Rozdział 2
Julia
Dziś był mój pierwszy dzień pracy w hotelu, byłam podekscytowana i gotowa do działania. Miałam zostać członkiem zarządu, ale za nim to nastąpi babcia przygotowała dla mnie kilka stopni, które miały pokazać mi od A do Z na czym polega praca w hotelu. Dziś zaczynałam, jako pomoc kuchenna. Nie stanowiło to dla mnie problemu, nie jestem osobą ze słomianym zapałem i tak łatwo się nie poddaje. Nie uważam także, że wszystko mi się należy, bo jestem pasierbicą Capo Nowego Yorku w tym jednego z właścicieli Hotelu. Dlatego właśnie prosiłam babcie by w umowie widniało panieńskie nazwisko mojej matki. Wolałam zacząć od zera, żeby większość osób, z którymi będę mieć styczność nie wiedziała, kim jestem. Tak było dla mnie prościej. Stanęłam po środku okazałego holu, zauroczona wystrojem z otwartą buzią podziwiałam misternie zdobienia. Ściany pokrywała jasnokremowa tapeta w złote esy floresy, podłoga była z jasnego marmuru przełamana czarnymi smugami. Oświetlenie też sprawiało wrażenie wyrafinowanego. Wielkie złote żyrandole zdobiły sufit. Widziałam zdjęcia wnętrz, przecież musiałam zrobić rozeznanie, niebyła bym sobą, ale zobaczyć to na żywo, a nie na zdjęciach robiło wielką różnicę. Po lewej stronie od wejścia były umieszczone aż trzy windy. Na prawo znajdowała się obszerna recepcja. Podeszłam do niej, za biurkiem stała rudowłosa kobieta wyglądająca na trzydzieści kilka lat. Ubrana była w bordową marynarkę pod spodem miała białą koszulę z długim rękawem, a na jej plakietce widniało imię Alison. Uśmiechnęłam się do niej na przywitanie.
-Dzień dobry Julia Rose zostałam przyjęta do pracy na stanowisko pomocy kuchennej - Chłodne oczy kobiety zaskoczyły mnie. Nie takiego przywitania spodziewałam się z jej strony. Zmierzyła mnie oceniającym spojrzeniem, potem przywitała się i kazała mi pójść za sobą. Przeszłyśmy hol z windami, następnie weszłyśmy do rozległej sali restauracyjnej. Na jej końcu znajdowała się kuchnia. Kobieta otworzyła poły dwuskrzydłowych drzwi z ciemnego drewna z okrągłymi okienkami u góry.
-Mike to twoja nowa pomywaczka - Krzyknęła Alison. Kolejny raz obrzuciła mnie oceniającym spojrzeniem, po czym wyszła. Wow ona chyba nie należała do najmilszych osób tutaj pracujących . Kuchnia była sporych rozmiarów, po obu stronach widniały rzędy szafek ze stali nierdzewnej ich blaty były miejscem pracy kucharzy. Po środku mieściły się piece z palnikami do gotowania. Po kuchni krzątało się już kilku mężczyzn ubranych w czarne spdnie oraz czarne kitle kucharskie. Podszedł do mnie ów Mike. Wytarł dłonie o bordowy fartuch z wyszywaną nazwą hotelu. Podał mi dłoń na powitanie, odwzajemniłam ten gest. Nie wyglądał na szefa kuchni, wydał mi się za młody na tę funkcję. Był wysoki, szczupły. Ciemne włosy miał zaczesane do tyłu i związane w koński ogon, ale z brązowych oczu biła radość, więc miałam nadzieje, że nie trafiłam na kolejnego człowieka pokroju recepcjonistki.
-Cześć, za tamtymi drzwiami jest szatnia, są tam też rzeczy przygotowane dla ciebie. Przebierz się i potem objaśnia ci, co i jak - Energicznie machnęłam głową na potwierdzenie i pokierowałam się na koniec pomieszczenia. Szatnie nie była za wielka, ale na całe szczęście była podzielona na część damską i męską. Przed jedną z szafek na ławce, leżała sterta schludnie ułożonych ubrań. Przebrałam się i wróciłam do kuchni.
-O już – Zawołał Mike z nieskrywanym zdziwieniem.
