32


Arrigo

Biorę swoją żonę pod ramię, już chcę ją zaciągnąć do namiotu, ale moja siostrunia zatrzymuje nas na swoich miejscach, rozprawiając na temat przyjęcia gratulacji. Wypowiadam pod nosem ciche przekleństwo, ponieważ zmuszeni jesteśmy stać pod łukiem zdecydowanie zbyt dłużej niżbym chciał, a moja cierpliwość zdecydowanie w ostatnim tygodniu została zbyt wiele razy nadszarpnięta.

- Moja żono – Zwracam się twarzą do Elisy z aroganckim uśmiechem.

- Tak panie mężu? – Odpowiada przekornie, a jej uśmiech jest tak szeroki i rozbrajający, aż ciężko mi pozostać niewzruszonym, dlatego również się uśmiecham. Mamy to! W życiu bym nie pomyślał, że będę cieszyć się, jak dziecko w dniu własnego ślubu. O ironio tyle czasu przed tym uciekałem. Nasza skromna wymiana zdań zostaje przerwana przez podchodzących do nas pierwszych gości.

Po około trzydziestu minutach możemy w końcu przejść do namiotu. Nie puszczam dłoni swojej żony, trzymam ją mocną. Jakby zaraz ta bańka miała pęknąć, a ja obudziłbym się skacowany z tak pięknego snu. Kurwa niech ktoś mnie uszczypnie, nie albo mi przywali, bo kurwa nie wierzę w własne szczęście. Wchodzimy do namiotu, a huk wystrzału uderza z wielką siłą w moje uszy instynktownie chowam żonę za sobą i sięgam do kabury, ale jej tam nie ma, bo przecież to dzień mojego ślubu i z całego tego podekscytowania zapomniałem jej ubrać. W powietrzu między nami unosi się złote konfetti wystrzelone z armat przez druhny, które stoją na przeciwko nas i trzymają pół metrowe tuby w swoich dłoniach, Elisa wysuwa się za mnie śmiejąc się do rozpuku.

- Wyluzuj Arrigo - Kładzie dłoń na moim ramieniu -  Masz minę jakbyś chciał wszystkich pozabijać – Dodaję bardzo rozbawiona. Napięcie mija tak szybko, jak się pojawiło. Staram się by wyglądać na zrelaksowanego, ale po minie mojej żony mogę stwierdzić, że marnie mi to wychodzi. Będąc członkiem mafii musisz być zawsze przygotowany na najgorsze, nigdy nie tracić czujności. Nawet  jeśli to pierdolone konfetti. Elisa pociągnęła mnie w stronę naszego miejsca. Był to prostokątny stolik pokryty koronkowym obrusem na jego wierzchu ustawione były dekoracje wykonane z żywych kwiatów, a liście opadał niekiedy do samej ziemi. Na blacie pośród dekoracji stały ustawione nasze inicjały E&A. Tuż za ustawiona była drewniana ściana, którą przystrojono koronkowymi zasłonami przewieszonymi po obu stronach ściany, centralną cześć tuż nad naszymi głowami zdobiła neonowa lampa, którą tworzył napis "Better Together"

Razem lepiej, powtórzyłem te słowa pod nosem, odsuwając krzesło dla Elisy, która z zachwytem obserwowała pomieszczenie. Dosłownie widziałem ten blask w jej oczach. Zajmuję miejsce obok niej. Mam tak cholerną ochotę znowu ją pocałować, dlatego wyciągam lewą dłoń ujmuję ją za podbródek i zamykam jej ustaw w pocałunku. Zaskoczona oblewa się rumieńcem. Ach Ten krzywy wzrok Carllo, ze stolika ustawionego naprzeciwko nas, siedzi niecałe dwadzieścia metrów dalej, ale jestem w stanie go dotrzeć. Aż chce mi się śmiać, bo stary pryk już nic nie może zrobić, teraz Elisa należy do mnie i ta myśl powoduje, że na mojej twarzy rozkwita leniwy arogancki uśmiech.

- Nie uważasz, że deczko przesadzasz – Odzywa się Elisa

- Wcale – Odpowiadam z szelmowskim uśmiechem.

- Twoja suknia jest piękna, idealnie do ciebie pasuje - Dodaję, zmieniając temat.

- Dziękuję - Odpowiada, a skóra jej policzków staje się różowa.

- A jak się czujesz, jako pani Lombardio? – Pytam.

- Zdecydowanie lepiej – Odpowiada. A ja znów składam pocałunek na jej ustach. W prost nie mogę się powstrzymać.

-Przestań wszyscy się na nas patrzą – Rzuca nieco zirytowana.

- Przecież to nasze wesele, wszyscy będą patrzeć tylko na nas skarbie – Cmokam.

- Tak dziwnie się czuję będąc pod ostrzałem tylu spojrzeń – Odpowiada wyraźnie speszona. Zakładam lewą rękę na oparcie jej krzesła i przysuwam się do niej bliżej.

