24


Elisa

Wróciłam do domu koło północy, na dodatek byłam obładowana torbami z logami znanych marek. Z trudem przepchałam się przez drzwi wejściowe, jeszcze kontem oka dostrzegłam papę, który stał opary o szafkę kuchenną, ręce miał zaplecione na piersiach, a jego mina wyrażała największy wkurw jaki mógł być. Oho zaraz się zacznie, pomyślałam.

Zachowanie mojego papy od jakiegoś czasu okropnie mnie irytowało, jestem już dorosłą kobietą, gadki szmatki typu „ A o której to się do domu wraca" No mógł sobie je wsadzić do kieszeni oczywiście. Zresztą nie szlajam się gdzieś po ulicach sama. Przeważnie miałam towarzystwo. Dlatego postanowiłam go olać i od razu zataszczyłam wszystkie swoje zakupy do pokoju.

- Sav choć do mnie, zobacz – Zawołałam.

- Jezu obrabowałaś bank!? – Wrzasnęła siostra widząc torby położone na moim łóżku. Jednak nie dane nam było dłużej porozmawiać.

- Eli do kuchni proszę – Warknął papa, wymieniłam się tylko z siostrą porozumiewawczymi spojrzeniami. Stanęłam w korytarzu, dalej nie poszłam.

- Możesz sobie darować - Rzuciłam rozdrażniona.

- Martwiłem się, twoja komórka nie odpowiadała! - Krzyknął wyrzucając ręce w powietrze.

- Tato przestań, byłam z Arrigo, o czym dobrze wiedziałeś!

- Nie ufam mu - Warknął

-  No i co przez twój brak zaufania, ja mam na tym cierpieć - Tłumaczyłam.

- Wiesz dobrze, co...- Nie pozwoliłam mu skończyć tego zdania, a bardzo dobrze wiedziałam do czego zmierzał, miałam już dość! Wywlekał ten temat przy okazji każdej większej kłótni, których ostatnimi czasy mamy sporo. Ale na litość boską ile można!?

- Nie i nie, nie będziesz wywlekać tego zdarzenia za każdym razem kiedy zrobię coś co się  tobie nie spodoba. Wymierzasz tym we mnie, sprawiasz że to co chcę wyprzeć ze swojego umysłu wraca do mnie za każdym razem. Wiesz tato to podchodzi pod szantaż emocjonalny - Nie wiem co on sobie myśli, ale przypominanie mi o tym, nie pomaga, tylko sprawia, że rany nie mogą się zabliźnić , a koszmary nocne nie przechodzą.

-Mam tego dość, ja ufam Arrigo. Będzie moim mężem pogódź się z tym. To był długi dzień... - Urwałam, byłam wykończona.

- Póki mieszkasz pod moim dachem nie będę tolerował takiego zachowania. Jestem twoim ojcem! - Pokazał palcem na swoją pierś, dla podkreślenia tych słów.

- Czy w ogóle dotarło coś do ciebie co przed chwilą powiedziałam!? – Aż fuknęłam ze złości.

- Szacunek to jedyna rzecz której od ciebie wymagam.

- A kto powiedziała, że ja nie okazuje ci szacunku!? – Krzyknęłam poruszona. Nie on znowu to robi musztruje mnie, chcę żebym zachowywała się jak jego uczeń, tylko, że ja jestem jego córką a nie uczniem do diaska!

- Jesteś moim ojcem nie trenerem, pamiętasz? Czy już tak padło ci na mózg, że przekroczyłeś te granicę – W tym momencie Saveria szarpnęła mnie za ramię, to było tylko po to by odciągnąć moją uwagę od ojca.

- Nie warto Eli- Szepnęła do mnie zmartwiona. Przelała się szala goryczy, przez te wszystkie lata tłumaczyłam jego zachowanie przed samą sobą, usprawiedliwiałam go. Stracił żonę, został z nami sam, był zagubiony i zdruzgotany. Ale ile lat można być zagubionym do diaska!? Minęło tyle lat, jest dorosłym facetem. Nie chce już go usprawiedliwiać, chcę żyć, a on mnie pozbawia tchu.

- Nie tak cię wychowałem młoda damo!

- Nie ty mnie, nas nie wychowałeś, ty nas ustawiłeś, wytrenowałeś pod siebie

- Ten ślub to był zły pomysł, czułem to od początku- Warknął.

-Co?? – Zapowietrzyłam się.

- Odwołam zaręczyny - Oświadczył.

- Chyba oszalałeś!? – Wrzasnęłam.

- Nie będziesz kierować moim życiem! To ja sama o nim decyduje - Dodałam mega wściekła.

- Tak, chyba zapomniałaś o tym gdzie żyjemy, słowo głowy rodziny jest świętością, a ty je właśnie depczesz, jak błoto.

- Chcesz mi zrobić na złość bo nie bałam się tobie sprzeciwić – Nie wierzyłam w to co robi, wyciągnął smartfona z kieszeni i wybierał numer do Arrigo. Ależ zawrzało we mnie, podeszłam do niego szybko i wytrąciłam mu go z reki.

- Nie zrobisz tego!- Krzyknęłam i stanęłam do niego twarzą. Nie bałam się go, nie bałam się jego gniewu.

- Jak śmiesz – I wtedy nastąpiła rzecz której oboje mogliśmy pożałować, papa zamachnął się na mnie. Jego dłoń zawisła w powietrzu, patrzyłam na niego poruszona, a ona jakby dopiero teraz spostrzegł co chciał zrobić. Opuścił dłoń wzdłuż swojego tułowia. A mnie aż zaszkliły się oczy.

- Chciałeś mnie uderzyć!? – Zapytałam ledwo tłumiąc łzy. Spojrzałam na Saverię, która stałą na swoim miejscu patrząc pustym wzrokiem na nas. A więc już wiedziałam, że jej to robił, miałam tylko nadzieję, że to był pojedynczy incydent.

- Jesteś tak krótkowzroczny. Nie kierujesz się moim dobrem, tylko dbasz o siebie. W tym wszystkim chodzi o wsparcie, którego od ciebie nie otrzymałam. I wiem, że nie otrzymam.

Wyminęłam siostrę, zatrzasnęłam drzwi do swojej sypialni i pozwoliłam jakże ciężkim łzom opaść na moje policzki. W ostatnimi czasie przeszłam przez piekło, którego nie życzyłabym swojemu najgorszemu wrogowi. Każdego dnia walczę, by moje życie wrócił do normy, ale co z tego skoro ten tam za drzwiami uniemożliwia mi to. Naprawdę nie sądziłam, że mój ojciec okaże się tak wielkim ignorantem. Nie wytrzymam z nim, ani minuty dłużej, niewiele myśląc wybrałam na swym telefonie połączenie go Arrigo.

Chce mnie kontrolować, każdy aspekt mojego życia, tak? To teraz przekona się, jak to jest kiedy nie może nic robić. Kiedy utraci nade mną jakąkolwiek władzę, w końcu poczuję się wolna.


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top