry panu – Przywitała się cicho.
-Abigail dzień dobry – Odrzekł wuj – Powiedz mi, czy jesteś jedynką czy piątką – Nie bardzo rozumiałam o co chodzi mu tymi numerami, na co Abbi odrzekła zmieszana – minus jeden – Wtedy Leonardo pokiwał głową z uznaniem.
-Pokój na końcu korytarza – Mówiąc to odszedł kierując się w stronę schodów.
-Co to za numery? – Obróciłam się do koleżanki zaintrygowana. Ona zbyła mnie machnięciem ręki.
-Nic takiego, zostawię cię tutaj, a ja pójdę do tamtego pokoju sama! – Pokreśliła ostanie słowo, wyraźnie dając mi do zrozumienia, że temat uważa za skończony.
-No weź coś ty nagle taka zdenerwowana? – Zapytałam. Koleżanka przystanęła i spojrzała na mnie poważnie.
-Wiesz kto to był?- Zapytała.
-Nie – Skłamałam. Abbi spojrzała na mnie dziwnie.
-Może lepiej żebyś pozostała w niewiedzy, dużo dziewczyn nie daje sobie rady z czymś takim.
-Z czym? – Nie dawałam za wygraną.
-Jezu, ale ty jesteś! – Jęknęła wkurzona - Bierz wózek i choć to ci pokażę – Rzuciła kierując się do pokoju na końcu. Szczerze powiedziawszy przypuszczałam co mogę zastać w pokoju. Kiedy weszłam za Abbi do środka w moje nozdrza uderzył wszechobecny zapach krwi. A jednak...
Weszłam bardziej w głąb, na łóżku znajdowały się czerwone, ślady. Zszokowana zakryłam usta dłonią, Boże tej krwi było na nim pełno. Nie mogłam wytrzymać smrodu, pobiegłam do toalety i zwymiotowałam. Ja pierdzielę! Co robił Leo ze swoimi ludźmi w tym pokoju!? Tortulowali kogoś? Zabili!? A jeśli tak, to co się stało z ciałem, co oni z nim zrobili!? To był ten moment, kiedy pierwszy raz zapytałam siebie czy, aby na pewno chcę tu pracować? Wątpliwości pojawiło się nagle wiele i już nie byłam taka pewna swego jak wcześniej. Łatwo powiedzieć, że wytrzymam wszystko, ale czy na pewno?
- Żyjesz? – Do łazienki zajrzała zatroskana Abbi.
-T-tak – Wyjąkałam słabo.
-Ja też za pierwszym razem wymiotowałam i za drugim. Ale koniec końców dałam radę i pokonałam obrzydzenie. Za sprzątanie na minus jedynce zarabiam o wiele większą kasę niż normalnie.
-Dlaczego to robisz? – Zapytałam nagle zasmucona – Przez jej twarz przemknął grymas, choć była ona wesoła i zabawna nie mówiła o swym życiu prywatnym za wiele.
-Mam synka wiesz choruje, a leczenie jest kosztowne. Jestem sama, to znaczy jego ojciec zmył się kiedy okazało się, że jego dziecko nie jest idealne.
-Przykro mi – Powiedziałam szczerze.
-Jest tak fajnym dzieckiem – Wstałam, doprowadziłam się do porządku.
-A co mu jest?
-Ma wadę serca, na razie ma dopiero dwa latka, ale z wiekiem może ta wada rozrastać się. Dlatego kardiolog, do którego chodzę planuje już operacje na przyszły rok. Muszę zbierać pieniądze, nie wiem czy moje ubezpieczenie pokrywa takie operacje.
-Boże, przykro mi kochana - Przytuliłam ją do siebie, nie wiem co mnie napadło, ale czułam, że powinnam to zrobić. Kiedy odsunęłam się od niej, ona patrzyła na mnie dziwnie zmieszana.
-Wracajmy do pracy - Rzekła i wycofała się z łazienki. Koleżanka wyciągnęła duży czarny worek, kazała mi go otworzyć, a sama wrzucała do niego całą kołdrę nie ściągając poszewki i pościel razem z poduszkami, zawiązałam worek. Następnie koleżanka nalała specjalnego płynu na materac. Założyła żółte lateksowe rękawiczki i zaczęła energicznie pocierać zbrudzone miejsca gąbką. Ja zabrałam się za sprzątanie reszty. Po dwudziestu minutach pokój lśnił. Z zaciekawieniem przyglądałam się co robi koleżanka. Z wózka wyciągnęła czarne urządzenie w kształcie prostokąta, kiedy je włączyła okazała się, że to była lampa UV pod którą można było dostrzec ślady krwi. Przejechała cały materac uważnie przyglądając się czy czegoś nie pominęła.
-Ja cię kręcę- Wydukałam oszołomiona.