- Będziesz musiała się do tego przyzwyczaić – Rzucam topiąc nos w zagłębieniu jej szyi.

- Zachowujesz się jak napalony nastolatek - Elisa zwraca się do mnie twarzą.

- Czekaj, już wiem, a pamiętasz, to co kiedyś nam przerwano – Mówiąc to unoszę jedną brew. A jej oczy jeszcze bardziej rozbłyskują się, gdy przypomina sobie o czym mówię.

- I bardzo dobrze, że twoja siostra wtedy tak mnie zrugała...

- Dlaczego? - Dopytuje szczerze zainteresowany.

- Kto wie do czego mógłbyś namówić taką biedną niedoświadczoną nastolatkę – Odpowiada wpatrując się we mnie, a jednocześnie przygryza dolną wargę.

- Byłaś bardziej niż chętna, Eliso, pytanie czy dziś też będziesz tak chętna? – Po kilku sekundach zauważyłem jak panika wkrada się w jej spojrzenie. Wtedy chwytam jej dłoń, zmuszam ją by znów na mnie spojrzała.

- Nie zrobię niczego bez twojej zgody, masz moje słowo, nawet jeśli jaja miałby mi spuchnąć – Wtedy Elisa kręci głową i zaczyna się śmiać.

Po obiedzie przychodzi pora na nasz pierwszy taniec, ponoć to taka tradycja, szczerze jeżeli o mnie chodzi wolałbym ją pominąć, ale jak bym mógł zawieść Elisę. Prowadzę ją na środek parkietu, biorę ją w swoje ramiona, gdy muzycy zaczynają grać, moja żona marszy swe czoło i rozgląda się w koło szukając wzrokiem kogoś lub czegoś.

- Co się stało? – Dopytuje, również rozglądając się po zebranych w półkole gościach.

- Ta piosenka...- Urywa widocznie poruszona. Zaczynamy tańczyć.

- Elisa – Wypowiadam jej imię, chcę by na mnie spojrzała, kiedy unosi swój wzrok na mnie, jej oczy lśnią od emocji i wzruszenia.

- To jest ulubiona piosenka moje zmarłej matki. Vivo per lei... - Urywa. I już wiem, że pewnie za sprawą tej melodii wpadła w tak melancholijny nastrój. Mocniej przyciskam jej ciało do siebie.

- Jeżeli to dla ciebie za trudne możemy przestać tańczyć – Rzucam zaniepokojony, lecz ona przecząco kreci głową.

- Wiesz, gdy moja mama jeszcze miewała się dobrze, siadywałyśmy razem z nią w naszym domu na werandzie i słuchaliśmy tej piosenki. Mama powiedziała nam wtedy...- Urwała, widać, jak ciężko było jej o tym mówić.

- Powiedziała, że chciałaby aby któraś z nas zatańczyła do tego utworu swój pierwszy taniec na własnym weselu. Życzyła nam obu abyśmy mimo wszystko znalazły prawdziwą miłość – Ocieram palcem łzę płynącą po jej policzku. Wpatruję się w jej zielone oczy, tak chwila wydaje się teraz taka intymna.

- Te słowa nie miały dla mnie takiej mocy, dziś widzę w nich sens – Elisa staję na palcach by móc zrównać się choć trochę ze mną wzrostem. 

-Kocham cię Arrigo –Wypowiada, totalnie nie spodziewałem się tego, stoję jak sparaliżowany, ale kiedy jej usta dotykają moich, czuję jak dosłownie powietrze iskrzy się między nami. Pogłębiam pocałunek bo kurwa jestem uzależniony od jej ust. Podnoszę ją do góry i obracam nas dookoła, w tel słychać głośne brawa i wiwaty obserwujących nas gości. Pewnie nie jedni myślą, że ten nasz układ był wyćwiczony, ale mam to gdzieś. W tej chwili liczyła się dla mnie tylko moja żona. Pewnie minie sporo czasu niż ochłonę, niż zdobędę się na taką poważną deklaracje. Wciąż jeszcze uczucia sprawiały mi nie mały problem. Piosenka kończy się, ja opuszczam swoją żonę na podłogę, ale nie puszczam jej od razu.

