13
Arrigo
Carllo wydawał się być zmieszany moimi słowami. Zamrugał kilkakrotnie, pokręcił głową, jakby to co przed chwilą powiedziałem do niego nie docierało. Gdyby zgodził się na mój pomysł zdjąłbym z ramion tej rodziny ogromny ciężar. Elisa wyszłaby dobrze za mąż i nikt nie dowiedziałby się o tym co się stało, a rodzinna reputacja zostałaby niezachwiana. Mężczyzna spojrzał na mnie po dłuższej przerwie i patrzył na mnie tak jakby widział pierwszy raz w życiu.
- Arrigo – Wypowiedział moje imię z naciekiem na r.
- Nie mogę wymagać od ciebie, abyś tak bardzo poświęcał się dla mojej córki – Rzekł w końcu.
- Carllo z całym szacunkiem, ale macie inne wyjście? – Wtedy on popatrzył przed siebie.
- Znasz mnie, jak mało kto, szanuję cię. Będę także szanować Elisę – Zapewniłem.
- Wiem – Odparł, mimo wszystko widziałem wypisaną na jego twarzy ostrożność i zawahanie. Przyznam poczułem się nico urażony jego reakcją. Carllo chyba nigdy nie postrzegał mnie, jako potencjalny materiał na męża dla swojej córki. I chyba tu jest pies pogrzebany. Zacząłem się niecierpliwić, a moje myśli sunęły w naprawdę dziwnych kierunkach. Co prawda Carllo jako jeden z nielicznych pokazał swoją postawą, że akceptuje mnie mimo piętna zdradzieckiego ojca. To jednak nie mogłem odsunąć od siebie odczucia, że to przez ten fakt nie chce mi oddać Elisy.
- Czy to przez to, że jestem synem zdrajcy? -Zapytałem zimnym głosem.
- Chyba za nisko mnie cenisz chłopcze skoro zadajesz takie pytania – Odpowiedział równie poważnie.
- Bardziej boję się o swoją córkę, ty jesteś diabłem w ludzkiej skórze i wiesz co mam na myśli – Obdarzył mnie wymownym spojrzeniem. A w jasno brązowych tęczówka zobaczyłem obawę.
- Nie masz hamulców, a co jeśli nie będzie chciała skonsumować tego małżeństwa, co w tedy zrobisz?
- Nic, uszanuję to - Odpowiedziałam pewnie.
- Małżeństwo to świętość, jeśli przyrzekniesz przed Bogiem jednej kobiecie wierność, będziesz się tego trzymał? – Chyba już rozumiem do czego zmierza ta rozmowa, a raczej co ma na celu Carllo. Chcę abym żeniąc się z Elisą pozostał jej wierny, nawet jeśli nie będzie między nami zbliżeń.
- Doskonale zdaję sobie z tego sprawę, czy uważasz mnie za tak głupiego, że nie wiem z czym wiąże się małżeństwo. Naprawdę musisz to sprawdzać, mnie sprawdzać? – Carllo zamilkł. Czułem jednak pod skórą, że mimo wszystko, mimo całej tej porąbanej sytuacji nie chciałby mnie na swojego zięcia. Ale cóż życie bywa przewrotne, szczerze tylko ja mogłem uratować reputację dziewczyny. Cokolwiek bym nie zrobił, powiedział nigdy nie będę w jego oczach wystarczająco dobrym kandydatem na męża.
Elisa została zatrzymana w szpitalu na miejscu została z nią Saveria. Odwiozłem Carllo do domu. Zanim ten opuścił auto przypomniałem mu jeszcze o mojej pozycji. Nie rozumiałem, dlaczego miał obawy, dla mnie to był układ idealny, i szczerze bardziej robiłem to dla niej niż dla siebie.
Jeszcze tego samego dnia pojechałem do domu rodziców. Musiałem rozmówić się z Leonardem. Fakt, że ktoś dopuścił się takiego czynu wobec naszej kobiety był niepokojący. A nowo wypracowany system, w którym kobiety mogły podjąć pracę, czy studiować mógł się posypać. I starania mojej głupiej siostry poszły by do kosza. Leonardo osobiście piastował na tym piecze, w końcu to jemu zależało na tym wszystkim bardziej niż komukolwiek. Nie zdziwiłem się gdy w gabinecie było obecny także Giorgio. Gdy wszedłem do środka szwagier zmierzył mnie wrogim spojrzeniem.
- Arrigo co cię tu sprowadza? – Zapytał Leonardo z nad dokumentów.
- Elisa Carello została zgwałcona – Giorgio obrócił się do mnie głową obdarzył zaciekawionym spojrzeniem. A Leonardo ściągnął okulary i wstał od biurka.
- Mówisz poważnie? - Zapytał oniemiały.
-Tak
- O kurwa! – Wuj przejechał dłonią po swoich włosach. Wydał sfrustrowany jęk.
- Jak mogło do tego dojść – Rzucił Giorgio.
- Chyba powinniśmy się zastanowić, co zrobić by zapobiegać takim sytuacja w przyszłości – Rzuciłem ignorując obecność szwagra.
- No i jaki masz pomysł – Zapytał z powątpiewaniem szwagier rozsiadając się wygodniej na krześle, z pewną miną. Nawet nie krył się z niechęcią wobec mojej osoby, jakby sam był kurwa święty i nie zabił nigdy człowieka czy skatował na śmierć.