-Przedstawię ci naszą załogę to Denis - Niski krępy facet po pięćdziesiątce. Kolejny był Ramirez to była taka ksywka, wysoki latynos z ogoloną głową na łyso. Ed, średniego wzrostu z bujną czupryną brązowo kręconych włosów i okularami na nosie. Potem przedstawiał kolejnych, bardzo chciałam ich wszystkich zapamiętać już tego pierwszego dnia, ale załoga liczyła około dziesięciu osób i szczerze zapamiętałam może z cztery imiona eh, ale mam cały miesiąc by to nadgonić. Mycie naczyń okazało się bardziej męczące niż przypuszczałam. Na szczęście na talerze i sztućce była osobna zmywarka, ale wpierw musiałam wyrzucić wszystkie resztki do śmietnika oraz opłukać talerze dopiero potem włożyć do zmywarki. Wyzwaniem okazało się mycie garnków, patelni i przyborów kuchennych, które były potrzebne na już. Niektóre rzeczy były bardzo brudne, szorowanie tego zajmowało mi więcej czasu niż chciałam. W kuchni panował straszny ukrop, a gorąca woda przy zmywaniu potęgowała to odczucie. W pewnej chwili myślałam, że się przewrócę. Ciągle ocierałam pot z czoła. Gdzieś koło czternastej Mike zawołał wszystkich na obiad, ugotował spaghetti karbonara. Byłam mile zaskoczona, konałam z głodu. Przy blacie kuchennym zostało postawione dla mnie krzesło, a reszta ekipy jadła na stojąco. Zdałam sobie sprawę, że na zapleczu nie ma nawet stolika, żeby w spokoju zjeść czy spędzić przerwę. Dla mnie było to nie dopuszczalne, wszystko odbywało się w biegu. Na koniec zmiany Mike klepie mnie po ramieniu i obwieszcza wesołym tonem.
-Świetnie dałaś sobie dzisiaj radę, to nie takie łatwe wytrzymać tyle godzin w towarzystwie samych facetów – Rzuca z dumą.
-Było w porządku - Odpowiadam, wzruszając ramionami. Chcąc nie chcąc byłam zmuszona słuchać rozmów toczących się na kuchni. Głównymi tematami był sport, chociaż przewijały się też tematy dotyczące kobiet i dzieci, ale to sport królował. I chwała Bogu, bo słuchanie o bimbałach jakiejś tam Sylivi było dla mnie nieco niezręczne. Usłyszałam dzisiaj więcej nazw sportów niż przez całe swoje życie. Nie sądziłam nawet, że takie istnieją. Bo nigdy nie interesowałam się tymi rzeczami za nad to. Załamy tylko sporty zimowe, które królowały na Alasce taki jak carrling czy hokej, ale o podwodnym hokeju nie słyszałam w życiu. Zresztą ja trenowałam strzelnicowo, co raczej za sport nie można uznać.
-Powiesz mi czy tu jest zawsze tak gorąco? - Pytam. Mike puszcza do mnie oczko, pewnie sądzi, że chodzi mi o kipiący w pomieszczeniu testosteron, ale ja ma na myśli klimatyzację, a raczej jej brak. Szybko tłumaczę, o co mi chodzi.
-Och, przez to też temperatura na pewno wzrasta – zażartowałam- Ale chodzi mi o klimatyzację - Brwi Mika podjeżdżają do góry, następnie marszczy je zakłopotany. Wyciera dłonie w ściereczkę i przewiesza sobie ją przez ramię. Kładzie obie dłonie na biodrach.
-Kiedyś działa – Mówi z zadumą.
-Kiedyś? Jak to? - Już mam zadać kolejne pytanie, ale w porę opamiętuje się, kurczę włącza mi się tryb dociekliwości. Co wcale mi nie pomaga, nie chcę zdradzić się już pierwszego dnia to nie dopuszczalne. Głupia ja!
-Dziwne taki znany hotel, a... - Mike przerywa mi w pół słowa.
-Nie wszystko tutaj jest takie, jakie być powinno, a teraz wybacz muszę się przebierać - Wymija mnie i wchodzi do szatni. Niestety wiem, co miał na myśli, hotel należy oficjalnie do rodziny Lombardio. Ale nieliczni widzą, że to rodzina mafijna, a hotel stanowi przykrywkę na wiele nielegalnych rzeczy. Godząc się na tą pracę zdawałam sobie sprawę, iż moje życie zmieni się na zawsze. Jestem świadoma, z jakimi rzeczami, sytuacjami przyjdzie mi się zmierzyć. Wiem, że zastanę nie jednego trupa w szafie. A jednak, nie wahałam się przez sekundę, kiedy babcia zaoferowała mi tą pracę. Lubię wyzwania, a ta praca jest wyzwaniem życia.
