Epilog

Poprawiłam blond perukę i usiadłam obok Davida, który co i rusz zaciskał palce na spodniach od garnituru, bądź podnosił prawą dłoń i przygryzał skórki, wokół paznokci. Cały był spocony, a lewa noga drżała niemiłosiernie. Sama starałam się zachować powagę, ale również odczuwałam strach i lęk.

- Proszę wstać. Sędzia Bob Timothy Frisco nadchodzi. - starszy mężczyzna, w okrągłych okularach podszedł do swojego miejsca i pokazał, żeby usiąść. Spojrzałam na Borysa, który siedział w ławce oskarżonego, ubrany w pomarańczowy kombinezon, a na nadgarstkach miał założone kajdanki, a niedaleko niego stało kilku policjantów.

- Od razu ogłosi werdykt. Bez żadnej obrony, bez żadnego ale. Możemy się z nim pożegnać... - mruknął czarnoskóry. Spojrzałam na niego spod byka, dając mu do zrozumienia, że to jeszcze nie koniec zabawy. - Jakiś plan?

- Wszystko się dopiero rozkręca. - spojrzeliśmy na sędziego, który wyczytywał akta bruneta.

- Usilne zabójstwo służb Federalnego Biura Śledczego, zamach na umundurowanych służb Federalnego Biura Śledczego, współudział w zabójstwach, udział w mafii. Czy na sali jest ktoś, kto pomagał przy wyczytanych przewinieniach? - brunet odwrócił się w naszą stronę i spojrzał groźnym wzrokiem, na moją osobę. Posłałam mu tylko przepraszającą minę, ale ten zdążył się odwrócić.

- Nie ma nikogo. - mruknął, a sędzia ułożył równo wszystkie dokumenty i złapał za swój młotek. Zdziwiłam się, że mnie nie zdradził. To oznaczało jedno. Ufał mi na tyle, że wyciągnę go, zanim trafi do więzienia.

- Przykro mi chłopcze. Jesteś zwolniony ze stanowiska pracy jako policjant, a przede wszystkim, jako Młodszy Aspirant i nie masz prawa do powrotu na to stanowisko. Również za złamanie wielokrotnie prawa, zostajesz skazany na czterdzieści lat pozbawienia wolności. Koniec sprawy. - uderzył trzy razy, a policjanci złapali bruneta pod ramię i wyprowadzili z sali, kierując się do autobusu więziennego.

- Lepiej myśl szybko, bo jak odjadą, nie zobaczymy go więcej. - spojrzałam na niego obojętnie i złapałam za telefon. Wybrałam szybko numer i dalej patrzyłam na niego obojętnie, przystawiając do ucha urządzenie.

- Słucham, Szefowo. - odezwał się, Tim, a na mojej twarzy wymalował się uśmiech, który skrywał zwycięstwo.

- Już czas. - mruknęłam, a chłopak się rozłączył. Zaraz potem słychać było porządny wybuch i panikujących ludzi. Od razu pobiegliśmy na miejsce zdarzenia. Kilka metrów dalej stały płonące auta a policjanci zajęli się uspokajaniem tłumu. Wtem zobaczyłam mundurowego, który prowadził Borysa z przykrytą głową, do samochodu. Gdy na drodze spotkał jakiegoś kolegę, od razu utrzymywał go w przekonaniu, że będzie bezpieczny. - To on. Jedziemy do domu. - mruknęłam i ruszyłam do samochodu, a David za mną. Wsiedliśmy do czarnego BMW i skierowaliśmy się do domu Rodriguezów, gdzie będzie jechał policjant z Borysem.

Ciąg dalszy nastąpi

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top