- Myślę cały czas o tej sytuacji, przecież nie jesteśmy w stanie zapewnić wszystkim kobietą ochrony, a i nie będziemy ingerować w ich życia i narzucać kolejnych restrykcji. Nie teraz, kiedy pozwoliliśmy im na tak dużą swobodę. Może to zbyt drastyczne, ale myślałem o tatuażach – Leo podrapał się po brodzie, wyglądał na szczerze zaintrygowanego tym pomysłem.
- Że niby co? - Oburzył się Giorgio.
- Mamy znakować nasze kobiety jak bydło? – Dodał niezadowolony prychając pod nosem.
- A masz inny pomysł? – Odpowiedziałem mu wkurzony. Mój szwagier był czasem bardziej wkuwający od mojej siostry. Będzie krytykował ten pomysł, ponieważ jest mój. A trzeba działać szybko nim kolejnej kobiecie przytrafi się coś takiego. Byliśmy mafią według niektórych złem wcielonym, ale swoich chroniliśmy, tym bardziej nasze kobiety. To co przytrafiło się Elisie na moim terenie uważam za osobistą porażkę.
- Mów dalej – Zachęcił mnie wuj, który przysiadł na roku biurka zaplatając dłonie na piersi.
- Mały nierzucający się w oczy tatuaż, powinien znajdować się na nadgarstku, albo w jakimś innym widocznym miejscu. Wtedy potencjalny oprawca, będzie wiedzieć, że napadając na naszą kobietę bezpośrednio naraża się nam – Wyciągnąłem z kieszeni spodni kartkę. Rozłożyłem ją i położyłem na biurku.
- Co to? – Zapytał zaciekawiony wuj.
- Szkic ewentualnego tatuażu, to jest tylko moja propozycja a finalnie może być zupełnie inny - Wytłumaczyłem.
- Hm – Wuj wziął do ręki kartkę i spojrzał na rysunek. Naszkicowałem insygnię naszej organizacji, które wyglądało, jak dwie litery nałożone na siebie W oraz I opleciona winoroślą.
- Uważam, że to dobry pomysł - Powiedział Leonardo, w jego oczach zobaczyłem uznanie. Odetchnąłem z ulgą.
- Co? No Leo weź przecież to niedorzeczne – Obruszył się Giorgio. Leonardo spojrzał na swego przyjaciela z uniesioną brwią.
- Według mnie Arrigo wpadł na świetny pomysł z tym tatuażem.
- Sandrze też każesz sobie wytatuować to na ciele!? - Zapytał oniemiały faktem, że Leonardo zgodził się na mój pomysł.
-Tak, i ty swoją żonę poprosisz o to samo - Odpowiedział mu.
- Trzeba będzie zorganizować całe te przedsięwzięcie, zajmiesz się tym Ariggo?
- Oczywiście – Leonardo zabrał z krzesła marynarkę narzucił na siebie.
- Muszę złożyć wizytę Carllo – Powiedział. Podszedłem do wuja bliżej, zatrzymując go.
- Mam jeszcze jedną sprawę, ale wolałbym abyśmy odbyli ją w cztery oczy – Rzuciłem. Giorgio wstał z ociąganiem.
-Już mnie nie ma – Wychodząc trącił mnie ramieniem. Co za pieprzony koleś, co chciał mnie ukarać za to jak potraktowałem jego żonę. Zwisało mi jego zachowanie, bo w końcu wszystko zostało wyjaśnione, a ja miałem święty spokój od swojej siostry. Odszedłem kilka kroków od wuja, zwiększając tym między nami dystans, przyznam trochę obawiałem się jego reakcji, jego zdanie było dla mnie bardzo ważne.
- Poprosiłem Carllo o rękę Elisy – Leonardo wydał się szczerze zaskoczony moimi słowami.
- Aha? - Wydukał.
- Mało co mną porusza, ale los tej dziewczyny ciąży mi na wątrobie. A oni wszyscy przeżywają jej reputacje bardziej niż ten gwałt - Wytłumaczyłem.
- I dlatego bawisz się w dobrego samarytanina? – Zapytał patrząc mi prosto w oczy.
- Nie, bynajmniej to, nie jest dla mnie zabawą.
- Więc czym jest, aktem litości? – Leonardo spojrzała na mnie zaciekawiony.
- Też nie - Westchnął głęboko, pogładził się w zamyśleniu po brodzie.
- Arrigo, wiesz z czym się to wiąże, ona została zgwałcona, będzie miała traumę. Zastanów się dwa razy czy chcesz się z tym zmierzyć. Czy masz w sobie tyle cierpliwości. Bo dotarcie do niej po takim czymś może być bardzo trudne, jednak uszanuję twoją decyzję, mimo wszystko.
- Lubię Elisę, podoba mi się jako kobieta. I kurwa szlak mnie trafia na myśl, że ktoś wyrządził jej krzywdę! – Rzuciłem podniesionym głosem.
- Dlatego chcę oszczędzić jej wszystkich tych złych następstw tamtego czynu.
-W takim razie dobrze, synu będzie tak, jak chcesz. Tylko żebyś potem nie żałował.
-Nie będę.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top