Wracam wspomnieniami do rozmowy z ojczymem. Odbyła się ona tuż po tym jak babcia oświadczyła mi, że chcę mi oddać swoje udziały w biznesie.
- Julia możesz przyjść do mojego gabinetu, kiedy będziesz mieć czas? Muszę z tobą porozmawiać - Oświadczył, kiedy miałam już wychodzić na spotkanie z koleżankami z liceum. Musiałam ugryźć się w język, by mu nie odpyskować. Powiedział to tonem nieznoszącym sprzeciwu, nie było mi w smak rozmawiać z nim sam na sam, ale nie miałam innego wyjścia.
Zapukałam i weszłam do jego gabinetu, który był urządzony w staromodnym stylu. Ciężkie mahoniowe biurko bogato zdobione na krawędziach, zajmowało centralną cześć pokoju, po obu stronach ściany znajdowały się regały z książkami i skoroszytami. Ściany zdobiła zielona tapeta w misterne wzory. Leonardo siedział przy biurku z wzrokiem utkwionym w monitorze komputera, nie odrywając wzroku, wskazał dłonią abym usiadł na krześle na przeciwko.
Usiadłam dłuższą chwilę nie zwracał na mnie uwagi. Był typem bardzo intensywnego człowieka, jego osobowość wypełniała całe pomieszczenie i było to wręcz nie do zniesienia. Nie lubiłam czekać, byłam niecierpliwa, miałam być już na spotkaniu, a on zajmował mój czas i nie raczył nawet na mnie spojrzeć. Moja irytacja stale rosła. Po około dziesięciu minutach w końcu na mnie spojrzał. Jak moja matka mogła pokochać tak dziwnego człowieka? Minę miał poważną, ale intensywność jego spojrzenia napawała mnie nie pokojem.
-Moja matka poinformowała Cię o planach wobec Ciebie- Nie było to pytanie, tylko stwierdzenie.
-Tak
-To nie jest zwykły hotel- Cedzi zmieszany.
-Zdaję sobie z tego sprawę
-Doprawdy? - Duka z rezerwą w głosie - Wiesz, jak trudne to zadanie logistyczne ogarnąć taki hotel i biznes. Jakim czasem trzeba być Chujem wobec innych - Prycham w duchu na jego stwierdzenie. Wiem, do czego zmierza, zapewne chce mnie zniechęcić już na starcie.
-Jestem na to przygotowana, dlatego właśnie chcę zacząć od najmniej znaczącego stopnia. Przebrnę przez wszystkie szczeble, aby nauczyć się jak najwięcej. A przed wszystkim poznać ludzi, którzy składają się na ten interes. Ty pewnie sądzisz, że nie mam zielonego pojęcia, na co się piszę, z jaką odpowiedzialnością wiążę się ta praca. Otóż wiem - Oświadczam, wstaję, bo uważam rozmowę za skończoną. Ojczym także wstaje, góruje nade mną, co najmniej o pięćdziesiąt centymetrów. Gdyby tylko chciał mógłby mnie zmieść z powierzchni ziemi nawet nie roniąc, ani kropli potu.
-Choć nie byłem przychylny twoim studiom, cieszę się, że będziesz tam pracować.
-Tak? - Dukam zdezorientowana
-Oczywiście, że tak - Obchodzi biurko, kładzie obie dłonie na moich ramionach.
-Jest dwudziesty pierwszy wiek kobiety z naszego środowiska powinny studiować i pracować - Puszcza mnie i zaczyna chodzić po pokoju.
-To niedorzeczne, że kobiety były przez tyle lat tłamszone- Masuje swoje skronie, zaaferowany- Pomyśl ile moglibyśmy osiągnąć. A to wszystko utracone w imię zasad. Jako Capo chcę to zmienić, choć nie będzie to droga usypana płatkami róż. Dlatego ty będziesz prekursorką tych zmian - Mówi wskazując na mnie palcem. Znowu podchodzi do mnie, a jego oczy ukazują szczerość, jakiej nigdy u niego nie widziałam.
-Jesteś zdolną, mądrą i elokwentną dziewczyną, przepraszam kobietą. Jeśli ci się uda będę z Ciebie cholernie dumny. To będzie wielki krok w naszym świecie. Dlatego nie zawiedź mnie Julio - Nerwowo przełykam ślinę. Wow, jego słowa znaczą dla mnie...Wow. Nie spodziewałam się po nim takiego zachowania, a ni tych słów, chyba jestem w szoku.
-Nie zawiodę!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top