- Wszystko w porządku, nie kręci ci się w głowie? - Dopytuję, chcąc mieć pewność, że wszystko z nią ok. Potem moją żonę przejmuję jej ojciec, to stwarza dla mnie okazję żeby łyknąć coś mocniejszego. Więc podchodzę do baru i proszę barmana by nalał mi szkockiej. Z szklanką w dłoni wracam do naszego stołu, ale nie siadam, stoję wpatrzony w tańczących na parkiecie Carllo wraz z Elisą.  Tego dnia nieustannie czułem wzrok Carllo na sobie. Jakby chciał wypalić dziurę we mnie na wylot. Elisa poczuła ulgę, w końcu została uwolniona od nadopiekuńczego i despotycznego ojca, a ja poczułem ogromną satysfakcje, bo będę mógł zaśmiać mu się w twarz i to bez konsekwencji czy gróźb z jego strony. Suma samarów to on powinien być najbardziej zadowolony z tego małżeństwa. Jego córka wyszła za wysoko postawionego członka w hierarchii mafii. Wżeniła się w rodzinę należącą do samego zwierzchnika tej jakże zacnej instytucji. Gdyby nie ja i moja hojna oferta, Elisa miała by nie ładnie to ujmując przesrane. Może wyszła by za mąż, ale gdyby po ślubie okazało się, że nie był dziewicą, to był by koniec. Koniec reputacji jej jaki i jej rodziny. A w naszych szeregach nie brakuje pojebów, którzy wciąż pielęgnują tą jebaną i uwłaczającą tradycję krwawego prześcieradła. Wiem jedno, choć Carllo może grać najbardziej twardszego i niewzruszonego typa, tak naprawdę w głębi swojego skamieniałego serca jest mi wdzięczny, być może nigdy nie przyzna tego na głos, bo jego dumna na to nie pozwala. Ale ocaliłem Elisę, jaki i jej rodzinę od agonii. Świadomość, że my jako małżeństwo też będziemy obchodzić ten zacny obrzęd wkurwia mnie do granic możliwości. Ale jestem na to przygotowany. Mam nadzieję tylko, że moja żona przystanie na mój pomysł. W przypadku ślubu moich rodziców, ten rytuał nie była brany wcale pod uwagę, bo moja matka była wdową  z dwójką dzieci. A jeśli chodzi o moją siostrunię, to Giorgio wiedział przed ślubem, że Julia nie jest już dziewicom. A że ja jestem pasierbem capo,  muszę świecić przykładem dla innych, żenię się z kobietą z familii. Więc ta rzecz nie mogła nas ominąć, a szkoda bo zapewne oboje z Elisą odetchnęlibyśmy z ulgą.

Wybija godzina dwudziesta, a męska część przyjęcia zaczyna gwizdać i skandować oraz wykrzykiwać „Noc poślubna" Czasami mam wrażenie, że cała ta organizacja opiera się na prymitywnych tradycjach. Niechętnie wstaje ze swego miejsca, Elisa również. Patrzy na mnie, po czym obdarza zaniepokojonym wzrokiem rzeszę zebranych przed nami mężczyzn. Łapię żonę za rękę i trzymam ją mocno, dosłownie musimy siłą się przedrzeć przez zebrany tłum. Elisa stara się ukryć przerażenie spowodowane komentarzami rzucanymi w moim kierunku, o tym jak mam postępować z żoną w łóżku. Taka kultura, taki świat, co poradzisz. Ludzie klepią mnie po ramionach, jedni klepią po policzku życząc mi udanej zabawy. Jak najszybciej oboje opuszczamy gmach namiotu. Udajemy się do jednego pokoju przygotowanego specjalnie na tę noc. Kiedy zamykam za nam drzwi, mam wrażenie, że w końcu możemy odetchnąć. Podchodzę do okien zamaszystym ruchem zgarniam zasłony, by odgrodzić nas od zaciekawionych spojrzeń. Następnie ściągam marynarkę oraz pozbywam się muszki. Kładę te rzeczy na ustawionym nieopodal fotelu. Kiedy zabieram się za koszulę, dosłownie słyszę jak moja żona głośno oddycha. Unoszę na nią wzrok.

- Masz atak paniki? – Pytam wprost zmartwiony.

- Nie – Zaprzecza.

- Ale chyba muszę ochłonąć – Dodaję, po czym otwiera drzwi do łazienki, następnie zamyka się w niej. Rozruszam zbolały kark, ściągam z siebie koszulę, decyduję się nie zdejmować spodni. Coś czuję, że Elisa została przed chwilą nieźle nastraszona. Siadam na łóżku, zerkam na zegarek na swojej prawej dłoni, jest dwudziesta dwadzieścia, jednocześnie rzuca mi się w oczy moja obrączka. Dotykam ją, okręcam na palcu, bawię się nią i kręcę do siebie głową, na całą niedorzeczność tej sytuacji. Rozprawiam na tym, ile dzisiejszy dzień sprawił mi radości, ponownie testuję słowo żona w swoich ustach. Jego brzmienie niebywale mi się podoba, no kurwa kto by pomyślał. Ja nie uchwytny Arrigo zaobrączkowany! Gdyby ktoś powiedział mi o tym rok temu to wyśmiałbym go, a potem go zastrzelił. Jestem pojebany! Opadam do tyłu na łożu, głęboko wzdycham, nie wiem tak naprawdę ile dać Elisie czasu. Zerkam ponownie na tarczę zegara, minęło dopiero dziesięć minut od jej wejścia do łazienki, dlaczego więc mam kurwa wrażenie, że to cała wieczność!? Może powianiem zapukać i zapytać się jej ile jeszcze mam czekać, z drugiej strony nie chcę jej nie potrzebie pospieszać!? Co zrobić? Więc zakładam swoje dłonie pod głowę i nawet nie wiem, kiedy moje powiek robią się takie ciężkie, że zasypiam.


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top