-Ten płyn jest bardzo drogi i naszpikowany chemią trzeba uważać na dłonie bo potrafi zrobić krzywdę, ale idealnie zaciera ślady. Jak widzisz nic nie widać - Skomentowała zadowolona z siebie.
-I co taki materac jest jak nowy? Nie trzeba się go pozbywać? - Dopytywałam.
-Nie do końca najprawdopodobniej materac zostanie wymieniony, ale na razie musi to wystarczyć.
-A co zrobisz z pościelą? - Zapytałam, bo przecież coś z tym musieli robić.
-Te rzeczy są odbierane przez specjalną firmę, która zajmuje się utylizacją tego.
-Ok, ale nie boją się, że ktoś sypnie? - Abbi zaśmiała się gorzko.
-Uwierz mi, ale każdy za bardzo się boi, żeby to rozgłośniać, a poza tym kasa z tego jest duża, więc wszystko odbywa się bez komplikacji. Zresztą ten hotel nie jest normalny. Tutaj dzieją się dziwne rzeczy.
-O kurczę - Usiadłam z wrażenia - Jednak Abbi szybko mnie pociągnęła za rękę.
-Zgłupiałaś nie siadaj na materacu!
-Co? - Wydukałam zmieszana.
-Odbarwi ci sukienkę, i co, potem będziesz chodziła z białą plamą na dupie?! - Zaczęłam się śmiać, a ona wraz ze mną ten śmiech pomógł mi rozładować napięcie.
Potem w kolejnym pokoju, który miałyśmy pokrzątać Abbi dziwnie się zachowywała. Zerkała na mnie, tak jakby podejrzliwie, milczała też, co w jej przypadku było niepokojące. Normalnie buzia jej się nie zamykała.
-Coś się stało? Patrzysz tak na mnie jakoś dziwnie? - Ona stanęła ze szmatą w ręce i pokręciła do siebie głową, jednak po dobrej minucie jej wewnętrznej bitwy odważyła się powiedzieć co jej leży na wątrobie.
-Słyszałam waszą rozmowę ok! - Powiedziała w końcu, spojrzała na mnie gniewnie. Psia mać! A więc jednak nie udało mi się uniknąć wpadki.
-Znasz Leonarda Lombardio? I nic nie powiedziałaś!? Jesteś jego kochanką czy jak?
-Co? Kochanką? - O Boże, źle pokojarzyła fakty, chciało mi się śmiać.
-Nie jestem jego kochanką - Odpowiedziałam.
-Ale skądś go znasz, tak? Bo wypowiedział twoje imię w taki troskliwy sposób, a potem ty zrugałaś go, żeby nie mówił do ciebie przy innych. Wiesz wyglądało to dla mnie na to, że to on załatwił ci tu pracę bo posuwa cię na zapleczu czy coś - Zakryłam usta dłonią by nie wybuchnąć śmiechem, moja reakcja na jej słowa, nie była by na miejscu. Więc postarałam się powstrzymać i wyjaśnić jej sytuacje.
-Przecież znasz mnie, chcę tylko znać prawdę bo to wydaje się nieco dziwne, nie uważasz?
-Jestem jego pasierbicą, moja matka wyszła za niego za mąż
-O! - Wydukała oniemiała, aż usiadła z wrażenia na krzesło, które stało pod oknem.
- Że co? To dlaczego pracujesz jako pokojówka przecież masz dziewczyno kasy jak lodu!? - Zapiszczała zszokowana.
-Tu nie chodzi o pieniądze, tylko o wiedzę i doświadczenie.
-A po co ci to? Nikt normalny z twoich kręgów nie zniża się do takiego stopnia!?
-Bo wkrótce mam przejąć miejsce mojej babki
-Czyli ty będziesz jakby nową dyrektorką? - Wydukała odchylając głowę do tyłu i patrząc na mnie wymownie.
-Tak, będę.
-Ja cię kręcę, stara przecież to zajebiście - Ucieszyła się. Usiadłam na krześle obok niej.
-Tak zajebiście - Wydukałam. W sumie po dzisiejszej sprawie z pokojem na końcu korytarza jakoś mi tak dziwnie. Widok krwi wciąż powoduje u mnie niesmak. Czy przyzwyczajając się do tego widoku i przy wiedzy, którą posiadam nie stanę się taka sama jak wszyscy w mafii. Będę częścią tego wszystkiego jeszcze bardziej. Przecież do moich obowiązków będzie należeć zacieranie śladów. Trzymanie wszystkiego w tajemnicy, przełknęłam gorzką gulę w swoim gardle. Czy może nie porywam się z motyką na słońce? Po tym jak zabiłam troje ludzi w domku w górach powinnam mieć już znieczulice na takie rzeczy?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top